Reklama

Marzenie zwykłych ludzi. Puszcza Niepołomice gra o Ekstraklasę

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

03 czerwca 2023, 10:32 • 14 min czytania 39 komentarzy

ŁKS wiosną wywindował średnią frekwencję do ponad dziesięciu tysięcy osób. Ruch Chorzów regularnie wypełnia obiekt, nie bacząc na to, że grać musi po sąsiedzku, ale jednak poza domem. Wisła Kraków w rankingu medialności serwisu “PSMM” wyprzeda wicelidera ligi o dwie długości. Za Termaliką stoją miliony Bruk-Betu, Stal wspierają milion FIBRAIN. Gdzieś pomiędzy nimi wszystkimi o Ekstraklasę walczy jednak klub, któremu na mecze zdarza się przyciągnąć mniej niż tysiąc osób.

Marzenie zwykłych ludzi. Puszcza Niepołomice gra o Ekstraklasę

Puszcza Niepołomice. Stulatek ze skromnym dorobkiem na salonach. Klub, którego prezes jest jednocześnie spikerem i — można tak powiedzieć — marketingowcem. Klub z szesnastotysięcznego miasta, który zaskarbił sympatię o wiele większej publiki tym, że jest normalny, tak po prostu.

Słonie z Niecieczy były ligowym folklorem? Poczekajcie na to, co zrobią Żubry z Niepołomic.

Puszcza Niepołomice walczy o Ekstraklasę. Jak wyglądają realia klubu?

– Jeszcze do niedawna, kiedy Wisła Kraków czy Cracovia grały o danej porze, staraliśmy się, żeby nasze mecze się nie pokrywały. Nie chcieliśmy grać wtedy, kiedy oni, tuż przed lub tuż po nich, bo miało to wpływ na frekwencję. Teraz jednak nie ma to większego znaczenia — mówi nam Marek Bartoszek, prezes Puszczy.

W porównaniu z poprzednim sezonem frekwencja w Niepołomicach wzrosła dwukrotnie; średnia liczba widzów na meczu przekroczyła tysiąc osób. Powstało Stowarzyszenie Kibiców Puszczy Niepołomice, które liczy już 43 osoby. Grupa Puszcza 23 zaprezentowała nawet pierwszą oprawę. Tomasz Tułacz „przeżył” w Małopolsce Marka Papszuna. To przeciwko Puszczy były już trener Rakowa Częstochowa debiutował w pracy, która przyniosła mu medale i sławę.

Reklama

Historyczna oprawa nie mogła więc być inna. Z Tułacza zrobiono Napoleona.

Ktoś się uśmiechnie – 40 osób w Stowarzyszeniu, kilkudziesięciu na wyjazdach. Ma to swój urok. Żubry swoich fanów właściwie wychowały. Dopiero dziewięćdziesięciolecie istnienia klubu przyniosło pierwszy znamienny sukces, jakim był awans na zaplecze Ekstraklasy. Czyli piłkę na naprawdę wysokim jak na Polskę poziomie zaczęto w tym zakątku kraju śledzić z bliska dekadę temu.

– Najwięcej biletów sprzedaje się u nas w dniu meczu. Przychodzą lokalsi, społeczność zaczęła tym żyć. Swoje robi akademia, bo jej adepci stają się naszymi fanami, są obecni na meczach — opowiada Bartoszek.

“Deloitte” w swoim najnowszym raporcie pisze: „Istotna część zajętych miejsc przyznawana jest w formie wejściówek dla uczniów szkół, zawodników akademii i ich rodziców”. Na trybunach w Niepołomicach usłyszymy „sędzia kalosz”, zobaczymy zielono-żółte szaliki i groźnie wyglądającego żubra na kibicowskiej sektorówce.

