Jest silny, szybki i bramkostrzelny. Na pierwszoligowe boiska zawitał tuż po zdobyciu mistrzostwa kraju. Adler da Silva lata temu kopał z poważnymi dziś zawodnikami w szwajcarskiej młodzieżówce, ma na koncie grę w fazie grupowej europejskich pucharów, a na pierwszoligowym „zesłaniu” pokazuje, że nie jest to poziom, który zaspokaja jego ambicje.
Stal Rzeszów jest jednym z przegranych ostatnich miesięcy, nie ma co do tego wątpliwości. Rozmontowano drużynę, która w dwa lata nie tylko awansowała na zaplecze Ekstraklasy, ale też otarła się o drugą promocję z rzędu, docierając, jako beniaminek, do baraży. W dodatku rozmontowano ją w niezbyt przyjemny sposób.
Z trenerem, który dał jej upragniony awans, rozstano się w bardzo słabym stylu, wręcz przeganiając go z Podkarpacia.
Piłkarze, którzy należeli do jego gwardii, masowo opuszczali klub, który oddawał ich w zasadzie bez żalu.
Wybranek, który miał budować Stal w kolejnych latach — Jacek Magiera — zmienił zdanie i zrezygnował z pracy w Rzeszowie.
Efektem tej lawiny nieszczęść był spory chaos, który towarzyszył letniej przebudowie pierwszoligowca. Gdy stery przejął od pewnego czasu nieobecny na rynku trenerskim Marek Zub, wątpiono w powodzenie jego misji. Jeszcze większy niepokój wzbudziło to, że liczne ubytki zapełniano młodzieżą i transferami z czwartoligowego Cosmosu Nowotaniec.
Na Podkarpaciu zareagowano na to dopiero pod koniec lata, gdy Stal wystartowała zgodnie z oczekiwaniami i w oczy zaczął jej zaglądać spadek do drugiej ligi. W serię ratunkowych transferów wliczamy sprowadzenie Sebastiena Thilla, reprezentanta Luksemburga, oraz Adlera da Silvę, napastnika Slovana Bratysława. Więcej oczekiwano po tym pierwszym, ale to szwajcarski Brazylijczyk (jego rodzina pochodzi z Kraju Kawy, ale urodził się w Genewie) ciągnie wózek z napisem Stal.
Co więcej, robi to na tyle dobrze, że o jego nazwisku trzeba zacząć mówić głośniej nie tylko jak o liderze walczącej o utrzymania drużyny, a wyróżniającej się postaci w całej ligowej stawce.
Bartłomiej Wdowik okazał się lokatą. Co to oznacza dla młodych pierwszoligowców?
1. liga. Adler da Silva ratuje Stal Rzeszów
Cztery bramki w trzech ostatnich spotkaniach. Wyciągnięcie Stali Rzeszów z 0:2 na 2:2 z GKS-em Katowice i z 0:1 na 2:1 z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza, gdzie do zwycięskiego gola dołożył znaczący udział w akcji bramkowej, która dała Stali remis. Adler da Silva znaczy dla Marka Zuba wiele, a przecież możemy sięgnąć jeszcze dalej i zauważyć, że sześć z ośmiu bramek, które ostatnio zdobyli rzeszowianie, to gole, przy których w protokole stoi nazwisko 24-letniego napastnika.
Na zapleczu Ekstraklasy takie postaci znaczą wiele, często potrafią w pojedynkę dociągnąć drużynę do utrzymania się na tym poziomie rozgrywkowym. Nie jest to żadna przesada, wystarczy przejrzeć dane z ostatnich sezonów:
- 2018/2019 – drugi najlepszy dorobek strzelecki ligi należy do Grzegorza Lecha ze Stomilu Olsztyn, który zdobył 11 bramek. Jego zespół na koniec sezonu ma trzy punkty przewagi nad strefą spadkową
- 2019/2020 – królem strzelców ligi zostaje Fabian Piasecki z Zagłębia Sosnowiec, autor 17 bramek. Zagłębie kończy rozgrywki na 11. miejscu w tabeli
- 2020/2021 – Daniel Rumin z GKS Jastrzębie strzela 12 bramek, jest czołowym snajperem ligi. Jego klub finiszuje na 14. pozycji
- 2021/2022 – wicekrólem strzelców zostaje Szymon Sobczak z Zagłębia Sosnowiec, autor 17 bramek. Zagłębie ratuje się przed spadkiem zdobywając punkt więcej niż Stomil Olsztyn
- 2022/2023 – dziesięć bramek Marka Mroza, najlepszego strzelca drużyn z dołu tabeli nie jest imponującym wynikiem na tle ligi, ale wystarcza, żeby Resovia uplasowała się dwa miejsca nad strefą spadkową
Wiadomo, że utrzymanie drużyny to robota więcej niż jednej osoby, ale jednak: posiadając skutecznego napastnika, sprawa jest ciut łatwiejsza. Wiele wskazuje na to, że Adler da Silva uzbiera dwucyfrową liczbę bramek i na koniec rozgrywek będziemy rozmawiać o nim w podobnym kontekście, co o Ruminie, albo — daj mu Boże — o Piaseckim.
