Pierwszy mecz Huberta Hurkacza w Stuttgarcie mógł zasiać wśród fanów tenisa w Polsce ziarno niepewności. W końcu Hubi, dobrze czujący się na trawiastych kortach, męczył się z Yosuke Watanukim. Z tego powodu i dziś w spotkaniu Polaka z Christopherem O’Connellem można było oczekiwać sporej nerwówki. I choć wynik wskazuje na w miarę wyrównaną rywalizację, to liczby są w tym przypadku nieco mylące. Hurkacz grał spokojnie, pewnie, wykorzystywał dane mu przez rywala szanse i zasłużenie wygrał w dwóch setach. Tym samym awansował do 1/2 niemieckich zawodów.
Nie oszukujmy się – zawody cyklu ATP 250 w Stuttgarcie nie należą do najbardziej prestiżowych. Chociaż zwycięstwo w turnieju to zawsze sukces, w przypadku Huberta raczej chodzi o to, by po okresie gry na kortach ziemnych przystosował się do warunków panujących na trawie. A taki przeskok to niełatwa sztuka.
Pokazało to pierwsze spotkanie Hubiego w Stuttgarcie, w którym miał spore kłopoty z Yosuke Watanukim. Japoński tenisista z drugiej setki rankingu ATP wygrał z faworyzowanym Hurkaczem pierwszego seta. Wprawdzie w następnych dwóch uległ, ale za każdym razem po tie breaku. Powiedzmy tak: no nie napawał nas optymizmem tamten mecz.
W walce o półfinał turnieju w Stuttgarcie rywalem naszego rodaka ponownie był człowiek, który na papierze musiał uchodzić za underdoga. Christopher O’Connell to tenisista, którego od Polaka będącego 14. tenisistą świata, dzieli równe 60 pozycji. Australijczyk na swoim koncie nie posiada żadnych spektakularnych sukcesów, jednak w ostatnich dniach pokazał, że nie należy go lekceważyć. Pokonał nie tylko Daniela Altmaiera, ale i Lorenzo Sonego, który przecież nie jest anonimem w tenisowym świecie.
PEWNE ZWYCIĘSTWO
Zgodnie z oczekiwaniami, kluczem do sukcesu obu tenisistów był serwis. To właśnie przez większe znaczenie tego elementu na trawiastych kortach, Hubert lepiej czuje się na takich nawierzchniach. Jeżeli tylko wstrzela się z własnym podaniem, to niewielu jest na świecie graczy, którzy na trawie są wtedy w stanie coś z nim wskórać.
Dziś pod tym względem Hurkacz sprawiał dobre wrażenie, a jego piłki latały z prędkościami po 210 kilometrów na godzinę. A skoro Polak podczas zagrywki nie popełniał błędów, to zawodnik z Australii nawet nie za bardzo miał możliwości, by coś ugrać na returnie. O czym świadczy brak choćby jednego wywalczonego breakpointa.
Co innego Polak, który i na returnie mógł parę razy napsuć krwi rywalowi. Wprawdzie w szóstym gemie ta sztuka jeszcze się mu nie udała (choć było blisko), tak już w ostatnim, dziesiątym, przy stanie 5:4, nasz rodak zagrał bardzo agresywnie, co poskutkowało wygranym setem.
Generalnie widać było, że po pierwszym, nerwowym spotkaniu z Watanukim, Hurkacz przypomniał sobie schematy gry na trawie. Nawet w chwilach potencjalnego zagrożenia, jak punktowe prowadzenie 30:15 O’Connella grającego na returnie, Hubert nie tracił głowy przy wymianie, po czym częstował rywala asem i sam wychodził na prowadzenie, utrzymując własny serwis.
Przy stanie 4:3 w drugim secie zapędził rywala w kozi róg, kiedy prowadził z nim już 40:15… i dosłownie o milimetry przestrzelił backhand na przełamanie Australijczyka. Ten minimalny błąd kosztował Polaka sporo nerwów, bo jak się okazało, Christopher zdołał obronić własny serwis. Z ogromnymi problemami, ale jednak.
Inna sprawa, że chwilę później Hubert ponownie przycisnął rywala w momencie, gdy ten zagrywał (na tablicy widniał wynik 5:4 dla naszego tenisisty). Grający pod presją O’Connell, cóż, pokazał dlaczego jest obecnie tylko 74. w rankingu ATP. Spalił się, czy to ładując dość prostą piłkę w siatkę, czy w końcu wybijając zagranie tak wysoko, że piłka wypadła poza kort.
I tak mecz dobiegł końca. Spotkanie, w którym najbardziej wyrównany jest wynik, bowiem na korcie Polak nie dał sobie zrobić najmniejszej krzywdy. Głównie za sprawą świetnego serwisu.
Półfinałowym rywalem Hurkacza będzie zwycięzca spotkania Richard Gasquet – Jan-Lennard Struff.
Hubert Hurkacz – Christopher O’Connell 2:0 (6:4, 6:4)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: