Reklama

Zamknięte drzwi do Tyraspolu. Reprezentacja Mołdawii i relacje Kiszyniów – Naddniestrze

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

20 czerwca 2023, 09:30 • 10 min czytania 45 komentarzy

Ponad piętnaście boisk, cały kompleks, dobry stadion. Uwierz mi, że żaden klub w Polsce nie ma takiej bazy jak Sheriff – mówił nam kiedyś Ricardinho. Od tamtej pory nad Wisłą wyrosło kilka inwestycji, które centrum treningowe w Tyraspolu nakrywają czapką. W Polsce, ale nie w Mołdawii. Tam wciąż z zachwytem spoglądają na dwustumilionowy projekt, który mimo że jest najnowocześniejszym miejscem tego typu w kraju, Mołdawian w zasadzie nie ogląda. W Naddniestrzu grać nie wolno. Za bardzo pachnie tam Rosją.

Zamknięte drzwi do Tyraspolu. Reprezentacja Mołdawii i relacje Kiszyniów – Naddniestrze

Kiszyniów. Z trybun i murawy widać okoliczne, postradzieckie bloki. Breżniewki pewnie, słynne dziewięciopiętrowe monumenty czasów słusznie minionych. Stolicę Mołdawii budowali radzieccy mistrzowie wielkiej płyty; wynieśli ją do miana jednego z większych miast ówczesnego imperium, startując z poziomu miasteczka skupionego wokół handlarzy.

Rosja, kiedy chce i potrzebuje, ma gest. A Mołdawska Socjalistyczna Republika Ludowa była jej oknem na świat, ziemią obiecaną dla każdego przodownika pracy. Trzeba było nadać jej godny wygląd.

Gdy ruscy w końcu wynieśli się z kraju, zostawili po sobie to, co zostaje z każdego skrawka ziemi, którego się dotkną. Biedę i pożogę. Mołdawia mogła chwalić się najżyźniejszą glebą w Europie, ale Rosjanie najpierw myślą o tym, jak niszczyć, więc planując ogromne inwestycje w Kiszyniowie upewnili się, że łańcuch dostaw i produkcji zostanie ułożony tak, żeby rolnicy z dawnej Besarabii pozostali bezradni bez pomocy wielkiego brata ze wschodu.

Rosja, kiedy chce i potrzebuje, jest brutalna. Daje i odbiera, ale w taki sposób, żeby wywołać żal i tęsknotę. Za Breżniewiem, za matuszką, za jej mirem.

Reklama

ZAKŁAD BEZ RYZYKA 100% DO 300 ZŁOTYCH W FUKSIARZU

Kiszyniów, Tyraspol i reprezentacja Mołdawii

Stadion Sheriffa Tyraspol i jego centrum treningowe mają ten żal potęgować. Dwieście milionów dolarów, błyskawiczna budowa, nowoczesność rażąca wręcz po oczach. Oto wyrosły obiekty na miarę – chichot historii – zachodu. Mołdawia do niego dąży, ale spustoszenie po rozpadzie Związku Radzieckiego skutecznie utrudniło jej jakikolwiek rozwój. A kiedy brakuje na remont drogi, na nowoczesne szpitale, na budowę fabryk i przedsiębiorstw, nie myślisz o stawianiu monumentalnych obiektów sportowych.

Naddniestrze postanowiło dalej iść z Rosją. Wygrało wojnę, wystarczył telefon z Moskwy. Nikt nie chciał czołgów na ulicach dopiero co oswobodzonego Kiszyniowa. U sterów najbardziej znanego para państwa w Europie zasiedli ludzie powiązani z KGB. Ze skrawka ziemi na wschodzie kraju uczynili prywatne królestwo, w którym logo Sheriff równa się wszystkiemu.

Wszystko w Tyraspolu – stacje benzynowe, supermarkety, banki – miały logo Sheriffa. Śmiałem się z kolegą: Patrz, daje nam pieniądze, a później na każdym kroku idziemy mu je zwracać! – opowiadał Ricardinho i ani trochę nie przesadzał.

