To temat, który powraca praktycznie co roku. Ale chyba jeszcze nigdy nie był tak wałkowany, jak w ostatnich tygodniach. Wszyscy wiedzą, że polscy siatkarze mają maksymalnie napięty terminarz. Sami zainteresowani mówią zresztą o tym od lat. Ostatnio jeszcze głośniej. Ale perspektywy na zmianę tego stanu rzeczy? Nie nadchodzą.
Już sam sezon klubowy jest dość długi, bo siatkarze, którzy zajdą daleko w Lidze Mistrzów, grają od października do maja. Potem kilkunastu najlepszych zawodników w kraju rusza natomiast na podbój świata. Mamy coroczną Ligę Narodów, mistrzostwa Europy, mistrzostwa świata, Puchar Świata, igrzyska olimpijskie, no i kwalifikacje do nich. Turniejów w reprezentacyjnej siatkówce jest po prostu mnóstwo. A wkrótce ich nasilenie będzie jeszcze większe: bo wspomniane mistrzostwa globu FIVB planuje organizować nie co cztery, ale dwa lata.
SPRAWDŹ: PROMOCJA W FUKSIARZ.PL DLA NOWYCH GRACZY. 100% BEZ RYZYKA DO 300 ZŁ
Co w tej sytuacji staje się największym problemem? Jedno to brak szacunku do zdrowia psychicznego zawodników, bo przecież każdy zasługuje na nieco dłuższe wakacje, a drugie to igranie ze zdrowiem fizycznym, bo brak odpoczynku sprzyja kontuzjom. Urazów zresztą w ostatnim czasie obserwujemy u naszych siatkarzy sporo, a prawdziwy szpital zrobił się choćby w Grupie Azoty ZAKSIE Kędzierzyn-Koźle. Ta niedawno wystawiła pierwszą szóstkę, w której z powodu problemów zdrowotnych zabrakło m.in. Olka Śliwki, Łukasza Kaczmarka oraz Marcina Janusza. A niedługo potem kontuzje dopadły też Daniela Chitigoia czy Przemysława Stępienia.
ZAKSA stanowi oczywiście dość ekstremalny przykład (bo nie każda drużyna ma takie problemy kadrowe), ale to nie przypadek, że akurat mówimy o klubie, w którym występuje wielu “reprezentacyjnych” zawodników, grających w siatkę przez niemal pełen rok. Głośnym echem odbił się wywiad Kaczmarka dla TVP Sport, w którym ten stwierdził, że w najbliższym czasie nie będzie miał nawet czasu, aby… pojechać na jarmark bożonarodzeniowy we Wrocławiu. To znaczy: nie może zaplanować sobie jednego dnia wolnego. – Nie jesteśmy robotami, nasze organizmy walczą nie tylko z przeciwnikami, powtórzeniami, siatką, ale przede wszystkim z samymi sobą. To jest najgorsze. Wszystko dzieje się u nas za szybko – mówił atakujący.
W tym wszystkim najgorsze jest, że najważniejsze decyzje już zapadły. Władze siatkarskie nie zmienią terminarzy PlusLigi czy europejskich rozgrywek, które weszły w życie. Nikt nie opóźni też startu (14 maja) przyszłorocznej Ligi Narodów, która posłuży jako przetarcie przed najważniejszą imprezą sezonu, czyli turniejem olimpijskim. Będzie zatem trzeba grać. I tylko od dobrej woli trenerów zależy, czy najlepsi (czyli najbardziej wyeksploatowani) zawodnicy będą od czasu do czasu dostawać wolne.
Kwestie ciągłego grania poruszyliśmy zresztą niedawno w wywiadzie z Tuomasem Sammelvuo, trenerem ZAKSY.
– Oj, jest tego naprawdę sporo. Bez dwóch zdań. Inna sprawa, że siatkarze wysyłali pisma, trenerzy wysyłali pisma, ja zresztą też, a nic się nie zmieniło. Nie chcę zatem już tracić na to czasu. Wiem, że meczów jest bardzo dużo. Pod kątem fizycznym siatkarze dochodzą do swoich limitów. Co mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że poziom siatkówki w najważniejszych rozgrywkach nie spadnie, a zawodnicy nie popadną w plagę kontuzji. […] Osoby w środowisku powinny trzymać się razem i oczywiście rozmawiać na ten temat. Ale trudno mi powiedzieć, co musimy zrobić, aby doprowadzić do zmian. Dyskusje są, były i będą. Każdy wie, że najlepsi siatkarze grają praktycznie dwanaście miesięcy bez dłuższych przerw. A to bardzo, bardzo dużo – podsumował Fin.
Z jednej strony mówimy zatem o powszechnej świadomości problemu, a z drugiej o… niemocy. Warto w końcu podkreślić, że najważniejsze osoby w środowisku nie mówią z siatkarzami jednym głosem. Chociażby Sebastian Świderski, prezes PZPS, powiedział dziś dla TVP Sport, że rozumie słowa Kaczmarka. Ale też zwrócił uwagę na inne kwestie: – Nie my zdecydowaliśmy, że turniej kwalifikacyjny nagle został dorzucony do terminarza, kiedy wszystko było już zaplanowane. Trzeba było “uciąć” cztery tygodnie i “ścisnąć” sezon klubowy, żeby wszystko zmieścić. Play-off zostały praktycznie ograniczone do minimum, więc wszystko jest robione po to, by do najważniejszego turnieju czterolecia siatkarze mogli przygotować się jak najlepiej.
Faktycznie, faza play-off w PlusLidze w sezonie 2023/2024 będzie krótsza niż poprzednia. Zamiast serii do trzech wygranych, zespoły rozegrają na każdym etapie po tylko dwa mecze, z opcjonalnym złotym setem, który zdecyduje o ostatecznym rozstrzygnięciu. Tym samym rozgrywki dobiegną końca 27 lub 28 kwietnia, a więc nieco dwa tygodnie przed startem Ligi Narodów. Ale oczywiście – istnieje szansa, że poszczególne drużyny w międzyczasie będą jeszcze grać w siatkarskiej Lidze Mistrzów. Innymi słowami: zmiana w terminarzu raczej nie okazała się rewolucją.
Pokazują to regularne komentarze siatkarzy, którzy obawiają się, że szalony kalendarz meczów może nie tylko wpłynąć na ich formę sportową oraz samopoczucie, ale chociażby wykluczyć ich z udziału w igrzyskach olimpijskich. Bo jak pokazują ostatnie tygodnie: o kontuzje w takich realiach jest coraz łatwiej.
Czytaj też:
- „Jesteśmy uprzywilejowani, że zarabiamy tak na życie. Siatkówka to wspaniała praca”. Wywiad z Tuomasem Sammelvuo
- Winiarski: Jako zawodnik nie dostrzegałem pewnych elementów siatkówki
- Wygrali wszystko. Czy polscy siatkarze rozegrali najlepszy sezon w swojej historii?
Fot. Newspix.pl