Reklama

Problem oceny gry bramkarzy. Kto się wyróżnia nie tylko dobrym wrażeniem?

Michał Trela

Autor:Michał Trela

30 sierpnia 2023, 10:17 • 11 min czytania 30 komentarzy

To z jednej strony sport indywidualny w obrębie dyscypliny zespołowej, a z drugiej pozycja bardziej niż jakakolwiek inna zależna od reszty drużyny. Ocena gry bramkarzy zwykle przysparza problemów, a podstawowe narzędzia statystyczne, które się do niej stosuje, często tylko zaciemniają obraz. A bramkarze, nawet w obrębie Ekstraklasy, bardzo się od siebie różnią, zależnie od potrzeb zespołów, w których występują.

Problem oceny gry bramkarzy. Kto się wyróżnia nie tylko dobrym wrażeniem?

Po tym, jak poważnej kontuzji doznał Thibaut Courtois, Carlo Ancelottiego zapytano, jakiego bramkarza będzie teraz szukał Real Madryt. „Najlepiej takiego, który dobrze broni rękami”. Odpowiedź słynnego Włocha obiegła świat, bo zręcznie przypominała o absolutnie kluczowym aspekcie gry na tej pozycji, który ostatnimi czasy rzadko jednak wymienia się wśród najbardziej pożądanych wymagań. Gra bramkarza, zwłaszcza na najwyższym poziomie, zmieniła się w ostatnich latach nie do poznania i wykracza daleko poza samo bronienie strzałów. Ostatecznie jednak wciąż nic nie jest ważniejsze od tego, jak ktoś spisuje się na linii.

Nie znaczy to jednak, że pozostałe sprawy nie mają znaczenia. Wojciech Szczęsny wspominał kiedyś, że jeden z działaczy Juventusu najbardziej gratulował mu czystego konta po meczu, w którym nie miał absolutnie nic do roboty. Słusznie odczytał jednak, że bramkarz musi się wiele napracować, by laikom wydawało się, że nie ma nic do roboty. Podpowiedzi, odpowiednie czytanie gry, skracanie jego pola, wyjścia do dośrodkowań, gra nogami. To wszystko dobrze wykonane może sprawić, że bramkarz zasłuży na spokojne popołudnie. Lecz tylko nieliczni potrafią wtedy dostrzec jego wkład w mecz.

W ogóle tylko nieliczni potrafią dobrze oceniać bramkarzy, co podkreślają właściwie wszyscy, którzy grają lub kiedyś grali na tej pozycji. Pochwały zwykle zbierają ci, którzy najbardziej efektownie się rzucą. Gromy lecą na tych, którzy przy interwencjach „głupio wyglądali”. Czyli nie rzucili się albo nie sięgnęli piłki, która teoretycznie wydawała się w ich zasięgu. Na uzasadnienie rozmaitych tez podaje się podstawowe statystyki, które zwykle tylko zaciemniają obraz albo tak naprawdę nie mówią wiele o grze bramkarza. Liczba czystych kont w sezonie mówi o bramkarzu tylko pośrednio, bardziej opowiadając o grze obronnej całego zespołu. Procent obronionych strzałów to też ledwie jakaś marna wskazówka, bo wszyscy doskonale wiedzą, że strzał strzałowi nierówny. A wrzucanie do jednego worka ledwo lecącego uderzenia z trzydziestu metrów i silnego z pięciu metrów nie może być dobrą metodą porównywania bramkarzy.

POLSKA SZKOŁA BRONIENIA RĘKAMI

Pozostaje więc często samo wrażenie. Kto głośno krzyczy na obronę i buńczucznie wypowiada się w mediach, ten jest nazywany charyzmatycznym, mimo że na boisku nogi mogą mu tak naprawdę drżeć. Kto z kolei ma wizerunek grzecznego chłopca i kłania się starszym, bywa uznawany za zbyt miękkiego na tę trudną pozycję. Doceniani są ci będący pod ciągłym ostrzałem i fruwający od słupka do słupka, czy jest taka potrzeba, czy nie. Trzeba zajrzeć naprawdę głęboko, by ocenić bramkarzy trochę mniej powierzchownie, niż zwykle to się odbywa. Nawet jednak przy korzystaniu z zaawansowanych platform statystycznych i tak zwykle trzeba uwzględnić kontekst. Drużynę, w której dany piłkarz gra, wybory jej trenera, taktykę.

