Maciej Skorża wygrywając Azjatycką Ligę Mistrzów z Urawa Red Diamonds osiągnął gigantyczny sukces. Być może nawet największy w historii pracy polskiego trenera za granicą. Jasne, nie licząc garstki pasjonatów, nikt z nas nie ogląda rozgrywek azjatyckich, więc samo w sobie pokonanie Al-Hilal nie brzmi przesadnie ekscytująco, ale na tamtejszym rynku ma to wydźwięk niewiele mniejszy niż triumf w „naszej” Lidze Mistrzów. Wystarczyło zresztą zobaczyć, jaka była otoczka rewanżu w finale. Teraz warto zadać sobie pytanie: Co ten sukces może dać Skorży i szeroko pojętej polskiej myśli szkoleniowej?

Bo mam nadzieję i chcę wierzyć, że coś da, że będzie to początek w przebijaniu muru do miejsc dotychczas dla naszych trenerów niedostępnych. Ktoś kiedyś musi w końcu wykonać pierwszy krok.
Skorża nie prowadzi samograja
W obecnej sytuacji trudno wyobrazić sobie coś lepszego niż wygranie AFC z klubem, który w sezonie 2022 zajął dopiero dziewiąte miejsce w japońskiej ekstraklasie. Skorża wcale nie dostał samograja, w którym po prostu miał niczego nie zepsuć. Nie, on tę drużynę z powrotem naprowadził na właściwe tory. W nowym sezonie ligowym w dziewięciu meczach zdobył 17 punktów, przegrał tylko dwa razy, a w finałowym dwumeczu z Arabami stanął na wysokości zadania, mimo że to oni mieli zagraniczne gwiazdy w składzie. Skorża w ataku korzystał z usług 36-letniego Shinzo Korokiego i dobrze nam znanego z polskich boisk Jose Kante, a nie Odiona Ighalo i Moussy Maregi, którzy potrafili błysnąć w topowych ligach na Starym Kontynencie, czy wycenianego na 8,5 mln euro Brazylijczyka Michaela. To zwycięstwo naprawdę ma swoją wymowę i powinno zostać zauważone.
Liczę, bardzo liczę, że jeśli nie od razu, to w dość nieodległej przyszłości sukces ten otworzy przed Skorżą kolejne drzwi, już w Europie. Wydaje się, że pod tym kątem precyzyjnie sobie wszystko zaplanował. Od dawna współpracuje z zagranicznymi agentami, a gdy po nagłym odejściu z Lecha Poznań był gotowy wrócić do zawodu, jego celem stało się właśnie trafienie do silnej azjatyckiej ligi. To się udało, podobnie jak szybkie wyróżnienie się. Prędzej czy później przyjdzie pora na ciąg dalszy.
Mówiąc o Europie nie mam oczywiście na myśli lig top 5. Nikt nie zatrudni tam Polaka dlatego, że wygrał coś w Japonii. No, chyba że mówilibyśmy o postaci, która wcześniej w takim miejscu wiele znaczyła jako piłkarz, bo to często jedyna droga, żeby przedstawiciele mniej poważanych piłkarsko nacji mogli się wykazać w najbardziej renomowanych miejscach.
Skromny dorobek polskich trenerów na obczyźnie
Widzimy tę zależność nawet na przykładach z polskiego podwórka. Henryk Kasperczak granie w piłkę kończył w FC Metz i tam zaczął pracować jako trener. Szansę wykorzystał, utrzymywał się na karuzeli przez lata. Zbigniew Boniek nie dostałby do prowadzenia Lecce i Bari w Serie A, gdyby nie grał wcześniej w Juventusie i Romie. Jan Urban w 2014 roku przejął stery w drugoligowej Osasunie głównie dlatego, że został legendą tego klubu na boisku. Nawet Franciszek Smuda dekadę temu trafił na chwilę do 2. Bundesligi dzięki znajomościom na rynku trenerskim i znajomości języka (częsty problem polskich szkoleniowców). Inna sprawa, że wylądował w klubie na fatalnym poziomie organizacyjnym, pod każdym względem odstającym od towarzystwa. To się nie mogło udać. W MLS swego czasu z niezłym skutkiem pracowali Robert Warzycha i Piotr Nowak, tyle że działo się to jeszcze przed największym rozwojem tej ligi. No i oni również uprzednio grali w Ameryce w piłkę.
