We wtorek 19 września po 101 dniach przerwy wróciła Liga Mistrzów, czyli najpiękniejsze rozgrywki klubowe w świecie futbolu. A skoro wróciła Liga Mistrzów, to wraz z nią wracają też wielkie europejskie klasyki. I właśnie świadkami jednego z takich klasyków będziemy w środowy wieczór. Na Allianz Arenie w Monachium Bayern podejmie Manchester United. Jak ta rywalizacja wygląda w liczbach? Sprawdzimy to w naszym stałym cyklu „Niezły numer”, który tworzymy wraz z naszymi partnerami z Lotto.
11 – tyle razy drużyny Bayernu i Manchesteru United mierzyły się ze sobą w Lidze Mistrzów
I wbrew pozorom nie będzie chyba zaskoczeniem, że to Bayern ma lepszy bilans w tej rywalizacji. Bawarczycy wygrali cztery z tych 11 spotkań, pięć razy padł remis, a tylko dwukrotnie górą był Manchester United. Historia więc za Anglikami nie przemawia, choć przecież jedno z tych dwóch zwycięstw z monachijczykami było tym zdecydowanie najważniejszym w ich rywalizacji.
Chodzi oczywiście o to, co zawsze przychodzi pierwsze na myśl w kontekście starcia Bayern – Manchester United, czyli finał Ligi Mistrzów z 1999 roku. W tamtym spotkaniu byliśmy świadkami prawdopodobnie najbardziej spektakularnego zwrotu akcji w historii tych rozgrywek. Na Camp Nou w Barcelonie bardzo długo utrzymywał się wynik 1:0 dla Bawarczyków, do doliczonego czasu gry wydawało się więc, że to oni sięgną po kolejny europejski puchar. Wtedy jednak wydarzyło się coś niezwykłego. Do głosu zupełnie niespodziewanie doszli dwaj rezerwowi – Teddy Sheringham i Ole Gunnar Solskjaer. Najpierw do siatki trafił ten pierwszy, a była to już wówczas 91. minuta meczu. Wszyscy byli przekonani, że będziemy świadkami dogrywki, ale dwie minuty później, w ostatniej akcji meczu, swoje trafienie zaliczył także Solskjaer i to legendarna ekipa sir Alexa Fergusona sięgnęła po trofeum, wprawiając w czarną rozpacz niemieckich kibiców.
Football, bloody hell.
2 – tyle lat Erik ten Hag przepracował w Bayernie Monachium
Mało kto o tym pamięta, ale tak, Erik ten Hag zaliczył w swojej karierze nie taki wcale mały epizod w klubie z Bawarii. W 2012 roku Holender rozpoczął swoją pierwszą samodzielną pracę w seniorskim zespole Go Ahead Eagles, ale spędził tam zaledwie jeden sezon. Został bowiem wówczas wypatrzony przez dyrektorów Bayernu, którzy zdecydowali się powierzyć mu obowiązki trenera rezerw.
Przygoda ten Haga w Bayernie była całkiem owocna, ale przede wszystkim bardzo cenna dla niego. Poznał tam specyfikę funkcjonowania w tak wielkim klubie oraz miał okazję blisko współpracować z Pepem Guardiolą, który był wówczas opiekunem pierwszej drużyny. Stąd pewne podobieństwa w podejściu do futbolu obu panów, co doskonale było widać, kiedy Holender prowadził Ajax Amsterdam. W Manchesterze może już nie jest to aż tak widoczne, ale przynajmniej do tego stara się zmierzać 53-latek.
Ten Hag był nawet blisko awansu z ligi regionalnej do 3. ligi, ale przegrał walkę w barażach z Fortuną Koeln. To był jego pierwszy sezon. W drugim z kolei jego podopieczni nieco zawiedli, bo zajęli dopiero drugie miejsce w tabeli, tuż za plecami Wurzburger Kickers i nie mieli już okazji kolejny raz walczyć o awans. Holender opuścił wtedy Bawarię i podjął się kolejnej pracy jako trener seniorskiej drużyny – tym razem w FC Utrecht.
4 – tyle bramek w barwach Bayernu Monachium zdobył już Harry Kane
Sprzedanie Roberta Lewandowskiego do FC Barcelony w poprzednim sezonie okazało się dla Bayernu znacznie większym problemem, niż początkowo sądzono. Władze klubu z Bawarii nie zdecydowały się zastąpić Polaka innym środkowym napastnikiem, a zamiast tego sprowadziły m.in. Sadio Mane z Liverpoolu, który zupełnie się nie sprawdził i dziś biega już po boiskach w Arabii Saudyjskiej. Monachijczykom zdecydowanie brakowało bramkostrzelnego zawodnika w poprzednim sezonie i m.in. stąd wzięły się ich słabe występy w lidze, które zakończyły się niemal utrata mistrzostwa Niemiec oraz zdecydowana porażka z Manchesterem City w 1/4 finału Ligi Mistrzów. Był to także jeden z czynników, który ostatecznie doprowadził do zwolnienia Juliana Nagelsmanna. Niemiec był zresztą, jak się okazało – niesłusznie, przekonany, że Lewandowski nie jest mu niezbędny.
Władze Bayernu drugi raz tego samego błędu nie popełniły i w letnim okienku transferowym wytoczyły naprawdę potężne działa. Po bardzo długiej sadze transferowej sprowadziły na Allianz Arenę Harry’ego Kane’a, czyli w ostatnich latach najlepszego, obok Lewandowskiego i Benzemy, napastnika w Europie. Początkowo pojawiało się wokół niego trochę wątpliwości, ale Anglik szybko je rozwiał. W pierwszych pięciu meczach nowego sezonu zdobył cztery bramki i zaliczył jedną asystę. Robi dokładnie to, czego się od niego oczekuje. A przecież dopiero się rozkręca.
I akurat pozycja napastnika może się okazać jedną z kluczowych w starciu z Manchesterem United, który od lat ma ogromny problem ze znalezieniem snajpera z prawdziwego zdarzenia. Obecnie na Old Trafford liczą głównie na Rasmusa Hojlunda, ale jest to zaledwie melodia przyszłości. Swojego potencjału jeszcze nie uwolnił. Ale czemu miałby tego nie zrobić właśnie w środowy wieczór?
***
Sprawdź, ile możesz wygrać w Lotto! Aktualne kumulacje znajdziecie na www.lotto.pl!
Czytaj więcej na Weszło:
- Michał Probierz, czyli beneficjent okoliczności. Dlaczego akurat on?
- Upór i wiara. Jak Probierz uratował Frankowskiemu oko i karierę
- Trela: Michał Probierz, czyli pierwszy prawdziwy wybór Cezarego Kuleszy
- Czy Marek Papszun to największy przegrany ostatnich tygodni?
- Tatuażysta z Berlina. Mecz Unionu z Realem oczami Christophera Trimmela
Fot. Newspix