Bywa, że dojdzie do miniskandalu. Dziennikarze z Bielska-Białej kilka miesięcy temu zostali tam oblani piwem. Znacznie częściej na kameralnym obiekcie panuje jednak sympatyczna, swojska atmosfera. Tak było kiedy kibice postanowili wbić szpilkę Piotrowi Stokowcowi, który wyszydzał Niepołomice, „broniąc” swoich dokonań w Zagłębiu. Po sektorze krążyła wtedy dmuchana lalka z wymowną koszulką.

Reklama

Niepołomice, czyli teren nieprzyjazny. Puszcza i atut własnego boiska

Nie dajcie się jednak zwieść. Obiekt mieszczący się przy ul. Kusocińskiego 2 jest nieprzyjazny nie tylko dla tych, którzy z niego szydzą. To teren owiany złą sławą, który dał się we znaki wielu ligowcom. Gdy przyjechała tam Wisła Kraków, zastała murawę paskudną, urągającą poziomowi rozgrywek. Kibice zarzucali działaczom z Niepołomic, że ci zrobili wszystko, żeby plac gry zniszczyć i zwiększyć swoje szanse na wygraną z rozpędzającą się, hiszpańską Białą Gwiazdą.

Klub kontrował: to wina tego, że na Puszczy gra też Sandecja. Nie zrobiliśmy nic więcej poza rozegraniem na głównym stadionie jednego meczu rezerw.

– Wydaje mi się, że wokół Niepołomic powstał mit, który żyje teraz własnym życiem i sam siebie trochę napędza. Wiele drużyn jeszcze przed spotkaniem zakłada, że jedzie na bardzo trudny teren, że warunki będą ciężkie. My sami nie robimy niczego szczególnego. Dbamy o to, żeby murawa była jak najlepsza, regularnie przeprowadzamy zabiegi pielęgnacyjne — tłumaczy Marek Bartoszek.

Faktem jest jednak to, że obiekt Puszczy jest specyficzny. Czasami kamery Polsatu łapały psy, które ujadały gdzieś za siatką. Trybuny są tu angielskie, umieszczone tuż przy murawie. Między nią a bandami miejsca jest mało. W ogóle boisko Żubrów jest węższe, co sprzyja gospodarzom przy stałych fragmentach gry. Zespół z Niepołomic doskonale korzysta z tego atutu, zapędzając rywala do narożnika.

Nie jesteśmy metropolią, a nasz stadion jest w środku miasta. Przez to wszystko klimat tu jest trochę inny niż na pozostałych obiektach — mówi prezes klubu.

Ligowcy żartują, że tak, jak niektóre drużyny i niektórzy trenerzy wykłócają się o to, że trawa na ich stadionie jest zbyt długa, przez co nie mogą grać piłką, tak w Niepołomicach nawet źdźbła wystające z ziemi sprawiają wrażenie dłuższych niż wszędzie indziej. Bez znaczenia jednak, czy mówimy o faktach, czy o wyobrażeniach i mitach, jeśli chodzi o szczegóły, bo to, że ściany pomagają Puszczy, jest więcej niż oczywiste.

Dziesięć zwycięstw i jedna porażka. 35 „oczek” na koncie. Tak przed własną publicznością punktują Żubry. W zasadzie nawet ciut lepiej, bo jako że w Małopolsce gościnnie gra Sandecja, to Puszczy można dopisać jeszcze trzy punkty za wygraną w tym specyficznym, wyjazdowym spotkaniu. Jeśli w ostatniej kolejce polegnie tam Chrobry Głogów, będzie to oznaczać, że zespół Tomasza Tułacza ugrał u siebie 62,3% punktów, jakie zdobył w tym sezonie.

Sporo. A przecież były sezony, gdy ta statystyka była nawet ciut lepsza.

Tym bardziej dla samych zainteresowanych szkoda, że w Ekstraklasie czeka ich wyprowadzka. Być może już się domyśliliście, ale jeśli nie, to powiemy to wprost — stadion w Niepołomicach wymogów najwyższej ligi nie spełnia. Puszcza dogadała się z Krakowem i w przypadku awansu zagra na Wiśle. Ekstraklasa przy Reymonta jest więc bardzo prawdopodobna, ale nie oznacza to, że kopciuszek pójdzie na łatwiznę. W planach jest remont obiektu, a o skali wyzwań, przed jakimi stoi klub, najlepiej świadczy fakt, że trzeba było myśleć nie tylko o zwiększeniu pojemności stadionu, ale też o modernizacji pobliskiej… drogi.

– Trzeba będzie ją przebudować, żeby w dobrych warunkach dojechać do stadionu. Droga jest dość wąska, więc gdyby jechał tamtędy wóz transmisyjny, mógłby się nie „złamać”. Pracujemy nad tym, projektujemy dojazd, fajnie byłoby wybudować w pobliżu duży parking na autokary. To nietypowe wyzwanie, ale myślę, że gra jest warta świeczki — tłumaczy nam Marek Bartoszek.

Już nie taki kopciuszek. Jak rośnie Puszcza Niepołomice

Czy jest? Zdecydowanie jest. Między bajki można włożyć wszelkie dywagacje w stylu „to się nie opłaca”. Owszem, trzeba będzie się napracować, ale przychody z Ekstraklasy dwukrotnie przewyższyłyby obecne wpływy do kasy Puszczy Niepołomice. Raport „Deloitte” za sezon 2021/2022 mówił o 3,77 mln zł przychodów, do tego trzeba dodać 1,4 mln zł w ramach podwyższenia kapitału.

Prezes Bartoszek zaznacza, że nie dzieli skóry na niedźwiedziu, ale z racji tego, że wniosek licencyjny wymaga dołączenia planu budżetu na kolejne rozgrywki, oszacował skalę zmian w klubie.

– Z naszych obliczeń wynika, że najmniejsza suma, jaką moglibyśmy zarobić to 7,5 – 8 milionów złotych. Byłem już w Ekstraklasie z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza i wiem, co taki awans oznacza dla klubu. Przede wszystkim jest to szansa na poprawienie struktur naszej organizacji. Moglibyśmy zbudować dział skautingu, którego de facto nie mamy. Marketingiem często zajmuję się ja, podczas gdy duże kluby mają sztab ludzi, który rozmawia ze sponsorami. Nawet dział prasowy nie pracuje na pełen etat, będąc codziennie na miejscu. Moglibyśmy powiększyć administrację, sprowadzić do klubu specjalistów — tłumaczy sternik Puszczy.

Największym specjalistą jest obecnie trener Tułacz. Nie chodzi już o to, że od wielu lat utrzymuje zespół w drugiej klasie rozgrywkowej w Polsce. Że potrafił przeprowadzić rewolucję kadrową, pożegnać zasłużonych zawodników i tchnąć w drużynę nowe życie po sezonie, w którym ekipa z Niepołomic długo drżała o awans. Po prostu, z uwagi na skromne warunki, szkoleniowiec musi się wykazywać na wielu polach, czego nie zazdroszczą mu koledzy po fachu. To on łowi piłkarzy i robi to w sposób nieoczywisty. Kiedy w rozmowie z nim padnie nazwisko kogoś, na kim warto zawiesić oko, Tomasz Tułacz tego nie zignoruje.

Nawet jeśli chodzi o trzecioligowca — stamtąd do Żubrów trafił choćby Szymon Kobusiński, który potem wypromował się do Ekstraklasy.

Tułacz co roku przeczesuje drużyny rezerw; na wylot zna Podkarpacie. Karola Knapa i Adama Kramarza wyciągnął z czwartej ligi. Jakuba Steca też. Wie, z kim rozmawiać, komu ufać. Znajduje idealne trybiki do swojego stylu gry, czego przykładem był wyłowiony z Lechii Tomaszów Mazowiecki Wiktor Żytek. Pod jego opieką w pewnym momencie kariery znalazło się kilku ligowców — Dawid Abramowicz, Karol Niemczycki, Krzysztof Drzazga. Wiadomo, że nie mówimy o gwiazdach, ale i tak jest to fakt warty docenienia. Puszcza w ostatnich latach zarobiła 3,25 mln zł na Pro Junior System. Ponad milion złotych wpadło do jej budżetu dzięki transferom.

