Coraz więcej wskazuje na to, że od nowego sezonu przepis o młodzieżowcu nie będzie obowiązywał na szczeblu Ekstraklasy. Dopóki jednak trzeba się z nim liczyć, warto sprawdzać, jak radzą sobie zawodnicy z tym statusem – aktualnie chodzi o wszystkich urodzonych nie wcześniej niż w 2002 roku. Podsumowujemy ich dokonania za rundę jesienną, wybierając piętnastu najlepszych.
Szczerze mówiąc, 2-3 ostatnie miejsca są już obsadzone na zasadzie „na bezrybiu i rak ryba”, ale uznaliśmy, że lepiej tak, niż kogoś pominąć przy ograniczaniu się do dziesięciu nazwisk.
Znamienne jest to, że nawet przy tak szerokich kryteriach w zestawieniu nie znalazł się… Kacper Tobiasz. Bramkarz Legii w tej rundzie więcej strzałów przepuścił (22) niż obronił (21), co najlepiej podsumowuje jego postawę. Chłopak systematycznie zaciera dobre pierwsze wrażenie, które sprawił jako numer jeden Legii. Pracy ma niewiele, lecz jak przychodzi co do czego, bardzo rzadko pomaga swojemu zespołowi, za to dość regularnie wydaje się, że przy jednym czy drugim golu mógł zrobić więcej. Z tego względu Tobiasza pomijamy. Sam fakt regularnych występów w czołowym klubie to jeszcze za mało, zwłaszcza że akurat nieźle broniących młodzieżowców aktualnie nie brakuje.
Z klasyfikacji wypadł także Tomasz Pieńko, za którym strasznie rozczarowujące miesiące. Pojedynczymi zagraniami czasami nadal wiele obiecuje, ale jedna asysta to wstydliwy dorobek.
Braliśmy pod uwagę zawodników, którzy rozegrali przynajmniej 10 meczów. Z tego względu odpadli Szymon Weirauch i Miłosz Matysik, którzy przy wyłącznie jakościowym kryterium mieliby cień szansy załapać się na końcówkę rankingu.
15. Mariusz Fornalczyk (Pogoń Szczecin)
Okres największej sodówki chyba za nim. Jego dryblingi częściej zaczynają mieć sens. Nie wyróżnia się już głównie zmieniającym się co chwila kolorem włosów. Kilka razy wniósł sporo ożywienia swoimi wejściami z ławki rezerwowych (od początku nie zagrał ani razu). Dobił Lecha Poznań w pamiętnej kanonadzie z września (5:0), a niedawno bramką po rykoszecie i kilkoma rajdami pomógł skruszyć defensywny mur Warty, co ostatecznie i tak dało tylko punkt.
Piłka seniorska szybko kasuje dryblerów. Słyszysz „podaj, nie kiwaj” i grasz bezpieczniej
Fornalczyk prawie zawsze może liczyć na jakieś minuty, jednak jego najbliższe perspektywy pozostają niezbyt ciekawe. Trudno liczyć na przełom. Kamil Grosicki na skrzydle jest nie do ruszenia, to wciąż jedna z gwiazd ligi. Dużo w zespole znaczy także Wahan Biczachczjan, choć tu nie można wykluczyć zimowego transferu. „Portowcy” dopiero co ogłosili potężną stratę finansową za zeszły sezon, potrzebują pieniędzy, a reprezentant Armenii ma obecnie największy potencjał sprzedażowy, co przyznał nam dyrektor sportowy szczecińskiego klubu Dariusz Adamczuk. Jeśli na nim zarabiać, to teraz, bo latem zostanie mu już ledwie rok do końca kontraktu.
Nawet jednak po spieniężeniu Biczachczjana i braku jego następcy pierwszy do grania będzie raczej inny młodzieżowiec Marcel Wędrychowski, który większość tej rundy stracił przez kontuzję. Inna sprawa, że jeśli Pogoń chce przedłużyć wygasającą za sześć miesięcy umowę Fornalczyka, będzie musiała go do tego zachęcić graniem.
14. Aleksander Bobek (ŁKS)
Miał bardzo obiecujące wejście do ligi, przy Łazienkowskiej zatrzymał Josue z rzutu karnego. W kilku meczach zrobił różnicę, nawet jeśli jego koledzy z pola totalnie zawodzili. Nie brakowało komentarzy, że ŁKS to Bobek i/lub Ramirez z Tejanem plus same koszulki. Dwukrotnie znalazł się u nas w kozakach.
