Uniwersum Ekstraklasy eksplodowało dziś w Radomiu. W meczu, który przerwano przez awarię prądu (i zarazem systemu VAR), w którym był i wykorzystany, i niewykorzystany rzut karny, w którym doliczono łącznie 20 minut, Radomiak wygrał z Wartą Poznań, bo Leonardo Rocha ma długą nogę i nie zapomniał o gimnastyce w dzieciństwie.
O co chodzi? O ostatnią akcję w meczu, gdy Dawid Abramowicz posłał piłkę w pole karne, ta dość przypadkowo odbiła się od Adama Zrelaka, a leżący na piątym metrze Leonardo Rocha zebrał się, sięgnął nogą do futbolówki i po prostu wbił ją do siatki.
– Peter Crouch był kapitalnym napastnikiem, ale kiedy patrzyłeś na to, jak się porusza, były to trochę „pokraczne”. To normalna sprawa, gdy jesteś tak wysoki. Starałem się to poprawić i dopracować, żeby ruszać się w — ujmijmy to tak — normalny sposób – mówił nam kiedyś Brazylijczyk i udowodnił, że nie kitował.
Giętkości i sprawności odmówić mu nie można, a Radomiak z tego skorzystał.
Komu odcięło prąd?
W sytuacji, która dała Radomiakowi wygraną, doszło do lekkiej awarii w defensywie Warty Poznań. Jędrzej Grobelny, który dosłownie parę chwil wcześniej wyciągnął strzał Rochy głową, tym razem zaliczył klasyczny pusty przelot. Ale nie tylko Grobelnemu tego dnia odcięło prąd. Po kilku minutach gry sędzia Marcin Kochanek zarządził przerwę. Gra stanęła i nie wyglądało na to, żeby miała zostać szybko wznowiona, a jednocześnie nie wyglądało też na to, żeby arbiter czekał na sygnał z wozu VAR.
Skonsternowani byli zawodnicy. Skonsternowali byli komentatorzy. Skonsternowani byli widzowie. W końcu spiker ogłosił:
– Musimy przerwać mecz z powodu awarii VAR. Zabrakło prądu.
Czyli wywaliło korki. Całe szczęście, że udało się z tym uporać, bo wideoweryfikacja przydała się parę chwil później. Drugi z bramkarzy, Albert Posiadała, także nie miał dobrego dnia. Golkiper Radomiaka trochę się pogubił i choć dwukrotnie uratował go blokujący strzały Mateusz Cichocki, to na koniec Posiadała wszystko zaprzepaścił, ładując się z łapami w twarz Adama Zrelaka, co zakończyło się rzutem karnym.
Donis i Henrique znaleźli to, czego szukali
Radomiak w tamtym momencie stracił przewagę, którą wywalczył psując plan Warciarzy na ten mecz. Poznaniacy chcieli gospodarzy przycisnąć, przypressować, walnąć bramkę i się okopać. Nie pykło, bo Christos Donis, najwyraźniej przez całe lato przewijał film z armatą na twierdzy Kłodzko i od początku sezonu szukał bramki dystansu. Szukał, szukał i w końcu znalazł, popisując się ładnym strzałem z dystansu.
To, czego szukał, znalazł również Pedro Henrique. Brazylijczyk wyskakując do piłki zagranej przez Lisandro Semedo musiał wznosić w głowie modlitwy o to, żeby po raz szósty w sezonie nie obić poprzeczki. Nie obił, Semedo zanotował kolejny mecz z liczbą na koncie i trzeba przyznać, że to, jak odbudował go Constantin Galca robi wrażenie. Z atrapy skrzydłowego Kabowerdeńczyk stał się gościem regularnie robiącym liczby.
Tradycji stało się jednak za dość i Pedro znów coś zawalił. Tym razem rzut karny, wywalczony właśnie przez Semedo. Skrzydłowego faulował Dario Vizinger, który może sobie przybić z Henrique piątkę – obaj zanotowali po plusie i po minusie. W przypadku Chorwata pozytywem było to, że to on doprowadził do wyrównania po przerwie, gdy Warta przegrupowała się i zorientowała, jak Radomiaka ukąsić.
Koniec końców lepszych kolegów ma jednak Pedro, bo to jemu uratowali oni skórę rzutem na taśmę.
***
W pierwszym meczu w Radomiu obejrzeliśmy cztery słupki i poprzeczki. W drugim pięciobramkowy thriller z awarią prądu w tle. Trzeba przyznać, że niewiele stadionów może się pochwalić takim otwarciem, jak nowy obiekt przy ul. Struga 63.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Trela: Kontrolowany spadek. Czego Mit Syzyfa może nauczyć Puszczę Niepołomice
- Mystkowski: – Zawsze byłem pokorny, może czasami aż za bardzo
- Wisła Kraków testuje, gdzie są ostateczne granice kompromitacji
fot. Newspix