– Gracze wiedzą, że dostaną u nas szansę, dlatego chcą tutaj przychodzić. Jesteśmy wobec nich uczciwi, nie blokujemy ich, kiedy mają okazję do rozwoju w innym miejscu. Dobrym przykładem jest transfer Kevina Komara. Gdy go ściągaliśmy, powiedzieliśmy mu wprost, że przez pierwsze pół roku widzimy go w roli zmiennika, ale potem ma otwartą drogę, musi tylko wygrać rywalizację. On patrzył na przykłady Niemczyckiego czy Kobylaka i ufał, że faktycznie tak będzie — mówi Marek Bartoszek.

Nie będziemy jednak sprowadzać kadry Puszczy do chłopaków powyciąganych z trzecioligowych boisk. Roman Jakuba jest mistrzem Łotwy, Michał Koj rozegrał ponad setkę meczów w Ekstraklasie, z kolei Łukasz Sołowiej i Jakub Serafin zbliżają się do 200. występu w pierwszej lidze. Prezes przyznaje, że w wyjściowej jedenastce ma ludzi, którzy zarabiają mniej niż 10 tysięcy złotych miesięcznie. Są też jednak i tacy, którzy inkasują więcej.

Na koniec sezonu 2019/2020 „Deloitte” wyliczał, że klub wydaje na pensje 1,9 mln zł. W czerwcu 2022 licznik zatrzymał się na 3,4 milionach.

Jeszcze w sezonie 2017/2018 Puszcza płaciła agentom zero złotych, zero euro i zamykała stawkę. W najnowszym raporcie znalazła się już na podium z wypłatą rzędu 242 tysięcy złotych.

– Rośniemy, rozwijamy się, nie ma co ukrywać. Fajnie, że to jest rozwój zrównoważony. Liga wymaga ciągłej profesjonalizacji i zwiększania nakładów. Powstało oświetlenie, podgrzewana murawa, teraz dostaliśmy złotą gwiazdkę PZPN, więc zaczynamy też szkolić i będziemy dążyć do stawiania na wychowanków. Doprowadziła do tego wspólna praca wielu osób.

Jak gra Puszcza Niepołomice? Barnsley, launch & squeeze i rewolucjonista z NBA

Wielu osób związanych z Puszczą, dodajmy. Jarosław Pieprzyca, wcześniejszy prezes i obecny prokurent klubu, pracuje w nim od ponad dekady. Większość pracowników pochodzi z Niepołomic lub jej najbliższych okolic. Rokrocznie dużym zastrzykiem dla budżetu Żubrów są pieniądze płynące z miasta, które buduje też zaplecze treningowe dla drużyny. Jego burmistrz, Roman Ptak, przed laty sam kopał piłkę w koszulce z herbem z charakterystyczną choinką.

Inwestycji w klub nikt nie traktuje jako przepalania miejskiej kasy. To rozrywka dla mieszkańców, forma zjednoczenia lokalnej społeczności. Pierwszoligowiec do tego tematu podchodzi z rozwagą.

– Z racji tego, że jesteśmy klubem miejskim, dwa razy oglądamy każdą złotówkę. Chcemy wydawać pieniądze rozsądnie, z szacunkiem do niepołomiczan, którzy dokładają się do naszego budżetu — wyjaśnia Bartoszek.