Tak naprawdę w ostatnich kilkunastu latach jedynym naszym przedstawicielem, który zaczynając w kraju wybił się do niezłego miejsca w Europie był Michał Probierz. A i nawet w tym przypadku spore znaczenie miał fakt, iż wcześniej probierzowa Jagiellonia sprawiła mnóstwo problemów Arisowi Saloniki w eliminacjach Ligi Europy. Niestety, ta przygoda szybko się zakończyła. Jak żartował sam zainteresowany, Grecy operowali watykańską walutą „Bóg zapłać”. Po dziewięciu meczach współpraca została zakończona. Probierz pokonał m.in. Panathinaikos 3:1, ale nic dalej za tym nie poszło.
Celować w Turcję lub Grecję
W pewnym momencie można było mieć nadzieję, że szlaki przetrze Adam Nawałka. W ukochanych przez niego Włoszech nikt go jednak nie chciał, a najkonkretniejszą ofertę otrzymał z reprezentacji Cypru. Skorży też nikt do Włoch nie weźmie, ale już do Grecji czy Turcji? Znacznie prędzej. Mówiąc o Turcji niekoniecznie mam na myśli Fenerbahce, Besiktas czy Galatasaray. Tam nawet teraz pracują wielkie nazwiska typu Senol Gunes czy Jorge Jesus. Ale przykładowy Trabzonspor czy Basaksehir? Jestem w stanie sobie to wyobrazić.
Grecja? Pewnie wielu pokręci nosem, że liga szalona, afery sędziowskie, kasy mniej, ostatnio słabo w pucharach. Nadal jednak prowadzenie Olympiakosu, Panathinaikosu, AEK-u Ateny czy PAOK-u Saloniki znaczy dużo więcej niż nawet największe osiągnięcia w Polsce. Mimo tendencji spadkowej pierwszego lepszego z zagranicy tam nie biorą. Trenerem AEK-u jest dziś Matias Almeyda, a niedawno byli nimi Massimo Carrera i Manolo Jimenez. Panathinaikos w ostatnich latach zatrudniał m.in. Andreę Stramaccioniego i Laszlo Boloniego. Za wyniki Olympiakosu do niedawna odpowiadał Michel. Musisz coś wcześniej znaczyć, żeby dostać tam angaż jako obcokrajowiec. Nie przez przypadek czytaliśmy w ostatnich dniach, że Marka Papszuna oferowano właśnie do czołowych klubów ligi greckiej. Logiczny ruch.
Trzeba kruszyć ten mur!
Po Urbanie w Osasunie już żaden polski trener nie pracował na Zachodzie w ciekawszym klubie i kraju. Jesteśmy w takim punkcie, że nawet obieżyświat Tomasz Kaczmarek trafiający do holenderskiego drugoligowca Den Bosch to jakieś wydarzenie. Być może pokolenie Szulczka, Szwargi, Niedźwiedzia, Myśliwca i im podobnych to zmieni, ale nie dojdzie do tego od razu. No i ktoś musi zacząć. Lepszego kandydata niż Skorża po takim triumfie nie widać. Zaraz za nim mógłby być Papszun, o ile podszkoli się językowo. Młotki w dłoń i kruszymy mur!
CZYTAJ WIĘCEJ O MACIEJU SKORŻY:
- Cierpliwy samuraj Skorża poskromił rywala i zdobył Ligę Mistrzów!
- Pukając do raju. Maciej Skorża gra o tron w Azji
- Skorża podbija Japonię
Fot. Newspix
Albo Szkocja. Postecoglou, trener Celticu wypłynął właśnie w Japonii (wcześniej zrobił Mistrzostwa Australii i prowadził repkę tego kraju). Sam Celtic w ogóle mocno eksploruje ten rynek (poza trenerem, sprowadzili w ostatnich latach kilku zawodników stamtąd). Nawet w lecie na obóz tam jadą. Więc Postecoglou za rok gdzieś do Anglii, Skorża za niego 🙂
Nie miałbym nic przeciwko 🙂 Ewentualnie jeszcze ciekawym i zapewne realnym wariantem byłby Cypr, APOEL i te sprawy.
Piekario załatwi coś w Rosji
Przecież Cypr to żaden awans względem Ekstraklasy czy ligi japońskiej.
Nie musi być od razu Celtic, nawet takie Kilmarnock na przetarcie byłoby ok.
Nie, dla gościa, który zdobywał mistrzostwa Polski z różnymi klubami, który prowadzi uznany klub w Japonii i bądź co bądź wygrał azjatycką LM Kilmarnock, które zaraz zleci ze scotisch Premiership nie było dobre na przetarcie, bo to byłby gigantyczny krok w tył. Celtic, albo Rangersów wziąłby z pocałowaniem ręki, a być może pomyślałby nad jakimś Hearts, czy Aberdeen, bo to w miarę przyzwoite kluby w tej śmiesznej lidze. Może jeszcze Hibernian coś gra, ale reszta to jest poziom I ligi polskiej, albo nawet i II ligi pod każdym względem.
Sam klub może nie ma wysokiego poziomu, ale nawet wynik w słabszym klubie (utrzymanie, przyzwoite miejsce w tabeli w przyszłym sezonie) może otwiera furtkę na rynek brytyjski. Ma szansę wejść do karuzeli, tylko krok po kroku. Kariera trenera trwa dłużej niż piłkarzy. Warto pochylać się i nad takimi ofertami.
Takie Kilmanrock to jest polska I liga
Aberdeen?
To też żaden awans.
kwestie estetyczne może nie są najważniejsze ale jednak nie odpuszczę sobie przypierdolki – fajna ta czcionka w nagłówkach, taka niejednolita
Grafika od naszych dziewczyn warszawy
Wasze dziewczyny w Warszawie ciężko pracują! W końcu utrzymują takich pimpów jak ty ćwoku! Narzekają, że w waszych stronach lepiej chłopcy zarabiają! Taki klimat macie!
Mamy jeszcze polskiego trenera na Węgrzech – w Fehervar pracuje Rafał Grzelak, którego chciało kilka klubów w Ekstraklapie (Pogoń, Zagłębie, Lechia, Górnik).
Widzę, że szału tam nie robi – w 6 meczach w lidze (zatrudniony 15.marca) zrobił 6 punktów (1 wygrana – 3 remisy – 2 porażki). A w Pucharze Węgier w 5 meczach 7 punktów (2-1-2).
Grzelak jest de facto Szwedem. To szwedzka myśl szkoleniowa.
W sumie tak. I nie Rafał Grzelak tylko Bartosz. Polskie imię i nazwisko mnie zmyliło 😉
W sumie mamy kilku naprawdę ciekawych trenerów. Cieszę się, że sama nasza Liga otwiera się na coś więcej niż coroczną karuzele pseudotrenerów, tylko stawiamy na świeżą krew. Jasne, ktoś powie że na jednego Szczulczka przypada jeden Cycu w Radomiu czy też Rumak, który dostaje w trąbę od amatorów z Islandii, ale trzeba podążać tą drogą. Nie mówię, że ,, polska myśl szkoleniowa” zawojuje świat, ale skoro trenerzy z Australii czy z Rumunii mogą pracować w naprawdę dobrych i ciekawych ligach to czemu nasi nie mogą?
Bo Polska to kraj przeklęty 😉
ja to bym się z polskich trenerów nie naśmiewał. warsztatowo nieźle przygotowani. pracowici i entuzjaści. gorzej z zawodnikami jakich mają do dyspozycji. to są leniwe półprodukty, niedoszkolone klauny. Ale w sumie jak ma być inaczej, jeżeli za treningi z dzieciakami dostajesz 800 zł… nikt za to na poważnie się nie weźmie przy takich zarobkach
O kurwa, już się zaczyna typowe Weszlackie pompowanie balona.
Podobnie było z Marciniakiem, który wysędziował w swojej karierze mnóstwo chujowych meczów, a po jednym, wysędziowanym na przyzwoitym poziomie, zrobili z niego człowieka roku, przyszłego przezesa PZPN itd; po prostu pomnikową postać.
Nie, to nie jest pompowanie balona. To się nazywa stawianie sobie wysokich celów i brak kompleksów. To właśnie zakompleksiony mental sprawia, że naszej kadrze trzęsą się nogi z byle rywalem. My nie mamy problemu z pompowaniem balonika, my mamy problem z zakompleksionymi mało ambitnymi rodakami, dla których ambicja jest brawurą.
Jak najbardziej pompowanie balona, bo tak po prawdzie, chuja wiesz nt poziomu drużyn grających w tych rozgrywkach. Liga Mistrzów? Nazwa to nie wszystko. To tak, jakby na Inter Miami patrzeć przez pryzmat Interu Mediolan.
Cele to sobie może Skorża stawiać a weszło lubi pompowac.
I jeszcze jedno. Świerczokowi też postaw pomnik.
Jakub Świerczok strzelił trzy gole dla japońskiego zespołu Nagoya Grampus w meczu Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Dzięki bramkom Polaka zespół z Japonii wygrał 4:2.
Brawo
To tylko podkreśla klasę Lecha, skoro widzimy jacy trenerzy, jacy piłkarze
tam trafiają. Odzwieciedla to zresztą tabela europejskich klubów.
