Reklama

Legień: Czytałem, jak zawodnicy zapewniali, że jadą po złoto. Potem przegrywali pierwszą walkę

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

29 listopada 2023, 17:05 • 9 min czytania 2 komentarze

Waldemar Legień to legenda polskiego judo i sportu olimpijskiego. Mimo tego, że karierę zakończył w wieku zaledwie 29 lat, zdążył uzbierać dwa złote medale olimpijskie i stertę krążków z mistrzostw świata oraz mistrzostw Europy. Od 1993 roku mieszka już we Francji, gdzie na przedmieściach Paryża szkoli młodych judoków. W rozmowie z Weszło Polak opowiedział o przyszłorocznych igrzyskach, tajemnicy sukcesów francuskiego judo i problemach polskiego, a także mentalności współczesnych sportowców.

Legień: Czytałem, jak zawodnicy zapewniali, że jadą po złoto. Potem przegrywali pierwszą walkę

To dziewiąty artykuł z realizowanego we współpracy z ORLEN S.A. cyklu „Droga do Paryża”, opowiadającego o igrzyskach olimpijskich, który do końca roku będzie ukazywać się na naszym portalu.

***

KACPER MARCINIAK: Pamięta pan nastroje we francuskim narodzie, po tym, jak Paryż otrzymał prawo do organizacji igrzysk?

WALDEMAR LEGIEŃ: Oczywiście, oglądałem wtedy telewizję. Powiem tak, na pewno w 2012 roku, kiedy przegrali z Londynem, byli niezadowoleni. Bo wszystko wskazywało na to, że już wtedy Francja zorganizuje igrzyska. A więc jak raz jej się nie powiodło, ale potem jednak udało, to nastąpiło poczucie ulgi. Już raz Paryż był zresztą gospodarzem, w 1924 roku [nawet dwukrotnie, po raz pierwszy w 1900 roku – przyp. red.]. Na dobrą sprawę w Racingu, klubie, w którym pracuje, część instalacji była wykorzystywana właśnie podczas organizacji olimpijskiej imprezy.

Reklama

Nie mówię tu nawet o judo, bo nasz klub ma więcej sekcji. Jak lekkoatletyczną. Jest to więc spory kawał historii. Skoro infrastruktura, które posłużyła przecież prawie sto lat temu, w dużej części istnieje do dzisiaj.

Waldemar Legień w czasie kariery zawodniczej. Fot. Newspix

Z perspektywy francuskich sportowców: igrzyska w ich kraju stanowią podwójną motywację.

Tak, choć ja nie mam nikogo, kto na nich wystąpi. Dzisiaj nasz klub nie jest aż tak mocny. To wszystko kwestia pieniędzy, mieliśmy pewny kryzys i teraz się odbudowujemy. Ale nasi zawodnicy czy zawodniczki są na tyle młodzi, że mogą celować dopiero w igrzyska w Los Angeles. To przyszłościowa grupa, ale musi jeszcze wejść na ten najwyższy poziom.

Poza tym judo we Francji jest tak mocne, że w każdej kategorii wagowej jest już z dwóch, trzech zawodników, którzy prezentują olimpijski poziom. Między nimi trwa wewnętrza rywalizacja. Oczywiście część osób jest już wyłoniona, wstępne decyzje zostały podjęte. Ale jeszcze pozostało trochę turniejów, żeby wzmocnić swoją pozycję.

Reklama

Francuzi zresztą nie potrzebują kwalifikacji olimpijskich jako gospodarze. Mają po prostu miejsca na igrzyska, które muszą rozdysponować. Tak to też działa zresztą, że francuska federacja sama na koniec decyduje, jaki zawodnik startuje na igrzyskach. Kiedy w przypadku na przykład Kanady wszystko zależy od pozycji na światowych listach, a Japończycy, kolejna potęga w judo, organizują swój wewnętrzy turniej kwalifikacyjny. Natomiast Polska po prostu stara się wywalczyć jak najwięcej kwalifikacji. Nie mamy takiej wewnątrzkrajowej walki o przepustki.

Dla trenera judo Francja to chyba wymarzone miejsce do pracy. Potencjału, zawodników jest na pęczki.

Wie pan, Polska również ma potencjał. Nawet jeśli jesteśmy nieco mniejszym krajem. We Francji jednak jest też inna struktura. W każdej szkole istnieją zajęcia na zasadzie „SKS-ów”. To taka podstawa – młodzież przychodzi poćwiczyć raz, dwa razy w tygodniu. Dalej trzeba powiedzieć o popularności. Judo to drugi, trzeci sport w kraju. Oficjalnie trenuje go 600 tysięcy ludzi, licząc tylko tych, którzy mają licencję.

Nieoficjalnie może być ich około milion. Oczywiście w tym przypadku nie mówimy o wyczynowcach, tylko po prostu osobach rekreacyjnie zajmujących się judo. W swoim klubie mam na przykład osobę, która ma 78 lat. Przychodzi powiedzmy raz w tygodniu na trening i stanowi część zawodników, którzy są zarejestrowani we francuskiej federacji.

Takie pojedyncze nietypowe przypadki też świadczą o popularności.

Generalnie wszystko tutaj wygląda inaczej. W Polsce mamy kadrę, która się przemieszcza. A we Francji mówi się o czymś takim jak „pole espoirs”. W różnych regionach istnieją punkty, w których grupuje się zawodników. Mają zapewnioną szkołę, internat. Wszystko na miejscu. Rano robią trening, potem dopiero idą na lekcje, wieczorem znowu trenują. Trochę to działa jak u pływaków.

Oczywiście aby wejść w takie realia, trzeba prezentować dany poziom. Więc już wtedy mamy do czynienia z selekcją. Najlepsze pole espoirs są w Strasburgu, Orleanie, ale też choćby w Paryżu, jeśli ma pan w klubie na przykład dwóch dobrych zawodników, to nie będzie problemu trochę się przemieścić i znaleźć im godnych sparingpartnerów. Nie trzeba się martwić, że komuś zabraknie mocnej konkurencji.

Gdybyśmy mieli prześledzić najlepszych francuskich olimpijczyków, to bez wątpienia znalazłyby się wśród nich Teddy Riner, właśnie judoka.

No tak, to dziesięciokrotny mistrz świata, trzykrotny mistrz olimpijski. Ma też brązowe, srebrne medale. Co ja mogę powiedzieć, jest niedościgniony. Może w Paryżu znowu będzie na szczycie. Ostatnio zresztą triumfował na mistrzostwach świata, choć to było trochę dziwne zwycięstwo.

Został rzucony, ale akcja została nieuznana. Potem on rzucił i akcję już uznano. Został mistrzem świata, ale kilka dni później cofnięto decyzję i przyznano dwa złote medale. Co w sportach walki się raczej nie zdarza. Dla mnie to wręcz totalna bzdura. Bo jak w judo ma wygrać dwóch, a nie jeden?

Nie ukrywam, że podchodzę do dzisiejszego sędziowania bardzo negatywnie. Czasami nie jestem w stanie powiedzieć, jak zakończy się walka. Dana akcja w dwóch różnych turniejach może być inaczej traktowana. Raz zawodnik wyjdzie za matę i jest okej. A potem wyjdzie i już jest źle. Mówimy o rzeczach, które nie są do końca sprecyzowane. Wszystko zależy od interpretacji sędziów. Co sprawia, że można niejako sterować walkami i rozstrzygnięciami.

Naszym problemem jest też liczba zmian. Trudno za tym nadążyć. Może mieć pan technikę, którą trenuje dziesięć lat. A nagle pan usłyszy, że od stycznia ta technika jest już niezgodna z przepisami. I co wtedy zrobić? Bo przecież pewnych automatyzmów się od razu nie wymaże. Szczególnie w czasie walki, kiedy dochodzą stres, presja. No ale jedno jest pewne: od teraz do igrzysk się już nic nie zmieni.

Czy w judo jest coś ważniejszego niż pewność siebie? Zarówno przed swoimi pierwszymi, jak i drugimi igrzyskami zapewniał pan, że chce zdobyć złoty medal.

Myślę, że każdy chce zawsze wygrać. Ale co innego jest mówić, a co innego robić. Czytałem już wiele artykułów, w których zawodnicy zapewniali, że jadą po złoto. A potem przegrywali w pierwszej walce. Miałem też zawodników, którzy po obejrzeniu losowania oznajmiali, że już są w półfinale. Kiedy ich przygoda czasem kończyła się na przykład na drugiej rundzie.

W wielu sportach jest zresztą tak, że może być pan bardzo dobry, a potem trafi się jedna akcja rywala i pan przegrywa. To czasem zdarzało się wielkim mistrzom. Wystarczy jeden błąd. Mówimy w końcu o poziomie, na którym o wszystkim decydują ułamki sekund.

Na przykład w piłce nożnej, jak się straci gola w pierwszej połowie, to dalej można to odrobić. Podobnie w koszykówce. Tam też strata punktowa nie jest końcem świata. Ale w judo, kiedy się spada na plecy, to jest już koniec walki. Takie są realia tego typu dyscyplin. Zresztą nie mówię tylko o sportach walki. Bo przecież w pływaniu, na krótkich dystansach, nawet najmniejszy błąd bywa kosztowny.

Oczywiście trzeba być pewnym siebie. To pomaga, nawet kiedy jest się trochę gorzej przygotowanym niż zazwyczaj. Bo też nie da się być zawsze w idealnej formie. Każdy znakomity sportowiec miewa zawody, które wygrywa, ale po wielkich trudach.

Chciałbym zahaczyć o kultową anegdotę: w czasach, kiedy pan startował, za zwycięstwa zarabiał pan miliony. Choć jak wiemy: jest to mylące.

Tak, kiedyś się mnie Francuzi zapytali, czy mieliśmy jakieś premie za wygrane turnieje. I powiedziałem, że mogę się mylić, ale dostałem sto milionów za medal mistrzostw świata. Więc oni, jak usłyszeli „sto milionów”, to wyglądali jakby mieli się przewrócić. No tylko właśnie, wtedy za taką kwotę można było sobie kupić małą lodówkę, która obecnie kosztuje pewnie ze sto euro. Tak wyglądało to przełożenie.

SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ

Pana rywale w olimpijskich finałach również poszli w trenerkę i w końcu zostali szkoleniowcami reprezentacji narodowych. Pan natomiast takie oferty, z Francji czy Polski, odrzucał. W przyszłości się to jeszcze zmieni?

Nie, na pewno się nie zmieni. Jeśli chodzi o federację francuską: formuła pracy jest bardzo specyficzna. Nie za bardzo mógłbym robić to, co bym chciał. Plus finansowo ta oferta nie była jakaś bardzo ciekawa. Dobrze zarabiam w klubie, więc nie będę za podobne czy mniejsze pieniądze pracował w kadrze, w której jest więcej wyjazdów, większe wymagania i generalnie więcej pracy.

W przypadku Polski: pojawiało się zainteresowanie moją osobą, ale tak naprawdę nigdy nie przedstawiono mi dokładnego kontraktu. Musiałbym zatem przewieźć do Polski całą rodzinę, nie mając ani pewności finansowej, ani pewności w przypadku długości pracy. Mogło dojść do sytuacji, w której popracowałbym rok i tyle.

To zatem nie było specjalnie interesujące. Jeśli miałem dobre warunki w Racingu, to nie chciałem ich na siłę zmieniać. A teraz? Wyjazdów, w przypadku trenera kadry, jest jeszcze więcej. O ile we Francji w żeńskiej oraz męskiej reprezentacji jest po sześciu szkoleniowców, którzy mogą podzielić sobie pracę, tak w Polsce trzeba być zawsze i wszędzie. Na każdym turnieju. W tej sytuacji pana praktycznie nie ma w domu. Plus tak jak mówiłem: pod kątem finansowym też nie mówimy o wspaniałych warunkach.

Przyjęło się, że judo jest sportem, w którym każdy może wygrać z każdym. Ale chyba o takim cudzie, żeby Polska była w stanie coś zdziałać na igrzyskach, trudno myśleć?

Wie pan, tak się mówi. Niespodzianki się zdarzają, owszem. Czasem ktoś z mniejszej nacji pokona faworyta. Ale nawet tacy egzotyczni zawodnicy często trenują we Francji. Tutaj mają dobrych sparingpartnerów, tutaj mieszkają i pracują. Podam przykład Álvaro Paseyro. To judoka, który reprezentował zarówno Urugwaj, jak i Francję. Są też mocni zawodnicy z Senegalu czy Maroka, którzy również prowadzą swoją karierę na francuskiej ziemi. I to po prostu jest ich przewaga, bo mają z kim trenować i rywalizować.

Natomiast w Polsce? Na początku musimy się martwić, kto w ogóle się zakwalifikuje. Na pewno do Paryża powinna pojechać Angelika Szymańska, z kategorii 63 kilogramów. W przypadku panów? Wszyscy są daleko, będą mieli bardzo trudną przeprawę. Może obudzi się Piotr Kuczera. Jest jeszcze Adam Stodolski. Ta dwójka ma pewien potencjał.

U kobiet jest jeszcze Beata Pacut. Generalnie żeńska kadra jest mocniejsza, tam możemy znaleźć więcej szans na kwalifikację. Przede wszystkim trzeba po prostu zacząć robi wyniki, bo nie zostało już dużo czasu do igrzysk.

CZYTAJ POZOSTAŁE TEKSTY Z CYKLU DROGA DO PARYŻA

Swego czasu spory potencjał pokazywała Julia Kowalczyk.

Tak, w 2019 roku zdobyła brąz mistrzostw świata. Zrobiła wtedy naprawdę sporą niespodziankę. Niewiele nawet brakowało, a awansowałaby wtedy do finału, bo w 1/2 prowadziła z Japonką i przegrała dopiero na kilkanaście sekund przed końcem walki. Ona prezentowała technikę zwaną „koreanka”. Wszystkich nią zaskakiwała.

Na jej nieszczęście jednak zmieniły się przepisy, o czym przed chwilą rozmawialiśmy. I ta technika została zabroniona. Zabrano jej zatem porządne narzędzie pracy. I do dzisiaj nie jest w stanie się odnaleźć. Nie znalazła dla siebie niczego nowego, co by działało. Wiadomo, na pewno szlifuje nową technikę. Na treningu wszystko może jej wychodzić. Ale potem trudno jest to przełożyć na zawody.

Teraz przeszkadza jej też pozycja na listach. Przez to, że w zawodach nie jest wysoko rozstawiona, to z miejsca trafia na te najmocniejsze zawodniczki. A potem, po przegranej walce, nie ma nawet repasaży. Nie jest łatwo się odbić w takiej sytuacji. Podobne problemy ma teraz też Piotr Kuczera, który na mistrzostwach Europy wygrał z mistrzami olimpijskimi, ale potem doznał kontuzji. I wciąż nie wrócił na właściwe tory.

ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Igrzyska

Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Kacper Marciniak
31
Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Komentarze

2 komentarze

Loading...