Od spotkania z Cracovią w 10. kolejce coś zaczęło się psuć, na moment nawet Bobek stracił miejsce w składzie na rzecz Dawida Arndta. Popełniał wiele pomniejszych błędów, przestał dawać pewność drużynie. Do równowagi wrócił na koniec z Legią i Ruchem, co daje nadzieję, że najgorsze za nim.
Nie do końca jeszcze mamy wyrobione zdanie na temat tego bramkarza. Jakby nie było, na szczeblu centralnym występuje dopiero od półtora roku. Siłą rzeczy jakieś wpadki muszą się przytrafiać, ale ich częstotliwość nie może być tak wysoka jak w październiku i listopadzie.
13. Łukasz Gerstenstein (Stal Mielec)
Odkrycie początku sezonu i obowiązkowy rezerwowy w kadrze u grających w Fantasy Ekstraklasa. Stal tradycyjnie problem z młodzieżowcem rozwiązała poprzez jego wypożyczenie, tym razem sięgając po chłopaka z rezerw Śląska Wrocław. Wyraźniej nie odstawał, ale tak naprawdę mocniej dał się zapamiętać tylko z występu przeciwko Radomiakowi, gdy po solowej akcji z kontry zdobył efektowną acz dość szczęśliwą bramkę.
Druga część rundy to spadek akcji 19-latka, którego w pewnym momencie wygryzł Alvis Jaunzems. Albo inaczej: Gerstenstein prezentował się tak słabo, że Kamil Kiereś wolał wstawiać Łotysza i grać bez młodzieżowca. Podobnie jak w przypadku Bobka, chłopak nie wysłał jeszcze jednoznacznego sygnału, że Ekstraklasa to na dłuższą metę jego poziom i gdy PESEL przestanie być jego atutem, nie wyląduje gdzieś kilka poziomów niżej. W każdym razie, jakieś widoki są.
12. Kamil Lukoszek (Górnik Zabrze)
Gdyby nie potrzeba zwiększenia pola manewru wśród młodzieżowców, Górnik pewnie nie ściągnąłby swojego wychowanka po dwuletnim pobycie w Skrze Częstochowa. Nie jest to zawodnik, dla którego chodzi się na stadiony i prawdopodobnie nigdy nie będzie. Początki miał trudne. Rzucały się w oczy jego ograniczenia techniczne, zbierał sporo krytycznych recenzji. Kulminacją nieszczęść było wykluczenie w Białymstoku, gdzie zabrzanie przegrali aż 1:4. Po czasie Lukoszek został zrehabilitowany, Komisja Ligi anulowała mu czerwoną kartkę, ale wizerunkowe rysy pozostały.
Od pewnego momentu jednak chłopak wyraźnie okrzepł i zaczął być pożyteczny dla zespołu. Wciąż mało efektowny, ale bardziej efektywny. Potrafił nieźle dograć i groźnie strzelić, a w grze bez piłki zapewniał intensywność. Wydaje się, że przed nim dość ciekawe perspektywy, choć obstawialibyśmy, że prędzej w roli lewego obrońcy lub wahadłowego niż skrzydłowego, bo tutaj nadal brakuje mu trochę jakości i ofensywnych konkretów.
11. Oliwier Zych (Puszcza Niepołomice)
Gdyby nie perypetie Kewina Komara, zapewne nigdy nie zawitałby do Niepołomic. Taki a nie inny splot wydarzeń sprawił, że obie strony mogły sobie pomóc. Puszcza zyskała solidne zastępstwo dla mającego pozaboiskowe problemy bramkarza, a wypożyczony z Aston Villi Zych dostał okazję, by pierwsze kroki w dorosłym futbolu stawiać na boiskach Ekstraklasy. Wydaje się, że nikt (poza Komarem) nie żałuje, mimo iż średnia goli wpuszczonych na mecz przez tego bramkarza wynosi dwa.
19-latek błysnął z Radomiakiem (obroniony rzut karny Rafała Wolskiego), nieźle prezentował się też z Wartą i Górnikiem Zabrze. W kilku innych meczach dawaliśmy mu noty „4”, sugerujące, że mógł dać nieco więcej, ale wyraźnie nieudanego występu do tej pory nie zaliczył. Mały plus przy jego nazwisku.
10. Kajetan Szmyt (Warta Poznań)
Trochę spuścił z tonu względem poprzedniego sezonu. Liczby ma nawet lepsze, ale głównie dzięki czterem bramkom z rzutów karnych. Raz w tym elemencie zawiódł, marnując jedenastkę w końcówce spotkania ze Śląskiem Wrocław, co przesądziło o porażce Warty. Dość długo nie było nawet wyraźniejszych widoków, by zaczął notować konkrety z gry.
Stało się to dopiero w ostatnich tygodniach. „Normalne” gole z Piastem i Pogonią plus asysta z Widzewem poprawiły jego odbiór za rundę jesienną. Czy na tyle, żeby „Zieloni” mogli zimą liczyć na dobre pieniądze z jego transferu? Sami jesteśmy ciekawi, bo w klubie nikt nie ukrywa, że w najbliższym okienku młody skrzydłowy jest przeznaczony na sprzedaż. To ostatni dzwonek, gdyż jego kontrakt obowiązuje do czerwca 2025.
– Rynek transferowy, zwłaszcza zagraniczny, ma to do siebie, że trzeba budować swoją historię sprzedażową. Kajetan na pewno jest dziś zawodnikiem, którym interesuje się wiele klubów. Chcemy pokazać, że są piłkarze, którzy za istotne kwoty mogą wypływać z Warty na szersze wody i będą w nich swobodnie pływać. Jak najbardziej, jest to element naszej strategii – dopiero co przyznawał nam nowy prezes klubu Artur Meissner.
9. Dawid Drachal (Raków Częstochowa)
Raków to nie jest dobry klub dla młodych zawodników, którzy dopiero próbują ugruntować swoją markę w Ekstraklasie. Tym bardziej trzeba docenić przebłyski Drachala, mającego przed tym sezonem zaledwie 626 minut w polskiej elicie jako zawodnik Miedzi. Teraz już po jednej rundzie brakuje mu stu minut, żeby dobić do tamtego pułapu.
W europejskich pucharach Dawid Szwarga go nie wykorzystywał, ale w lidze regularnie dawał szanse. Młokos odwdzięczył się hat-trickiem z Ruchem Chorzów, czym przykuł uwagę szerszej publiczności.
Zaliczył też dwie asysty: ze Stalą Mielec po bardzo przytomnym dograniu do Papanikolaou i w Poznaniu z Lechem. Pod koniec jesieni jego akcje nieco spadły, w ostatnich czterech kolejkach zaliczył jedynie dwa epizody z ławki, ale długofalowo wydaje się, że najlepsze pod Jasną Górą dopiero przed nim.
Drachal: Wierzę, że kiedyś zdobędę Złotą Piłkę [WYWIAD]
8. Xavier Dziekoński (Korona Kielce)
Bardzo szybko wypłynął na szersze wody w Jagiellonii, ale zatonął w nich równie błyskawicznie. Wiosnę 2022 spędził już w trzecioligowych rezerwach. Potem odszedł do Rakowa, gdzie też grał w drugiej drużynie, a następnie udał się na wypożyczenie do drugoligowej Garbarni Kraków. Można było zacząć się obawiać, czy jego kariera jeszcze wyjdzie na prostą. Tak stało się dzięki tymczasowemu przejściu do Korony.
Dziekoński przez prawie całą rundę miał miejsce w składzie i przeważnie bronił solidnie. Nie notował olśniewających występów, ale stosunkowo rzadko miewał słabsze momenty. Za takie można uznać mecze z Puszczą (5:3) i Jagiellonią (2:2). Na sam koniec między słupkami zluzował go Konrad Forenc i wykorzystał okazję, co zapowiada rywalizację od początku podczas zimowego obozu. 20-latkowi udało się jednak wysłać sygnał, że piłkarsko wciąż żyje i ma się całkiem nieźle.
7. Michał Rakoczy (Cracovia)
To jeden z tych młodzieżowców, którzy na pewno graliby również bez tego przepisu, bo są po prostu ważni dla drużyny. Rakoczy w tej rundzie trzykrotnie zakładał w Cracovii opaskę kapitańską. Nie zmienia to faktu, że ciągle ma problemy z ustabilizowaniem formy. Bardzo obiecująco zaczął sezon, przebąkiwano nawet o możliwym powołaniu do dorosłej reprezentacji, ale z czasem mocno sprzeciętniał w swojej grze i w zasadzie tak już zostało do końca roku. Trzy bramki i dwie asysty nie imponują w przypadku ofensywnego zawodnika, który spędził na murawie grubo ponad 1300 minut.
Mimo to Rakoczy raczej prędzej niż później stanie się kandydatem do zagranicznego transferu. Przy Kałuży powinni jednak realnie wyceniać jego wartość i nie oczekiwać pięciu milionów euro, których nikt dziś za niego nie zapłaci, a raczej 2-3.
6. Albert Posiadała (Radomiak Radom)
Naszym zdaniem to obecnie najlepszy młodzieżowiec wśród ekstraklasowych bramkarzy. Trener Constantin Galca na starcie stwierdził wprost, że stawia na tego chłopaka z konieczności, ze względu na przepis, czym z pewnością nie podbudował go mentalnie. Ktoś mniej odporny mógłby się podłamać. Przez moment istniało zagrożenie, że po udanym debiucie z Pogonią Posiadałą faktycznie stracił rezon, z Wartą i ze Stalą wypadł słabiej. Później jednak po prostu robił swoje i przeważnie robił to dobrze.
Trzy razy oceniliśmy go na „7”, co oznaczało, że mocniej się wykazał i tyle samo razy znalazł się w kozakach. Aktualnie nawet bez żadnej podpórki wydawałby się faworytem do miejsca między słupkami Radomiaka. Jeżeli nie spuści z tonu, być może wkrótce to właśnie on pobije transferowy rekord klubu z Radomia, obecnie należący do Karola Angielskiego (milion euro).
5. Łukasz Bejger (Śląsk Wrocław)
Młodzieżowiec listopada w Ekstraklasie. Przestał być rzucany po pozycjach, razem z Aleksem Petkowem od początku tworzy duet stoperów Śląska Wrocław i zdecydowanie wyszło mu to na dobre, choć początek jeszcze tego nie zapowiadał. Bejger słabiutko prezentował się w przegranych meczach z Zagłębiem Lubin i Stalą Mielec, ale później już bardzo rzadko schodził poniżej przyzwoitego poziomu. Zdarzyło mu się to chyba jeszcze tylko z Wartą Poznań, gdy zagraniem ręką sprokurował rzut karny, którego nie wykorzystał Kajetan Szmyt.
Bejger: Lukaku śmiał się, że powinienem potrenować na siłowni
Jacek Magiera mocno ufa Bejgerowi i uczynił go zastępcą kapitana. Nie zawiódł się. Po kiepskim starcie defensywa Śląska stała się niezwykle trudna do sforsowania. WKS nie przegrał szesnastu kolejnych meczów, tracąc w nich tylko cztery gole z akcji, czyli mniej niż w pierwszych trzech występach.
Sam Bejger ostatnio nie ukrywał, że chciałby w tym sezonie otrzymać powołanie do dorosłej kadry, co dobitnie pokazuje, jakiej pewności nabrał. I kto wie, czy nie zrealizuje tego celu.
4. Filip Marchwiński (Lech Poznań)
Pierwsze tygodnie tego sezonu to pójście za ciosem po udanej wiośnie, podczas której Marchwiński wreszcie wskoczył na oczekiwany w Lechu poziom. Teraz zaczął od dwóch efektownych goli w Gliwicach, a we wrześniu dołożył kolejne trzy bramki i asystę. Zaowocowało to powołaniem przez Michała Probierza na październikowe mecze z Mołdawią i Wyspami Owczymi. W obu piłkarz Lecha wchodził na końcówki, rozpoczynając przygodę z seniorską kadrą.
Od tego momentu… wszystko się posypało. Główny problem Marchwińskiego nazywa się Mikael Ishak. Gdy kapitan „Kolejorza” wrócił do gry i formy, „Marchewa” na dobre został przesunięty z powrotem na pozycję nr 10. Na niej daje zespołowi znacznie mniej. Ostatnich dziesięć ligowych meczów to raptem jedna asysta i dużo zwyczajnie słabych występów.
Trudno znaleźć w tej sytuacji optymalne rozwiązane, bo przecież najlepiej opłacany w drużynie Ishak ot tak nie powędruje na ławkę, żeby młodemu się lepiej grało. Ciekawe, jaki pomysł ma tu Mariusz Rumak.
3. Arkadiusz Pyrka (Piast Gliwice)
Pod wodzą Aleksandara Vukovicia stał się czołowym prawym obrońcą ligi. Jeżeli samemu nie wykluczył się z gry (dwie żółte kartki we Wrocławiu), zawsze przebywał na boisku od początku do końca.
Do pełni szczęścia brakuje mu tylko liczb. Pyrka ochoczo podłącza się do przodu, swobodnie czuje się na połowie rywala. Statystyki to potwierdzają.
- 25 udanych dryblingów (8. miejsce w Ekstraklasie)
- 31 kluczowych podań (6. miejsce w Ekstraklasie)
- 1.29 xG
Przy tych współczynnikach zaledwie jedna asysta druga stopnia jest wynikiem wręcz zadziwiającym. No ale to efekt tego, że Piast jest zdecydowanie najbardziej nieskuteczną drużyną w całej stawce, strzelając 10 goli mniej niż powinien (18 przy xG 28.70). Koledzy kilka razy marnowali wysiłki Pyrki, zabierając mu asysty. Tak czy siak w Gliwicach mają łakomy kąsek transferowy. Już latem piłkarz ten był łączony z FC Basel.
2. Ariel Mosór (Piast Gliwice)
Nasz zwycięzca rankingu młodzieżowców w zeszłym sezonie. Utrzymuje wysoki poziom, choć tym razem musiał ustąpić miejsca na szczycie nowej postaci w lidze. Latem Mosór mógł odejść do norweskiego Molde, ale chyba bardziej na transferze zależało Piastowi niż samemu zainteresowanemu. Został i dobrze się stało, może spokojnie nabierać dalszego doświadczenia.
Mosór: Wpadłem w mentalny dołek. W Piaście odzyskałem pewność siebie
Mosórowi oczywiście zdarzają się słabsze momenty. Z Cracovią przy Okrzei w fizycznych starciach złomował go Kallman. W Białymstoku obejrzał czerwoną kartkę. Całościowo jednak mówimy o jednym z najlepszych stoperów Ekstraklasy, który mimo niezbyt imponującego wzrostu jak na środkowego obrońcę (184 cm), na swojej pozycji jest trzeci w lidze pod względem wygranych pojedynków w powietrzu (59). Do tego zawsze trzeba go pilnować, gdy w chodzi w pole karne przeciwnika. Ma już gola, asystę i wywalczony rzut karny.
Wydaje się, że najpóźniej latem będzie gotowy do sprawdzenia się w lepszym otoczeniu.
1. Dominik Marczuk (Jagiellonia Białystok)
Dwa gole, sześć asyst (najlepszy wynik w lidze), dwie asysty drugiego stopnia. Chłopak pojawił się w Ekstraklasie i został objawieniem. A jeszcze pół roku temu znali go jedynie uważni obserwatorzy I ligi, bo przecież w Stali Rzeszów z powodu kontuzji stracił mnóstwo czasu i rozegrał w niej tylko 17 meczów po awansie. Kolejny majstersztyk dyrektora sportowego Jagiellonii, Łukasza Masłowskiego.
Początek nie zapowiadał rewelacji. Marczuk zaczął z Rakowem na nominalnej pozycji, czyli prawej obronie i wypadł słabo. Jako wahadłowy z Puszczą również nie przekonał. Dopiero ustabilizowanie ustawienia na czwórkę z tyłu i przesunięcie na skrzydło pozwoliło mu rozwinąć… skrzydła. Zaczęło się od gola z Górnikiem Zabrze, później nadszedł niesamowity występ z Radomiakiem (trzy asysty) i chłopak powoli przebijał się do szerszej świadomości. W swoim sposobie poruszania się sprawia wrażenie lekko nieskoordynowanego i niechlujnego, ale przynosi to efekty.
Hat-trick asyst jak Szymkowiak. Kim jest Dominik Marczuk?
Finisz rundy był dla niego słabszy, zmarnował stuprocentowe sytuacje z Rakowem i Puszczą, ale za całokształt należy się co najmniej czwórka z plusem. A wszystko to kosztowało „Jagę” 43,5 tys. zł ekwiwalentu. Trzymamy kciuki za dalszy rozwój.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Adamczuk: Wszyscy widzą, jak fajną piłkę gramy. Zasłużyliśmy na więcej punktów [WYWIAD]
- Trela: Drzwi szeroko zamknięte. Trenerski rynek wewnętrzny dla Lecha nie istnieje
- Nieoficjalnie: Znika przepis o młodzieżowcu. Większość klubów Ekstraklasy chce jego likwidacji
- Knap: Nie chcę oglądać meczów. Zwyczajnie mnie nudzą [WYWIAD]
Fot. FotoPyK/Newspix