Reklama

Trela: Drugi garnitur reprezentacji. Jak wyglądałyby powołania bezdusznego komputera

Michał Trela

Autor:Michał Trela

12 października 2023, 09:28 • 10 min czytania 27 komentarzy

W dyskusjach o kandydatach do reprezentacji zwykle poruszamy się po omacku. Wpychamy do niej tych, którzy błyszczą w Ekstraklasie albo grają w zagranicznych klubach, których nazwy dobrze nam brzmią. Gdyby jednak spróbować podejść do sprawy możliwie obiektywnie i na każdą pozycję powołać faktycznie tych, którzy regularnie grają w najsilniejszych klubach, okazałoby się, że selekcjoner jeszcze poważniej powinien spojrzeć na Ekstraklasę i docenić kilku graczy występujących za granicą, ale w ligach spoza głównego medialnego nurtu.

Trela: Drugi garnitur reprezentacji. Jak wyglądałyby powołania bezdusznego komputera

Powtarza się regularnie, że reprezentacja nie powinna być zbiorem najlepszych piłkarzy z danego kraju, tylko sensownie skleconą drużyną. Przecież gdyby było inaczej, selekcjonerzy nie byliby potrzebni, bo każdy wybrałby najlepszych piłkarzy. Czy jednak na pewno? Przy pierwszych dwóch albo pięciu nazwiskach pewnie nie byłoby większych wątpliwości. Ale dalej? Ilu kibiców i ekspertów, tyle koncepcji. Z okazji nowego selekcjonerskiego rozdania, pierwszych powołań i eksperymentów personalnych, warto spróbować bardziej metodycznie odpowiedzieć na pytanie, kto właściwie zasługuje na powołanie do reprezentacji, kogo brak najbardziej kłuje w oczy i na jakie miejsca najlepiej spoglądać w przyszłości w poszukiwaniu lepszych reprezentantów.

Zwykle, kiedy podaje się nazwiska potencjalnych kandydatów do reprezentacji Polski, zwraca się uwagę na kogoś, kto akurat błysnął w Ekstraklasie. To naturalne. Tę ligę śledzi największa liczba kibiców w Polsce. Mimo wszystko, w żadnej nie gra tak wielu polskich piłkarzy, często noszących nowe i świeże nazwiska, dające nadzieje na obiecującą przyszłość. Selekcjonerów rozlicza się z tego, czy oglądają mecze Ekstraklasy, czy są widywani na stadionach, rozprawia się o tym, ile postaci z polskiej ligi zostało wezwanych na zgrupowanie. Rozmowa sprowadza się zwykle do tego, czy powołanie dostaje piłkarz z Ekstraklasy, czy z ligi zagranicznej.

Wydaje się jednak, że już tu warto byłoby wprowadzić trzecią kategorię. Szeroki rezerwuar reprezentantów Polski znajdujący się często na marginesie świadomości wielu kibiców. Gdy mówią o „zagranicy”, zwykle mają na myśli największe gwiazdy – Roberta Lewandowskiego, Wojciecha Szczęsnego, Piotra Zielińskiego czy Przemysława Frankowskiego – błyszczące w którejś z pięciu czołowych lig świata. Na kontynencie jest jednak jeszcze kilkanaście lig na poziomie wyższym lub zbliżonym do Ekstraklasy, gdzie też gra wielu Polaków. Tyle że niewielu ich ogląda, niewielu wpycha do kadry, niewielu dyskutuje o ich przydatności. Selekcjonera też nikt nie rozlicza z obecności na ich meczach. A to właśnie tacy gracze stanowią połowę pierwszej setki najwyżej wycenianych polskich piłkarzy w portalu transfermarkt.de. Połowę.

W pierwszych powołaniach Michała Probierza zwracano często uwagę, że powołał aż sześciu graczy z Ekstraklasy. Powołał też jednak kilku graczy z lig zagranicznych spoza czołowej piątki, którzy ostatnio nie bywali na zgrupowaniach. To Jakub Piotrowski z Łudogorca Razdgrad, Adam Buksa z Antalyasporu i – najbardziej sensacyjny debiutant – Patryk Peda z III-ligowego włoskiego SPAL. Pomijając to, czy zaproszenie do reprezentacji zawodnika z tak niskiego poziomu to dobry pomysł, samo pojawienie się tego młodego stopera to przypomnienie dla całego środowiska, że istnieje w piłce coś więcej niż tylko Ekstraklasa i ligi top 5. I tam też grają Polacy warci oglądania.

Reklama

KANDYDACI MIĘDZY BEDNARKIEM A PEDĄ

Peda dostał powołanie nie ze względu na to, jak gra w SPAL, ale jakie wrażenie wywarł na Probierzu w młodzieżówce. Jeśli jednak nawet nie chce się powoływać Jana Bednarka, jest kilku stoperów spoza głównego medialnego nurtu kandydatów do kadry, którzy regularnie grają na wyższym od Pedy poziomie. Choćby Paweł Bochniewicz z Heerenveen, Michał Helik z Huddersfield czy Damian Michalski z Greuther Fuerth. Zamiast zastanawiać się, czy to już dobry moment na debiut w kadrze dla Ariela Mosóra z Piasta Gliwice, czasem można by pomyśleć, czy nie warto spróbować właśnie tego typu postaci, które gdyby były w Ekstraklasie, pewnie przypominałyby o sobie tydzień w tydzień. A przez wyjazd wypadły z powszechnej świadomości piłkarskiego środowiska.

Trzeba z tym jednak uważać także w drugą stronę, bo czasem zagraniczne marki brzmią nam lepiej, niż powinny. Jeśli według Opta Power Ranking, światowego rankingu klubowego tworzonego przez statystyczno-analitycznego potentata na podstawie mocno miarodajnych w dłuższej perspektywie punktów Elo, Raków Częstochowa jest dziś w setce najsilniejszych klubów świata, tuż ponad Dinamem Zagrzeb czy Olympique Lyon, to może i piłkarzy grających w polskiej czołówce warto traktować poważniej niż niektórych tułających się po ligach wprawdzie zagranicznych, ale peryferyjnych. Skoro według tego samego rankingu Lech Poznań to dziś zespół na poziomie AEK Ateny czy Hellasu Werona, może nie ma powodu, by minuty zbierane przez Radosława Murawskiego na środku pomocy Kolejorza ważyły mniej niż te zbierane przez Damiana Szymańskiego w Grecji. Skoro Legia przebija dziś poziomem niektóre kluby Bundesligi czy Serie A, może nie warto bać się wpuszczać do pierwszego składu kadry piłkarzy, którzy odgrywają w niej znaczące role.

POWOŁANIA BEZDUSZNEGO KOMPUTERA

Wspomniany ranking można zresztą użyć do przeprowadzenia pouczającego eksperymentu. Wyobraźmy sobie, że powołania do reprezentacji wysyła jakiś bezduszny komputer, który nie zna się na piłce, nie potrafi selekcjonować zawodników charakterologicznie i nie ma pojęcia, kto jest perspektywiczny, a kto nie. Jego jedyne kryteria to: polskie obywatelstwo, pozycja na boisku, siła klubu, w którym dany zawodnik gra i liczba minut spędzonych na boisku (połowa możliwego czasu gry jako warunek uznania za regularnie występującego). Pozwala to oderwać się od myślenia o polskiej lidze oraz ligach zagranicznych i zacząć myśleć o klubach: kto regularnie gra w najsilniejszych.

Na pierwszych pozycjach nie ma zaskoczeń. Komputer wybrałby tak, jak każdy polski kibic. Polacy grający w najsilniejszych klubach to Robert Lewandowski, Piotr Zieliński, Wojciech Szczęsny, Matty Cash, Sebastian Szymański i Przemysław Frankowski. Obecność tej szóstki w kadrze, a nawet w jej wyjściowym składzie, nie powinna być negocjowalna. To najlepsi polscy piłkarze, na co dzień grający na najwyższym poziomie. Trzeba z nich korzystać. Kolejne pozycje zajmują Łukasz Skorupski z Bolonii i Marcin Bułka z Nicei, co pokazuje, że już tu zaczynają się schody. Wszak Skorupski, grając regularnie w silnym klubie, musi się zadowolić miejscem na ławce, bo ma na swojej pozycji konkurenta z jeszcze silniejszego, a Bułka uznanie selekcjonera zyskał dopiero awaryjnie, wobec kontuzji innego rywala. Poniżej tej dwójki, czyli w połowie składu i większości kadry, wszystko jest już kwestią dyskusyjną. Dość powiedzieć, że do dziesiątki najsilniejszych klubów z regularnie grającym Polakiem zalicza się Sturm Graz Szymona Włodarczyka, który nie znalazł się w gronie powołanych i raczej nikt szczególnie się o niego nie dopominał.

