No i stało się – Wisła Płock nie tyle, że stoi nad przepaścią, co patrzy w nią z niezwykłym zaciekawieniem, zastanawiając się, czy ten skok to nie jest taki głupi pomysł. Podpowiemy – jest, będzie bolało, otwierać nowy stadion w pierwszej lidze przy kamerach Polsatu w rytm komentarza Marcina Feddka i Janusza Kudyby… No, słyszeliśmy o lepszych okolicznościach na taką imprezę, a być może nie słyszeliśmy o gorszych.
Ale Wisła jest sobie sama winna, ponieważ od miana rewelacji do tytułu spadkowicza zapieprza w kosmicznym tempie.
ŚLĄSK WROCŁAW – WISŁA PŁOCK. NAFCIARZE CHCĄ SPAŚĆ
To miejsca zajmowane przez Nafciarzy na koniec kolejnych miesięcy (liczył Mateusz Rokuszewski):
- Lipiec: 1
- Sierpień: 1
- Wrzesień: 1
- Październik: 5
- Listopad: 5
- Styczeń: 7
- Luty: 11
- Marzec: 10
- Kwiecień: 13
Nie jest wykluczone, że maju to będzie lokata numer szesnaście. Czyli gdyby ktoś latem powiedział nam, że Wisła spadnie, uznalibyśmy go za oszołoma. Jesienią – za niewysokich lotów żartownisia. Zimą – za niepoprawnego pesymistę. Ale już wiosną taki człowiek musi być brany niezwykle poważnie.
Dwa mecze, dwa punkty przewagi nad Śląskiem. Wisła zagra jeszcze z Rakowem u siebie i Cracovią na wyjeździe. Śląsk ma na rozkładzie spuszczoną Miedź we Wrocławiu i Legię na wyjeździe. Co nam to mówi? Prawdę mówiąc… cholera wie. Analizować terminarz w Ekstraklasie, to jak sprawdzać pogodę na lipiec w lutym. Można, ale w gruncie rzeczy to bez sensu.
Jednak już patrząc na dyspozycję obu zespołów, bliżej może być do zdania, że to Śląsk ma więcej argumentów.
Ha, takie stwierdzenie o tych ciumciokach, a jednak – prawda. Dzisiaj bowiem zobaczyliśmy jedną drużynę, która chce wygrać i naprawdę idzie po swoje, oraz drugą, która bierze remis w ciemno i ewentualnie, ewentualnie, jak jakiś farfocel do przodu wpadnie, to nawet sympatycznie. No i faktycznie, Nafciarze strzelili gola po wrzutce Furmana, słupku, dobitce Śpiączki i rykoszecie, ale ogólnie: byli naprawdę marni.
To znaczy da się zrozumieć, że skoro podział punktów ich urządzał, to nie rzucili się na gospodarzy na hurra, ale jest granica między defensywnym planem a brakiem pewności siebie, by nie powiedzieć tchórzostwem. Śląsk, ten denny Śląsk, potrafił się uśmiechnąć za sprawą Exposito, Yeboaha, Nahuela, Bejgera, Jastrzembskiego, a Wisła… Byleby pokopać i pojechać do domu. Wiele lepiej od meczu ze Stalą jej postawy się nie oglądało.
Tym bardziej że goście do minimalizmu dorzucili głupotę. Jak bowiem nazwać sytuację, kiedy po krótko rozegranym rzucie wolnym ze środka pola, Śląsk robi kontrę i strzela gola? Furman podał do Szwocha, który nie przekopał pierwszego obrońcy, wrocławianie poszli z kontrą (którą jeszcze dało się i tak zatrzymać trzy razy), a ta skończyła się golem Yeboaha.
ŚLĄSK WROCŁAW – WISŁA PŁOCK. ŚLĄSK WRESZCIE KONKRETNY
Inna kwestia, gdy mówimy o głupocie, to głupota Rzeźniczaka, choć na to trzeba spojrzeć łaskawiej. O ile pierwsza kartka to oczywisty błąd stopera, bo na cholerę się przepychać z rywalem przy linii bocznej, o tyle drugie napomnienie to z jednej strony jego wpadka, a z drugiej – klasyczna upierdliwość Frankowskiego. Mógł sobie darować ten kartonik, tym bardziej że minutę później za bardzo podobne wejście Kapuadiego w polu karnym nawet nie użył gwizdka. No, ale Rzeźniczakowi też można zarzucić, że niepotrzebnie ryzykował. Exposito był tyłem do bramki i miał do niej cholernie daleko. Odprowadź go, wiesz, że masz kartkę, sędzia jest, jaki jest… Ech.
Niemniej – nie da się popełnić tylu błędów i choćby zremisować. Nawet we Wrocławiu, a już w szczególności, kiedy akurat w tak dobrej dyspozycji jest Exposito. Trzy asysty, wywalczone wykluczenie Rzeźniczaka, ogólnie rzecz biorąc: profesura. Nic dziwnego, że Magiera szybko wycofywał się z krytyki swojego piłkarza, bo facet ma wiele za uszami, za wzór profesjonalisty nigdy go nie uznamy, ale jak mu się łaskawie chce, to może ciągnąć ten Śląsk w górę. Nie w Himalaje, ale na Śnieżkę jeszcze tak.
Zresztą nie tylko on dzisiaj dawał radę, bo cały ten przedziwny zaciąg wziął się za siebie. Nahuel zapakował śliczną bramkę zza pola karnego i to w kluczowym momencie, gdy Śląsk przegrywał. Jastrzembski z kolei dobił Wisłę, kiedy po zagraniu – naturalnie – Exposito uciekł obronie gości i dla odmiany nie przewrócił się na piłce, tylko pokonał przy sam na sam Kamińskiego.
Yeboah to już inna historia, dziś znów bramka, ale facet przecież przeważnie nie zawodzi.
Ech, gdyby ten składak potrafił tak pyknąć częściej niż tylko w momencie, gdy pali mu się w dupie. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to też efekt klasy rywala, natomiast Śląsk wielokrotnie wyglądał w tym sezonie tak, iż nie podejrzewalibyśmy go o ogranie sióstr Urszulanek. Tymczasem dzisiaj ekipę Magiery oglądało się po prostu dobrze.
Zobaczymy, czy to łabędzi śpiew, czy jednak faktycznie uda się wyjąć głowę spod topora. Wisła wygląda bowiem na zespół, który chóralnie krzyczy: „straćcie nas, serdecznie prosimy!”.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Bartosz Slisz na jeden wieczór zmienił się w Kevina de Bruyne. A Legia zlała Jagę
- Prosto, ale nie prostacko. Piast oskalpował kolejnego rywala
- Nieoficjalnie: przepis o młodzieżowcu w Ekstraklasie zostaje na kolejny sezon
- Legia szuka zawodników na co najmniej trzy pozycje. Czeka też na rozwój negocjacji z Josue i Mladenoviciem