Jest to też jednak przypadek trochę inny, bo niewielu było zagranicznych napastników, którzy na pierwszoligowych boiskach mogli pochwalić się tak dobrym CV.
Owszem, Adler da Silva jeszcze w 2021 roku grał w trzeciej lidze szwajcarskiej, natomiast dalej już galopował. Słowackie FK Pohronie swego czasu zasłynęło koneksjami z menedżerami, którzy ściągali tam ciekawych zawodników z Afryki. Alieu Fadera wybił się do Belgii, po sezonie, w którym otarł się o double-double w Zulte Waregem trafił do Genk. Cedric Badolo znalazł się tylko w Sheriffie Tyraspol, ale i tak pozwolił klubowi solidnie zarobić.
W tym samym okresie do Pohronia trafił jednak także wyłowiony w Szwajcarii Adler. Chłopak, który przewinął się przez kadry do lat 17, 18 i 19. W tej ostatniej grał już z ludźmi, którzy zrobili poważne kariery w europejskim futbolu. Andi Zeqiri, Nedim Bajrami, Dominik Schmid, Cedric Zesiger, Philipp Kohn, Eray Comert — wszyscy są dziś warci kilka milionów euro. Adler w tym samym czasie gra na drugim szczeblu rozgrywkowym w Polsce.
Oznacza to jednak, że potencjał i umiejętności na „coś więcej” zawsze tam były. Pohronie szybko się o tym przekonało, bo Szwajcar poprowadził zespół do utrzymania. Zdobył dwie fantastyczne bramki z dystansu i trzecią z szesnastego metra. Kolejne trzy dołożył trafiając już z wewnątrz pola karnego. Jeszcze większą jakość pokazał, gdy wcielał się w rolę dogrywającego:
- obrócił się z piłką i posłał świetne prostopadłe podanie z Senicą
- zabrał się z piłką pod własną bramką, biegł i klepał z kolegami aż wystawił do pustaka
- błyskotliwie i z obrotem zagrał do kolegi będąc tyłem do bramki przed szesnastką
Stal Rzeszów wypożyczyła Adlera da Silvę ze Slovana Bratysława. W mistrzu Słowacji się nie przebił
Tyle wystarczyło, żeby po chłopaka grającego dla ligowych maruderów sięgnął wielki Slovan Bratysława. Wielki, bo od 2018 roku stołeczna drużyna pięciokrotnie zdobywała mistrzostwo kraju, ani na moment nie zstępując z najwyższego stopnia podium. Slovan szukał jednak napastnika, bo po tym, jak wypromował Andraża Sporara, dwukrotnego króla strzelców ligi, został z ekipą tak ekskluzywną, że tysiąc minut w sezonie rozegrał tam Żan Medved.
– Znamy go dobrze z ligi słowackiej. Jest utalentowanym, obiecującym piłkarzem, w którym widzimy ogromny potencjał. Wierzymy, że dzięki nam w pełni się rozwinie. Jest ofensywnym graczem, którego widzimy na kilku pozycjach — argumentowali ten ruch działacze Slovana.
Klub z Bratysławy zapłacił za Adlera da Silvę 250 tysięcy euro. Szwajcar miał niezłe wejście: w drugim występie strzelił tak, że rywal wpakował piłkę do siatki. W trzecim meczu ligowym znów błysnął z Senicą – skorzystał z babola przeciwnika, wyłożył piłkę koledze z drużyny. Do końca października zanotował jeszcze jedną asystę, gdy bardzo umiejętnie obsłużył partnera w polu karnym rywala.
Ostatecznie jednak więcej minut — a przede wszystkim lepsze liczby — wykręcił nawet Samuel Mraz.
Adler da Silva sześciokrotnie dostał szansę, ale skończyło się na dwóch marnych strzałach i tylko dwóch kontaktach z piłką w polu karnym rywala, a przecież Slovan grał w fazie grupowej Ligi Konferencji także z Lincoln Red Imps z Gibraltaru. Najbardziej brakowało w tym wszystkim bramek, więc mistrz postanowił wypożyczyć swojego napastnika do cieniującej drużyny Zemplin Michalovce, gdzie w zamyśle mógłby powtórzyć dokonania z Pohronia.
Wyszło średnio, bo dorobek Adlera zatrzymał się na czterech sztukach.
Najlepiej pokazał się ze Skalicą, gdzie najpierw zatańczył w polu karnym, przekładając sobie piłkę i rywali przed umieszczeniem jej w siatce, a potem wygrał wyścig po futbolówkę, ograł rywala i huknął z dystansu. Według danych „StatsBomb” na tle ligi wyróżniał się głównie liczbą kontaktów z piłką w szesnastce, natomiast pozostałe dane wskazują na liczne braki. Adler da Silva wypadał poniżej ligowej średniej pod względem:
- skoków pressingowych
- wygranych pojedynków w powietrzu
- liczby i jakości strzałów
Dorzucamy do tego kontuzje i nikogo nie dziwi, że gdy Adler wrócił do Slovana Bratysława, to ani nie było chętnych na jego pozyskanie, ani też Slovan nie chciał zatrzymać go u siebie. Co prawda minionej zimy pojawiały się informacje, że temat wypożyczenia piłkarza sonduje Górnik Zabrze, jednak na Śląsku nie byli przekonani do umiejętności Szwajcara i zrezygnowali z tego ruchu.
Co ciekawe jeszcze wcześniej, gdy napastnik strzelał bramki dla Pohronia, oferowano go innym polskim klubom. Wstępne zainteresowanie wyrażały wówczas Bruk-Bet Termalica Nieciecza, Górnik Łęczna oraz Wisła Kraków. Kwota, za którą Adler trafił do Slovana, wskazuje jednak, dlaczego nic z tego nie wyszło.
Adler da Silva jest czołowym napastnikiem ligi. Potwierdza mocne CV
Dla Stali Rzeszów wypożyczenie Adlera da Silvy ze Slovana Bratysława wciąż było jak złapanie pana Boga za nogi. W ostatnich latach na zaplecze Ekstraklasy trafia coraz większa liczba zawodników z ciekawym CV, wśród których prym wiodą Hiszpanie z tamtejszych niższych lig.
Rzadko kiedy w tym gronie trafia się jednak napastnik, który nie tak dawno grał w fazie grupowej europejskich pucharów, a w przeszłości był także reprezentantem kraju. Przeglądając dokonania zagranicznych strzelb, które przychodziły na drugi szczebel rozgrywkowy w Polsce, lepiej wypada chyba tylko Igor Angulo, którego Górnik Zabrze zakontraktował zaraz po tym, jak Bask załadował osiem bramek w greckiej ekstraklasie.
Angulo do świetnej formy dokładał wybitną przeszłość. Cztery spotkania w La Liga, cztery mecze w hiszpańskiej młodzieżówce, debiut w Pucharze UEFA.
Adler da Silva miał niższy stopień trudności, ale jednocześnie wciąż jest w bardzo dobrym dla piłkarza wieku. Bo weterani, którzy przyjechali do Polski odcinać kupony, też przecież byli. Ba, byli w Rzeszowie, żeby wspomnieć Jakuba Sylvestra, który kiedyś był królem strzelców 2. Bundesligi, który zdobywał tytuły w Chorwacji i grał w słowackiej kadrze. Tyle że do Resovii trafił jako skłaniający się ku zakończeniu kariery, gdy nie był nawet wyróżniającym się napastnikiem w lidze litewskiej. Trochę inna skala.
Inne przypadki to także Tomas Poznar czy Michal Papadopulos, którzy do pierwszej ligi po prostu spadli.
Najważniejsze jest jednak to, że Adler poparł argumenty, które dawał na papierze, tym, co robi na boisku. W pierwszych dwóch meczach był tylko tłem. Snuł się po boisku bez jakiegokolwiek strzału na bramkę, wygrał jedynie cztery z czternastu pojedynków. Marność, ale też potrzeba czasu. Publikę kupił już w derbach Rzeszowa, gdy na raty pokonał bramkarza odwiecznych rywali głową. Z tygodnia na tydzień konkretów było coraz więcej:
- Podbeskidzie Bielsko-Biała: zejście na krótki słupek, wykończenie płaskiego podania na piąty metr
- Lechia Gdańsk: wykończenie płaskiego podania na ósmy metr
- GKS Katowice: strzał sprzed pola karnego; bramka z rzutu wolnego
- Bruk-Bet Termalica Nieciecza: rajd przez pół boiska, kiwka i gol
Poza liczbą bramek imponuje także repertuar tych goli. Wykończenie głową, nogą, strzały sprzed pola karnego i rzutów wolnych, solowe akcje, jak i przytomne odnajdywanie się pod bramką rywala, dobre czytanie gry. W wielu meczach Adler da Silva pokazywał zresztą także coś poza skutecznością.
Osiem kontaktów z piłką w polu karnym przeciwko GKS Katowice. Cztery na cztery udane dryblingi z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza. Cztery wywalczone rzuty wolne z Zagłębiem Sosnowiec. Siedem na dziewięć wygranych pojedynków w defensywie i o wolne piłki z Lechią Gdańsk.
Gdy zerkniemy w dane od “WyScout” podsumowujące dokonania wszystkich ligowych napastników, którzy rozegrali minimum 600 minut, napastnik Stali ewidentnie się wyróżnia.
- najwięcej bramek z gry/90 minut: 1. miejsce (0,72)
- przewidywane bramki/90 minut: 7. miejsce (0,4)
- konwersja strzałów na gole: 1. miejsce (35,3%)
- progresywne rajdy: 6. miejsce (1,3)
Jaka przyszłość czeka Adlera? Kibice Slovana chcieli go wymienić na krówki
Wiele o atutach Adlera da Silva mówi się także wewnątrz samej Stali Rzeszów. Sławomir Cisakowski, asystent Marka Zuba, zapytany przez nas o charakterystykę tego zawodnika, odpowiada:
– Wyróżnia go duża pewność siebie i wiara we własne umiejętności, co widać po odważnych decyzjach, które podejmuje w meczu, a przy tym sporo pracuje dla zespołu. Atakując pole karne wbiega najpierw za plecy obrońców co, przy jego szybkości i dynamicznej zmianie kierunku biegu pozwala zyskać przewagę i dochodzić do sytuacji strzeleckich, które potrafi wykańczać bez przyjęcia. Przy dobrych warunkach fizycznych i szybkości odnajduje się w utrzymaniu piłki z obrońcą na plecach oraz potrafi wygrać pojedynki biegowe przy podaniach zagrywanych w wolną przestrzeń. Takie atuty dają nam więcej wariantów z przodu. Wspomniane warunki fizyczne również przydają się bardzo podczas stałych fragmentów gry, szczególnie w obronie.
Na Podkarpaciu mają tylko jeden problem: Stal Rzeszów tylko wypożyczyła go ze Slovana Bratysława, co oznacza, że na koniec sezonu trzeba będzie stanąć przed pytaniem o to, czy klub stać na wykup takiego piłkarza. Jeśli tak, to pewnie tylko po to, żeby momentalnie na nim zarobić, sprzedając go do lepszego klubu.
Zaistnienie na poziomie pierwszej ligi z pewnością sprawia, że zyskujesz w oczach klubów z Ekstraklasy. Niepewność przykładowego Górnika Zabrze zostanie rozwiana. Przynajmniej w pewnym stopniu, bo przecież nikt nie da pewności, że na wyższym szczeblu umiejętności Adlera znajdą przełożenie. W ostatnich latach skuteczni pierwszoligowcy, którzy potrafili kontynuować strzelecką passę po transferze do najlepszej ligi w kraju, to rzadkość.
Patryk Makuch to pięć goli z gry względem czternastu na zapleczu. W dodatku przy xG 6,62 (“StatsBomb”), więc kilka bramek zawodnikowi Cracovii uciekło. Szymon Kobusiński, Mikołaj Lebedyński i Patryk Szwedzik w poprzednim sezonie nie trafili do siatki ani razu, a przecież rozgrywki 2021/2022 kończyli z łącznym dorobkiem 28 bramek na zapleczu Ekstraklasy. Muris Mesanović, który poprzedni sezon zamknął z dziewięcioma pierwszoligowymi trafieniami, także czeka na przełamanie w Puszczy Niepołomice.
Wszystko to niepokoi, pokazuje, że pierwszoligowe podboje wcale nie gwarantują powodzenia w Ekstraklasie, co z kolei skłania kluby do myślenia nad sensem wydawania pieniędzy na wyróżniających się szczebel niżej piłkarzy.
Stal Rzeszów zapewne jednak spróbuje podjąć ryzyko. W końcu kibice Slovana Bratysława jeszcze przed chwilą pisali, że ich wymarzoną transakcją byłaby wymiana Adlera na paczkę krówek ciągutek. Na miejscu działaczy z Podkarpacia szlibyśmy w tę narrację. Wiadomo: Bogiem a prawdą, gratis to uczciwa cena.
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Grabowski: Lechia jest zarządzana tak, jak powinna
- Nieprzypadkowo niepokonani. Tajemnice udanego startu Górnika Łęczna
- „Uczeń” Marcelo Bielsy na swoim. Radosław Bella – trener godny uwagi
- Wisła Kraków w kryzysie. Analizujemy problemy zespołu Radosława Sobolewskiego
- Valmiera FC i Szwajcarzy z koneksjami na wschodzie. Jak Lechia Gdańsk chce wrócić do Ekstraklasy?
- Odra Opole buduje stadion i rozwija klub. „Marzenie? Być solidnym ekstraklasowiczem”
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix