Reklama

Dadełło: Zbyt mocno uwierzyliśmy, że jesteśmy już na właściwej drodze

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

02 czerwca 2023, 10:51 • 16 min czytania 35 komentarzy

Andrzej Dadełło we wtorek wyjaśnił swoją przyszłość w Miedzi Legnica. Właściciel klubu nie tylko w nim zostaje po spadku z Ekstraklasy, ale ma też ambitne plany rozwojowe. Kilka godzin później porozmawialiśmy z nim o jego wcześniejszych rozterkach, ale także o przyczynach spadku, największych rozczarowaniach, Drygasie i Niewulisie, wypowiedzi Matyni, przyszłości niektórych piłkarzy, zmianie wymagań wobec trenerów, rezygnacji z Grzegorza Mokrego i statusie „Miedzianki” w polskiej piłce. Zapraszamy.

Dadełło: Zbyt mocno uwierzyliśmy, że jesteśmy już na właściwej drodze

***

Za panem najtrudniejsze tygodnie w kontekście tego, czy warto dalej dowodzić Miedzią Legnica?

Na pewno był to najtrudniejszy okres jeśli chodzi o rozczarowania i emocje im towarzyszące. Zawsze jednak uważałem, że warto być właścicielem Miedzi, nigdy tego nie żałowałem. Ale to prawda: miałem ostatnio różne refleksje i miałem do nich prawo.

Pana pozostanie w klubie stało się realnie zagrożone? Taki był wydźwięk słów prezesa Tomasza Brusiły wypowiedzianych w Canal+.

Reklama

Jestem odpowiedzialnym właścicielem, natomiast rzeczywiście zastanawiałem się nad poziomem finansowania klubu. To był czas, który wymagał ode mnie szeregu przemyśleń i przeanalizowania, co dalej. Wszystko już rozstrzygnięte, dlatego nie chciałbym do tego wracać.

Trochę jednak podrążę. Co sprawiło, że zdecydował się pan nie tylko zostać, ale zapewnić rekordowy budżet w pierwszoligowej historii Miedzi?

Jestem mocno związany z Miedzią. To klub, któremu kibicuję od dziecka, od czasów szkolnych. Nie opuściłem żadnego meczu. Jestem też pasjonatem piłki nożnej jako takiej. Jest to dla mnie ważna inwestycja.

Doszło do chłodnej analizy, dlaczego spadliśmy z Ekstraklasy, co zrobiliśmy źle, natomiast nie można zapominać, że szereg rzeczy w klubie idzie do przodu. Przełomowa zmiana: rozbudujemy wreszcie nasz ośrodek treningowy i będziemy mieli infrastrukturę może nie na poziomie ekstraklasowej czołówki, ale taką, która wystarczy nam do rozwoju akademii. Pieniądze przeznaczone na tę inwestycję powodują, że budżet będzie tak duży. Jeżeli spojrzy pan na naszą kadrę na wszystkich szczeblach i poziomach, zobaczy pan ludzi pracujących dla Miedzi od ponad dziesięciu lat. To olbrzymia wartość dla klubu, bo ci ludzie są coraz bardziej doświadczeni, uczą się piłki i zarządzania klubem czy akademią. Uczą się też – to może trochę niepopularne – na swoich błędach. Nic nie uczy tak, jak porażka. W tym momencie porażka za nami.

Najwięcej musiał pan przemyśleć w kwestiach emocjonalnych czy tych pragmatycznych, finansowych?

Nie odpuszcza pan (śmiech). Nie chciałbym już tego wątku rozwijać i wracać do tych toksycznych momentów. Przeżyliśmy olbrzymią huśtawkę nastrojów – od euforii, przez przekonanie, że jesteśmy na właściwej drodze, po bardzo zimny prysznic. Było, minęło, idziemy do przodu i na tym się koncentruję.

Reklama

W najbliższym sezonie awans będzie jasno określonym celem?

Celem będzie pierwsza szóstka. Pamiętamy, co działo się po poprzednim spadku. Liczyliśmy na szybki awans, a rzeczywistość te plany zweryfikowała. Mamy nowego trenera, zostanie część zawodników i na tej bazie zbudujemy zespół. Jest to duża niewiadoma, a wcześniejsze trzy lata w I lidze pokazały nam, że pieniądze nie grają. Do Ekstraklasy wróciliśmy po sezonie, w którym zdecydowanie najmniej wydaliśmy na pierwszą drużynę. Podchodzimy do tej rywalizacji z pokorą, ale pewne minimum musi być postawione. Nie chcemy być poniżej szóstego miejsca. Latami pracowaliśmy na status czołowego klubu I ligi i nie chcemy go stracić. Jeśli udałoby się od razu awansować, to świetnie, natomiast awans jest celem długoterminowym w perspektywie 2-3 lat.

Wielu zawodnikom wygasają kontrakty. Kogoś z tego grona chcecie lub chcieliście zatrzymać [rozmawialiśmy przed czwartkowym komunikatem, PM]?

Ciekawym piłkarzem jest Dimitar Velkovski, sondowaliśmy warunki dalszej współpracy, ale ma oferty z innych klubów, dużo lepszych od Miedzi. Nie wiem, czy są w tym gronie kluby polskie, to już pytanie do jego agenta. Szkoda, bo w kilku meczach pokazał się z bardzo dobrej strony. Trudno było go w ogóle namówić do przyjścia. Zdecydował się już po okresie przygotowawczym i to tylko dlatego, że przycisnął go selekcjoner reprezentacji Bułgarii, mówiąc mu, że nie będzie dostawał powołań jeżeli pozostanie w rezerwach Cercle Brugge. Od dawna też wiedzieliśmy, że Maxime Dominguez – mimo naszych propozycji – nie przedłuży z nami kontraktu, bo marzy o grze w klubie z czołówki ligi i występach w pucharach. Przedłużeniem umów z pozostałymi zawodnikami nie jesteśmy zainteresowani.

Czyli Luciano Narsignh też odchodzi.

Tak. Nie było oferty z naszej strony.

Dlaczego?

Rozczarował formą na wiosnę. Jesienią momentami dawał jakość, a w drugiej rundzie mocno rozczarował.

Jak to wyjaśnić, zakładając, że nie miał problemów pozaboiskowych?

To zawodnik, który przez całą karierę bazował na wyjątkowej dynamice. Ma bardzo mocno wyeksploatowany organizm, co wyszło podczas pracy z fizjoterapeutami. Narsingh jest już na takim etapie, że będzie miał duże problemy z dynamiką, a to był jego główny atut. Pozasportowo niczego nie można mu zarzucić. Opiekował się młodszymi zawodnikami, wnosił doświadczenie i dobry mental do szatni, ale wiosną na boisku już nie dawał rady.

Do Cercle Brugge może trafić Santiago Naveda. To pokazuje, że jakiś potencjał kluby w nim widzą, choć w Ekstraklasie zbytnio go nie ujawnił.

To prawda, choć gdy jesienią wygrywaliśmy z Górnikiem Zabrze i Śląskiem, to grał w pierwszym składzie. Z Lechią Gdańsk, zanim obejrzał czerwoną kartkę, zdążył strzelić ładnego gola i koniec końców wygraliśmy. W trzech z czterech wygranych spotkań Naveda zaczynał od początku. Całościowo bez wątpienia nie wykorzystał swojego potencjału, oczekiwania były większe. Przegrywał rywalizację, zwłaszcza gdy Damian Tront wrócił do gry.

Zimowe transfery na papierze wyglądały rozsądnie. Przyszli ograni ligowcy w osobach Drygasa i Niewulisa oraz wyciągnięty z 2. Bundesligi bramkarz Kapino. Zakładam, że w praktyce spodziewał się pan po tych ruchach znacznie więcej?

