W tegorocznym French Open Beatriz Haddad Maia znajdowała się w życiowej formie. Brazylijka w każdym meczu pokazywała ogromne serducho do walki – i dziś także jej tego nie zabrakło. Ba, w drugim secie wzniosła się na wyżyny tenisowego kunsztu. Ale cóż z tego, skoro po drugiej stronie siatki miała zawodniczkę genialną. Tenisistkę na mączce kompletną, odporną psychicznie i imponującą dynamiką ruchów. Igę Świątek, na którą, jak się okazało, nie wystarczył nawet wielki tenis, bo ona sama taki pokazuje. Znakomita Polka wygrała dziś w dwóch setach (choć taki wynik nie odzwierciedla emocji tego spotkania) i w sobotę będzie broniła wywalczonego przed rokiem tytułu! Jej rywalką w sobotnim finale będzie Karolina Muchova.
Z prostego względu nie będziemy przestawiać wam rywalki Igi. Obszerna sylwetka Brazylijki ukazała się dziś na naszym portalu – znajdziecie ją w tym miejscu. Przypomnijmy tylko najważniejsze fakty na temat Haddad Mai w kontekście rozgrywanego Rolanda Garrosa. Po pierwsze, Beatriz raz w tourze zagrała z rakietą z Raszyna i wygrała to spotkanie 2:1 w setach. Miało to miejsce w ubiegłym roku w Toronto, zatem w meczu rozgrywanym na twardym korcie.
Ponadto trzysetowe mecze to jej specjalność, gdyż w obecnej edycji French Open zagrała aż cztery takie spotkania. Kolejno wyglądały one następująco:
II runda. 6:2, 5:7, 6:4 vs Diana Shnaider. 2:43h.
III runda. 5:7, 6:4, 7:5 vs Jekatierina Aleksandrowa. 2:49h.
IV runda. 6:7(3), 6:3, 7:5 vs Sara Sorribes Tormo. 3:51h.
Ćwierćfinał. 3:6, 7:6(5), 6:1 vs Ons Jabeur. 2:29h.
Łącznie tylko w grze pojedynczej Brazylijka spędziła na paryskich kortach blisko 13 godzin! Grała najdłużej z całej stawki półfinalistek. Dla porównania, Iga Świątek w tym zestawieniu znajdowała się na przeciwległym biegunie. Polka cieszyła kibiców swoją grą przez zaledwie nieco ponad 5,5 godziny. Stąd zarówno przygotowanie fizyczne Haddad Mai, jak i jej wola walki, mogły zaimponować kibicom, ale jednak to Iga w tym turnieju jest tenisistką znacznie mniej wyeksploatowaną. A to przecież był tylko jeden z wielu atutów, które przed półfinałem przemawiały za naszą rodaczką.
IGA OD POCZĄTKU NA WYSOKICH OBROTACH
Spoglądając na przytoczone przez nas wyniki można było się spodziewać tego, że Haddad Maia gorzej zaprezentuje się w pierwszym secie meczu. Tymczasem Beatriz zaliczyła fenomenalne wejście w spotkanie – będąc na returnie ograła polską faworytkę do zera. Zatem od początku pokazała, że nie będzie z nią żartów.
A Iga swoją postawą zdawała się odpowiadać – skoro tak chcesz się bawić, no to się pobawimy. I tak po sześciu minutach w przełamaniach oraz na tablicy wyników mieliśmy 1:1, a 12. rakieta rankingu WTA mogła zacząć żałować, że tak szybko wymusiła, by Polka weszła na swoje wysokie obroty. Przed spotkaniem sporo mówiło się o tym, że serwis i prowadzenie gry przez leworęczną Brazylijkę może stanowić dla Igi spory kłopot. Zwłaszcza, że Haddad Maia jako doświadczona deblistka potrafiła grać różnorodnie, także bliżej siatki.
Jednak Świątek jak zwykle imponowała swoją dynamiką. Ta dziewczyna jest na korcie wszędzie, nie ma dla niej straconych piłek. Kiedy już do nich dopada, ugina nisko kolana i zbiera się do uderzenia w taki sposób, że rywalka nie ma pojęcia w którą stronę pójdzie zagrana piłka. Najbardziej w pamięci zapadały właśnie momenty w których Maia stawała jak wmurowana, tylko odprowadzając zagranie Polki wzrokiem.
Co istotne, Świątek dziś nie spieszyła się z wykończeniem akcji, a tak bywało w jej poprzednich spotkaniach. Nawet kiedy nie wszystko w jej grze było idealne (pierwsze podanie mogłoby być lepsze), to najlepsza tenisistka na świecie konsekwentnie trzymała się swojego planu gry. Nie podpalała się. I chociaż jej przeciwniczka była naprawdę groźna, dobrze serwowała i dysponowała ogromnym zasięgiem, to w starciu z polską maszyną była po prostu bezradna.
