Reklama

Lepsze wrogiem dobrego. Dlaczego trwanie z Sobolewskim może się Wiśle opłacić

Michał Trela

Autor:Michał Trela

24 czerwca 2023, 11:28 • 7 min czytania 11 komentarzy

Przez lata to inni bili Wisłę Kraków stabilizacją, zgraniem i znajomością ligi. Teraz to Biała Gwiazda może mieć ten atut we własnych rękach. Powierzenie Radosławowi Sobolewskiemu kolejnej próby walki o awans to decyzja ryzykowna i kontrowersyjna, ale racjonalna.

Lepsze wrogiem dobrego. Dlaczego trwanie z Sobolewskim może się Wiśle opłacić

Jedną z największych, a często niedocenianych trudności, z jakimi wiąże się gra na niższym szczeblu rozgrywkowym, jest problem z właściwym poznaniem własnej ligi. Jej specyfiki. Trudnych terenów. Meczów-pułapek. Tego rodzaju lekcje w praktycznie każdej lidze są nieocenione. Ale poza najwyższym szczeblem, w którym rok do roku wymienia się tylko kilka najsłabszych zespołów, króluje płynność. Budowanie drużyn w biegu. Punktowanie przy jednoczesnym zbieraniu doświadczeń.

POŁOWA LIGI ZACZYNA OD ZERA

Widać to dobrze na przykładzie przyszłorocznego zestawu I ligi, w której nagle wymieniła się 1/3 składu. Motor Lublin, Znicz Pruszków czy Polonia Warszawa jako beniaminkowie będą uczyć się ligi, a reszta będzie uczyć się ich. Wisła Płock, Miedź Legnica i Lechia Gdańsk jako spadkowicze będą próbowali poukładać się na nowo. A że trenerzy zmienili się także w Stali Rzeszów, Arce Gdynia Podbeskidziu Bielsko-Biała i Bruk-Becie Termalice Nieciecza, ponad połowa stawki może być za miesiąc nie do poznania. Pozostało tylko pięciu trenerów, którzy pół roku temu przygotowywali swoje zespoły do rundy wiosennej w I lidze. Cały poprzedni sezon na tym szczeblu z aktualnego grona przepracowali tylko Rafał Górak z GKS-u Katowice i Marek Gołębiewski z Chrobrego Głogów. Na tym tle jakikolwiek zalążek stabilizacji i doświadczenia już może stanowić dużą przewagę.

OCZEKIWANIE ROZLICZEŃ

Po przegranym w fatalnym stylu barażu z Puszczą Niepołomice i ogólnie rozczarowującym finiszu sezonu wielu domagało się w Wiśle Kraków gruntownych zmian. Czekano na pojawienie się nowego inwestora, który zabrałby klub w inną finansową rzeczywistość. Oczekiwano rozliczenia Radosława Sobolewskiego, który na finiszu nie udźwignął presji, co przełożyło się też na zespół. Chyba jedynie wobec Kiko Ramireza nie zgłaszano większych obiekcji. Jego słynny notes, o którym przez lata krążyły po Krakowie legendy, faktycznie w zimie się obronił. Jeśli kogoś obarczano winą za niepowodzenie, to raczej trenera niż dyrektora sportowego.

Reklama

SZANSA NAUKI NA WŁASNYCH BŁĘDACH

Jarosław Królewski wybrał jednak nietypową drogę. Po potężnym rozczarowaniu, oznaczającym fiasko całego sezonu, nie zdecydował się na zmiany personalne dla samych zmian. Nie rzucił nikogo na pożarcie dla uspokojenia nastrojów. Zaryzykował, odrzucając ofertę sprzedaży Wisły, pozostawiając zespół w rękach Sobolewskiego i naturalnie zostawiając go do budowania Ramirezowi. Tak, jakby w Wiśle stwierdzili, że nic się nie stało. Ale w ten sposób dali sobie szansę uczenia się na własnych błędach. Szansę, która w warunkach I-ligowych jest rzadkim luksusem. Wisła, w której tradycyjnie działo się zawsze najwięcej, a rewolucja goniła rewolucję, przystąpi do nowego sezonu z tym samym tercetem najważniejszych osób, który przygotowywał ją też do wiosny. To w ostatnich latach nie zdarzało się w tym klubie często. I to w I lidze nie zdarza się często.

TRUDNE ŚRODOWISKO

Nie ma oczywiście gwarancji, że Sobolewski dzięki wiosennemu niepowodzeniu stanie się lepszym trenerem. Lecz Wisła znalazła się już w takim miejscu, że chyba warto, by spróbowała się o tym przekonać. Jest klubem specyficznym, w którym nie każdy by sobie poradził. Przetestowała w ostatnich latach wszystkie możliwe rodzaje szkół trenerskich i osobowości. Nikt na dłuższą metę nie zdołał okiełznać tego żywiołu. Być może więc problem jest nie w samych trenerach, a w niesprzyjającym im środowisku. Jeśli tak, trzeba spróbować je zmienić. Inaczej Wisła paliłaby kolejne nazwiska, nie dowiadując się tak naprawdę, czy ktoś jest dobrym, czy złym trenerem. Pozostawienie Sobolewskiego na stanowisku da wreszcie na to odpowiedź. Można oczywiście stwierdzić, że Wisły nie stać na to, by eksperymentować na tym stanowisku. Tak naprawdę jednak nie stać jej na to, by kolejną dużą trenerską postać własnego chowu przedwcześnie wypuścić z klubu jako za słabą.

Warto prześledzić rynek trenerski w I lidze, by uświadomić sobie, że Sobolewski i Wisła to nie jest żaden mezalians, tylko normalna kolej rzeczy. Tu nie ma nieskazitelnych trenerskich guru, wśród których Wisła wyskakuje nagle z Sobolewskim. Tu są praktycznie sami ludzie albo na dorobku, albo z pokiereszowanymi życiorysami, walczący o odbudowę. Wielcy, oczywiście w skali polskiej, trenerzy pracują z najsilniejszymi klubami Ekstraklasy. W I lidze pracują albo ci, którzy jeszcze nie są powszechnie znani, albo ci, którzy mają jakieś plamy na życiorysie.

NIESPODZIEWANI AUTORZY AWANSÓW

Weźmy poprzedni sezon, gdy awans wywalczył (po raz drugi w karierze) Kazimierz Moskal, który kilkakrotnie był uznawany za zbyt słabego na Wisłę. Do tego dwa razy spadał z Ekstraklasy. Tomasz Tułacz i Jarosław Skrobacz byli niemłodymi już wiecznymi trenerami I-ligowymi, którym nikt nigdy nie dał szansy w Ekstraklasie. Wcześniej podobnie było z Januszem Niedźwiedziem czy Dariuszem Banasikiem. Mariusz Lewandowski wywalczył awans, choć ani wcześniej, ani później nie był uznawany za trenerski talent. Podobnie jak wcześniej Kamil Kiereś. Piotr Tworek, Wojciech Łobodziński, Krzysztof Brede czy Dariusz Marzec (kolejny wiślak) właściwie startowali do karier trenerskich. Raz na jakiś czas w I lidze faktycznie pojawia się jakieś duże trenerskie nazwisko i nawet robi awans jak Leszek Ojrzyński, Piotr Stokowiec czy Marcin Brosz. Ale to sporadyczne przypadki. Zwykle triumfują tu trenerzy, dla których to największy sukces w karierze.

KIEPSKI KONCERT ŻYCZEŃ ULTRASÓW W KRAKOWIE

Reklama

LIGA TRENERÓW BEZ NAZWISK

Teraz nie będzie inaczej. Sobolewski za konkurentów będzie miał kolejny raz zweryfikowanego przez Ekstraklasę Lewandowskiego, Marka Zuba, który osiągał sukcesy za granicą, ale w Polsce nigdzie, Marka Gołębiewskiego, który sparzył się w Legii, a po nieudanej wiośnie wcale nie ma najlepszych notowań w Głogowie, krytykowanego w GieKSie Rafała Góraka czy Grzegorza Mokrego, właśnie zdegradowanego z hukiem z Ekstraklasy. Dojdzie do nich cała litania trenerów, którzy wyżej niż w I lidze jeszcze nigdy samodzielnie nie pracowali, jak Adam Nocoń, Rafał Smalec, Goncalo Feio, Mirosław Hajdo, Radosław Bella, Marcin Malinowski czy Szymon Grabowski.

Z całego grona 18 trenerów, tylko jeden Ireneusz Mamrot z Górnika Łęczna przebija Sobolewskiego doświadczeniem w Ekstraklasie. Można więc domagać się kogoś lepszego. Lecz jeśli chodzi o samo nazwisko, CV, Wisła już dziś ma jedno z najgłośniejszych w lidze. Niekoniecznie oznacza to, że ma jednego z najlepszych trenerów. Nie ma jednak powodów, by sądzić, że Sobolewski to jakiś eksperyment. Ktoś, kto dostał pracę za to, że jest legendą klubu i był dobrym piłkarzem. A jednocześnie to wciąż trener na tyle młody, że można liczyć na jego rozwój. W seniorskiej piłce przepracował dotąd samodzielnie raptem dwa i pół sezonu.

Praca w podobnym gronie i lepsza znajomość ligi mogą zdecydowanie ułatwić punktowanie wtedy, gdy połowa ligi będzie się dopiero docierać w nowej dla siebie rzeczywistości. Nawet jeśli zmiany personalne w zespole są nieuniknione. Nawet jeśli nie wszystko, co dotąd udało się zbudować, jest dobre, łatwiej przekształcać coś, mając już fundamenty, niż wylewać je kompletnie od zera. Przez ostatnie lata to wszyscy inni mogli Wisłę bić stabilnością, ograniem w danej lidze, klarownym planem. Teraz to Wisła może mieć ten atut po swojej stronie.

REGULARNOŚĆ ZE SŁABSZYMI OD SIEBIE

Sobolewskiemu zarzucano w poprzednim sezonie, że nie radził sobie w bezpośrednich meczach z rywalami w walce o awans. Że to w starciach z nimi zaprzepaścił szansę na końcowy sukces. Klęska w barażach dość dobitnie potwierdziła tę tezę. Nawet jeśli nagle się tego nie nauczy, nawet jeśli będzie dalej przegrywał takie bezpośrednie taktyczne pojedynki, w nowym sezonie nie musi to mieć większego znaczenia. Jego Wisła potrafiła wygrywać starcia ze słabszymi od siebie. Regularnie punktować ze średniakami ligi (feralny mecz z Zagłębiem to JEDYNA wiosenna strata punktów z rywalem spoza strefy barażowej). Jego Wisła, nawet przegrywając większość bezpośrednich meczów, była wiosną najlepiej punktującą drużyną ligi.

OGRYWANIE ŚREDNIAKÓW WAŻNIEJSZE OD BICIA WAGI CIĘŻKIEJ

Utrzymanie tego stanu rzeczy też jest kuszącą perspektywą. Być może Sobolewski nigdy nie będzie zdolny, by wygrywać bezpośrednie mecze z dużą otoczką. Niewykluczone, że to jego trenerskie ograniczenie, którego nigdy nie przeskoczy. Być może okaże się, że z tego powodu to trener maksymalnie na I ligę. Ale jednocześnie ten sam Sobolewski, z rzetelnym ogrywaniem średniaków, daje nadzieję, że zespołowi nie przydarzy się nagle seria dziesięciu meczów bez wygranej, jak Wiśle zeszłej jesieni.

KOLOS NA GLINIANYCH NOGACH. CHWIEJNY JAK SOBOLEWSKI

Kibice Wisły, łaknący od lat wielkich starć i bohaterskich zwycięstw, mogą być rozczarowani tą perspektywą. Awanse zdobywa się jednak właśnie sumiennym punktowaniem tydzień w tydzień. W tym kontekście jego wiosenne 24/27 punktów z drugą połową tabeli brzmi jak dobra zachęta do powierzenia mu kolejnej próby walki o awans. A jeśli nie podoła, przynajmniej będzie można z czystym sumieniem stwierdzić, że Radosław Sobolewski to nie jest dobry trener i nie warto w niego dłużej inwestować. Pozbycie się go teraz pozostawiałoby wątpliwości, czy aby Wisła znów przedwcześnie nie zrezygnowała postaci, z której mogłaby mieć jeszcze pożytek.

CZYTAJ WIĘCEJ TEKSTÓW MICHAŁA TRELI:

Fot. FotoPyK

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Frankowski doceniony. Znalazł się wśród najlepszych obrońców Ligue 1

Bartosz Lodko
0
Frankowski doceniony. Znalazł się wśród najlepszych obrońców Ligue 1

Felietony i blogi

Komentarze

11 komentarzy

Loading...