Trzeba powiedzieć, że myśmy w polu nie wyglądali źle, bez względu na to, czy mierzyliśmy się z czołówką, czy zespołami niżej broniącymi. Dużym rozczarowaniem okazał się Kapino, ale największy błąd popełniono wcześniej, zbyt długo czekając na Cezarego Misztę. Wtedy był czas na sprowadzenie bramkarza, wszystko było uzgodnione, pozostawała decyzja samego Miszty. Gdy w końcu się określił i odmówił, Kapino był już brany pod koniec okienka na zasadzie „weźmy go i ryzykujmy”.

Na tej pozycji na pewno się rozczarowaliśmy. Mateusz Abramowicz niektóre sytuacje nam wybronił, ale popełniał też proste błędy, które kosztowały gole. W innych klubach bramkarze przeważnie dawali więcej i rzadziej się mylili.

Największy zawód dotyczy jednak napastników. Wiosną strzelili nam dwa gole, z czego jednego z karnego, a drugiego z bliska na pustą bramkę ze Śląskiem, gdy już niczego nie mogliśmy zmienić. Wcześniej nasi napastnicy mieli wiele sytuacji i ich nie wykorzystywali. Dla porównania będący stoperem Mijusković zdobył w tym roku dwie bramki, pomocnicy też strzelali.

Linię pomocy mieliśmy na poziomie ekstraklasowym, defensywa miała różne momenty, popełniała błędy, ale najsłabiej wyglądaliśmy w bramce i w ataku.

Drygas rozczarowaniem? Dwa gole, wywalczony karny, kolejne dwa trafienia nieuznane. Komiczna była sytuacja z Górnikiem Zabrze, gdy Drygas uderzył, piłka wpadłaby do siatki i będący na spalonym Henriquez z metra zupełnie niepotrzebnie jeszcze ją dobił. Postawę Kamila oceniam jako solidną, bardzo liczymy na jego charakter i zaangażowanie w nowym sezonie.

Na Niewulisa również?

Tak, oczywiście. Andrzej zmagał się z kontuzją. Gdy mieliśmy problemy kartkowe grał na zastrzykach i tabletkach na swoją odpowiedzialność, choć de facto nie powinien. Być może w przekroju całej rundy on i Drygas nie dali aż tyle jakości, ile chcieliśmy, natomiast wiedzieliśmy, że możemy spaść i wtedy w każdych okolicznościach powinni być przydatni. Potencjał piłkarski drużyn przed nami był dużo większy od naszego, pewne rzeczy musieliśmy mieć wkalkulowane. Wierzę, że w oparciu o tę dwójkę zbudujemy skład w I lidze. Andrzej i Kamil z pewnością chcą jeszcze zagrać w Ekstraklasie.

Kapino przed kamerami Canal+ dosadnie w przerwie meczu z Jagiellonią skrytykował Hubert Matynia. Jak zareagowaliście na jego wypowiedź? Takie sytuacje są rzadkością.

To element zarządzania szatnią. Kryzys trwający sześć godzin został szybko opanowany przez sztab szkoleniowy. Mamy wielu obcokrajowców w kadrze, nie zareagowali dobrze na tę wypowiedź. Ona była pokłosiem tendencji do obwiniania zawodników zagranicznych za wyniki Miedzi i Hubert chyba chciał się trochę przypodobać legnickim kibicom, idąc na fali tej krytyki. Sprawę szybko załatwiliśmy. Hubert przeprosił, zachował się w porządku, dostał karę finansową i temat zamknęliśmy.

Dwa tygodnie później, gdy po meczu z Piastem krewcy kibice urządzili sobie pogadankę z piłkarzami, Kapino podobno miał zadeklarować, że więcej już w Miedzi nie zagra.

Nie padło takie ultimatum z jego strony. Wiadomo, że zrobiło się nerwowo, nie tylko jemu te wydarzenia się nie spodobały i wywołały rozgoryczenie. Wszystko jednak zostało unormowane i Kapino dalej był brany pod uwagę przy ustalaniu składu. Po prostu przegrał rywalizację z Mateuszem Abramowiczem. Na treningach prezentował się lepiej, ale w meczach zawodził.

O ile wasi napastnicy CV mieli zachęcające, o tyle już sam papier wskazywał przed sezonem, że z bramkarzami będzie krucho. Ewidentnie potrzebowaliście wtedy transferu kogoś doświadczonego, gwarantującego pewien poziom.

Podobnie uważaliśmy w klubie, natomiast Miedź funkcjonuje tak, że decyzje co do transferów podejmuje trener i on bierze na siebie odpowiedzialność za ciąg dalszy. Zdaniem Wojtka Łobodzińskiego nie potrzebowaliśmy wzmocnień w bramce.

Nadal chce pan obdarzać trenerów taką władzą w tematach transferowych?

Tak, ponieważ wtedy jest transparentnie. Jeżeli trener ma swoją wizję i taktykę, które określamy zanim rozpoczniemy współpracę, to musi sobie dobierać zawodników pod te założenia. Wtedy ponosi odpowiedzialność od początku do końca. Uważam, że tak jest najlogiczniej. Zresztą, wówczas ewentualne rozstania również są łatwiejsze i zapisy kontraktowe są „łagodniejsze”. Zarządzam Miedzią przez 13 lat i ani razu nie mieliśmy więcej niż jednego trenera na kontrakcie. Nie zwalamy winy na trenera ot tak, bo taki mamy kaprys, tylko wtedy, gdy długofalowo ma wyniki poniżej tego, na co się umawialiśmy i co przewidywała umowa.

Oczywiście nie jest tak, że na nic nie mamy wpływu i nic nie możemy zrobić. Jako właściciel mam prawo weta. Żałuję, że z niego nie skorzystałem. Przynajmniej w dwóch przypadkach powinienem to zrobić.

Dyrektor sportowy jest od tego, żeby wskazywać kandydatury według wytycznych trenera. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni, natomiast kluczowe decyzje w tym zakresie podejmuje szkoleniowiec.

W których przypadkach należało użyć weta?

Zachowam to dla siebie. Od początku miałem wątpliwości przy tych transferach i wyrzucam sobie, że nie zareagowałem.

Co z zawodnikami, którym kontrakty teraz nie wygasają? Trudno zakładać pozostanie Henriqueza, skoro mocno rozczarował, a znajduje się w czołówce listy płac.

Henriquez ma klauzulę odejścia w razie spadku i już w Miedzi nie zagra.

Ktoś jeszcze miał taki zapis?

Narsingh, ale jego pozostania tak czy siak byśmy nie chcieli. Henriqueza zresztą też nie, jest jednym z najbardziej odpowiedzialnych za końcowy wynik. Nawet nie podejmowaliśmy rozmów na temat jego przyszłości.

Widać, że mocniej przeżywa całą sytuację, poczuwa się?

Zdecydowanie, chwilami nawet za bardzo. Mieliśmy trochę problemów, gdy w szatni zbyt ekspresyjnie dawał wyraz swojej złości. To piłkarz, który wyraźnie nie radził sobie z emocjami. W zimowych sparingach strzelał gole w każdym meczu, grał znakomicie, ale w walce o stawkę zawodził. Widać, że prawdopodobnie przez te emocje nie zrobił dużej kariery.

Co z Dawidem Drachalem? Odejście do Rakowa przesądzone?

Wszystko zmierza w tym kierunku. To najlepsza opcja dla tego chłopaka, myśmy się z tą opinią zgodzili. Trwa ustalanie ostatnich szczegółów.

Potwierdzi pan, że będzie to rekord sprzedażowy Miedzi?

Nie mogę mówić o konkretnych kwotach, natomiast są one zbliżone do tego, co pisano w mediach.

Do Rakowa ma także trafić Maxime Dominguez. Była jakakolwiek szansa na jego zatrzymanie?