DRUGI SET? REKLAMA KOBIECEGO TENISA
Pierwszy set zakończył się wynikiem 6:2 dla Polki i nic nie zapowiadało tego, by drugi przebiegł inaczej. Prawdę powiedziawszy, do tamtej pory o wiele bardziej wyrównaną rywalizację zaobserwowaliśmy na… trybunach. Z jednej strony, bardzo głośna była grupa brazylijskich kibiców. Ci mają spore oczekiwania wobec swojej rodaczki – pragną, by Haddad Maia nawiązała do sukcesów legendarnej Marii Bueno czy Gugi Kuertena, który trzykrotnie wygrywał turniej gry pojedynczej wśród mężczyzn, a dzisiejszy mecz oglądał zresztą z trybun.
Jednak pełni entuzjazmu przybysze z Ameryki Południowej tym razem napotkali na trybunach przeciwwagę. W końcu ich Beatriz grała z największą gwiazdą i – nie bójmy się użyć tego słowa – pupilką paryskich kortów. Stąd każdy doping Brazylijczyków był kontrowany gromkim „Iga! Iga!” po udanym zagraniu Świątek. Jak zapewne się domyślacie, ta druga grupa miała więcej okazji do radosnych przyśpiewek.
Haddad Mai nie można było odmówić waleczności – i zapewne to z niej zostanie najbardziej zapamiętana. Z całych sił starała się ponownie rozpocząć seta od przełamania faworytki. I choć ta sztuka się nie udała, to Brazylijka dopięła swego przy następnej okazji.
To był dobry moment Beatriz. Prowadziła 3:1 i zanotowała kilka znakomitych zagrań, jak punkt zdobyty po świetnym backhandzie, kiedy jej prostopadła piłka uderzyła w sam róg kortu.
Ale to, co tenisistka z Kraju Kawy miała przede wszystkim w tym spotkaniu, to królową Rolanda Garrosa po drugiej stronie siatki. Mistrzynię, która potrafiła wyjść obronną ręką nawet z najgorszej opresji. A takich sytuacji nie brakowało, bo Maia na returnie grała znakomity tenis. W dziewiątym gemie miała aż trzy (!) okazje do przełamania. Jednak to nie doszło do skutku.
Doprawdy nie wiemy już jaki poziom gry trzeba prezentować, by być pewnym, że z Polką na mączce dopnie się swego. Bo ostatecznie, chociaż trudno było się do czegokolwiek doczepić w przypadku postawy Beatriz na korcie, to Świątek prowadziła 5:4 w gemach. A kiedy nie zakończyła sprawy na returnie, to przy własnym podaniu rozbiła rywalkę do zera. Ostatecznie jednak wszystko rozstrzygnęło się w tie-breaku. Prawdziwej wisience na torcie tego świetnego seta w wykonaniu obu zawodniczek.
Wybaczcie nam ten banał, ale decydujący o finale moment meczu naprawdę był wojną nerwów. Dla Haddad Mai walką o być albo nie być. Brazylijka już do tamtego momentu pokazała, że ma ogromny potencjał i jeżeli tylko w pełni go wykorzysta, to być może za niedługo dołączy do ścisłego topu kobiecego tenisa. W końcu Beatriz, będąc na returnie, mogła nawet wygrać tego seta.
Ale po drugiej stronie miała mistrzynię. Zawodniczkę wielką, której prawie dorównała.
Prawie. Bo Iga przetrwała dziś każdy kryzys. Pokazała kunszt w każdym aspekcie – technicznym, fizycznym i psychicznym. Również potrafiła odwdzięczyć się rywalce przełamaniem. A kiedy przy wyniku 8-7 w tie-breaku miała drugą piłkę meczową, a Beatriz wyrzuciła wysoko piłkę, Świątek zamknęła to spotkanie po dwóch setach. Choć taki suchy wynik nie odzwierciedla poziomu trudności tego meczu, który trwał ponad dwie godziny! Jak na widowisko złożone tylko z dwóch partii, to bardzo długo.
Rywalką Polki w finale będzie Karolina Muchova, która po fantastycznym spotkaniu pokonała 2:1 w setach Arynę Sabalenkę, chociaż w ostatniej partii przegrywała już 2:5 w gemach. Starcie decydujące o tytule zostanie rozegrane w sobotę o 15.
Iga Świątek – Beatriz Haddad Maia 2:0 (6:2, 7:6)
Fot. Newspix
Czytaj więcej o innych sportach: