Jan Woś samodzielną pracę w Ruchu Chorzów zaczął od remisu z Radomiakiem, czyli nie ma tragedii. Do przerwy tak jednak nie myśleliśmy, bo wtedy wszystko na Stadionie Śląskim było tragedią, co potęgował jeszcze stan murawy.
To niewiarygodne, że w ciągu dwóch tygodni można zamienić przyzwoite boisko – takie było na inaugurację ze Śląskiem Wrocław – w miejsce, które ewentualnie mogłoby służyć do wyprowadzania psów. Zawodnicy musieli zagrać w piaskownicy z trawiastą posypką. Każde mocniejsze nadepnięcie wywoływało fontanny piasku tryskającego spod nóg. Nawet jak na gliwickie standardy, wyglądało to fatalnie.
Ruch Chorzów – Radomiak 0:0. Koszmarny występ Daniela Szczepana
Absolutnie fatalna była też pierwsza połowa. To prawdopodobnie najsłabsze 45 minut w tym sezonie Ekstraklasy. Wróćmy do “hitu” Legia – Lech. Bolało, co? No więc tutaj do przerwy grali jeszcze gorzej, bo znacznie wolniej i bez elementów zapalnych, które przynajmniej podkręcały atmosferę. Człowiek cierpiał i patrzył.
Druga połowa to w tym względzie już inna historia, zwłaszcza jeśli chodzi o gospodarzy, którzy mogą odczuwać duży niedosyt, że nie wygrali. Daniel Szczepan w ciągu niewiele ponad dwudziestu minut zaliczył kompromitującą kompilację:
- spartolone sam na sam (fatalne zachowanie Cestora), gdy mógł też podać, Posiadała łatwo odbił jego strzał;
- niewyczekanie spalonego w dość prostej sytuacji, żeby wyjść jeden na jeden z bramkarzem;
- pieprznięcie bez sensu z narożnika pola karnego, gdy było dużo miejsca i czasu;
- kompromitacja w kolejnym sam na sam, gdy perfidnie symulował faul przy próbie minięcia Posiadały, za co obejrzał żółtą kartkę.
Koszmarny występ. Koszmarny. W erze VAR-u takie sceny ośmieszają wykonawcę.
Kozak ponad resztą
W tym ostatnim przypadku ze świetnej asysty okradziony został Miłosz Kozak, od początku spotkania przerastający wszystkich o klasę lub dwie. Dryblował (5/7), wygrywał pojedynki (12/15), wywalczył aż pięć fauli. Samemu mógł zapewnić Ruchowi zwycięstwo, ale po sprytnym strzale z rzutu wolnego Posiadałę uratowała poprzeczka. Wcześniej słupek po akcji ze Steczykiem obił Swędrowski. To “Niebiescy” powinni wygrać.
Radomiak w gruncie rzeczy nie wypracował sobie żadnej konkretnej sytuacji. W najlepszej po ładnym podaniu Luizao tradycyjnie słaby Castaneda uderzył tak, że szkoda klawiatury na opisywanie szczegółów. Maciej Sadlok z kolegami praktycznie odcięli od grania Pedro Henrique, Brazylijczyk nic nie wskórał, a jak już jeden jedyny raz miał szansę się urwać będąc w świetle bramki, dostał podanie nie w tempo.
Ruch drugą połową pokazał, że jest w stanie prezentować poprawny ekstraklasowy poziom. Pytanie, czy znajdzie kogoś, kto zacznie wreszcie wykańczać akcje. W Radomiaku trudno o jakiekolwiek pozytywy, bo nawet czyste konto to fart i głupota Szczepana.
CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:
- Najważniejsze dni reprezentacyjnej kariery Lewandowskiego
- Probierz rozważał powołanie obrońców z Zagłębia i Korony
- Kibice chcieli go oddać za paczkę krówek. Adler da Silva ratuje pierwszą ligę dla Stali Rzeszów
Fot. FotoPyK