Nie, ponieważ on już rok temu zasygnalizował, że nie przedłuży kontraktu i chce poszukać nowych wyzwań. Interesowały się nim różne kluby, w pewnym momencie nawet Legia, ale z tego, co czytamy prawdopodobnie przejdzie do Rakowa.

Jeszcze przed końcem sezonu odszedł Massouras, który przecież niezwykle obiecująco zaczął tę rundę.

Trener Mokry po porażce z Piastem przeszedł na grę czwórką obrońców i dla Giannisa zabrakło miejsca w składzie. To typowy wahadłowy. Jak na prawego obrońcę za słabo broni, jak na prawego skrzydłowego za słabo atakuje. Tylko jako wahadłowy może optymalnie wykorzystać swoją niesamowitą szybkość. Inna sprawa, że rywale dość sprawnie go rozczytali i nie zostawiali mu już tyle miejsca, co na początku. Także z tego względu potem grał słabiej.

Miedź dobrze zaczęła rundę, ale koniec końców wywalczyła mniej punktów niż jesienią. Kiedy pana zdaniem nastąpiło mentalne pęknięcie?

Wydaje mi się, że nigdy nie nastąpiło. Z Koroną, ze Stalą czy Cracovią do końca walczyliśmy. Bardzo duża mobilizacja panowała przed spotkaniem w Kielcach. Rozmawialiśmy z piłkarzami, chcieliśmy wygrać, a po wyjściu na boisko wystarczyło oddać celny strzał na naszą bramkę i piłka wpadła. To bardzo toksyczne momenty. Mieliśmy wtedy słupek i inne sytuacje, tak wyglądała większość naszych meczów. Najbardziej bolały porażki w Gdańsku i Lubinie, gdzie zwyczajnie wyglądaliśmy słabo, natomiast w pozostałych przypadkach walczyliśmy do końca. Nawet z Rakowem. Traciliśmy gole po samobóju i po błędzie sędziego, bo wcześniej nie było faulu.

Walki nie zabrakło, jakości tak. Przy wyrównanej rywalizacji decydują detale i na nich się wykładaliśmy, bo albo napastnik pudłował, albo za chwilę bramkarz lub obrońcy popełniali błędy.

Myślałem, że wskaże pan 0:4 z Lechią, które przydarzyło się po remisie z Jagiellonią i aferze po wypowiedzi Matyni. Tamten mecz był kluczowy dla obu drużyn.

Tak, ale gdybyśmy wygrali w Kielcach, jeszcze byłaby nadzieja na odbicie się. Bezpośredni rywal do utrzymania, mielibyśmy lepszy bilans w dwumeczu. A tak po tym 0:1 straciliśmy realne szanse na pozostanie w lidze.

Później w ostatnich minutach traciliście zwycięstwa nad Legią i Stalą. Gdybyście wtedy zdobyli cztery punkty więcej, sądzi pan, że udałoby się powalczyć na finiszu?

Raczej nie. Musielibyśmy do końca wszystko wygrywać, a mierzyliśmy się m.in. z Rakowem i na wyjeździe z Pogonią. Porażką z Koroną zaprzepaściliśmy swoje szanse. Szkoda, zwłaszcza że to nie był zły mecz w naszym wykonaniu.

Już w rozmowie przed rundą stwierdziliśmy, że Miedź skopiowała błędy z poprzedniego sezonu w Ekstraklasie związane z graniem zbyt ofensywnym, zbyt naiwnym. A czy teraz można wyciągnąć jakieś pozytywy na przyszłość, mimo spadku?

Oczywiście. Sezon mógłby się zacząć choćby jutro i wystawilibyśmy mocną jedenastkę. Mamy ogranego młodzieżowca w osobie Michała Kostki, który w meczu z Górnikiem Zabrze był jednym z najlepszych w drużynie, jeśli nie najlepszym. To bardzo istotne w perspektywie walki o najwyższe cele w I lidze. Transfery Makucha i Drachala otworzyły nam drzwi do sprowadzania lepszych, bardziej perspektywicznych polskich piłkarzy. Pokazujemy, że potrafimy promować zawodników i sprzedawać ich za dobre pieniądze. To sprawia, że kolejni piłkarze i ich agenci przychylniej na nas patrzą, co już widzimy.

Dużo zyskaliśmy, będąc przez rok w Ekstraklasie, także w kontekście rozbudowy naszej bazy przy ul. Świerkowej. Dotacja z MSiT do tej inwestycji rozpatrywana była z puli ekstraklasowej, mogliśmy otrzymać więcej pieniędzy.

Pozytywów jest zatem sporo. Największym minusem jest nie tylko spadek, ale też jego okoliczności, które były bardzo frustrujące. W żadnym momencie nie byliśmy bliscy utrzymania.

Skopiowane błędy? Jak mówiłem, to trener jest odpowiedzialny za budowanie strategii. To nie klub ją określał po awansie. Aczkolwiek nie ukrywam, że powielenie niektórych nieprawidłowości sprawia, iż w razie kolejnego awansu będziemy więcej rozmawiać z trenerem i przedstawiać więcej argumentów, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Zmierzam do tego, czy nie doszliście do wniosku, że mimo swojej filozofii, pod którą zatrudniacie trenerów, kolejne podejście do Ekstraklasy musi być bardziej pragmatyczne, że najpierw trzeba się utrzymać – choćby po topornej grze – zapewnić sobie pieniądze z Ekstraklasy na kolejny rok i dopiero potem krok po kroku zmierzać w kierunku ambitniejszego grania.

Trudno w taki sposób krok po kroku budować Miedź, bo my zawsze będziemy odstawali od największych. Frekwencję mamy, jaką mamy. W Ekstraklasie była jedną z najniższych, nawet w I lidze będziemy pewnie gdzieś pośrodku. Drużyny młodzieżowe mamy między Centralnymi Ligami Juniorów a ligami wojewódzkimi, czyli jednak drugiej kategorii. Budżet? Możemy być w czołówce I ligi, ale w Ekstraklasie jesteśmy na szarym końcu. Nawet po utrzymaniu w pierwszym roku, w kolejnych latach i tak bronilibyśmy się przed spadkiem.

Ostatnio wielu młodych trenerów poradziło sobie w Ekstraklasie. Wierzę, że w końcu i my trafimy na trenera, który po awansie w niej nie utonie. Dominik Nowak był bardzo blisko. Spadliśmy pechowo, kontuzje nie oszczędzały zespołu, a nie stać nas było na szeroką, wyrównaną kadrę.

Teraz było inaczej, mimo że wygraliśmy I ligę z dużą przewagą. Tak też czasami bywa w biznesie: po wielkim sukcesie ludzie stają się mniej ostrożni i wydaje im się, że już wszystko będzie szło. Wtedy łatwiej o błędy. Zbyt mocno uwierzyliśmy, że jesteśmy już na właściwej drodze.

Z pana słów bije duży realizm. Zdaje pan sobie sprawę, jakie jest miejsce Miedzi w hierarchii. Prawdopodobnie nigdy nie będzie ona walczyła o mistrzostwo lub puchary, chyba że przejmie ją jakiś szczodry miliarder.

Aby myśleć o czymś więcej, w pierwszej kolejności musielibyśmy mieć akademię na poziomie ekstraklasowym. To utrudnione, bo 20 kilometrów dalej Zagłębie Lubin prowadzi jedną z najlepszych akademii w kraju. Czasami po prostu podbiera się nam zawodników, a liczba talentów w regionie jest ograniczona.

Następny punkt to frekwencja. Musiałaby być taka, żeby co tydzień brakowało biletów i zasadne stały się rozważania dotyczące nowego stadionu. Nie możemy myśleć o pucharach czy mistrzostwie, mając 6-tysięczny obiekt. Incydentalnie można coś takiego osiągnąć, w pojedynczym sezonie zostać rewelacją, ale to wszystko. Musimy zwiększać zainteresowanie Miedzią. Nasze miejsce jest dziś pomiędzy Ekstraklasą a I ligą. Na nie zasługujemy, ono określa, czym dysponujemy. Tak to wygląda, jeśli uczciwie na wszystko spojrzymy.

