Reklama

Dlaczego Pippen nienawidzi Jordana? Jak upadała “przyjaźń” gwiazd Bulls

Kacper Marciniak

Autor:Kacper Marciniak

03 lipca 2023, 19:19 • 12 min czytania 21 komentarzy

Michael Jordan i Scottie Pippen swego czasu tworzyli najlepszy i najbardziej rozpoznawalny duet w świecie sportu. Ich gra oraz wyniki wykraczały daleko poza Stany Zjednoczone – bo choćby w Polsce ikony Chicago Bulls wielu osobom mogą kojarzyć się z okresem młodości czy tęsknotą za latami dziewięćdziesiątymi. W 2023 roku Jordan i Pippen nie są już jednak nawet kolegami. Jak do tego doszło?

Dlaczego Pippen nienawidzi Jordana? Jak upadała “przyjaźń” gwiazd Bulls

– Powiedziałem moim przyjaciołom, że po prostu tu stanę, podziękuje i sobie pójdę. Ale nie mogę tego zrobić. Jest za dużo ludzi, którym muszę podziękować osobno. W tych wszystkich materiałach wideo nie widzieliście tylko mnie, widzieliście Scottiego Pippena – w ten sposób swoje przemówienie rozpoczął Michael Jordan, kiedy stawał się częścią Galerii Sław Koszykówki im. Naismitha w Springfield.

To właśnie nazwisko swojego kolegi z drużyny przywołał jako pierwsze. Trudno o bardziej dobitne wyróżnienie. A może jednak? Jordan po chwili nie zaczął wcale rozwodzić się nad postacią Pippena. W kolejnych ponad dwudziestu minutach przemówienia nie poświęcił mu ani sekundy. Choć historie, które przytaczał, dotyczyły całej masy postaci. Od Patricka Ewinga, przez Pata Rileya, po Bryona Russella.

Być może tej wdzięczności, tej relacji nie dało się opisać w kilku zdaniach? Tak też mogło być. Choć kiedy rok później, w tym samym miejscu, znalazł się Pippen, nie było już mowy o oszczędności słów czy gestów. To właśnie Jordan “zaprowadził” go na mównicę Galerii Sław (Michael w 2009 roku wybrał Davida Thompsona, idola z dzieciństwa). I to właśnie jemu Scottie poświęcił sporo czasu w trakcie przemówienia.

– Było to dla mnie niezwykle wartościowe – dzielić szatnię z kimś, kto ma tą samą determinację, pragnienie oraz miłość do koszykówki – opowiadał. – Kto by pomyślał, że numer “23” po dwudziestu trzech latach wprowadzi mnie do Galerii Sław? “MJ”, zmieniłeś życie tak wielu ludzi, ale żadne tak jak moje. Dziękuje ci za bycie najlepszym kolegą z drużyny. Będę zawsze wspominał nasze doświadczenia oraz celebrował naszą relację.

Reklama

Obecnie te słowa są już absolutnie nieaktualne. Pippen w ciągu ostatnich kilku lat nazywał Jordana “okropnym zawodnikiem” czy też wielokrotnie oskarżał go o samolubność. Ale nie tylko jego zdanie na temat największej legendy koszykówki się zmieniły. W 2009 roku mówił też:

– Do osoby, która odbiera mi mowę, mojej pięknej żony. Larsa, jesteś niesamowita, jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś częścią tego, kim jestem, tego, co osiągnąłem.

W 2023 roku Larsa wciąż nosi nazwisko Pippena, ale nie jest już w jego życiu. Kobieta, z którą był w związku małżeńskim przez 24 lata, ma nowego partnera. Spotyka się z 32-letnim Marcusem, który jest… synem Michaela Jordana.

Kość niezgody, czyli “The Last Dance”

Sława, jaką cieszyli się Michael Jordan i Chicago Bulls, niejako wyprzedzała epokę. O ile obecnie kamery towarzyszące sportowcom wszędzie, gdzie się tylko da – w szatni, na treningach, rozgrzewkach, podczas wspólnych posiłków – są normą, tak w latach 90. większość zespołów NBA miała względny “spokój”. Poza jednym.

Operatorzy “ESPN” zaczęli podążać za koszykarzami Bulls w sezonie 1997/1998. Ostatecznie z tej współpracy powstało 500 godzin materiału. Zanim jednak “taśmy” mogły zostać wykorzystane przy tworzeniu serialu dokumentalnego, musiało minąć kilkanaście lat. Dopiero w 2016 roku zgodę na rozpoczęcie pracy nad produkcją (która otrzymała tytuł “The Last Dance”) wydał…. sam Michael Jordan.

Reklama

Legendarny koszykarz był nie tylko głównym bohaterem powstającego dokumentu, ale jedynym członkiem Chicago Bulls, który czerpał z niego zyski. Miał otrzymać od producentów w okolicach 10 milionów dolarów. To oczywiście nie jest specjalnie pokaźna suma pieniędzy dla miliardera, będącego właścicielem klubu NBA, ale przecież późniejszy sukces “The Last Dance” przyniósł Jordanowi jeszcze masę innych korzyści.

Przede wszystkim: odświeżył trochę jego dawną sławę, a także wpłynął na popularność postaci “MJ’a” wśród młodszych kibiców. Michael miał na dodatek wielki wpływ na kształt serialu, na to, jak przedstawione zostały poszczególne wątki oraz bohaterowie. I to właśnie sposób poprowadzenia historii w wspólnej produkcji “Netflixa” oraz “ESPN” wywołał oburzenie Scottiego Pippena.

Scottie najpierw krytykował odnoszący wielkie sukcesy serial dokumentalny w mediach, a potem wydał nawet książkę (“Unguarded”), w której ponownie “rozprawiał” się z Jordanem. Poruszył w niej choćby temat finansów:

“Michael dostał 10 milionów dolarów za swoją rolę w dokumencie, kiedy moi koledzy z zespołu oraz ja nie otrzymaliśmy ani centa. To kolejne przypomnienie hierarchii ze starych lat. Przez cały tamten sezon pozwalaliśmy kamerom śledzić nas w szatniach, na treningach, w hotelach. Pozwoliliśmy im wejść w nasze życie”.

Pippen miał też pretensję, jak zmarginalizowana w “The Last Dance” została rola każdego zawodnika Bulls, który nie był Jordanem:

“Wychwalali go pod niebiosa, zapominając o mnie oraz moich dumnych kolegach. Michael jest temu w dużej mierze winny. Producenci zagwarantowali mu możliwość zmian w końcowym produkcie. Inaczej dokument nie mógłby zostać wypuszczony. Był głównym bohaterem oraz reżyserem. Chciał pokazać obecnej generacji, że swego czasu był większy niż życie. I że wciąż jest większy niż LeBron James, zawodnik, którego wielu postrzega jako równego mu, jeśli nie lepszego”.

“Nawet w drugim odcinku serialu, który skupiał się na moim trudnym dorastaniu oraz nieoczywistej drodze do NBA, narracja wraca do Jordana oraz jego chęci wygrywania. Nie byłem nikim więcej niż pionkiem. Najlepszy kolega z zespołu w historii – tak mnie nazwał. Nie mógłby być bardziej protekcjonalny, nawet gdyby próbował”.

W kolejnych miesiącach po premierze “The Last Dance” postać Pippena wcale nie znikała z amerykańskich mediów. Czasem można było odnieść wrażenie, że legendzie NBA bardziej niż na “dziejowej sprawiedliwości”, zależy na promocji swojej książki. Bo z jego ust padały inne kontrowersyjne tezy. Dostało się również Philowi Jacksonowi, byłemu trenerowi Bulls, którego Pippen oskarżył o rasizm.

W międzyczasie Scottie przeżywał niezwykle trudne momenty w życiu prywatnym. 2021 rok przyniósł mu nie tylko rozwód, ale śmierć najstarszego syna, Artona. Zanim to wszystko nastąpiło, nie dało się też nie dostrzec wzmożonej aktywności Pippena w środowisku medialnym. W trakcie pandemii regularnie pojawiał się w studiu “ESPN”, a transformację przeszedł też jego wizerunek. Zaczęły towarzyszyć mu dredy, okulary przeciwsłoneczne czy diamentowe kolczyki. Momentami wszędzie było go pełno – zdarzyło mu się nawet zaprosić ekipę telewizyjną do swojego domu, w ramach programu “Open Door”, wydawanego przez redakcję “Architectural Digest”.

W tym wszystkim jednak najgłośniej było o jednym: Scottie Pippen ma żal do Michaela Jordana. Tonę żalu.

Stare, dobre czasy. Ale czy na pewno?

Po raz pierwszy ich ścieżki skrzyżowały się w 1987 roku. Jordan był już wówczas megagwiazdą NBA. A Pippen debiutantem, który dołączył do rosnących w siłę Chicago Bulls. W teorii różnica wieku między nimi nie była zbyt duża – dzieliło ich kilkanaście miesięcy. Ale ich role w zespole wyglądały kompletnie inaczej.

Pippen na dobrą sprawę nie zaliczył w najlepszej lidze świata “wejścia smoka”. W debiutanckim sezonie spędzał na boisku średnio nieco ponad 20 minut. Inaczej mówiąc: był rezerwowym. Nawet sam Jordan wiedział jednak, że drzemie w nim spory potencjał. Bo Scottie jak nikt inny potrafił stawiać mu czoła na treningach. Albo przynajmniej próbował to robić.

W tym miejscu warto wspomnieć o słowach Craiga Hodgesa, innego gracza Bulls. Ten po latach wspominał Michaela jako “diabła”. Kogoś, kto w czasie sparingowych gierek w swoich kolegach z drużyny… widzi zawodników Detroit Pistons oraz New York Knicks. Nie odpuszcza, gra na tyle agresywnie, jak to tylko możliwe.

Takie podejście do rywalizacji też w pewnym stopniu dopadło Pippena. – Pamiętam, jak pewnego dnia, w 1990 roku, Scottie chciał postawić się Jordanowi w grze jeden na jednego. Michael na chwilę był pod ścianą. Ale potem zaczął seryjnie zdobywać punkty na Scottiem. To było niesamowite. Scottie był jednym z najlepszych graczy w lidze, ale nie mógł nic zrobić. Musiał ustąpić i powiedzieć: “zwolnij, człowieku” – mówił Hodges w “The Washington Post”.

Podejście “twardej ręki” działało jednak na drugą z gwiazd “Byków”. Z sezonu na sezonu Pippen był coraz lepszym koszykarzem, a kiedy Jordan udał się na półtoraroczną emeryturę, sprawdził się nawet w roli lidera Chicago Bulls. Jak natomiast wyglądała jego prywatna relacja z Michaelem? Podobno na tyle dobrze, na ile mogła.

Jordan nie był bowiem człowiekiem, z którym było łatwo się spoufalać. Poza boiskiem dojście do niego miała tak naprawdę garstka osób. Brało się to poniekąd ze sławy, jaka mu towarzyszyła. Ktoś o statusie MJa musiał wyjątkowo dbać o swoją prywatność. Ale Pippena akurat traktował na specjalnych zasadach, co sam przyznał.

– Jesteśmy bardzo blisko – mówił Jordan, cytowany przez “Chicago Tribune”. – Znacznie bliżej niż ludzie myślą. Często przychodzi do mojego domu i razem ćwiczymy. […] Lubię jego towarzystwo. Kiedy rozmawiamy, zdarza nam się zahaczać o przeróżne tematy. Wiele prywatnych spraw. Scottie jest osobą, która miewa wiele przemyśleń, jeśli tylko ci zaufa. A uważam, że my sobie naprawdę ufamy.

W artykule gazety z Chicago z 1996 roku mogliśmy przeczytać również, że mieszkanie Jordana to nie miejsce, które można tak po prostu odwiedzić. Co więcej: większość znajomych z boiska Michaela, czy jego trenerów, nigdy w życiu w nim nie było. Zatem fakt, że Pippen jako jeden z niewielu spotykał Jordana “na jego włościach”, miał świadczyć o wyjątkowej relacji, jaka ich łączyła.

Dziennikarz Sam Smith, który w 1991 roku wydał książkę o kulisach Chicago Bulls, podkreślał też, że Pippen był jednym z niewielu zawodników będących w stanie wytrzymać ciągły “gniew” Jordana. Czasem wchodził nawet w rolę mediatora czy “ochroniarza” – dbając o to, żeby lider Bulls nie wyżywał się przesadnie na mniej wytrzymałych psychicznie kolegach z zespołu. – Scottie był najpopularniejszą osobą w szatni. Świetnie się spędzało z nim czas. Zawsze dbał o swoich kolegów. Jeśli miałeś jakikolwiek problem, mogłeś go z nim przegadać. Był altruistyczny, do bólu altruistyczny – opowiadał Horace Grant (za nba.com).

Wracając jednak do kultowego duetu: nie dało się mimo wszystko powiedzieć, żeby Pippen i Jordan byli największymi przyjaciółmi. Zdecydowanie więcej czasu Scottie spędzał choćby ze wspomnianym Grantem (poza boiskiem byli momentami wręcz nierozłączni: chodzili razem na zakupy, zamieszkali w tej samej dzielnicy, a nawet wybrali sobie… psa tej samej rasy oraz te same marki samochodów). Rówieśnik Pippena zresztą po latach wziął jego stronę – również krytykując “The Last Dance”.

Po tym, jak Jordan i Pippen zakończyli kariery, ich relacja miała ulec dodatkowemu osłabieniu. Nie spotykali się regularnie, nie wymieniali co drugi dzień wiadomości. Jak to jednak opisywał Adam Fluck z nba.com: “kiedy na siebie wpadali, łapali dobry kontakt od razu, niezależnie od tego, czy minęły miesiące czy lata od ich poprzedniego spotkania”.

Sam Pippen, już jako emerytowany sportowiec, opisywał swoją więź z Jordanem w ten sposób: – Michael i ja spędzaliśmy ze sobą tyle czasu jako koszykarze, że nie czuliśmy potrzeby spotykać się poza boiskiem. Ale nasza relacja jest bardzo solidna. I szczera. Cieszę się, że dobrze radzi sobie w życiu i jest zdrowy. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi i kiedy siebie widzimy, z uśmiechem na ustach wspominamy stare czasy.

Sprawy już dawno zaszły za daleko

Śledząc chronologię wypowiedzi Pippena: w ostatnich latach nazwisko Jordana z jego ust zaczęło padać regularnie, kiedy legendę Chicago Bulls coraz częściej zaczęto zestawiać z LeBronem Jamesem. Urodzony w 1965 roku koszykarz – o dziwo – znajdował się w grupie osób, która opowiadała się za przewagą “Króla” nad “MJem”. W dużym skrócie: mówił, że LeBron jest bardziej kompletnym zawodnikiem. W 2020 roku Scottie poszedł już w stronę bezwzględnej krytyki swojego byłego kolegi z drużyny, oczywiście za sprawą “The Last Dance”. Ostatnio natomiast, kiedy produkcja “Netflixa” i “ESPN” zeszła już na bok, wciąż zdarzyło mu się wypowiadać o Jordanie w negatywnym tonie.

– Widziałem, jak grał, zanim trafiłem do Bulls. Był okropnym zawodnikiem. Współpracowało się z nim okropnie. Zawsze grał jeden na jednego, oddawał masę złych rzutów. I nagle, kiedy staliśmy się prawdziwym zespołem, przyszły zwycięstwa. Wszyscy zapomnieli, jaki był wcześniej – opowiadał w 2023 roku Scottie Pippen.

Możemy spekulować, że o ile Pippenem kierują emocje, tak Jordan wie, że nie ma nic do zyskania. Ani razu nie zdarzyło mu się bowiem odpowiedzieć na zarzuty swojego kolegi. Z tego powodu wciąż mamy do czynienia z tylko jedną perspektywą, przedstawianą przez Scottiego. W tym wszystkim nie musi chodzić jednak wyłącznie o serial dokumentalny i związane z nim kwestie finansowe, czy też poczucie “niedocenienia”, które odczuwa młodszy z dwójki koszykarzy (i które ciągnie się za nim zresztą już od drugiej połowy lat 90., kiedy w Bulls zarabiał nieco ponad 2 mln rocznie, czyli… piętnaście razy mniej od MJa) . Bo chyba najbardziej absurdalna jest kwestia Larsy Pippen.

To naprawdę nie żart. Była żona spotyka się z Marcusem Jordanem, najstarszym synem Michaela. Nie mówimy tu nawet o pogłoskach mediów plotkarskich, tylko relacji, którą Larsa skrupulatnie promuje na swoich social mediach. Co więcej: Marcus i ona stworzyli nawet swój własny podcast, zwany “Separation Anxiety”. Zresztą z racji, że była żona Pippena jest dobrą przyjaciółką Kardashianów i ma w Stanach status celebrytki, żaden jej związek nie może nie być publiczny.

Jakim cudem jednak Larsa Pippen spotyka się z mężczyzną, który swego czasu był dla niej… kilkuletnim dzieckiem bliskiego znajomego jej męża? Linia “obrony” kobiety jest taka, że Marcusa poznała dopiero jako dojrzałego faceta.

– Poznałam go kilka lat temu. Nigdy wcześniej – tłumaczyła w “US Weekly”. – Byłam w związku ze Scottiem w ostatnim sezonie, jaki grał z Michaelem. Michael i jego żona przechodzili wtedy przez rozwód. Więc nigdy nie poznałam ani jej, ani jego dzieci. To nie tak, że nasze rodziny były ze sobą bardzo blisko. Nie znałam tych ludzi.

Oczywiście: obecne słowa Larsy kłócą się trochę z dawnymi Jordana o tym, że Scottie regularnie odwiedzał go w jego domu. W tym temacie pozostaje nam już co najwyżej spekulować.

Na końcu pewne jest jednak tak to, że Scottie Pippen oraz Michael Jordan zgranym duetem są już tylko na kartach historii. Podkreślał to ich wspólny znajomy, były gracz Chicago Bulls, Charles Oakley: – Myślę, że to koniec. Ta, to już koniec. […] Wiem, że sprawy nabrały brzydkiego obrotu. Scottie napisał książkę, żeby przedstawić swoją wersję historii. Mówiłem to już w telewizji: nie wydaje mi się, żeby już kiedykolwiek byli przyjaciółmi – opowiadał w podcaście Billa Simmonsa.

“Nigdy nie poznawaj swoich idoli” – to mądrość, na którą kiedyś mogliście się natknąć. W przypadku historii Jordana i Pippena być może wypadałoby zastosować inną: nigdy nie śledź losów swoich idoli na emeryturze. W idealnym świecie Michael Jordan i Scottie Pippen, którzy bohaterami milionów ludzi byli nie tylko w USA, ale na całym świecie, nigdy by się nie poróżnili. Kiedy jednak w grę wchodzą wielkie pieniądze oraz miejsce na kartach historii, o konflikty bywa łatwo. W 2023 roku Scottie Pippen nie wejdzie już do tego samego pomieszczenia co Michael Jordan.

Czytaj więcej o legendach NBA:

Fot. Newspix.pl

Na Weszło chętnie przedstawia postacie, które jeszcze nie są na topie, ale wkrótce będą. Lubi też przeprowadzać wywiady, byle ciekawe - i dla czytelnika, i dla niego. Nie chodzi spać przed północą jak Cristiano czy LeBron, ale wciąż utrzymuje, że jego zajawką jest zdrowy styl życia. Za dzieciaka grywał najpierw w piłkę, a potem w kosza. Nieco lepiej radził sobie w tej drugiej dyscyplinie, ale podobno i tak zawsze chciał być dziennikarzem. A jaką jest osobą? Momentami nawet zbyt energiczną.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
58
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Komentarze

21 komentarzy

Loading...