Dokładne oglądanie każdej z monet zaowocowało budową kadry, która lada moment może wspiąć się na drugie miejsce w tabeli. A nawet jeśli to się nie uda, Żubry i tak zanotują historycznie najlepszy sezon. Oczywiście jest to overperformance. “WyScout” przedstawia tabelę w wersji alternatywnej, według expected points. Wskazuje ona, że Puszcza powinna zdobyć jedenaście punktów mniej i zająć dziewiąte miejsce w stawce. Można jednak założyć, że i taki wynik też zadowalałby wszystkich w klubie.

To sezon stulecia, więc liczyliśmy się z tym, że koszty będą większe. Chcieliśmy zainwestować, żeby przełożyło się to na wyniki — mówi prezes klubu, ale gdy dopytujemy, czy oznacza to, że planowali szarżę o baraże, udziela zaskakującej odpowiedzi. – Prawdę mówiąc myśleliśmy raczej o tym, że w związku ze spadkiem Wisły Kraków i pojawieniem się kilku innych mocnych klubów, ciężej będzie się utrzymać, a nie chcieliśmy się obawiać o ligowy byt w takim momencie.

Kto jednak miałby zrobić z tego maszynę zmierzającą do Ekstraklasy, jeśli nie trener, który najlepiej w Polsce zna się na sposobie gry zwanym launch & squeeze? O czym mowa w przypadku tego dziwnego zagadnienia. O tym, że Puszcza Niepołomice to polskie Barnsley. Bynajmniej nie dlatego, że Pacific Media Group obróci ich za moment w ruinę. Zanim to nastąpiło, angielskie zespół przeżył cudowny rok, docierając do finału baraży o Premier League. Zrobił to w sposób zaskakujący, grając piłkę inną niż wszyscy.

Według statystyk The Tykes byli wówczas w czołówce ligi pod względem PPDA (jeden z wskaźników sugerujących wysoki pressing), intensywności pojedynków, fauli czy pojedynków w powietrzu. Barnsley było za to w ogonie, gdy patrzyliśmy na średnią liczbę podań/90 minut, passing rate (podania/minutę posiadania) czy posiadanie piłki; w dodatku rywale bardzo wysoko ich pressowali. Ten opis toczka w toczkę pasuje do Puszczy, która jest w czołówce lub w ogonie w tych samych rubrykach dotyczących obecnego sezonu pierwszej ligi.

John Miller z „The Athletic” tłumaczył, skąd wziął się sukces Barnsley.

“Patrząc w inny sposób, wygrali, mając piłkarzy, których inni uważali za zbyt słabych, choć można dyskutować, czy w ogóle grają w piłkę nożną. Ich cechą charakterystyczną był “Skyball”. Podaj któremuś z ich zawodników piłkę, on pomknie przed siebie, a gdy naciśnie go rywal, kopnie ją tak wysoko i daleko, jak to możliwe. Chcą przerzucić piłkę na twoją połowę i wywołać chaos, dodając do tego zaciekły pressing, żeby upewnić się, że piłka nie wróci pod ich bramkę. Zamiast używać długich piłek do utrzymania zwartej obrony, wyciągają rywali. Chcą przyszpilić przeciwników w tej części boiska, w której każde odbicie piłki bardziej im zaszkodzi, niż pomoże”.

W tamtym sezonie dwadzieścia procent wszystkich podań piłkarzy Barnsley identyfikowano jako długie piłki. W przypadku Puszczy mówimy o dziewiętnastu procentach. Prawdziwym kunsztem jednych i drugich jest jednak to, że w ten kocioł wciągają rywali. Typowy przeciwnik Żubrów cierpi; musi przez półtorej godziny pędzić od jednego pola karnego do drugiego, notorycznie wybijany z rytmu. A jak powszechnie wiadomo: im więcej czasu skradniesz lepszemu od siebie, tym bardziej zwiększasz swoje szanse na wygraną.

Miernik tempa meczu w spotkaniach ekipy Tomasza Tułacza jest najniższy w całej lidze. Zespół z Niepołomic przenosząc grę w pobliże bramki rywala, daje sobie też szansę na jeszcze więcej wrzutów z autu, czy wrzutek ze stojącej piłki. A musicie wiedzieć, że genialne SFG Puszczy to nie bajka — średnia strzałów po rzutach rożnych dla ligi to 28,3.

