Nie ma lepszych meczów do oglądania tego lata od tych czwartkowym starć Legii w Europie. Pewnie najbardziej z takich szaleństw cieszą się warszawscy kardiolodzy, którzy prowadzą prywatne gabinety, ale pod kątem czystej rozgrywki – legioniści dowożą. I to jak! Jakby brakowało wam emocji, goli, świetnych akcji i baboli w tyłach po dwumeczach z Ordabasami oraz Austrią, to ekipa Runjaica dziś postanowiła poszaleć po raz kolejny.
My wiemy, że dużo bramek w meczach wcale nie oznacza wysokiego poziomu. Przecież czasem jakieś emocjonujące 1:1 bywa lepsze od nudnego 3:1. Ale te mecze Legii w czwartkowe wieczory Ligi Konferencji Europy… Jeśli ktoś chce zaprosić znajomych, którzy tylko marudzą, że ten futbol to nic ciekawego, że niewiele się dzieje, że nuda, to niech zaprasza na europejskie starcia Legii.
Czy dało się dzisiaj zagrać spokojniej? A i owszem. Przecież każdy przed meczem piał – Duńczycy będą groźni po stałych fragmentach. Duńczycy będą groźni z kontry. Po odbiorze będą szli do przodu jak do pożaru. A legioniści dokładnie w ten sposób stracili wszystkie trzy bramki – pierwsza po rzucie rożnym (sprokurowanym przez fatalne rozegranie akcji od tyłu), druga po aucie, trzecia po szybkiej kontrze.
FC Midtjylland – Legia Warszawa 3:3. Powtórka z rozrywki
Generalnie znów było tak, że wystarczyło kopnąć piłkę w pole karne legionistów, a robił się smród. Ktoś zaspał, ktoś nie przeciął, ktoś zapomniał o kryciu, ktoś patrzył aż kolega wybije. Z tymi wrzutkami na pole karne Legii jest jak ze zrzucaniem kuli kręgielnej na stos folii bąbelkowej. Rzucasz i wiesz, że coś pęknie. Dzisiaj najczęściej pękał Ribeiro (cóż za zaskoczenie) i Tobiasz (niewiele mniejsze zaskoczenie).
Jak to ładnie ujął Wojtek Kowalczyk po którymś z kolei straconym golu – kontrakty graczy ofensywnych powinni opłacać piłkarze z defensywy Legii.
Bo Legia pokazała dwie twarze. Czyli jak w każdym meczu pucharowym. Midtjylland nie zbudowało w tyłach muru nie do przejścia, więc Legia często znajdowała sposób na dobranie się do skóry gospodarzom. Zwłaszcza na flankach pojawiało się sporo przestrzeni. I tak padł gol na 1:1 – wrzutka Slisza, kiks nabiegającego Kuna, kiks Wszołka, Gual z główki. Swoją drogą: niemrawo zaczął Hiszpan ten sezon, ale jak już się rozkręcił, to co rusz dorzuca konkret. Bramka na 2:2 Kapitalna centra Josue z rzutu wolnego, zgrabna główka Slisza. No i gol na 3:3 – wchodzi rezerwowy Rosołek, podaje do rezerwowego Kramera i Legia wywozi remis.
Przecież my już oglądaliśmy to wszystko. Bramki rezerwowych, szalona gonitwa wyniku, ofensywa nadrabia za defensywę. Ale mimo tego, że scenariusz już znamy, to bawimy się przy tym znakomicie. Trochę jak z każdym kolejnym odcinkiem doktora House’a – wiesz, że wyleczą pacjenta, ale zastanawiasz się nad tym „jak?!” i jak tym razem doktor sobie kąśliwie pożartuje. Z Legią tak samo. Wiesz, że będzie show, że będą bramki, ale czekasz na to, co tam ciekawego wywinie Ribeiro, jaki wylosuje się Josue i kto tym razem z grona pięciu napastników oraz siedmiu ofensywnych pomocników dorzuci gola/asystę.
FC Midtjylland – Legia Warszawa 3:3. Cenny remis z wyjazdu
I tak w sumie to 3:3 jest zarówno niedosytem, jak i powinno zostać przyjęte z pokorą. Bo przecież jeszcze Muci miał szansę, jeszcze Gual mógł otworzyć wynik, jeszcze w końcówce goście ruszyli do ataku. Ale z drugiej strony – Wszołek mógł wylecieć już przed przerwą (zdzielił chłopa łokciem w twarz tak mocno, że ten musiał na noszach wyjechać z boiska), Josue też kręcił się wokół asa kier, a i Midtjylland mogło w pewnym momencie wyjść na dwubramkowe prowadzenie.
Cholera, pisaliśmy przed meczem – ogarnąć tyły, utrzymać atak. Pisaliśmy to nawet tuż po starciu rewanżowym z Austrią – że Runjaic i jego sztab mają tydzień na to, by naprawić to, co chrzani się w defensywie. Misja zakończona niepowodzeniem, aaaaaleeee… Ale od czegoś jest też ta ofensywa.
Generalnie – jest nieźle. Remis na wyjeździe, kop mentalny po trzykrotnym odwróceniu rezultatu. Kilka dni na to, by wytłumaczyć kilku zawodnikom, że za krycie rywala nie idzie się do więzienia, a wygranie pojedynku główkowego nie grozi karą grzywny. I może być pięknie.
FC Midtjylland – Legia Warszawa 3:3 (2:1)
Juninho (16.), Franculino (34., 71.) – Gual (26.), Slisz (64.), Kramer (86.)
WIĘCEJ O EUROPEJSKICH PUCHARACH:
- Zdominować region, walczyć w Europie. FC Kopenhaga bez tajemnic
- Było, minęło. Jak FC Kopenhaga zmieniła się od meczu z Piastem Gliwice?
Fot. Newspix