Polscy koszykarze mają szczęście do współpracy z wybitnymi fachowcami. Jeremy’ego Sochana rok temu w drafcie NBA wybrali San Antonio Spurs, dzięki czemu młody skrzydłowy trafił pod opiekę Gregga Popovicha. Teraz natomiast Mateusz Ponitka podpisał kontrakt z Partizanem Belgrad, gdzie jego trenerem będzie legendarny Željko Obradović, którego pracę podziwia między innymi… właśnie “Pop”.
Między Popovichem a Obradoviciem możemy znaleźć wiele podobieństw. Obaj odnoszą sukcesy w roli szkoleniowej już od lat dziewięćdziesiątych. Obaj są też najbardziej utytułowanymi trenerami pracującymi obecnie w swoich rozgrywkach – Amerykanin w NBA, Serb w Eurolidze. Obu uważa się też za fachowców, którzy mają wyjątkowe spojrzenie na grę w ofensywie. I finalnie: obaj “wychowali” ludzi, którzy poszli w ich ślady, samemu zostając uznanymi trenerami w Europie.
Željko Obradovicia nie trzeba jednak porównywać do “Popa”, żeby zrozumieć jego wielkość. Serb aż dziewięciokrotnie sięgał po najcenniejszy koszykarski tytuł na Starym Kontynencie, czyli Euroligę. Na dodatek pracując przy tym… w pięciu różnych zespołach. Od 2021 roku ponownie próbuje natomiast zaprowadzić do “ziemi obiecanej” Partizan Belgrad. I uznał, że pomoże mu w tym właśnie Mateusz Ponitka.
Trafił najlepiej, jak mógł
Niewielu polskich koszykarzy może pochwalić się lepszym CV niż Mateusz Ponitka. Kapitana reprezentacji Polski w XXI wieku przewyższa pewnie tylko Maciej Lampe (jeśli chodzi o graczy, którzy spędzili wiele sezonów w Europie) – który grał w takich potęgach jak Barcelona, Besiktas czy Maccabi Tel Aviv.
Ponitka też miał okazję występować w niezwykle mocnej lidze hiszpańskiej czy w Turcji, ale pewnie nigdy jego “akcje” na rynku nie stały tak wysoko jak tuż po ubiegłorocznym Eurobaskecie. Polak był jednym z najlepszych graczy turnieju. Ba, został trzecim koszykarzem w historii, który w trakcie tej imprezy zanotował “triple-double” i oczywiście sensacyjnie awansował z naszą kadrą do półfinału.
Głośno w tamtym czasie było nawet o ewentualnej grze Mateusza w NBA. Co prawda bardziej dotyczyło to pragnień samych kibiców, niż realnego zainteresowania zza Oceanu, ale to nie znaczy, że na Ponitkę nie zapanował pewien “szał”. Ostatecznie 29-latek trafił do Panathinaikosu Ateny, czyli prawdziwej europejskiej marki.
Sęk jednak w tym, że Grecy akurat w kilku ostatnich sezonach zmagali się z pewnym kryzysem. I niestety – sezon 2022/2023 też nie przyniósł poprawy wyników w Eurolidze. Panathinaikos zakończył je na fatalnym, 17. miejscu w tabeli. Nie udało mu się też sięgnąć po mistrzostwo Grecji – to ponownie zdobył Olympiakos.
Parę miesięcy po zakończeniu sezonu stało się natomiast jasne, że Ponitka po jednym sezonie w Grecji pójdzie w swoją stronę. Początkowo mówiło się o jego ewentualnym powrocie do ligi tureckiej. Ale nie – kapitan reprezentacji Polski zagra w Partizanie. Klubie, który nie tak dawno bił się jak równy z równym z Realem Madryt w Eurolidze, a także ma bogatą historię i, oczywiście, wybitnego trenera.
Željko Obradović sprawdzał się jednak też na innych płaszczyznach koszykówki.
Wiedział, co chce robić
Tak jak w piłce nożnej za kandydatów na trenerów często uważa się “playmakerów”, zawodników grających w środku pola, tak w koszykówce w stronę szkoleniową po zakończeniu kariery często idą rozgrywający. To właśnie na tej pozycji swego czasu występował Željko Obradović. Był dość filigranowy jak na koszykarza (185 cm wzrostu), ale nadrabiał to inteligencją oraz wizją boiskową.
Przygodę z koszykówką rozpoczął w swoim miejscowym klubie, KK Borac Čačak. Przeszedł przez sekcje młodzieżowe, aż w 1978 roku trafił do seniorskiego zespołu. Niedługo później nastąpił moment, który – z perspektywy czasu – kompletnie zmienił jego życie. Trenerem jego drużyny, tuż po zdobyciu złotego medalu mistrzostw Europy, został Aleksandar Nikolić. To człowiek określany mianem “ojca serbskiej koszykówki”, który przez łącznie 15 lat trenował reprezentację Jugosławii.
– Rozmowy z nim kompletnie zmieniły moje spojrzenie na koszykówkę – wspominał Obradovic. – Wiedziałem, że to coś, co mnie interesuje, to bycie trenerem. Pamiętam, że poszedłem na wykłady na uniwersytecie w Belgradzie, gdzie on był profesorem. Kiedy mnie zobaczył, zapytał się, co tu robię. Odpowiedziałem: chcę się uczyć.
Lata później doszło do pewnej zmiany w hierarchii. Nikolić, zbliżający się do siedemdziesiątki, nie był już trenerem. W tę rolę wszedł za to Obradović. I wiedział, że dopóki ma taką okazję, chce pracować właśnie ze swoim mentorem. Serbska legenda pełniła zatem dla niego rolę “doradcy”. – Mieliśmy bardzo wyjątkową relację – podkreślał Obradović.
Nie wszystko jednak oczywiście obracało się wokół Nikolicia. Željko z czasem stawał się coraz lepszym koszykarzem. W 1984 roku zamienił Borac na Partizan. Niedługo później nastały znakomite czasy dla tego klubu. W Belgradzie szlify zbierało całe pokolenie utalentowanych koszykarzy Jugosławii, na czele z tym najbardziej znanym: Vladem Divacem, który potem zrobił wielką karierę w NBA.
Tymczasem dla Obradovicia liczyła się nie tylko teraźniejszość, ale przygotowywanie pod późniejszą pracę. Po każdym treningu poświęcał czas na zrobienie notatek. A na boisku był prawą ręką każdego trenera, z którym przyszło mu pracować. Już jako zawodnik miał też oko do… talentów.
Podczas jednego z wakacyjnych staży trenerskich dostrzegł niepozornego chudego i wysokiego chłopaka. Był nim Predrag Danilović (późniejszy król strzelców Euroligi). Obradović wykonał telefon do Duško Vujoševicia, ówczesnego trenera Partizana, mówiąc, że znalazł “świetnego dzieciaka z Sarajewa”. Ostatecznie Danilović miał problem by opuścić swój dotychczasowy klub, ale po dwóch latach faktycznie trafił do Belgradu i został jego wielką gwiazdą. Tamten moment można zatem uznać za pierwszy szkoleniowy sukces Željko Obradovicia.
Niepowtarzalna i szybka szansa
Co ciekawe, kariera Obradovicia w roli trenera, choć planowana przez lata, rozpoczęła się… kompletnym przypadkiem. W 1991 roku Serb był jeszcze czynnym zawodnikiem, który przygotowywał się do Eurobasketu jako reprezentant Jugosławii. W trakcie jednego z treningów spotkał się jednak z nim Dragan Kicanović, ówczesny wiceprezes Partizana Belgrad. I zaproponował Željko rolę głównego trenera tego zespołu.
Obradović po nieprzespanej nocy, a także rozmowach ze swoją rodziną, przystał na tę propozycję. Tym samym zakończył karierę zawodniczą (taki był warunek), opuszczając też kadrę, w której pełnił funkcję kapitana. Co więcej: nie był wówczas aż tak wiekowym sportowcem, bo miał 31 lat i w teorii mógłby spędzić lwią część lat 90. na graniu w koszykówkę (inna sprawa, że był najstarszym zawodnikiem w reprezentacji). Bycie trenerem pociągało go jednak jeszcze bardziej.
Musiał za to poniekąd zapłacić, bo Jugosławia niedługo później wygrała Eurobasket. Ale z drugiej strony sam szybko zaczął odnosić sukcesy z Partizanem Belgrad. Ba, już w 1992 wygrał najważniejsze trofeum na Starym Kontynencie, czyli tytuł Euroligi.
Nie oznacza to jednak, że z miejsca był pewny swego. Wspominał, że było w nim sporo niepokoju, co do tego jak zostanie przyjęty w roli trenera. Przede wszystkim: obawiał się, że koszykarze będą zadawać mu pytania, na które zwyczajnie nie będzie znał odpowiedzi. Pomocne okazało się jednak mentorstwo wspomnianego Aleksandra Nikolicia, który formalnie nie był członkiem Partizana.
W każdym razie: w Belgradzie Željko radził sobie tak dobrze, że… wkrótce go opuścił. Zainteresowały się bowiem nim jeszcze większe europejskie marki. Z polecenia Božidara Maljkovicia, innego topowego trenera z Jugosławii (a obecnie prezesa Serbskiego Komitetu Olimpijskiego), w 1993 roku trafił do Juventutu Badalona, czyli wicemistrza Hiszpanii. I z miejsca… również wygrał z nim Euroligę.
W kolejnym sezonie natomiast przeniósł się już do najbardziej utytułowanego klubu w Europie, czyli Realu Madryt, z którym też wkrótce zawojował Europę. Jego kariera rozwijała się doprawdy błyskawicznie, choć przecież był w wieku, który czynił go młodszym od wielu czynnych koszykarzy.
Trener, którego kochają wszyscy
Osiągnięcia Serba w 2023 roku przewyższają już te jego wszystkich europejskich kolegów po fachu. Poza Partizanem, Juventutem oraz Realem do mistrzostwa Euroligi poprowadził też Panathinaikos (aż pięciokrotnie, w latach 2000, 2002, 2007, 2009 oraz 2011), a także Fenerbahce (w 2017 roku). Po dekadach pracy w klubach z niemal nieograniczonym budżetem wrócił natomiast w 2021 roku do Partizana Belgrad. I tam też szybko zbudował liczący się w Europie zespół, mimo tego, że na początku jego pracy… Serbowie nawet nie grali w Eurolidze.
Co jednak tak naprawdę czyni Obradovicia wybitnym fachowcem? Zacząć możemy od jego warsztatu. Serba uważa się za prawdziwego ofensywnego geniusza, który ma niesamowitą wizję, co do tego, jak jego drużyny mogą grać w ataku. Nieraz mówi się, że jeśli dany trener w Europie wprowadzi do swojej drużyny nową akcję, to spokojnie można założyć, że ekipa Obradovicia praktykowała jej wariant już kilkanaście sezonów temu. 63-latek bez wątpienia inspiruje i stanowi wzór dla kolejnych pokoleń szkoleniowców.
– Jeśli mam być szczery, to cały czas “kradnę” jego zagrania. Uwielbiam śledzić grę zespołów Obradovicia. Flow, jakie wprowadza, to, jak jego koszykarze dzielą się piłką. Staraliśmy się wprowadzić to wszystko do naszego repertuaru. Zawodnicy są w ciągłym ruchu, dzięki czemu piłka nie jest cały czas w jednym miejscu – opowiadał w 2014 roku… Gregg Popovich.
Serb jest wyjątkowy też w tym, jak podchodzi do zawodników. Od zawsze potrafił złapać wspólny język z największymi gwiazdami, prowadząc je do określonego celu. W Realu Madryt zbudował zespół wokół Arvydasa Sabonisa oraz Dejana Bodirogi. A w Panathinaikosie nie tylko czerpał z talentu Dimitrisa Diamantidisa oraz Mike’a Batiste’a, ale też… namówił ich do zmiany pozycji. Pierwszy z rzucającego obrońcy stał się rozgrywającym, a drugi, mimo stosunkowo niskiego wzrostu (203 cm wzrostu), zaczął pełnić funkcję środkowego greckiego zespołu. To okazało się zresztą strzałem w dziesiątkę, bo właśnie ten duet odpowiada za lwią część sukcesów Panathinaikosu w XXI wieku.
Jak to się natomiast stało, że Obradović nigdy nie trafił do NBA? Poniekąd nie pozwoliła mu duma. Ettore Messina, inny wybitny szkoleniowiec z Europy, swego czasu postanowił schować ją do kieszeni i został asystentem w Los Angeles Lakers, licząc, że w końcu znajdzie się też na “głównym stołku”. Serb miał jednak inne spojrzenie: wymagał albo gwarantowanego kontraktu w jednej z drużyn w najlepszej lidze świata, albo nie zamierzał w ogóle brać się za wyjazd do Stanów.
– Nigdy nie było żadnych konkretów. Kiedyś zadzwonił do mnie człowiek z NBA, bo jego drużyna chciała zaprosić mnie na rozmowę. Powiedziałem mu: rozmów udzielam dziennikarzom. Jeśli ktoś nie wie, kim jestem, albo co robię, to nie jest to poważna sprawa. Nie wiem, może byłem wtedy w błędzie, ale jestem bardzo szczęśliwy w Europie – wspominał Obradović.
Serb zresztą od zawsze bronił interesów europejskiej koszykówki. Zdarzało się na przykład, że odradzał swoim graczom wyjazdu do Stanów, żeby ci zamiast grać, nie grzali ławki. – Masz opinie najlepszych zawodników w NBA, czyli trójki Europejczyków: Antetokounmpo, Doncicia oraz Jokicia. Oni zawsze to podkreślają: to znacznie łatwiejsze zdobywać punkty w NBA, niż w Europie. Tu nie gra się aż tyle jeden na jednego, plus nie ma zasady trzech sekund w defensywie – mówił.
Ktoś mógłby powiedzieć, że Obradović nawet gdyby trafił do NBA, nie do końca by tam pasował. Wszystko przez jego temperament, który miałby szansę wywołać szok w Stanach Zjednoczonych. Bywa bowiem, że Serb w trakcie przerw na żądanie nie przebiera w słowach i nie stara się powstrzymać emocji. Innymi słowy: rządzi twardą ręka. – Pierdolcie się wszyscy. Pierdolcie się, okej? Pierdol się, Gigi Datome. Wstydź się – krzyczał swego czasu podczas meczu Fenerbahce.
Koniec końców Serb jest jednak uwielbiany przez swoich koszykarzy. Niektórzy z nich po zakończeniu kariery sami zostali trenerami (Oded Kattash czy Šarūnas Jasikevičius). Tak mówił o Serbie natomiast Kevin Punter, obecnie kapitan i najlepszy gracz Partizanu: – Jest wyjątkowym człowiekiem. Myślę, że wielu ludzi tego nie dostrzega, bo interesuje ich tylko koszykarska strona. Ale to wyjątkowe, jakim jest na co dzień człowiekiem. To, co w nim najlepsze, to charakter.
– Rok temu, po tym, jak odpadliśmy z Eurocupu, powiedział nam coś, czego nie usłyszałem z ust jakiegokolwiek innego trenera. Powiedział: cieszcie się życiem. Wiecie, nie każdy trener jest w ogóle zainteresowany tym, co robisz prywatnie. A jego nie tylko to obchodzi, ale chce, żebyś cieszył się życiem. Życie jest znacznie większe i ważniejsze od koszykówki. Ja nie widziałem swojej matki od ponad roku. Nie widziałem swojego brata od trzech lat. Ludzie nie wiedzą, przez co przechodzi zawodnik. Więc kiedy trener chce, żebyś cieszył się życiem, jest to bardzo ważne. Na co dzień ciężko pracujemy, ale on mówi nam, żebyśmy się zrelaksowali, poszli na obiad. Jest normalną osobą i bardzo go za to szanuję.
Wkrótce o metodach pracy i charakterze Željko Obradovicia będzie mógł przekonać się Mateusz Ponitka. I kto wie, czy Polak nie pomoże wybitnemu trenerowi sięgnąć po jego upragniony, dziesiąty tytuł Euroligi.
Czytaj także:
- “Porównujemy go do Mbappe”. Jak Francuzi oszaleli na punkcie Wembanyamy
- Co wiemy i co dalej? Rozliczenie debiutanckiego sezonu Jeremy’ego Sochana
- „Jeszcze trochę i będziemy rozkochiwać w sobie kibiców”. Jak koszykówka 3×3 podbiła Kraków
Fot. Newspix.pl