Reklama

Mamy to! Polki wygrały kluczowy mecz z Japonią

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

02 grudnia 2023, 22:29 • 6 min czytania 6 komentarzy

To miał być trudny mecz. I był. To miał być mecz, w którym zadecyduje w dużej mierze obrona. I zadecydowała. To był też jednak mecz liderek polskiej kadry, które spisały się doskonale. Ale przede wszystkim – to był mecz, po którym można uwierzyć, że Polki są w stanie osiągnąć w tych mistrzostwach świata naprawdę spore rzeczy. Biało-Czerwone po świetnym spotkaniu pokonały bowiem Japonki.

Mamy to! Polki wygrały kluczowy mecz z Japonią

Po dwa punkty na przyszłość

Dla Polek spotkanie z Japonią miało być kluczowe w pierwszej fazie mistrzostw świata. O meczu otwarcia z Iranem, który odbył się dwa dni temu, nasze reprezentantki mówiły wprost – to spotkanie, które trzeba wygrać. A potem wyszły na parkiet i dokładnie to zrobiły, nie pozostawiając reprezentacji z Bliskiego Wschodu większych złudzeń co do tego, jaka jest jej rola w grupie. Co ważniejsze, Polki od razu po tym meczu mówiły, że nie ma co za dużo myśleć o tym zwycięstwie. Bo przed nimi dalsza część roboty.

Mecz z Iranem został rozegrany i… teraz trzeba już o nim zapomnieć! Musimy skupić się na kolejnym przeciwniku, czyli Japonii. Takie mecze, jak dziś, potrafią być trudne, kiedy wynik jest tak wysoki na naszą korzyść. Koncentracja wtedy ucieka. Chciałyśmy rozegrać mecz z Iranem i wygrać. Najważniejsze jest jednak to, co dopiero nadchodzi – to słowa Magdy Balsam, polskiej skrzydłowej.

Możliwe, że najważniejsze nadeszło właśnie dziś. W grupie Polek poza Iranem i Japonią znajdują się też bowiem Niemki i to one są faworytkami do jej wygrania. Z Japonią rozegrały jednak pełne zwrotów akcji spotkanie i wygrały dopiero po rzucie na dwie sekundy przed końcem, jedną bramką. Stąd oczywistym było, że zawodniczek z Kraju Kwitnącej Wiśni lekceważyć nie można, ale też, że wygrana da nam pewne dwa punkty w kolejnej fazie grupowej (przechodzą tam trzy najlepsze zespoły fazy grupowej, które „zabierają” punkty zdobyte w meczach przeciwko sobie). Wyzwanie było jednak spore, choć w kadrze zapewniali, że wiedzą co robić.

Reklama

Do meczu przygotowywaliśmy się w standardowy sposób, czyli najpierw analiza wideo, potem krótki rozruch na siłowni w zależności od zmęczenia i potrzeb zawodniczek oraz trening na hali. W trakcie naszego spotkania mówiliśmy zarówno o grze w obronie, jak i w ataku zespołu z Japonii. Teraz musimy przełożyć to na parkiet. Rywalki to bardzo dynamiczny zespół, często zmieniający kierunki. Japonki zawsze walczą do końca, ale wiemy, gdzie są ich słabe strony i będziemy chcieli je wykorzystać, niwelując przy tym ich atuty, czyli szybkość i dynamiczność. Będziemy starali się podwajać krycie w obronie i przerywać akcje, by przeciwniczki nie zdobywały przewagi w sytuacjach jeden na jeden – mówił Adrian Struzik, drugi trener polskiej reprezentacji.

Jak to wszystko wyszło w praktyce? Cóż, naprawdę dobrze.

Piękne i ważne zwycięstwo

Początek był… zły. Owszem, to Polki pierwsze trafiły do bramki, ale potem cztery razy dały celnie rzucić Japonkom bez żadnej odpowiedzi. Dopiero wtedy nasze reprezentantki się obudziły, ruszyły do przodu i szybko doprowadziły do remisu. I w sumie tak wyglądał cały mecz – zwrotów akcji było dużo, co raz to jedna, to druga reprezentacja przejmowała inicjatywę i odjeżdżała rywalkom.