SZÓSTKA PEWNIAKÓW

Mamy więc szóstkę pewniaków, dalej trzech bramkarzy grających w silnych klubach (Skorupski, Bułka i Kamil Grabara) oraz Włodarczyka, nierozpatrywanego jeszcze w kontekście kadry. A dalej: zaczynamy już wchodzić w rewiry polskich klubów. W czołowej dziesiątce z regularnie grającym Polakiem w składzie znajduje się Raków Częstochowa, choć jedynym spełniającym warunki (ponad połowa możliwych minut) jest Marcin Cebula, również będący bardzo daleko od kadry, a tuż za nią Lech Poznań, z Filipem Marchwińskim, Radosławem Murawskim, Alanem Czerwińskim i Bartoszem Mrozkiem mających ponad połowę możliwych minut w sezonie. Gdyby przyjąć suche obiektywne kryteria, powołanie dla Marchwińskiego nie byłoby żadną łaską selekcjonera, tylko naturalną sprawą, Murawski byłby kandydatem do pierwszego składu, Czerwiński natomiast byłby poważną opcją na zmiennika dla Casha, biorąc pod uwagę, że gra w klubie porównywalnie silnym jak PAOK Tomasza Kędziory, a Robert Gumny i Bartosz Bereszyński na razie grają mało w zespołach trochę… słabszych od Lecha, choć uczestniczących w ligach top 5.

Ranking podpowiada, że kandydatów do środka pomocy kadry, oprócz Murawskiego i Bartosza Slisza z Legii, powinniśmy jeszcze szukać na południu Europy. Bo AEK Damiana Szymańskiego to zespół o szacowanej sile w okolicach Rakowa i Lecha, a w podobnym przedziale znajduje się też Aris Limassol Karola Struskiego (i Mariusza Stępińskiego, który w ataku ma większą konkurencję, ale też mógłby się kręcić w okolicach powołania). Siła klubów wskazuje jednak, że nikt tu nie powinien mieć nad nikim wyraźnej przewagi. Ekstraklasowy duet można śmiało stawiać powyżej zawodnika AEK-u, ale też nie ma powodu, by nie zainteresować się młodym Polakiem z ekipy mistrza Cypru. Szukając w dalszym szeregu, Ekstraklasa też nie musi się chować. Przybliżona siła Piasta Gliwice według Opty jest bardzo podobna do Birmingham City Krystiana Bielika i Łudogorca Jakuba Piotrowskiego. W tym świetle widać więc, że nie byłoby niczego dziwnego, gdyby w obecnej sytuacji o środek pomocy w reprezentacji Polski rywalizowali gracze Legii, Piasta i Lecha. Albo Rakowa, jeśli Ben Lederman trochę poprawi notowania w klubie.

