Reklama

Mentalni herosi przekroczyli kolejną granicę

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

20 czerwca 2023, 23:25 • 4 min czytania 159 komentarzy

Granice żenady zostały przekroczone. Można zagrać słabiej przez pięć czy dziesięć minut w Kiszyniowie. Ale nie, kurwa, całą drugą połowę. I pisząc “słabiej” mamy na myśli stratę kontroli czy dopuszczenie do jakiejś sytuacji strzeleckiej. Tymczasem reprezentacja Polski – dalej zwana mentalnymi zerami – przez 45 minut była bezlitośnie batożona przez Mołdawian.

Mentalni herosi przekroczyli kolejną granicę

W sporcie granica między dużą pewnością siebie a przesadną pewnością siebie jest cienka. Nie możesz wyjść przemotywowany, nie możesz odfrunąć.

Drużyna mentalnych herosów umyka jednak sportowej logice. U nich bowiem ta granica przebiega w innym miejscu. Normalni piłkarze mogą w dobrym momencie zlekceważyć rywala. A nasi reprezentanci przy pierwszym gorszym momencie są po prostu obsrani. Wybaczcie ten barowy język, ale tutaj nie ma co się silić na eufemizmy typu “tracą kontrolę nad sobą” czy “stres wiąże im nogi”. To jest ordynarne obsranko.

Za Santosa zagraliśmy trzy mecze w eliminacjach. W meczu z Czechami mentalne zera pękły w pierwszej minucie i już były w takim bębnie, że się z niego nie odkręciły. Z Albanią szło wszystko w dobrym kierunku, nie było kiedy spanikować. A dziś? Wystarczyło jedno złe przyjęcie piłki Zieliński i psychologiczna konstrukcja tego zespołu pękła jak mydlana bańka w starciu ze szpilką.

Wyobraźcie sobie, że zawodnik sztuk walki zadaje rywalowi 50 ciosów z rzędu, dominuje go w parterze, młóci go niemożebnie. Demolowany rzuca jakimś lekkim sierpowym ostatniej szansy, muska nos dominatora, a ten nagle… wstaje z pełnego dosiadu, biegnie pod ogrodzenie oktagonu i ze łzami w oczach prosi narożnik o rzucenie ręcznika.

Reklama

ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU

Tak właśnie zachowuje się ten zespół.

Ta drużyna jest jak ta Anetka z biura, której spadek temperatury o jeden stopień Celsjusza w pokoju powoduje grypę, anginę i zatkane zatoki.

Ten zespół jest jak ta łódka, która przy pierwszej fali i mocy silniejszego oddechu przewraca się do góry nogami.

Ta ekipa jest jak ten nawalony do spodu facet o 3 w nocy na przystanku autobusowym, którego wystarczy szturchnąć w ucho, a zgubi całą równowagę i wyłoży się jak długi.

Przecież jasnym jest, że suma umiejętności technicznych, taktycznych, fizycznych jest wielokrotnie wyższa po stronie polskiej. Mamy obawy, że wielu zawodników Mołdawii nie zmieściłoby się w składzie reprezentacji Polski G, H czy I. Ale sport uprawia się też głową. Jeśli twoja konstrukcja psychiczna jest wytrzymała jak plastik w chińskich zabawkach za 5 centów z Aliexpress, to kończy się właśnie tym, czym skończyło się dziś.

Reklama

Czyli być może największą kompromitacją w historii polskiej piłki reprezentacyjnej. Biorąc pod uwagę siłę rywala, prowadzenie 2:0, przebieg spotkania, wszystkie te okoliczności… Tak. To może być najbardziej żenujący występ, odkąd ktoś wpadł na pomysł, by ubrać jedenastu gości w biało-czerwone koszulki i wysłać w świat.

Przed kolejnym zgrupowaniem znów będą problemy, bo mentalni herosi będą grali z presją. Że będą musieli dźwignąć ciężar oczekiwań. Ktoś tam zacznie się samobiczować w mix-zonie, że to wstyd, że trzeba przeprosić kibiców.

Dajcie spokój. Tego nie da się już słuchać. I coraz mniej chce się to oglądać. “The Żenaders” póki co budzą jeszcze emocje – czasem te dobre, głównie te złe. Ale przecież jak ludzie zaczną się przyzwyczajać do tego, że ci ludzie są w stanie schrzanić wszystko, to pojawi się obojętności. A obojętność kibica jest gorsza od frustracji.

Nie mieści nam się we łbach, że można tak jechać Mołdawię przez 45 minut, zejść na kwadrans do szatni, a później odwalać taką popelinę. Przecież to się nie wydarza nawet w tych filmach familijnych na Polsacie, w których pies strzela gola w doliczonym czasie gry na wagę zwycięstwa.

Po meczu komentatorzy TVP przekazali, że żaden z piłkarzy nie zatrzymał się do pomeczowego wywiadu. Czy świat na tym coś straci? No nie, niczego to nie zmienia, życie będzie toczyło się dalej. Ale jest to w jakiś sposób symptomatyczne. Bo to kolejna oznaka mentalności “ojej, teraz nie, to nie ten moment, jestem zły/smutny/zdenerwowany”. Dopiero po wyjściu z szatni przyszedł właściwy czas na to, by zabrać głos.

Kaskada wymówek. Paleta alibi. Kareta “ale…”.

Może być grafiką przedstawiającą tekst

Chcieliśmy spuentować to jakiś apelem, jakąś odezwą. Wiecie, na zasadzie “panowie, weźcie się w garść”. Albo drastyczniej “wszyscy won”. Ale mamy już tylko twarz Fernando Santosa. Ten to w ogóle jest uroczy do oglądania w takich momentach – przy 2:1 łapał się za głowę. Po golu na 2:2 machał rękoma. A przy 2:3 usiadł z tą swoją miną typu “smiles in polish” i nawet się nie odzywał.

On wie, że konstrukcja mentalna tego zespołu może zmienić się tylko w jeden sposób. I wy doskonale wiecie o czym mówimy.

CZYTAJ WIĘCEJ O MECZU MOŁDAWIA – POLSKA:

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
2
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Piłka nożna

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
2
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

159 komentarzy

Loading...