Druga kolejka za nami (no, nie cała, ze względu na przełożone mecze), a wśród badziewiaków sporo przedstawicieli beniaminków.
Jest ich bowiem aż sześciu – trzech z ŁKS-u, trzech z Puszczy. Jedynym zawodnikiem, który znalazł się po raz drugi w tym zestawieniu jest Adam Marciniak i nie jest to szczególnie dobra informacja dla łodzian. Wyobrażamy sobie bowiem, że Marciniak, doświadczony ekstraklasowy obrońca, kapitan zespołu, miał być liderem w tyłach, gościem, który wie, z czym wymagania tej ligi się wiążą.
SUPER PROMOCJA W FUKSIARZ.PL! MOŻESZ ODEBRAĆ 100% DO 300 ZŁ
Niestety – na razie Marciniak nie dojeżdża, jest słabą wersją samego siebie. Dość elektryczny, najchętniej wybijający byle dalej, spóźniony, stojący, gdy trzeba jednak podbiec. Generalnie można się zastanowić czy dobrym pomysłem jest opierać obronę o blisko 35-letniego stopera, który ostatni raz grał w Ekstraklasie w sezonie 19/20. W ŁKS-ie uznali, że tak i póki co: pudło.
Nie skreślamy Marciniaka, może się jeszcze odwinie, pokaże, że potrafi, ale na razie jest kiepskawo.
Podobnie jak z Komarem, bramkarzem Puszczy. Jeśli jesteś beniaminkiem pokroju zespołu z Niepołomic, musisz mieć między słupkami naprawdę mocnego zawodnika – wiadomo, że rywale będą walić jak bęben, więc facet musi dać coś ekstra (no choćby jak Bobek ze wspomnianego ŁKS-u). A Komar w meczu z Jagiellonią wyglądał na golkipera, który miałby ochotę puścić wszystko.
Bo tak po prawdzie, nawet mówiąc o golu Nene – on strzelił ładnie, ale lepiej dysponowany bramkarz mógłby sobie poradzić z tą próbą (coś jak Kittel z Karabachem i kuzynem Rudki). Tak, ewidentnie Komar swoim kolegom nie pomógł.
Ale tak samo jak u Marciniaka – nie skreślamy go, jest na to za szybko. Tym bardziej że w pierwszej kolejce Komar sobie poradził i może – oby, oby – spotkanie w Białymstoku było wypadkiem przy pracy.
Natomiast nie jest tak, że beniaminkowie w drugiej serii nadawali się tylko do badziewiaków, ponieważ w kozakach mamy przedstawicieli Ruchu – Szczepana i Michalskiego. Pomówmy o tym pierwszym, bo naprawdę ciekawie zaprezentował się w starciu z ŁKS-em. Szybki, wszędobylski, silny, no i z konkretami. To przecież on przy pierwszej bramce oszukał Nacho jak dzieciaka, co przyniosło gola – właśnie – Michalskiego po dobitce, a przy drugiej już całkowicie legalnie zaliczył asystę.
Ten mecz rozbił się między innymi o napastnika. Ruch takiego miał, ŁKS absolutnie nie.
Graczem kolejki trzeba chyba jednak uznać Hoticia, który wchodzi do polskiej ligi jak do siebie – gdyby miał jeszcze lepszy dzień, to kończyłby spotkanie z Radomiakiem gdzieś z dwoma golami i dwoma asystami, ale albo brakowało mu minimalnie precyzji, albo działo się to z jego kolegami. Niemniej – kozak, był ogień.
Oby tylko utrzymał tempo, apetyt rośnie w miarę jedzenia. A Hotić nałożył nam na talerz już całkiem sporo.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Janczyk: Moskal i ŁKS się zmienili. Problem leży gdzie indziej
- Rząsa: Lech Poznań ma najdroższą kadrę w historii klubu
- 75 lat Pogoni. Szczecińskiej tak mocno, jak tylko się da
Fot. Newspix