Ricardinho o życiu i grze w Mołdawii [WYWIAD]

Tyraspol dostaje gaz za darmo i sprzedaje go dalej. Tyraspol stać było na wydanie 200 milionów na ośrodek treningowy dla piłkarzy, nawet jeśli piłkarzy tak naprawdę nie produkuje. Tylko trzech reprezentantów Mołdawii rozpoczynało karierę w akademii Sheriffa, choć fakt, że jest wśród nich kapitan narodowej drużyny, Vadim Rata. Tyraspol pstryczek w nos sprzedawał tak, żeby na pewno zabolało. Obok otwartego w 2002 roku czternastotysięcznika powstał „stadionik” dla drużyny rezerw Sheriffa.

Reklama

Stadionik na osiem tysięcy miejsc. Trzeci największy obiekt w kraju, bo podobne rozmiarami obiekty w innych częściach Mołdawii wyburzono. Nikt takich molochów nie potrzebował.

Tyraspol – otwarty dla gości, zamknięty dla reprezentacji Mołdawii

Mam nadzieję, że Sheriff wygra kiedyś ważne, międzynarodowe trofeum – na oficjalnej stronie centrum sportowego w Tyraspolu stoi dumny jak paw cytat Seppa Blattera, byłego prezydenta FIFA. Strona, ciut przedpotopowa pod kątem designu, pyszni się najwyższymi standardami europejskiej i światowej federacji. Jak gdyby nigdy nic zachęca:

Zawsze otwarci dla naszych gości!

No, właśnie nie zawsze. Reprezentacja Mołdawii w ostatniej dekadzie grała w Tyraspolu raz. W 2013 roku podejmowała tam Kirgistan. Mecz towarzyski, trzy i pół tysiąca ludzi na trybunach, skład daleki od optymalnego. Debiut zanotował wówczas bezrobotny Maxim Antoniuc. Asystę przy zwycięskim golu, na 2:1, zaliczył Anatolij Dorosz, eksgracz Legii, Polonii czy Korony.

Tyle w Naddniestrzu kadrę Mołdawii widziano. Dla reprezentacji kraju stadion Sheriffa jest zamknięty na cztery spusty. UEFA i lokalna federacja nie chcą grać na terytorium, które śmierdzi Rosją na kilometr. Nie wiadomo, co czeka cię na ziemi, którą kontrolują ludzie, którzy w propagandzie i prowokacji osiągnęli habilitację.

Jest w tym jednak pewien paradoks – Mołdawia nie korzysta z najbardziej nowoczesnego obiektu w kraju. Zamiast tego gra na obiekcie, znad którego spoglądają stare, odrapane bloki. Mural na jednym z nich poprawia nieco wrażenia wizualne, ale niewiele to zmienia. Stadionul Zimbru nadal przypomina raczej ciut zmodernizowany obiekt w Jastrzębiu-Zdroju, gdzie na sąsiadujących z nim balkonach gromadzą się kibice, którzy nie muszą nawet kupować biletów na mecze.

Tyle że na Śląsku gra klub drugoligowy. Do Kiszyniowa przyjeżdża europejska elita. Nie tylko wtedy, gdy gra tu drużyna narodowa.

Reprezentacja Polski trenuje w Kiszyniowie

Sheriff Tyraspol na emigracji w Kiszyniowie

Sześć tysięcy sto pięćdziesiąt cztery osoby, ponad połowa zajętych miejsc. Sheriff Tyraspol przy takiej publice rozegrał najistotniejszy mecz ubiegłego sezonu. Stawką awans do fazy grupowej europejskich pucharów, czyli sens istnienia dumy Naddniestrza. Mistrz kraju nie zbiednieje, jeśli nie dostanie się Ligi Europy. Ma inne – nazwijmy to – źródła dochodów. Ale bez pucharów ciężko przyciągać i zatrzymywać piłkarzy, którzy wyrastają ponad mołdawski poziom rozgrywkowy.

Reszta stadionów wyglądała jak boczne boisko Wisły Płock – obrazował biedę tamtejszej ligi Ricardinho.

Rzeczywiście, obiekty na dwa tysiące miejsc łapią się do dziesiątki największych w kraju. Ciut brakło specyficznej arenie, z której korzysta Sfintul Gheorghe. Jarosław Jach stwierdził, że wygląda ona jak żywcem wyjęta z regionalnych lig w Polsce.

Ponad sześć tysięcy osób nie siedzi jednak na żółtych krzesełkach stadionu w Tyraspolu. Agresja Rosji na Ukrainę sprawiła, że UEFA stwierdziła, że Naddniestrze nie zobaczy nie tylko spotkań reprezentacji Mołdawii, ale i europejskich gier Sheriffa. Tak oto najlepszy obiekt w regionie stracił futbol na poziomie godnym siebie na dobre. Role się odwróciły i mistrz kraju, który dumnie podkreślał swoją odrębność i inność, musiał przeprowadzić się do stolicy.

Co więcej, przeprowadził się na obiekt Zimbru, w teorii największego rywala. W teorii, bo praktyka wygląda tak, że targany finansowymi problemami klub od dawna nie znaczy już tyle, co kiedyś. Nadal seryjnie produkuje reprezentantów, ale jako drużyna nie osiąga wielu sukcesów. Żubry od ponad dekady nie walczyły z Sheriffem jak równy z równym.

Ale to Zimbru, a nie Sheriff, jest dumą mołdawskiej piłki. Najważniejszy i największym klubem w kraju, z wielką historią – zaznacza Dumitru Garcaliuc, lokalny dziennikarz, z którym rozmawiałem o problemach i rzeczywistości Mołdawii oraz tutejszego futbolu.

Garcaliuc opowiedział mi o kolejnym paradoksie. Mimo że Sheriff pieszczotliwie nazywany jest Gangsterem, mimo że jest żywym symbolem autonomicznego Naddniestrza, w Kiszyniowie przyciągnął na trybuny nawet więcej osób niż w Tyraspolu.

45 ciekawostek o mołdawskiej piłce (i nie tylko)

Sztuczny twór przyciągający kibiców i proukraińskie protesty

To nie tak, że ktoś tutaj nienawidzi Sheriffa. Ludzie mają obojętny stosunek do tego klubu. Nie są jego fanatykami, po prostu chętnie zobaczą piłkę na takim poziomie. Przyjeżdżają duże kluby – wyjaśnia mój rozmówca.

Średnia frekwencja Sheriffa w Kiszyniowie wyniosła w tym sezonie 5884 osoby. Na meczu z Viktorią Pilzno zameldowało się ponad osiem tysięcy kibiców. Czy raczej „kibiców”, bo z fanatykami rzeczona grupa nie miała nic wspólnego.

Sheriff nie dba nawet o to, żeby sprzedawać jakieś koszulki czy szaliki. Klubowy merch istnieje, ale przed meczami nie znajdziesz straganów i sklepów pełnych produktów z ich logiem – tłumaczy Dumitru.

Kibice OGC Nice podczas meczu z Sheriffem Tyraspol w Kiszyniowie

Niemniej jednak w stolicy Mołdawii piłkarze z Naddniestrza mogli w końcu poczuć się jak zawodnicy uznanego klubu, mistrza kraju. Na mecz pierwszej rundy eliminacji ze Zrinjskim Mostar przyszło ponad cztery tysiące dwieście osób. To niemal tyle, ile wyniosła średnia widownia na europejskich meczach Sheriffa w Tyraspolu w sezonie 2021/2022. Mimo że mistrz grał wówczas w Champions League, frekwencja dobiła do poziomu zaledwie 4291 osób. Uratowały ją mecze z Realem Madryt i Interem, ale wspomniane wcześniej starcie z Viktorią Pilzno i tak biło na głowę konfrontacje z wielkimi markami o punkty w grupie najważniejszych klubowych rozgrywek świata.

Sztuczny twór, sztucznie napompowany klub – wtrąca Garcaliuc, raz jeszcze odwołując się do historii Zimbru, które swego czasu z powodzeniem rywalizowało nawet w lidze sowieckiej.

Fakt, Sheriff kibiców w zasadzie nie ma. Ligowe mecze w Naddniestrzu grzeją jeszcze mniej osób. Ciekawiej jest, gdy mistrz jedzie na prowincję, albo kiedy odwiedza Kiszyniów przy okazji „Mołdawskiego El Clasico”, czyli meczów z Zimbru. Majowe derby cieszyły się ponad czterotysięczną widownią. To znacznie mniej niż podczas hitów z udziałem reprezentacji kraju – Francja potrafiła przyciągnąć na stadion 13 tysięcy osób. Widowisko uświetniło jednak co innego. Transparent kibiców Żubrów.

„Ruski Mir” przynosi łzy, krew i horror. Dla wszystkich ślepych: Mołdawia 1992, Gruzja 1992/2008, Ukraina 2014/2022.

