Górnik Łęczna grał dziś o uśmiech swoich kibiców i by kolacja lepiej smakowała. Wisła o najlepsze możliwe rozstawienie w barażach, bo mało prawdopodobny był scenariusz, w którym wywalczy bezpośredni awans. Zatem Biała Gwiazda miała dziś arcyważne zadanie – nie wyrżnąć się w kluczowym momencie i skręcić w najbardziej komfortową drogę do Ekstraklasy. I to się krakowskiej drużynie udało. Dziś dość pewnie, bez większego stresu ograła gospodarzy z Lubelszczyzny.
A meczyk jak meczyk. Każdy woli coś innego. Nie wrzało szczególnie na murawie, ale obserwowaliśmy ciekawe widowisko. I choć wynik wskazuje, że Wisła zmiotła Łęcznian z planszy, to tak naprawdę w kilku przypadkach czyste konto gości wisiało na włosku.
Dyrygent Sapała i skuteczni partnerzy. Wisła Kraków ograła Górnika Łęczna
Meczów nie wygrywa się w pojedynkę, ale wypada doceniać występy jednostek, które robią różnice i ułatwiają reszcie zabawę. A kimś takim był dziś bez wątpienia Igor Sapała. Można rzec, że takiego zawodnika Wiśle Kraków brakowało przez większość sezonu. 27-latek bardzo dużo widział na boisku, miał ten słynny luz, wiedział kiedy przyspieszyć, a kiedy zwolnić akcję. Kiedy rozegrać coś krótko, a kiedy posłać przerzut do boku. Od początku było po nim widać jakość wychodzącą poza ramy pierwszoligowego gruntu.
Świetnie współpracował i rozumiał się z Davidem Juncą. Mogła podobać się zwłaszcza akcja tej dwójki, gdy do boku podał Sapała, ruszył w pole karne i na koniec dostał od Hiszpana piłkę w punkt. Zabrakło tylko dobrego wykończenia, ale akcja pokazywała, że Sapała i Wisłą chcą szybko rozstrzygnąć ten mecz.
Podobnie sprawa współpracy Sapały wyglądała z Luisem Fernandezem, co zresztą przełożyło się na trafienie, które otworzyło wynik spotkania. Hiszpan po serii podań Wisły obrócił się z futbolówką i podał do Sapały. A Sapała nie panikował, poszedł do przodu, dał sygnał, że zagra prostopadłą i na taką próbę się faktycznie zdecydował. Do piłki dopadł Żyro, który uprzedził… Rodado i dał Wiśle prowadzenie. Akcja ładna i skuteczna. Tak właśnie Wisła powinna grać.
Po cichu kibice gości liczyli na trafienie Luisa Fernandeza, który walczył o koronę króla strzelców. Ta jednak przeszła mu koło nosa. Dziś gola nie strzelił, ale obok asysty drugiego stopnia, zaliczył też klasyczną. Po stałym fragmencie rozegranym na dwa tempa podniósł głowę, rozejrzał się i wycofał do Dawida Szota, który z okolicy trzynastego metra dał Wiśle dwubramkową przewagę. A na tym nie koniec ofensywnych poczynań i zdobyczy gości.
Trzy punkty Wisły i trzy gole
Biała Gwiazda jeszcze pod koniec spotkania zapakowała po raz trzeci. Wynik zamknął Mateusz Młyński, który kopnął między nogami Gostomskiego, co było dość zaskakujące. Bramkarz ten do tego momentu bronił bardzo solidnie i raczej nie należało się spodziewać, że pod koniec popełni dość prosty błąd. Wcześniej wyciągnął kilka groźnych strzałów, między innymi strzał Rodado po nawinięciu i przepchnięciu Szramowskiego.
Natomiast ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że Wisła mogła dziś strzelić nawet więcej goli. Już nawet sam fakt, że sędzia Kwiatkowski nie podyktował rzutu karnego po tym, jak Dziwniel kopnął leżącego na murawie Rodado, a pewnie Fernandez nie zmarnowałby takiej szansy, dawał przesłanki ku temu, że Wisła była w stanie jeszcze poprawić bilans bramkowy. Niemniej teraz nie ma to większego znaczenia. Wisła zapisała sobie komplet punktów i kończy jako czwarty zespół zaplecza Ekstraklasy. To oznacza, że w półfinale baraży zagra u siebie z Puszczą Niepołomice, czyli z drużyną, która w tym sezonie dwukrotnie ograła krakowski klub. Co więcej, na dobrą utrata punktów w tamtych meczach sprawiła, że Wiśle zabrakło kilku „oczek”, by nie musieć myśleć o barażach.
A co z Górnikiem Łęczna? Kończy sezon na dwunastej lokacie, ale dziś przy odrobinie skuteczności mógł strzelić minimum jednego gola. Nie było tak, że Wisła cały czas miała gospodarzy w garści i nie dopuszczała ich do głosu. Momentami też kusiła los. A to doszło do nieporozumienia Łasickiego z Biegańskim, gdzie w ostatniej chwili wybijał Colley. Innym razem Colley popełnił błąd i naraził gości na kontrę. A to Krykun już minął wszystkich — łącznie z bramkarzem Wisły — i kopnął tylko obok słupka. Obserwowaliśmy zrywy Kozaka, niezłe akcje Gąski i Krykuna. Z pewnością nie było tak, że Górnik dziś nie podjął walki i nie miał swoich okazji. Nie, zdecydowanie nie. Może gdyby nieco odważniej atakował jeszcze w pierwszej połowie, to wynik byłby lepszy dla gospodarzy, ale teraz to tylko gdybanie. Teraz Ireneuszowi Mamrotowi pozostaje już tylko analiza słabych punktów i podjęcie próby wzmocnienia zespołu, by w przyszłym sezonie Górnik wykręcił lepszy wynik w lidze.
Górnik Łęczna – Wisła Kraków 0:3
M. Żyro 15′, D. Szot 30′, M. Młyński 86′
WIĘCEJ O 1. LIDZE:
- Marzenie zwykłych ludzi. Puszcza Niepołomice gra o Ekstraklasę
- Gęsta atmosfera w Rzeszowie. Stal gra o awans, działacze chcą zwolnić trenera
- Czy Nacho Monsalve to najlepszy stoper w pierwszej lidze?
- Spadki, długi i obietnica poprawy. Pacific Media Group – w co wpakował się GKS Tychy?
- Nocne rozbiórki, brak wody i naruszenie prawa. Absurdy na budowie stadionu Sandecji Nowy Sącz
- Ruch Chorzów i Ekstraklasa. Czy to może się wydarzyć?
fot. Newspix