To był niesamowity mecz. To był finał Wimbledonu, na jaki czekał świat tenisa. Carlos Alcaraz i Novak Djoković spędzili na korcie w Londynie niemal pięć godzin. I dostarczyli nam mnóstwo zwrotów akcji. Ostatecznie lepszy był Hiszpan, młodszy od wielkiego mistrza o niemal szesnaście lat. “Carlitos” wygrał mecz z Serbem 1:6, 7:6 (6), 6:3, 3:6, 6:4.
Metryka nie miała dzisiaj żadnego znaczenia. To, że Djoković urodził się w 1987, a Alcaraz w 2003 roku, mogliśmy potraktować co najwyżej jako ciekawostkę. Bo obaj tenisiści wytrzymali fizycznie ten maraton. Hiszpan nie zdobył tytułu dlatego, że “zabiegał” Nole. Zdobył go, bo był zwyczajnie odrobinę lepszy tenisowo. I – o dziwo – lepiej też znosił napięcie w newralgicznych, kluczowych sytuacjach, popełniając mniej błędów od siedmiokrotnego triumfatora Wimbledonu.
Wszystko zaczęło się jednak od kompletnej dominacji Djokovicia. Serb w pierwszym secie był lepszy od Hiszpana na wszystkich płaszczyznach. Tymczasem Carlitosa zawodziło każde zagranie, jakiego próbował. Nawet jego dropshoty (które zresztą z czasem zaczęły u niego funkcjonować znakomicie). W przypadku inaugurującej partii: młodszy z tenisistów był więc bez szans. Na tym możemy zakończyć.
Hiszpan w drugim secie się jednak przebudził. Oglądaliśmy zacięty gem za zaciętym gemem. I wreszcie przyszedł tie-break. Moment w meczu, który w ostatnim czasie wychodził Djokoviciowi znakomicie. Powiemy więcej: Serb wygrał w turniejach wielkoszlemowych poprzednich piętnaście tie-breaków. Ale z Carlitosem ta sztuka mu się nie udała. Dlaczego? W dużej mierze z winy samego tenisisty. Novak prowadził 6:5 (a wcześniej 3:0), ale zepsuł dwa proste uderzenia w kolejnych wymianach. I niejako podarował Hiszpanowi setbola. A ten nie zamierzał z tego nie skorzystać. Popisał się niesamowitym returnem i wyrównał stan rywalizacji. Co było o tyle kluczowe, że w przeszłości Nole “wypuścił” prowadzenie 2:0 w setach… tylko raz, w 2010 roku.
No ale właśnie: rywalizacja rozpoczęła się od początku. Trzeciego seta zapamiętamy przede wszystkim z gema przy stanie 3:1 dla Carlosa, który potrwał… 26 minut. I który zakończył się przełamaniem dla Hiszpana. To praktycznie oznaczało – z racji, że mówimy o korcie trawiastym, na którym trudno o “comeback” – że trzecia partia również trafi do 20-latka. I faktycznie: Alcaraz po chwili zamknął sprawę i wygrywał już 2:1 w setach.
Powiemy szczerze: to był moment w spotkaniu, w którym Djoković nie wyglądał najlepiej. Popełniał sporo błędów, nie radził sobie ani w krótkich, ani w długich wymianach. Wielu spisało go pewnie wtedy na straty. Ale Serb nie byłby sobą, gdyby nie “powstał z martwych”. Męczył się przy swoich podaniach, ledwo był w stanie je wygrać, po czym zupełnie niespodziewanie przełamał rywala. A potem poszedł za ciosem. Wyglądał świetnie fizycznie, zaczął też skutecznie serwować. Wygrał czwartą partię, po czym był bliski ułożenia pod siebie tej decydującej.
Wtedy znowu stało się jednak coś, czego się kompletnie nie spodziewaliśmy. Czyli Djoković nie wygrał kluczowego punktu. Przy stanie 1:0 w gemach miał breakpointa, wielką przewagę w wymianie oraz niemal pusty kort, ale jego smecz… wylądował na siatce. To był błąd, który zapewne będzie prześladował w następnych dniach Nole. Bo po chwili Carlos zdołał wygrać gema, następnie przełamać Serba, aż wreszcie – grając do końca niezwykle efektownie oraz na wysokim ryzyku – zamknąć mecz. I zapewnić sobie tytuł Wimbledonu.
Niech żyje król!
Carlitos tym samym odegrał się Novakowi za porażkę w półfinale Roland Garros. I dopisał do swojego konta drugi tytuł wielkoszlemowy. Możemy też być pewni, że w najbliższym czasie Hiszpan nie zejdzie z pozycji lidera światowego rankingu. Strącić z tronu będzie można go zapewne dopiero po US Open. To, co jednak mogło się szczególnie dzisiaj podobać: Carlitos naprawdę grał kapitalnie i bez żadnego strachu w oczach. W ogóle nie podłamał się fatalnym pierwszym setem. Ani niespodziewanie przegranym czwartym. To nie u niego pojawiała się frustracja. To on lepiej zniósł ciężar finału Wimbledonu.
A Djoković? Oczywiście też zagrał świetne spotkanie, choć trzeba przyznać, że ma czego żałować. Raz, że – jak wspomnieliśmy – mylił się w najważniejszych momentach, a dwa, że po prostu w Wimbledonie miewał jeszcze lepsze mecze. To jest zresztą dla niego pocieszające: że przegrał z Carlitosem nie dlatego, że był starszy o kilkanaście lat. A dlatego, że był zwyczajnie dziś gorszym tenisistą. Może więc przy następnym pojedynku z Hiszpanem jego gra będzie wręcz pozbawiona błędów?
Po meczu Nole gratulował Alcarazowi i pół żartem, pół serio powiedział, że los zabrał mu to, co dawał w przeszłości. Bo wygrywał w przeszłości wiele zaciętych meczów, wiele meczów, z których części nawet nie powinien wygrać. Ale dzisiaj musiał pogodzić się z porażką. Nie wyrównał kilku wyjątkowych rekordów (przede wszystkim: liczby triumfów w Wimbledonie Rogera Federera oraz triumfów we wszystkich Szlemach Margaret Court).
Co zatem możemy powiedzieć? Carlos Alcaraz już jest i przez wiele lat będzie wielki. A Novak Djoković? Też pewnie nie powiedział ostatniego słowa.
Carlos Alcaraz – Novak Djoković 1:6, 7:6 (6), 6:3, 3:6, 6:4
Fot. Newspix.pl