Klub otrzymał 1500 euro kary. Podobnie było rok wcześniej, kiedy skromna grupa fanów Zimbru podczas meczu z Sheriffem rozwiesiła transparent: Trzymajcie się, bracia. Sława Ukrainie.

Tylko jedno spotkanie Sheriffa Tyraspol w Kiszyniowie okazało się frekwencyjną klapą. Kiedy do stolicy Mołdawii przyjechał Partizan Belgrad, stadion świecił pustkami. Bynajmniej nie z powodu braku zainteresowania. Znów dała o sobie znać polityka. Prezydentka Maia Sandu osobiście zakomunikowała, że Rosjanie chcą przerzucić do stolicy Mołdawii prowokatorów, wyszkolonych weteranów wojennych, którzy mają ukryć się w grupie fanów Partizana.

– Nie ma bezpośrednich dowodów, że ci konkretni kibice Partizana mieliby faktycznie brać udział w działaniach dywersyjnych, ale obawy były uzasadnione, bo od dawna wiemy, że Rosja planuje najróżniejszego rodzaju działania destabilizujące sytuację polityczną na terenie Mołdawii. Uznano, że w takiej sytuacji nie ma sensu ryzykować – wyjaśniał nam Kamił Całus.

„Josimar” piórem mołdawskich dziennikarzy informował, że kilka dni przed meczem odmówiono wjazdu do Mołdawii dwunastu Serbom. Albo osobom podającym się za Serbów, bo Rosjanie od lat próbują infiltrować ten kraj przy pomocy fałszywych, serbskich dokumentów. Przynajmniej połowa wspomnianej grupy należała zresztą do organizacji Narodna Patrola, otwarcie wspierającej agresję Rosji na Ukrainę.

UEFA nie miała wyboru. Mecz zamknęła, Serbów odprawiła z kwitkiem.

Może być grafiką przedstawiającą tekst

Kiszyniów stroni od futbolu. I obiecuje zmiany

Starszy taksówkarz mówi płynnie po angielsku, ale kiedy dopytuje, o jakim meczu opowiadam, myślę, że pewnie się nie zrozumieliśmy. Wyprowadza mnie jednak z błędu:

Nie interesuję się piłką. W ogóle. Wolę windsurfing, żeglarstwo.

Futbol nie jest popularnym sportem w Mołdawii. To znaczy: jest najpopularniejszy, ale nie oznacza to tego samego, co w Polsce. Po pierwsze mieszkańcy Kiszyniowa nie zawsze mają czas i pieniądze na rozrywkę. Po drugie lokalna liga tonie w korupcji, liczba klubów maleje z dnia na dzień. Rozwiązano nawet zasłużoną Dacię Kiszyniów, która co prawda wróciła jako Dacia Buiucani, ale krząta się gdzieś między drugą, a pierwszą ligą.

Reprezentacja? O jej poziomie najlepiej świadczy to, że naszpikowany kadrowiczami Petrocub nie jest w stanie zdetronizować Sheriffa. Mołdawianie nawet przekazali Polakom więcej biletów na mecz niż musieli. Dla nich to okazja, bo wiadomo – kibic przyjedzie, zostanie w hotelu, zje coś na mieście, rozrusza turystykę w kraju, w którym według Kamila Całusa, autora książki „Mołdawia. Kraj niekonieczny”, obcokrajowiec mógł jeszcze niedawno usłyszeć pełne zdziwienia i konsternacji pytanie:

Po co ty do nas w ogóle przyjechałeś?

Może to i lepiej, że Mołdawia tym, którzy ją odwiedzają przy okazji meczów piłkarskich, serwuje Kiszyniów, a nie Tyraspol. Co prawda wciąż znajdziemy tu pomniki sowieckich idoli, ale w centrum miasta dumnie wisi flaga Unii Europejskiej. Symbol zmiany, do której dąży kraina oderwana niegdyś przez Rosję od Rumunii.

Łypiące na skromny stadion Zimbru breżniewki mają swój urok. Ma go sam obiekt i miasto, które na wystawowej uliczce – długim miejskim deptaku – przemawia do turystów obietnicą bijącą z plakatu:

„Zmieniamy się, rośniemy. Wkrótce się o tym przekonasz”.

Czytaj więcej o Mołdawii:

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

45 komentarzy

Loading...