FC Barcelona zaliczyła tydzień temu wpadkę z Getafe. Remis z rzeźnikami sprawił, że dziś wszystkie oczy były zwrócone na zespół Xaviego. A jak na katalońską drużynę, to i na Roberta Lewandowskiego. Dziś oglądaliśmy kolejny odcinek serialu pt. „W poszukiwaniu zaginionej formy”. I choć główny bohater wciąż nie był sobą, to i tak Duma Katalonii zgarnęła komplet punktów. No dobra, bardziej wymęczyła, choć wynik mówi nam coś innego.
Po tym co zobaczyliśmy tydzień temu w wykonaniu FC Barcelony, spodziewaliśmy się dziś potężnej reakcji. Spotkania w stylu Barca wjeżdża i rozjeżdża. Bo z kim nie próbować zabawić się, jak nie z dość mocno ograniczonym Cadizem?
Gdzie się podziała forma Roberta Lewandowskiego?
Polak w ubiegłym sezonie zgarnął koronę króla strzelców, ale nie były to najlepsze rozgrywki w jego wykonaniu. W wielu spotkaniach po mundialu był po prostu pod formą. Ślamazarny w ruchach, podejmujący kiepskie decyzje i daleki od dyspozycji, do której nas przyzwyczaił. Bo prawda jest taka, że przez lata rozpieszczał polskiego kibica, waląc gola za golem, a nagle to się nieco urwało. Przed startem tego sezonu zapowiadał w rozmowie z hiszpańskimi mediami, że będzie się bardziej angażował w konstruowanie akcji. Będzie brał bardziej grę na siebie. Efekt? Dyskusyjny.
Głębokie cofanie się ewidentnie mu nie służy. Zaliczył dziś mnóstwo zagrań w stylu „co autor miał na myśli?”. Proste podania padały łupem rywali. To podał do nikogo. To za długo przytrzymał futbolówkę. Innym razem odskoczyła mu piłka niczym rozgrywałby mecz w Chrząstawie. Generalnie: nie wyglądał w aspekcie kreacji najlepiej, a to nie jedyny kamyczek do jego ogródka. Przede wszystkim nie raz brakowało mu zrywu przodem do bramki lub po prostu sytuowania się w miejscu, gdzie powinien być napastnik.
Skuteczność? Czas nastawić celownik. Ok, nie miał może setek, ale jak już dostawał przyzwoite zagrania to albo piłka po jego strzale wpadała wprost do rąk bramkarza, albo w ogóle nie leciała w światło bramki. Wiadomo, surowa ocena to też kwestia wymagań względem zawodnika, ale mimo wszystko w meczu, który długo był na styku, trzeba być precyzyjnym, jak neurochirurg. Zwłaszcza gdy gra się z zespołem, który będzie do końca drżał o utrzymanie.
Barca ukąsiła, ale rywale mieli swoje okazje
Długo ten mecz naprawdę nie układał się po myśli gospodarzy. Mało tego, do pewnego momentu najlepszym zawodnikiem Barcy był szesnastoletni Lamine Yamal. Młodzian grał bez kompleksów. Wyglądał jak stary wyżeracz i w zasadzie dwie rzeczy zdradzały go, że ma jeszcze mleko pod nosem – wątła sylwetka i wykończenie. A tak poza tym pokazał, że jest w stanie już teraz dać dużo tej drużynie. Między innymi to on w pierwszej części wrzucił na głowę Pedriego, ale ten ni to zgrywał do Lewego, ni to strzelał, a powinien dać Barcelonie już wtedy gola na 1:0. Yamal oddał też bardzo dobry strzał po tym, jak piłkę zgubił Lewandowski. Gdyby Ledesma nie miał dziś dobrego dnia, to pewnie 16-latek schodziłby do szatni z golem. A tak musi jeszcze poczekać na premierowe trafienie. Niemniej jednak kapitalnie ogląda się poczynania tego piłkarza i znów dał podstawy, by na niego stawiać.
Dużo piszemy o Barcelonie, ale pora też napomknąć o gościach. Cadiz skupił się na kontrach i kilka bardzo groźnych wyprowadził. Przykładowo po stracie Balde w sytuacji sam na sam z Ter Stegenem znalazł się Roger Marti, ale przegrał pojedynek z Niemcem. Swoje okazje mieli też Ruben Alcaraz, Christopher Ramos i Darwin Machis, ale tym panom ewidentnie zabrakło jakości, żeby pomóc w sprawieniu niespodzianki na Montjuic. Naprawdę mają czego żałować.
Przebudowa Camp Nou i wyprowadzka na Stadion Olimpijski. Gdzie Barcelona spędzi sezon 23/24?
Gdy w końcówce pachniało już remisem, FC Barcelona nareszcie wpakowała upragnionego gola. Pedri przeprowadził szybką akcję daję-idę z Ilkayem Gundoganem. Panowie pomocnicy wjechali w pole karne jak w masło i Hiszpan na wślizgu dał gospodarzom prowadzenie. Barca zdążyła jeszcze dobić rywali. Tym razem różnicę zrobił Ferran Torres, który spisał się bardzo dobrze po wejściu z ławki. Udowodnił, że głosy płynące z jego otoczenia nie są tanimi bajeczkami i faktycznie wziął się w garść. Wykorzystał to, że na boisku zaczęły tworzyć się połacie wolnej przestrzeni. Przepis na jego gola był banalny. Ter Stegen wykopał w okolice koła, a Ferran po zgraniu Lewandowskiego po prostu pognał na bramkę i zamknął mecz. Polak nie zrobił tu nic nadzwyczajnego, większość zasług należy przypisać dynamice Ferrana, który zrobił, co do niego należało.
Zatem FC Barcelona zanotowała pierwszy komplet punktów w tym sezonie. Nie zachwyciła, momentami gra jej się nie kleiła, ale plan minimum zrealizowała. Na prawdziwe testy przyjdzie jeszcze czas i trochę na nie jeszcze poczeka. Za tydzień gra z Villarrealem, który dopiero się dociera po letnim oknie transferowym i jest wielkim placem budowy. W tym spotkaniu Barca znów będzie faworytem i liczymy, że również z lepszej strony pokaże się Robert Lewandowski. Dziś na papierze skończył z asystą, ale fajnie byłoby zobaczyć Polaka w lepszym wydaniu. Bo na ten moment pogrąża się w zatracaniu swoich atutów snajperskich, nad czym ubolewamy. Zatem jeżeli możemy coś doradzić: mniej rozgrywania, więcej strzelania.
FC Barcelona – Cadiz 2:0 (0:0)
Pedri 82, F. Torres 90’+4
- Dziś wraca LaLiga. Co musisz wiedzieć o każdym z klubów?
- Atlético jak miś z Krupówek. Simeone przeklina presezon, ale czy ma inne wyjście?
- Saudyjski Football Manager w Almeríi. Jak zbudować klub na napastnikach?
fot. Newspix