Co do trenerów, Dominik Nowak po spadku dostał szansę rehabilitacji, Grzegorz Mokry już nie. Czyja to była decyzja?

Klubu. Wynikała bezpośrednio z dokonań. Dominik Nowak stracił kilku kluczowych piłkarzy, a mimo to wywalczył 40 punktów. Rok wcześniej mniej miały Lechia i Piast, które się utrzymały. Na drugą szansę zwyczajnie, po ludzku zasłużył. Grzegorz Mokry rzeczywiście poukładał Miedź taktycznie, zaczęliśmy pod tym względem wyglądać jak zespół ekstraklasowy, natomiast dorobek punktowy i brak progresu wiosną spowodowały, że podjęliśmy decyzję o nieprzedłużeniu jego kontraktu.

Radosław Bella będzie kontynuatorem filozofii klubu?

Trener Bella ma swoją wizję i będzie ją realizował. Zamierza grać trochę innym systemem. Głośno mówi, że jego Miedź ma grać intensywnie i bardziej do przodu. Mniej będzie klepania od kolegi do kolegi, mamy prezentować bardziej bezpośredni futbol. O szczegóły najlepiej pytać jego, ale ta wizja mi się podoba.

Mówiliśmy o wyciągniętych wnioskach. Na pewno nie zgodzę się już na zbyt dużą liczbę doświadczonych zawodników. Przy strategii prezentowanej przez nowego trenera obostrzenia co do kształtu budowania nowego zespołu również będą. Rok temu latem nie do końca byłem zadowolony z kierunku, w którym poszedł trener Łobodziński, miałem wiele obaw i czas pokazał, że słusznie. Pewne ograniczenia i wytyczne na kolejnych trenerów będą narzucane. Ponieważ finansuję Miedź, chcę kadry skonstruowanej w zadowalający dla mnie sposób. Wtedy tak nie było.

A konkretniej? Ma być więcej fizyczności, wzrostu, doświadczenia, Polaków?

Na pewno ma być więcej młodych Polaków. Przykłady Drachala czy Kostki są zachęcające. Gdybyśmy w Ekstraklasie mieli jeszcze ze dwóch młodzieżowców, byliby dziś gotowi, żeby odgrywać ważne role w I lidze. Inna sprawa, że próbowaliśmy przeprowadzić więcej takich transferów i to się nie udawało.

Chcę zespołu bardziej walecznego i wybieganego, grającego intensywniej. Mniej będzie piłkarzy grających statycznie, futbol staje się coraz dynamiczniejszy, wymagania w tym względzie rosną. Kibice nieraz narzekali, że zawodnicy za mało biegali, ale niektórzy z nich zwyczajnie mieli taką charakterystykę, grali od nogi do nogi. Teraz te proporcje muszą się zmienić. W trakcie procesu zatrudniania trenera zostało to określone, realizacji założeń ma pilnować zarząd i dyrektor sportowy.

Braliście na poważnie kandydatów z zewnątrz?

Radosław Bella od początku był głównym kandydatem do przejęcia sterów. Był brany pod uwagę już po odejściu Wojtka Łobodzińskiego, ale chcieliśmy, żeby jako asystent trochę jeszcze popracował z trenerem bardziej obytym w zarządzaniu kryzysem.

Teraz kandydatów było dwóch: Radosław Bella i Grzegorz Mokry. Do pewnego momentu zapowiadało się, że drużyna pod wodzą trenera Mokrego ruszy. Gdyby tak się stało, to nawet w razie spadku dostałby szansę w I lidze. Wyszło inaczej, dlatego doszło do nowego rozdania.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

1 liga

Komentarze

35 komentarzy

Loading...