Reklama

Przetoczyła się ostatnio przez Polskę dyskusja na temat szkolenia polskich bramkarzy i tego, czy jest z nim jakiś problem. Nie zabierając jednoznacznego stanowiska, trzeba na pewno stwierdzić, że Polska dobrze szkoli bramkarzy podobnych od siebie, czyli zwinnych i wygimnastykowanych specjalistów od gry na linii. Czyli, jak by to powiedział Ancelotti, bramkarzy dobrze broniących rękami. Mniej widać u nas przedstawicieli stylu gry preferowanego przez największe zespoły świata, czyli zawodników dobrze czujących się z dala od własnej linii bramkowej, odważnie wychodzących do dośrodkowań, uczestniczących w rozegraniu. Jednocześnie jednak mniej widać u nas przedstawicieli tego stylu także dlatego, że trenerzy polskich drużyn rzadko oczekują od bramkarzy tego rodzaju gry. „Gra nogami” sprowadza się u nas często do tego, jak celnie dany zawodnik kopie na kilkadziesiąt metrów, a nie tego, jak uczestniczy w rozegraniu. To akurat zresztą aspekt bardziej drużynowy niż indywidualny. Dotyczy tego, jak cały zespół otwiera grę, kto pokazuje się bramkarzowi do podania i w których strefach. Faktem jest jednak, że gdy mówimy o jakimś Polaku, że to „dobry bramkarz”, zwykle jesteśmy pod wrażeniem refleksu, jakim się wykazał przy jakiejś instynktownej interwencji na linii.

RATOWNIK BOBEK

Do mierzenia samej umiejętności stopowania strzałów najlepiej nadaje się wskaźnik PSxG (Post shot xg). W przeciwieństwie do klasycznego algorytmu goli oczekiwanych, brane jest pod uwagę nie tylko miejsce na boisku, z którego oddawany jest strzał, ale też miejsce bramki, w które piłka faktycznie zmierza. Strzał z pięciu metrów można oddać w środek bramki, ale też w samo jej okienko. Co zrozumiałe, PSxG będzie wyższe w tej drugiej sytuacji. Spośród bramkarzy, którzy w tym sezonie Ekstraklasy rozegrali przynajmniej trzysta minut, z największą liczbą bardzo groźnych sytuacji musiał się mierzyć Aleksander Bobek z ŁKS-u, wyprzedzając Filipa Majchrowicza, który zaczynał sezon w bramce Radomiaka oraz Kewina Komara z Puszczy Niepołomice.

Porównanie ligowych skuteczności interwencji ligowych bramkarzy u progu sezonu. Najbardziej pożądane miejsce to prawy górny róg wykresu – niewiele goli puszczonych przy wielu interwencjach ratujących zespół. Widać też wyraźnie, dlaczego Aleksander Bobek, mimo wielu puszczonych bramek, zbiera wiele pochwał. Źródło: StatsBomb

To jednak statystyka więcej mówiąca o obronie dopuszczającej do bardzo groźnych strzałów niż o samych bramkarzach. Z niej wynika jednak wskaźnik, który StatsBomb nazywa „golami uratowanymi powyżej przeciętnej”. Tutaj najwyżej jest Bobek, wyprzedzając Szymona Weiraucha z Zagłębia i Sebastiana Madejskiego z Cracovii. Piątkę, która wybroniła drużynom najwięcej sytuacji, zamykają Filip Bednarek z Lecha i Mateusz Kochalski ze Stali. W poprzednim sezonie najlepsi pod tym względem byli Mateusz Abramowicz z Miedzi (puścił 20 goli, ale „powinien” aż 27), Zlatan Alomerović, Gabriel Kobylak i Bartosz Mrozek. Warto zauważyć, że z tej czwórki tylko Alomerović został nominowany do nagrody Bramkarza Sezonu. Statuetkę ostatecznie otrzymał Vladan Kovacević, który puścił o jednego gola więcej, niż statystycznie powinien, czyli był premiowany głównie za dobrą obronę Rakowa. Nominację otrzymał też Kacper Tobiasz, który w skali sezonu puścił statystycznie o cztery gole za dużo.