W pewnym momencie pierwszy poważniejszy kryzys w meczu przeżyły jednak Japonki. A Polki szybko z tego skorzystały, odskoczyły na trzy bramki i prowadziły 10:7. Znów jednak – pomyliłby się ten, kto założyłby, że od tego momentu Biało-Czerwone będą spokojnie grać swoje zawody. To nie ten rodzaj meczu, zresztą rywalki pokazały już w meczu z Niemkami, że straty odrabiać potrafią nawet w końcówkach. Trzeba było więc pozostać czujnym, co Polkom… wychodziło średnio.

Stąd do przerwy było ostatecznie 15:15. A po niej emocji wcale nie ubyło.

Bo choć nasze reprezentantki w okolicach 40. minuty prowadziły 24:21, to znów trzech bramek przewagi nie utrzymały. Ba, był nawet moment, gdy to Japonki wyszły na prowadzenie 27:26. Co jednak niezwykle istotne – Biało-Czerwone pokazały, że gdy przed turniejem mówiły o świetnej atmosferze w zespole i tym, że nastawiają się na rywalizację do ostatnich sekund każdego meczu, to nie kłamały. Utraconą przewagą zupełnie się bowiem nie podłamały, po prostu nadal robiły swoje. Bardzo dobra gra w obronie, w połączeniu ze świetną dyspozycją obu naszych bramkarek, poskutkowała odrobieniem strat i wyjściem na prowadzenie.

Reklama

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Prowadzenie, którego Polki już do końca nie oddały. I tu wypada napisać, że to zasługa… właściwie każdej z naszych zawodniczek. Owszem, wyróżnić można – a może nawet trzeba – szczególnie dwie. Monikę Kobylińską bo ta, jak przystało na liderkę kadry, zagrała fantastycznie. Trafiła 11 rzutów na 13 oddanych prób, do tego w kluczowych momentach brała odpowiedzialność we własne ręce. A oprócz niej Adriannę Płaczek, która wybroniła aż pięć (!) rzutów karnych. Bramkarka kadry mówiła jednak, że to dla niej najmniej istotna statystyka.

– To było trudne spotkanie. Wiedziałyśmy, że Japonki grają bardzo szybki handball. Były zwroty akcji, wiedziałyśmy, że musimy zagrać twardo w obronie. Pokazałyśmy, że potrafimy walczyć 60 minut. Ile obroniłam karnych? Nie liczę. Nieważne. Ważny jest zespół, cieszę się, że mamy wygraną. Miałyśmy bardzo dobre momenty w obronie, grałyśmy razem, łatałyśmy dziury, gdy któraś popełniła błąd. Tych kilka się wkradło, ale wygrałyśmy. Musimy poprawić kilka elementów, ale to zwycięstwo nas poniesie – twierdziła na antenie Viaplay.

Zwycięstwo to faktycznie cenne – przede wszystkim dlatego, że da nam dwa punkty w kolejnej fazie mistrzostw – ale też pod względem psychologicznym. Polki mogą się nim napędzić, wykorzystać je we wspomnianym przez Płaczek meczu z Niemkami. To z pewnością będzie trudne spotkanie, ale z naszymi zachodnimi sąsiadkami Biało-Czerwone grają często, dobrze je znają i zwykle są to wyrównane mecze. W dobrej formie z pewnością jest to ekipa do ogrania. A wygląda na to, że do Danii – gdzie rozgrywają mecze swojej grupy – Polki tę formę przywiozły.

A do tego przywiozły też ambicję, waleczność, zaangażowanie i – co najważniejsze – kolektyw. To wszystko ma im dać upragnioną 1/4 finału, którą wyznaczały sobie za cel przed startem turnieju. Pierwszy krok na drodze do tego celu wykonały właśnie dziś.

– Piękne emocje, naprawdę. Tak bardzo tego chciałam, cała drużyna chciała. Było to dziś widać na boisku. Mimo paru wypadków, które się przydarzyły, cieszę się, że wszystkie się podniosłyśmy i wygrałyśmy ten mecz. Chwilę się dziś pocieszymy, bo tego nam zabrać nie można. Ale potem regeneracja, pomoże nam sztab medyczny, i będziemy gotowe na mecz z Niemkami – mówiła Monika Kobylińska w Viaplay.

Mecz z Niemkami w poniedziałek o 20.30. Zwyciężczynie do drugiej fazy wyjdą z czterema punktami i staną na pole position do awansu do ćwierćfinału.

Polska 32:30 Japonia

Fot. Newspix

Niepodpisane cytaty pochodzą z oficjalnej strony Związku Piłki Ręcznej w Polsce.

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka ręczna

Komentarze

6 komentarzy

Loading...