Puszcza oddała zaś 36 uderzeń.

– Mój klub grałby stylem „launch & squeeze”. Wystrzel piłkę, pressuj, naciskaj, trzymaj ich pod własnym polem karnym i szukaj strat — stwierdził kiedyś Daryl Morey, człowiek odpowiedzialny za to, że koszykówka skręciła w stronę większej liczby rzutów za trzy. Rewolucjonista z parkietu opisał pierwszoligową bandę z małopolskiej puszczy.

A może to Barnsley było angielską Puszczą, nie na odwrót?

Marzenia zwykłych ludzi

Oczywistością jest, że taki styl jest trudny do przełknięcia i świat nie podąży drogą Puszczy. Nie można się jednak zgodzić ze stwierdzeniem, że jest to gra prymitywna. Barnsley pod względem intensywności odstawało tylko od Leeds. Puszcza — na swoim podwórku — jest taka sama.

– Wygrywają brzydko. Wygrywają tanio. Nie są przyjemnym zespołem do oglądania. Ale wygrywają — konkludował John Miller.

Nie dałoby się tego osiągnąć z przypadkowym trenerem i pierwszymi-lepszymi piłkarzami, którzy na boisku mają wyłączać myślenie. Żubry mają najniższy współczynnik xGA/shot — oznacza to, że bronią w taki sposób, że ich rywale oddają strzały z gorszych pozycji, gdzie szansa na zdobycie gola jest mniejsza. Nie osiągniesz tak niskiego wyniku (0,087) po prostu „parkując autobus”. Marcel Pięczek musi mieć ułożoną nogę, skoro notuje pięć asyst w sezonie. Emil Thiakane musi być piłkarzem inteligentnie wypełniającym powierzone mu zadania, skoro wypracował kolegom już siedem goli (trzy asysty, cztery asysty drugiego stopnia).

Miller twierdzi, że znalezienie wśród ludzi odrzuconych takich zawodników, którzy będą pasowali do twojego stylu gry, dostrzeżenie ich atutów tam, gdzie inni widzieli wady, to „Moneyball”, bo to pojęcie nie odnosi się do wyszukania gracza idealnego. Chodzi o to, żeby odnaleźć gracza dopasowanego i taniego, który zapewni zwycięstwa.

Wzniosłych haseł i takich porównań w Niepołomicach jednak nie znajdziemy. Znajdziemy za to gości, którzy po prostu chcą dać sobie szansę. W klubie mówią nam, że presji i nerwówki nie ma. Żubry zameldują się w Ekstraklasie już dziś tylko jeśli Ruch Chorzów straci punkty, Bruk-Bet Termalica Nieciecza przegra, a Puszcza podniesie trzy „oczka”. Gra toczy się też jednak o to, żeby w razie konieczności to rywale dwukrotnie musieli przyjechać na słynny niewygodny teren w Małopolsce.

Inni mają za sobą tysiące gardeł. Kopciuszek zdobył jednak setki serc. Wzbudza powszechną sympatię, jak to z underdogami bywa. Ma pozytywny PR. Chyba lepszy niż sąsiedzi z gminy Żabno, za których tak wiele osób kciuków nie trzyma. Prezes zdradza nam, że dostaje dużo wiadomości z całej Polski. Kraj czeka na sensację, maleńkie miasto musi na wszelki wypadek planować wielką fetę.

– Jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi, którzy mogą spełnić marzenie, które do tej pory było dla nas niewyobrażalne — puentuje rozmowę Marek Bartoszek.

My także postawimy tu kropkę. Lepszej nie wymyślimy.

WIĘCEJ O 1. LIDZE:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix, kibice Puszczy Niepołomice; dane: WyScout

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
3
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Betclic 1 liga

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

39 komentarzy

Loading...