GRANIE USTAWIENIEM

Bardzo ciekawym, choć oczywiście nieidealnym wskaźnikiem jest statystyka błędów w ustawieniu. StatsBomb wylicza ją na podstawie tego, w którym miejscu ustawiali się zwykle bramkarze przy 20 strzałach z danego miejsca. Im dalej dany bramkarz znajduje się od przeciętnego ustawienia 20 innych bramkarzy, którzy bronili strzały z tej samej pozycji, tym bardziej uznawane jest to przez algorytm za błąd w ustawieniu. A kto popełnia błędy w ustawieniu, ten często musi się ratować efektownymi paradami ratunkowymi, które rzucają się w oczy publiczności. Ci, którzy dobrze się ustawiają, często łapią po prostu piłkę w koszyczek, a strzał, z jakim się mierzyli, sprawia wrażenie łatwego. Wśród bramkarzy, którzy popełniają w tym sezonie najwięcej tego typu błędów, przodują Filip Majchrowicz i Albert Posiadała z Radomiaka, wysoko są też Alomerović, Kochalski, Komar czy Ravas. Na przeciwległym biegunie są Michał Buchalik, Sebastian Madejski i Adrian Lis. Ten sezon to jednak zbyt mała próbka, by wyciągać z niej daleko idące wnioski. W poprzednich rozgrywkach najwięcej błędów w ustawieniu zmierzono Jędrzejowi Grobelnemu z Warty, Bartoszowi Klebaniukowi z Pogoni i Michałowi Szromnikowi ze Śląska Wrocław. Najmniej – Bednarkowi, Jasminowi Buriciowi i Dominikowi Hładunowi.

100% ZWROTU DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU

Reklama

To jednak przede wszystkim aspekty dotyczące gry na linii. Ciekawiej zaczyna się robić, jeśli chodzi o grę na przedpolu. WyScout klasyfikuje wśród bramkarzy najczęściej opuszczających linię Rafała Leszczyńskiego ze Śląska, Lisa, Alomerovicia, Daniela Bielicę z Górnika oraz Henricha Ravasa z Widzewa. W poprzednim sezonie Lis i Alomerović także byli w czołowej piątce. StatsBomb zlicza natomiast, do jakiego odsetka piłek będących w ich zasięgu wychodził dany bramkarz. W poprzednich rozgrywkach najodważniejsi pod tym względem byli Grobelny i Klebaniuk, ustępowali im natomiast Kacper Trelowski, Kovacević oraz Lis. Bramkarz Warty pojawia się w statystykach gry na przedpolu zliczanych przez różne platformy na tyle często, że można go uznać za nieprzyspawanego do linii. Przeciwległy biegun prezentowali Dominik Hładun, Kacper Bieszczad czy Dusan Kuciak, którzy wychodzili najrzadziej do piłek, które przelatywały w zasięgu ich ramion. W tym sezonie Lis też jest w czołówce, obok Bielicy i Ravasa oraz Sebastiana Madejskiego, który na razie dobrze wygląda nie tylko w odbijaniu piłek na linii.

Gra na przedpolu, czyli odległość od pola karnego – im wyżej nazwisko bramkarza, tym dalej gra od własnej linii oraz wyjścia do dośrodkowań – im bardziej po prawej dane nazwisko, tym częściej bramkarz wychodzi do piłki lecącej w jego zasięgu. Źródło: StatsBomb

ROZGRYWAJĄCY BEDNAREK

Jak natomiast wygląda sprawa w mitycznej grze nogami? Zależy, co mamy na myśli. Najwięcej podań na mecz wykonuje średnio Bednarek (29 na spotkanie), przy ledwie dziesięciu Madejskiego czy czternastu Komara. Bramkarz Lecha był w czołówce także w poprzednim sezonie, co wynika w dużej mierze z zadań, jakie nakłada na zawodników grających na tej pozycji trener John Van Den Brom. Jeszcze częściej przy piłce byli wówczas tylko bramkarze Wisły Płock, Kacper Tobiasz z Legii oraz Mrozek, który dziś jest już w Lechu, a w poprzednim sezonie do tego sposobu gry dobrze został przygotowany w Stali Mielec Adama Majewskiego.

Różni się jednak stopień trudności poszczególnych podań. W poprzednich rozgrywkach Karol Niemczycki posyłał najwięcej w lidze długich podań, kopiąc na kilkadziesiąt metrów dwa razy częściej niż Kovacević. Były bramkarz Cracovii robił to jednak ze świetną skutecznością 77%. W tym roku najcelniej na duże odległości kopie Komar (81% celności), co bardzo przydaje się w stylu gry Tomasza Tułacza. Madejski w tym elemencie na razie mocno ustępuje poprzednikowi w bramce ekipy Jacka Zielińskiego, wykazując się 64% celnością. Znacznie gorzej na długie odległości kopie Szymon Weirauch, którego mniej więcej tylko co drugie podanie jest celne. Na najdłuższy dystans wykopuje piłkę przeciętnie Adrian Lis, który jako jedyny zwykle zagrywa na więcej niż 60 metrów. Drugi biegun stanowią Ravas i Xavier Dziekoński z Korony, zazwyczaj posyłający podania na dystans o połowę krótszy.

WYSUNIĘTY BRAMKARZ WIDZEWA

Bramkarz Widzewa jest też w czołówce tych, którzy operują zwykle najdalej od własnej linii bramkowej. Słowak wg StatsBomb wykonuje działania średnio aż 25 metrów od bramki, czyli daleko poza własnym polem karnym. Przebija go na razie tylko Posiadała, którego próbka meczów jest jednak niewielka. To, że w czołówce pod tym względem znajduje się również Majchrowicz, sugeruje, że właśnie takiego wysokiego ustawienia oczekuje od swoich bramkarzy Constantin Galca, trener Radomiaka. Najbliżej własnej linii działają średnio Kochalski, Buchalik i Leszczyński. Ma to jednak wyraźny związek ze stylem gry ich drużyn, które często bronią się głęboko. Zależność między ustawieniem bramkarza a taktyką zespołu najlepiej widać po statystykach z zeszłego sezonu, gdy najdalej od bramki grali dwaj zawodnicy Rakowa Częstochowa, a za ich plecami byli dwaj bramkarze Pogoni Szczecin.

Platforma StatsBomb ma też własną koncepcję On Ball Value, czyli opartej na zasadzie bramek oczekiwanych wartości, jaką ma dane zagranie zawodnika. Każda aktywność na boisku zmniejsza lub zwiększa prawdopodobieństwo zdobycia bramki przez dany zespół. Kto ma wysokie OBV, tego zagrania regularnie zwiększają możliwości strzelenia gola. Bierze to więc pod uwagę nie tylko liczbę zagrań danego typu, ale też ich jakość. I tak jeśli chodzi o wartość podań, pierwsze miejsca w lidze zajmują w tym sezonie Kochalski, Madejski i Komar, a ostatnie Dziekoński, Ravas i Posiadała, co sugeruje, że ci gracze wykonują więcej krótkich, bezpiecznych, statystycznie neutralnych podań do najbliższych partnerów. W poprzednim sezonie liderami pod tym względem byli Paweł Lenarcik (Miedź), Karol Niemczycki i Gabriel Kobylak (Radomiak). Jeśli więc Puszcza widzi dziś w Kobylaku następcę Komara, pod tym kątem to mogą być bramkarze o podobnym profilu. Zresztą zawodnik Legii już przez dwa sezony grał w Puszczy.

Całościowo, biorąc pod uwagę zarówno defensywne, jak i ofensywne aspekty ich gry, najcenniejsi dla swoich drużyn są na razie wg StatsBomb Bobek, Madejski i Kochalski, a najmniej dają im Posiadała, Ravas i Komar. W poprzednim sezonie ostatnie miejsca pod tym względem zajęli Stefanos Kapino (ex Miedź), Kacper Bieszczad (ex Zagłębie) i Kevin Broll (Górnik). Co ciekawe, Kovacević był idealnie na równi – statystycznie niczego Rakowowi nie dał i niczego mu nie zabrał. Koniec końców unikanie błędów jest jedną z ważnych zalet bramkarza. Szczególnie w grze nogami mogą być one kosztowne. Tego typu pomyłki, których bezpośrednim następstwem jest strzał rywala, zaliczyli już w tym sezonie Posiadała, Kochalski czy Bielica. W poprzednich rozgrywkach najczęściej przydarzały się Grobelnemu, Marcelowi Zapytowskiemu, czy Dominikowi Hładunowi.

Przy ocenie gry bramkarzy, także na podstawie danych statystycznych, warto więc patrzeć na różne aspekty i umiejscawiać je w kontekście taktyki danej drużyny. Umiejętność posyłania długich piłek bardziej przyda się w Puszczy czy w Cracovii, niż w Widzewie, gdzie z kolei bardziej potrzeba bramkarza, który nie panikuje, znajdując się daleko poza polem karnym. Bednarek zalicza większą liczbę podań niż inni bramkarze, bo tak wynika ze sposobu budowania ataków przez jego drużynę. Jeśli czasem jego interwencje wydają się łatwe, warto wziąć pod uwagę, że ponadprzeciętnie się ustawia. I przeciwnie, jeśli ktoś fruwa zbyt często, można się zastanowić, czy nie mógłby tego uniknąć, gdyby mądrzej przesuwał się po linii na nogach. Bramkarz to z jednej strony sport indywidualny w obrębie dyscypliny zespołowej. Ale z drugiej jego ocena chyba w jeszcze większym stopniu niż na innych pozycjach wiąże się z grą całej drużyny. Bramkarz w wielu kwestiach jest zależny od ludzi, których ma przed sobą. Najlepszy jest nie ten, który najbardziej wyróżnia się indywidualnie, a ten, który najbardziej harmonijnie, w różnych fazach gry, wtapia się w potrzeby zespołu.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Niemcy

Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Antoni Figlewicz
1
Kompany w Bayernie? Hoeness: Po co, skoro mam De Ligta i Diera?

Komentarze

30 komentarzy

Loading...