Coś tu się nie zgadza? … Dziwny i raczej fałszywy typ … przecież sam poinformował po rezygnacji w Lechu ” kończę sprawy rodzinne są ważnym elementem mego życia czas trwania się zakończył” …i nachle? Cud ! …. rodzina ” ty ciulu ty zagranica jedziesz” no i ciul to w dialekcie ” kormeli” huj…. przeliczył jeny na zlote i ? ” Kasa Misiu kasa”
Ważne że nie poszedł do leglej
Niech Urawa zagra z Rakowem, Legią bądź Lechem, a sprawdzimy ich realną wartość. Oby się nie okazało, że azjatycka liga mistrzów stoi na jeszcze niższym poziomie niż europejski puchar konferencji.
Dwbilu w tej lidze gra CR7
Przygłupie, i co z tego? Świerczok też grał 😀 Jaki z tego morał, krertynie? Rozgrywki mocne, bo gra Ronaldo, czy słabe, bo taki Świerczok walnął tam hat – tricka?
Jakub Świerczok strzelił trzy gole dla japońskiego zespołu Nagoya Grampus w meczu Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Dzięki bramkom Polaka zespół z Japonii wygrał 4:2.
Kambodża i Laos u naszych stóp.
Cała Azja to dzicz i Trzeci Świat i gdzie im tam do Europy.
To my wyznaczamy standardy klimatyczne, demokratyczne i praworządnościowe.
Jak oni sobie po naszym upadku poradzą? Czy uszanują choć nasze groby… 🙁
na razie to wyjatek potwierdzajacy regule ze nasi trenerzy i
Pl mysl szkoleniowa to jedno wielkie gowno
poza tym watpie ze skorza kierowal sie jakimikolwiek Polskimi myslemi szkoleniowymi tam w azji
raczej wszystko oprocz naszej bezmysli
Myslami*
Wenger przyszedł z Japonii do Arsenalu i zdaje się coś tam osiągnął
To prawda, chociaż sezon w Nagoyi to było zaledwie przetarcie w porównaniu z wcześniejszymi 10 latami spędzonymi w Monaco i Nancy…
Patrząc w szerszej perstektywie polskich trenerów za granicą to nastąpiła dziwna zapaść naszej „myśli szkoleniowej” w Grecji początkiem lat 90. gdzie nasi trenerzy odnosili tam nie małe sukcesy w latach 70. i 80. A przecież nie była to wówczas ogórkowa liga, w końcu Panathinaikos w tym okresie grał nawet w finale PEMK.
To proste: nowi trenerzy nie potrafią rysować na tablicy jak Jacek. „Dzisiej” sleczalby ze sztabem i doktorantami UW jak zaprzac AI w sporcie na potrzeby druzyny 🙂
A ja bym wolał żeby polscy trenerzy zawojowali coś z polskimi klubami w Europie.
Ja też tylko nasz jedyny Polski trener się obsral przed pucharami w tym roku.
Ważne że legła nue gra w pucharach
0 strzałów na bramkę i fuksiarski samobój, już wszyscy dzwonią do Skorży, lubię chłopa ale dajcie spokój z tym pompowaniem balonika
Popatrz, a nad Atletico nie ma takich dylematów, tylko cmokanie nad geniuszem Cholo 😀
Przecież Papszun w zagranicznym klubie, z całym szacunkiem do trenera, to farmazon wymyślony przez agenta. Bądźmy poważni
Facet wskoczyl na gleboka wode – inna kultura, mentalnosc (pomijam zawodnikow z Europy), sposob komunikacji itd. Nie ma co umniejszac – rownie dobrze mogl zaliczyc spadek z druzyna i zepsuc robote poprzednika.
po drugim zdaniu
Stefan Żywotko panie redaktorze
Czy Maciej Skorza przebije mur dla polskich trenerów?
A ilu jest tych polskich trenerów z nazwiskiem Skorza?
Jest mały szczegół o którym warto pamiętać, można wygrać ligę mistrzów prowadząc klub przez wszystkie fazy a można wygrać przejmując drużynę tuż przed finałem i oczywiście wielki szacun bo tak czy owak jest to wielkie osiągnięcie ale jednak jest to sukces do spółki z trenerami (trenerem ? Nie wiem ilu ich było, nie chce mi się sprawdzać) którzy prowadzili Urawe we wcześniejszych fazach LM i na to też może zwracać uwagę potencjalny przyszły pracodawca.
Panie michalak napij się pan zimnej wody! Niech skorza zostanie tam gdzie jest! Pana pracodawca zdecydowanie preferuje innego fachowca, prosiaczka Seven Eleven!