Reklama

DZIEWIĘĆ EKSTRAKLASOWYCH OPCJI

Ekstraklasowicze mają pełne prawo walczyć o miejsca także na innych pozycjach. Na skrzydłach, poza niekwestionowanym liderem Frankowskim, sprawa jest otwarta. Z polskich bocznych pomocników regularnie grających w swoich klubach na pierwszy plan wybijają się powołani Paweł Wszołek i Kamil Grosicki oraz… Michael Ameyaw z Piasta (bo Jakub Kamiński nie gra w Wolfsburgu, Michał Skóraś w Club Brugge, Przemysław Płacheta w Norwich, które nie jest silniejsze od Legii czy Pogoni, a Kamil Jóźwiak gra w słabszym Charlotte). Na środek obrony bezduszny komputer mógłby nam dziś wybrać Rafała Augustyniaka i Artura Jędrzejczyka z Legii jako zmienników teoretycznie najsilniejszej dwójki Paweł Dawidowicz – Sebastian Walukiewicz. Jędrzejczyk, także z racji wieku, pewnie jest już skreślony, ale nie ma żadnego powodu, by kandydaturę Augustyniaka traktować mniej poważnie niż Bochniewicza, Helika czy Michalskiego, a już zwłaszcza Pedy (jeśli wierzyć rankingom jego SPAL to poziom jakoś między Podbeskidziem a Stalą Rzeszów). A całkiem serio rozważaną opcją na lewą obronę powinien być w obecnych realiach Patryk Kun, w rywalizacji z w ogóle nie powołanym Michałem Karbownikiem (ale tu większej kontrowersji nie ma: jakkolwiek to brzmi, dzisiejsza Hertha to poziom zbliżony do Jagiellonii Białystok Bartłomieja Wdowika).

Nie chodzi oczywiście o to, byśmy teraz każdą podaną tu kandydaturę traktowali ze śmiertelną powagą i o niej dyskutowali. Mimo wszystko są mocne powody, dla których kandydatów do kadry nie wybiera algorytm, tylko człowiek. I bardzo dobrze, że ktoś bierze pod uwagę przy wyborach także koncepcję taktyczną, charakter danego zawodnika czy fakt, że może gra w słabszym klubie, ale za to rywalizuje z silniejszymi drużynami. Prawdopodobnie też nie stać polskiego futbolu na twarde obstawanie przy zasadzie: kto nie gra w klubie, nie powinien jeździć na reprezentację. Dlatego nikt raczej nie kwestionuje przydatności dla kadry Kamińskiego, Jakuba Kiwiora czy Arkadiusza Milika, nawet jeśli w klubach są rezerwowymi. Chodzi jedynie o zwrócenie uwagę na szersze spojrzenie: siła ligi niekoniecznie odpowiada sile poszczególnych klubów. Mając w Ekstraklasie dwóch uczestników fazy grupowej europejskich pucharów i jeszcze trzeciego niedawnego ćwierćfinalistę Ligi Konferencji, mamy powody, by traktować dobre występy w polskich drużynach poważnie. I nie byłoby niczym szokującym, gdyby przy problemach na niektórych pozycjach, nie sześciu, a nawet dziewięciu-dziesięciu graczy z Ekstraklasy. I gdyby trzech-czterech z nich walczyło nawet o miejsce w pierwszym składzie.

WIĘCEJ ELASTYCZNOŚCI

Jednocześnie zafiksowywanie się tylko na ligach top 5 też prowadzi donikąd. Jeśli ktoś tam nie gra, gra źle, albo występuje w ewidentnie słabym klubie, nie trzeba na siłę znajdować dla niego miejsca w kadrze. Karol Linetty za swoje ponad 200 występów w Serie A, uzbierał prawie 50 meczów w kadrze, choć głównie zawodził. Być może trzeba było już dużo wcześniej potraktować go jak Gumnego, który w Bundeslidze dobija do setki występów, a w kadrze odgrywa marginalną rolę. Być może nie trzeba się bać ligi holenderskiej, tureckiej, cypryjskiej, austriackiej czy szwajcarskiej i chętniej wysyłać tam powołania. Naprawdę, selekcja nie musi być prosta i kręcić się wokół ciągle tych samych nazwisk, bo przyjęło się, że z niektórych rejonów warto powoływać reprezentantów, a z innych nie warto. Skupialiśmy się w ostatnich tygodniach na pytaniu, czy z młodych ofensywnych pomocników Probierz nagrodzi za formę Marchwińskiego czy Michała Rakoczego, a może obu, podczas gdy nikt nie zająknął się nawet o Mateuszu Boguszu, mającym za sobą pełen sezon w Los Angeles FC, czyli klubie z rankingowego pułapu Legii i siłą rzeczy znacznie silniejszym od Cracovii. Warto więc przy rozmowach o kadrze oderwać się od podejścia: „istnieje tylko to, co widzisz”. W miejscach, którymi nie emocjonujemy się co tydzień, Polacy też grają w piłkę. Często całkiem nieźle.

WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:

foto. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Felietony i blogi

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

27 komentarzy

Loading...