Reklama

Raport z Turcji: Widzew wstał po Gongu. Polski sędzia szastał kierami

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

26 stycznia 2024, 21:15 • 5 min czytania 2 komentarze

Wisła Kraków lata temu przeżyła słynne „Bach, bach, Karabach”, a Widzew Łódź mógł mieć „Gong, Gong, Gong”. Okoliczności były co prawda znacznie mniej doniosłe, ale każde sprowadzenie na ziemię boli. Dlatego wyciągnięcie wyniku sparingowego starcia z AS Trenczyn trzeba uznać za promyczek nadziei.

Raport z Turcji: Widzew wstał po Gongu. Polski sędzia szastał kierami

Wiadomo, jaka jest ta zima dla Widzewa Łódź. Sprzedaż jednego z najlepszych bramkarzy Ekstraklasy bez dogranego wcześniej następcy była proszeniem się o kłopoty.

Kłopotem, choć wywołanym głównie przez pecha, jest też kontuzja Ivana Krajcirika, który ostatecznie w miejsce Ravasa wskoczył.

Wystawienie klubu przez Emmanuela Boatenga, który był już w drodze do Polski, ale do Turcji dotarł jako zawodnik Konyasporu, też trochę namieszało.

Przeciągające się rozmowy o nowym kontrakcie z Bartłomiejem Pawłowskim budziły niepokój.

Reklama

Jeszcze gorzej wyglądało ociąganie się w tematach pozostałych transferów, gdy drużyna pilnie potrzebowała uzupełnień oraz wzmocnień.

Gdzieś w tle pojawiały się nawet doniesienia o zgrzytach wewnętrznych. „Gazeta Wyborcza” sugerowała konflikt trenera Daniela Myśliwca z trenerem mentalnym Pawłem Frelikiem. Coś w tym temacie musi być na rzeczy, bo wieści o mizernej, acz bardzo kosztownej pracy Frelika hulają, aż huczy.

Tak, szukanie plusów w obozie Widzewa nie jest zadaniem łatwym. Trener Myśliwiec nie traci jednak uśmiechu z twarzy i kolekcjonuje nieliczne dobre chwile, lepiąc z nich fundament do walki o spokojny ligowy byt.

Widzew odrobił straty z Trenczynem

Koniec końców przecież Widzew Łódź nie przegrał tej zimy ani jednego sparingu. Nawet więcej, bo nie chodzi o suche wyniki meczów kontrolnych. Zespół z Miasta Włókniarzy:

  • poradził sobie z problemem przełożonego meczu z Radomiakiem, na który ostatecznie musiał dojechać, zamiast grać go rzut beretem od Łodzi; wywiózł remis, wyglądał lepiej od rywala
  • rozniósł w pył coraz bardziej rozchybotaną łajbę „Warta”, wygrywając 5:1

A teraz odrobił straty z AS Trenczyn, mimo że po dziesięciu minutach był liczony dwukrotnie. Jak na skład, który trzeba szyć i kleić, przestawiając zawodników na nowe pozycje, czy wpuszczając do gry sporo młodzieży — na obóz zabrano trzech piłkarzy spoza kadry „jedynki” – nie wygląda to tak źle.

Zwłaszcza że rywal, skupiając się już tylko na meczu ze Słowakami, był więcej niż solidny.

Reklama

Słowacka drużyna pokazała gaz oraz pewność. AS Trenczyn ligowym potentatem nie jest, ale zespół pełen piłkarzy z Afryki pressingiem, techniką użytkową i organizacją sprawiał wrażenie rywala, który nawet w sparingu zawiesi poprzeczkę wysoko. Gdy Hilary Gong raz po raz mknął prawą stroną boiska, co przyniosło Trenczynowi bramkę oraz czerwoną kartkę dla Luisa Silvy, wydawało się, że oglądamy sequel „Nieustraszonego”.

Powoli jednak Widzew neutralizował działania oponentów i samemu zaczął odwdzięczać się tym samym. Bartłomiej Pawłowski wdzięcznym podaniem obsłużył Frana Alvareza. Bramkarz Spartaka staranował Imada Rondicia, myląc jego nogi z piłką, więc łodzianie wyrównali.

Słowaków ostatecznie okiełznano.

AS Trenczyn. Skąd tu tyle Afryki?

Choć może lepiej powiedzieć: Słowaków z afrykańską domieszką. AS Trenczyn wygląda tak, jakby „A” w jego nazwie odnosiło się do Czarnego Lądu. Trzech gości z Republiki Zielonego Przylądka. Pięciu z Nigerii. Jeden z Ghany. Wspomniany Gong wyglądał jak typowy skrzydłowy z szablonu: chłop z Afryki gnębiący naszych ligowców. Szybkość, niestandardowa kiwka, czysta radość z gry. Gdy wpakował piłkę do siatki na 2:0, na sąsiednim sektorze, który zajęli zmiennicy Spartaka, rozległy się okrzyki i przyśpiewki w bliżej nieokreślonym języku.

Ten wątek przyciąga uwagę, bo Trenczyn praktykuje afrykańskie transfery od lat. Sam nie wydaje na wzmocnienia złamanego grosza, za to proszę:

Gonga już kiedyś sprzedał, zgarniając dwie bańki euro od Vitesse.

Mosesa Simona, Oskara Bukariego, Samuela Kalu, Ibrahima Rabiu i Philipa Azango na przestrzeni lat sprzedał do Gentu za ponad trzy miliony w europejskiej walucie.

Paru z nich później błysnęło, zaliczyło kolejny, jeszcze droższy transfer. Nic dziwnego, że na trybunach skauci z Francji i Turcji obserwowali właśnie Trenczyn.

Interes się kręci, na funkcjonowanie drużyny wystarcza. Podpytaliśmy, o co w tym wszystkim chodzi, i wielkiego zaskoczenia nie ma. Ot, kontakty i konszachty z menedżerami robią swoje. Większość wymienionych nazwisk albo wywodzi się z GBS Academy, albo jest lub była związana z GBS Agency.

Problem jest jednak taki, że źródełko wysycha. Rozmówcy mówią nam, że Nigeryjczycy zwijają biznes, więc Trenczyn straci swoje koneksje. Ale w przyrodzie nic nie ginie, spokojnie. Kabowerdeńczycy, nowi w paczce, także wywodzą się z jednej stajni. Eynel Soares jest wyjątkiem, ale jego historia też musi być ciekawa – Słowacy wyrwali go z nicości, karierę wskrzesił po dwóch latach bez klubu.

Obrotni są, trzeba im to oddać.

Widzew Łódź – AS Trenczyn. Patryk Gryckiewicz pokazał trzy czerwone kartki

Równie zorientowani i zarobieni są chyba tylko polscy sędziowie, którzy przed chwilą rozpoczęli coroczne zgrupowanie w Turcji. Ledwie kilka dni temu analizowaliśmy na miejscu cennik miejscowych arbitrów na mecze sparingowe. Panowie z brzuszkami inkasowali po dwieście euro za spotkanie, nie licząc bonusów uzbieranych z łamaków natomiast ich jakość sprawiała, że sięgano nawet po sędziów sprowadzanych ze Stambułu.

Koszty jednak rosły. Wizyta takiego arbitra to już tysiaczek mniej w kieszeni.

Zastanawiamy się więc, czy PZPN przypadkiem nie stworzył perpetuum mobile, samofinansującej się machiny dla arbitrów. Przyjechało ich tu tyle, że swoje na obóz trzeba było wydać, ale że każdy z miejsca znajduje zajęcie podczas sparingowych gier, woreczek ze złotymi monetami znów powoli się zapełnia i koniec końców trochę można oszczędzić.

Oszczędzić nie udało się za to trzech zawodników Trenczyna i Widzewa. Wystarczyło kilka chwil, żeby Luis Silva wyleciał z murawy za błahostki. Patryk Gryckiewicz sędziował tak, jakby był na meczu ligowym. Z jednej strony: zrozumiałe, chodzi o naukę. Z drugiej: na koniec już obydwie strony zawodziły, że to tylko mecz kontrolny i sięganie po żółte kartoniki tak często, że aż tercet piłkarzy obejrzał je dwukrotnie, jest w takich warunkach anomalią.

Bo spotkanie Widzewa z Trenczynem nie było brutalne. Żadnych wejść grożących poważnymi faulami. Gdy raz piłkarze wpadli w siebie z impetem, błyskawicznie sami zaczęli sobie tłumaczyć, że lepiej cofnąć nogę, dla zdrowotności. Po kierze dla Silvy zawodnicy z Trenczyna podbiegli do sędziego Gryckiewicza i upewnili się, że pozwoli Widzewowi zrobić zmianę.

Żeby było fair. W końcu it’s only friendly jak łamanym angielskim przekazywali kolegom po fachu Nigeryjczycy.

Widzew Łódź – AS Trenczyn 2:2 (1:2)

Alvarez 35′, Pawłowski 62′ (karny) – Ibrahim 5′, Gong 9′

WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:

 

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

2 komentarze

Loading...