Bez pożegnanego latem Benzemy, bez kontuzjowanego Courtois, bez siedzących na ławce Modricia i Kroosa. Real Madryt do walki o odzyskanie tytułu mistrzowskiego przystąpił naprawdę mocno odmieniony. Naturalnie Modrić i Kroos jeszcze swoje wielkie momenty w tym sezonie będą mieli, Courtois prędzej czy później wróci do zdrowia i pełni formy, ale nie da się nie zauważyć, że w ekipie „Królewskich” idzie nowe i coraz więcej będzie zależało od takich graczy jak Bellingham, Vinicius Jr, Tchouameni czy Camavinga. Graczy, z których wielu już w poprzednich latach odegrało w madryckiej drużynie ważne role, ale teraz przyjdzie im wziąć na swoje barki ciężar liderowania zespołowi.
Jeśli ma to wyglądać tak, jak w pierwszej połowie dzisiejszego starcia z Athletikiem Bilbao, to Carlo Ancelotti z pewnością nie będzie narzekał.
Athletic – Real Madryt 0:2. Świetny występ gości
Może sam początek spotkania nie był jeszcze szczególnie imponujący w wykonaniu „Królewskich”, gospodarze mieli na murawie sporo do powiedzenia i kilka razy zmusili obrońców Realu do wytężonej pracy, ale po krótkiej rozgrzewce madrytczycy nabrali niesamowitego rozmachu w swoich ofensywnych poczynaniach. Oglądało się to naprawdę kapitalnie – aktywni boczni obrońcy, bardzo energetyczny środek pola, niezmordowany w dryblingach Vinicius i nieustannie przyczajony Rodrygo. Baskowie bardzo szybko przestali nadążać za tempem narzuconym przez oponentów. Widać to było nie tylko wtedy, gdy Real atakował pozycyjnie lub szukał swoich szans w kontratakach. Nawet przy stałych fragmentach gry „Królewscy” zdawali się być dla rywali trudni do uchwycenia.
Otwierający gol dla gości zdawał się być kwestią czasu. I faktycznie – padł.
W 28. minucie gry do siatki trafił Rodrygo, wykorzystując dobre zachowanie Carvajala i zdumiewającą opieszałość obrońców Athleticu. Nikt do Brazylijczyka w porę nie doskoczył, nikt nawet nie spróbował zablokować jego strzału. Gospodarze byli kompletnie spóźnieni. Niespełna dziesięć minut później Real prowadził już dwiema bramkami – tym razem bramkarza z Bilbao pokonał Bellingham, uświetniając tym samym golem swój debiut w LaLiga. Jednak nawet bez tej bramki kibice „Królewskich” mogli być zadowoleni z postawy Anglika. Również w odbiorze piłki, bo były gracz Borussii Dortmund ostro tyrał w destrukcji.
Los Blancos mogli zejść na przerwę z jeszcze bardziej okazałym prowadzeniem, ale skuteczności brakowało między innymi Viniciusowi. Tak czy owak, podopieczni Ancelottiego naprawdę mogli się podobać. Chwilami po prostu miażdżyli Athletic, nie dawali Baskom chwili wytchnienia.
Spokojniejsze tempo
Po przerwie mecz się wyrównał, głównie dlatego, że Real starał się już przede wszystkim trzymać korzystny wynik i kontrolować przebieg widowiska, a nie wrzucać coraz to wyższy bieg i dalej tłamsić oponentów. Raz czy drugi zapachniało nawet kontaktową bramką, lecz gospodarze popisowo marnowali wszystkie swoje strzeleckie sytuacje. Andrij Łunin, który stanął dziś między słupkami w zespole Realu, nie miał zbyt wielu okazji do wykazania się refleksem na linii. Najwięcej trudnej roboty musiał wykonać na przedpolu, wychodząc do dośrodkowań, no i na ogół spisywał się nienagannie.
Co może niepokoić Ancelottiego i fanów Realu, to kontuzja Edera Militao, który w 50. minucie opuścił plac gry niemalże zapłakany. Benzema odszedł, Courtois wypadł na wiele miesięcy… Gdyby do tego dołożyć jeszcze poważny uraz brazylijskiego stopera, zrobiłoby się naprawdę krucho.
Oby skończyło się na strachu.
Poza tym, powodów do pesymizmu w madryckim obozie raczej brak. No, może jeszcze należy delikatnie zganić Viniciusa za brak precyzji w wykańczaniu akcji – jeśli gwiazdor „Królewskich” faktycznie chce zakończyć sezon 2023/24 z przeszło trzydziestoma trafieniami na koncie, musi zdecydowanie lepiej nastawić celownik. Jednak generalnie rzecz ujmując, Real wszedł w nowy sezon ligowy ze spokojem, klasą i w całkiem obiecującej dyspozycji. Athletic Bilbao był dziś bez szans na punkty.
Athletic Bilbao – Real Madryt 0:2 (0:2)
- 0:1 – Rodgrygo 28′
- 0:2 – Bellingham 36′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kowal: Dalej jesteśmy mistrzami europejskich pucharów, czy już nie?
- Bramkarz, czyli długodystansowiec. Czy da się wyjechać z Polski na jedynkę?
- Niemczycki: – Wzbudziłem szok w Fortunie. W mediach też zrobiłem trochę szumu
Fot. Newspix