Reklama

Genialny finał, wielka Sabalenka. Iga Świątek pokonana na mączce

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

06 maja 2023, 21:51 • 8 min czytania 35 komentarzy

Kto wie, czy nie obejrzeliśmy dziś najlepszego finału, jaki przyniesie nam ten tenisowy rok w WTA. Poziom właściwie od początku do końca był fantastyczny. Obie zawodniczki bombardowały się fenomenalnymi zagraniami, obie nie odpuszczały ani na moment. Było w tym meczu wszystko. Zwroty akcji, przełamania, genialne punkty, zagrania, a nawet przeszkadzający momentami fani. Przypominało to finał Igi Świątek z Barborą Krejcikovą z Ostrawy, gdy Czeszka ostatecznie pokonała Polkę. I skończyło się podobnie. Świątek była bowiem minimalnie, ale jednak gorsza. Choć przegrać z tak dysponowaną Aryną Sabalenką to żaden wstyd. 

Genialny finał, wielka Sabalenka. Iga Świątek pokonana na mączce

Rewanż czy potwierdzenie przewagi?

— Naprawdę zależy mi na tym rewanżu. Zagrałabym tym razem z większą pasją, ale bez niepotrzebnego pośpiechu. Wszystko robiłabym po kolei i lepiej, żeby zdobyć ten tytuł. Byłoby zaskoczeniem, gdybym potrafiła pokonać Igę na mączce, ale tak jak wspomniałam — muszę grać bez pośpiechu. W Stuttgarcie cały czas starałam się zagrywać piłki kończące, tym razem zamierzam czekać na ten odpowiedni moment, żeby zakończyć wymianę — mówiła Aryna Sabalenka po swoim półfinale turnieju w Madrycie.

Kilka godzin później okazało się, że rewanż faktycznie dostanie. Nic dziwnego zresztą, że go chciała. W Stuttgarcie – gdzie wraz z Igą Świątek zagrała w finale dwa tygodnie temu – przegrała w meczu o tytuł trzeci raz z rzędu. Po raz drugi jej rywalką w tym spotkaniu była Polka. I ograła Arynę łatwo, w dwóch setach. A przecież to sezon, w którym Białorusinka wreszcie się przełamała i weszła na najwyższy poziom. Wygrała turniej wielkoszlemowy, jest – jak na razie – punktowo najlepszą zawodniczką i ogrywa kolejne rywalki.

Reklama

Gdy jednak wyszła z Igą na mączkę, nie miała szans.

I tak to już z tą dwójką bywa. Sabalenka w ich bezpośrednich starciach lepsza okazała się dwukrotnie. W finałach WTA w 2021 i… 2022 roku. Poza tą imprezą zawsze do tej pory wygrywała Iga. Czyli aż pięć razy. W zeszłym sezonie Polka ogrywała Arynę w Dosze, Stuttgarcie, Rzymie i na US Open. W tym zrobiła to ponownie w Niemczech. Teraz zmierzyć miały się w nowym miejscu, ale faworytka znów była jedna, bo na mączce jak na razie Idze nie był w stanie na dłuższą metę zagrozić nikt. Choć Sabalenka mogła (i wiedziała o tym, co wynikało z jej słów) nie dostać już lepszej szansy. Jej najlepiej idzie bowiem wtedy, gdy korty są szybkie. A czy to w Rzymie, czy na Roland Garros warunki będą sprzyjać bardziej Polce. Madryckie korty z kolei niektórzy opisują jako „półhalowe”, bo ze względu na tamtejszą wysokość piłki po prostu latają nieco inaczej, premiując styl gry Aryny.

Z drugiej strony wielu ekspertów uważało, że skoro Białorusinka nie wygrała z Igą w faktycznej hali (Stuttgart), to czy może to zrobić w jej „połowicznej” wersji? Trudno było się tego przed tym meczem spodziewać. Nawet sama Sabalenka przyznawała przecież, że jej opcjonalne zwycięstwo byłoby zaskoczeniem.

Aryna idzie po wygraną

Początek był wyrównany. Aryna Sabalenka grała po swojemu – nieco psuła, ryzykowała. Nie do końca robiła więc to, co zapowiadała, ba, momentami wydawało się, że przesadza z przyspieszaniem tempa wymian, przez co traci punkty. Inna sprawa, że nie przeszkadzało jej to przesadnie, bo swoje serwisy raczej utrzymywała bez problemu. Podobnie zresztą jak Iga, która początkowo serwowała znakomicie. I tym bardziej dziwi, że w pewnym momencie jej podanie znacząco się popsuło.

I w sumie to chyba klucz do zrozumienia tego, co stało się od stanu 3:3 w pierwszej partii. Najpierw bowiem swoje podanie spokojnie utrzymała Sabalenka, a potem nastąpił początek końca tego seta dla Igi. Zresztą już w szóstym gemie miała problemy, musiała dwukrotnie bronić się przed przełamaniem. Wtedy dała radę. Ale dwa gemy później już nie. Wyrzuconym backhandem oddała podanie Sabalence, którą tylko to napędziło. Zresztą już wcześniej Białorusinka ograniczyła liczbę błędów, grała pewniej i skuteczniej.

A że kiedy ona poszła w górę, to Iga ruszyła nieco w dół, skończyło się, jak się skończyło – czyli setem wygranym 6:3 przez Arynę.

Reklama

Widać też było, że warunki na korcie faktycznie mogą jej sprzyjać. Gra była szybka, piłki, które uderzała Białorusinka, sprawiały Idze więcej problemów niż zwykle. Może też niepotrzebnie Polka czasem próbowała grać na warunkach rywalki, a gdy zauważyła, że ma problemy, jakby nieco się spięła, przez co przestała trafiać pierwszym podaniem (a niektóre błędy w tym aspekcie były w jej wykonaniu wręcz ogromne). Po przegraniu seta Iga sięgnęła więc po standardową broń – przerwę toaletową. Na chwilę zeszła z kortu, oczyściła umysł. Dało się dostrzec, że potrzeba jej spokoju, że musi nieco przemodelować plan gry, znaleźć nowe rozwiązania, zmuszając Sabalenkę do biegania i defensywy.

Udało jej się.

Finał roku? Całkiem możliwe

Od początku drugiego seta zaczęła się zaznaczać przewaga Igi Świątek. Polka świetnie wykorzystywała w tym okresie geometrię kortu, ruszyła do przodu, atakowała, grała odważniej i pewniej, niż do tej pory. Sabalenka wyraźnie nie wytrzymywała takich warunków i już pierwszym gemie serwisowym drugiej partii oddała podanie. A Iga szła jak po swoje, po chwili prowadziła już 3:0. Wtedy jednak do kontrataku ruszyła Aryna. Wygrała swojego gema, a potem przyspieszyła grę. Choć zdawało się, że to wręcz niemożliwe, bo już wcześniej grała piekielnie mocno i płasko.

A jednak jej się udało. I poszło za tym przełamanie.

Iga Świątek co prawda obroniła trzy break pointy, ale czwartego nie była już w stanie, choć walczyła ze wszystkich sił. Serwis straciła, po chwili było już 3:3, a Polka znów musiała starać się nie przegrać własnego podania. Aryna szła bowiem jak po swoje, Iga z kolei serwowała nieco gorzej. Dwa break pointy Świątek odparła jednak na własnych warunkach – ofensywnymi akcjami, w których ani na moment się nie zawahała. Pokazała i mistrzostwo, i pewność siebie, i nabyte już doświadczenie. A skoro to jej wyszło, to przeszła do ataku.

I sama Arynę przełamała. Znakomitym returnem wyszła na 5:3 i kolejnego zwrotu akcji w tym secie już nie było. Zamknęła go chwilę później, utrzymując podanie. Zrobił się remis i to Polka zdawała się mieć przewagę.

Tym razem jednak to Sabalenka sięgnęła po broń ostateczną – przerwę toaletową. Na moment zeszła z kortu, a gdy wróciła, to zaczęła kolejne natarcie. Kilkanaście minut później prowadziła 3:0 w gemach, przełamanie zyskała po tym, jak Iga o kilka milimetrów wyrzuciła forehand. Ale w tym przypadku nie można już było powiedzieć, by któraś z zawodniczek rządziła na korcie.

Nie, to było zdecydowanie starcie dwóch równorzędnych przeciwniczek. Genialny tenis, fantastyczny mecz, być może najlepszy finał roku. To właśnie oglądaliśmy na głównym korcie w Madrycie.

I tak było do końca. Ze zwrotami akcji zresztą. Od stanu 3:0 dla Sabalenki, trzy kolejne gemy wygrała Świątek. Grała świetnie. Była w pełni skoncentrowana, nie popełniała prostych błędów. Aryna za to jakby nieco spuściła z tonu, podanie oddała podwójnym błędem serwisowym, do tego zdawała się biegać nieco wolniej. Choć nie oznaczało to, że spadła moc jej zagrań. Forehand wciąż potrafił bowiem siać spustoszenie. Podobnie podanie, gdy tego potrzebowała. Gdy więc wydawało się, że Iga zyska przewagę, to Sabalenka najpierw wygrała gema serwisowego, a potem – kolejny zwrot akcji – Polkę przełamała.

Było 5:3 dla Białorusinki, gem do końca meczu. Świątek jednak się nie poddała. Miała nawet piłkę na przełamanie, ale Sabalenka zagrała wtedy znakomitą akcję. Potem z kolei Aryna miała meczową. Iga jednak genialnie się wybroniła. Drugi match point Białorusinki? Znów znakomita akcja Polki. Przy trzecim zadecydował wygrywający return po linii. Dopiero czwarta okazała się decydującą. Świątek zaryzykowała, weszła w kort przy returnie, ale nie posłała piłki wystarczająco dokładnie, dała Sabalence szansę na atak i odkryty kort. Właściwie tylko błąd Białorusinki mógł uratować Polkę przed porażką. Błędu jednak nie było.

Takich meczów będzie więcej

Aryna wygrała. Pokonała Igę Świątek. I to jedna rzecz. Druga – pokonała ją na mączce. Zobaczyliśmy jednak, czego trzeba, by tego dokonać. A trzeba meczu wybitnego, wręcz idealnego. Białorusinka dziś taki zagrała, do tego akurat na sprzyjających jej nieco madryckich kortach. A mimo tego i tak Iga do samego końca była w grze, choć sama – co momentami było widać – nie znajdowała się w perfekcyjnej dyspozycji. I paradoksalnie taki turniej w wykonaniu Polki można wręcz uznać za… dobry sygnał.

Bo jeśli gdzieś miała przegrać, to właśnie w Madrycie. Te korty są dla jej stylu gry najgorsze. W Stuttgarcie – gdzie gra jej się lepiej – tytuł obroniła, zresztą świeżo po kontuzji, co też było dobrym znakiem. Przed nią turnieje w Rzymie i Paryżu, gdzie broni tytułu. Tam jej będzie łatwiej, Arynie trudniej. Choć niewykluczone, że znów trafią na siebie w finale. Zresztą obie powiedziały, że się tego spodziewają.

– Przepraszam, że nie powiem nic po hiszpańsku, ale nie chcielibyście tego słyszeć, to nie ten poziom. Gratulacje, Aryna. Grałaś znakomity mecz, w pełni zasłużyłaś na wygraną. Obie mamy świetne sezony, mam nadzieję, że zagramy więcej finałów przeciwko sobie. Chciałam podziękować zespołowi. Po kontuzji mam świetne tygodnie, gram naprawdę solidnie, to zasługa teamu. Chcę też podziękować fanom za przyjście i oglądanie tenisa. Ostatni raz, gdy tu byłam, panowała pandemia [w zeszłym roku Polka wycofała się z powodu kontuzji – przyp. red.]. Cieszę się, że teraz mogłam zagrać przy was wszystkich – mówiła Iga.

– Gratuluję Idze, to twój kolejny świetny turniej. Jak powiedziałaś, gramy ze sobą znakomite mecze, zawsze zmuszasz mnie do gry na najwyższym poziomie. Mam nadzieję, że rozegramy jeszcze wiele meczów ze sobą. Dziękuję organizatorom i wszystkim zaangażowanym w organizację tego turnieju. Dziękuję mojemu zespołowi, fanom za wsparcie i atmosferę, jaką tworzycie – dodawała z kolei Aryna.

I cóż, patrząc na dyspozycję obu, zakładamy, że tak właśnie będzie. Finały Świątek z Sabalenką w 2023 roku powinny stać się codziennością. I dobrze, bo obie grają genialny tenis.

Fot. Newspix

Czytaj więcej o tenisie:

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne kraje

Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Damian Popilowski
5
Świetna dyspozycja Michała Skórasia. Polak trafił do siatki w starciu z Genk [WIDEO]

Inne sporty

Tenis

Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Kacper Marciniak
0
Iga Świątek awansowała do 1/2 turnieju w Stuttgarcie. Nie było łatwo

Komentarze

35 komentarzy

Loading...