Wczoraj w rozmowie z TVP Sport Fernando Santos skrytykował pomysł grania meczu z Niemcami – krótko mówiąc stwierdził, że to idea kompletnie bez sensu, zawracanie gitary, on ma zaraz Mołdawię, a nie jakieś duperele na Narodowym, kto to widział. No, ale to chyba był jakiś błąd, selekcjoner najwyraźniej był niewyspany, wstał lewą nogą, bo dziś – już w Polskiej Agencji Prasowej – Fernando Santos prostuje Fernando Santosa.
Jak mówi: – Mecz z Niemcami był już planowany w momencie, kiedy mnie tu nie było. To była decyzja federacji, którą respektuje w stu procentach. Po pierwsze, kiedy zakładamy koszulkę z godłem, reprezentujemy kraj i musimy dać z siebie wszystko. Dlatego podejdziemy do tego meczu z nastawieniem, żeby go wygrać. Po drugie nie lubię, wręcz nienawidzę przegrywać. Dla mnie nie ma meczów mniej lub bardziej oficjalnych, są tylko takie, w których reprezentuje się kraj.
Ależ tempo, proszę państwa. Jak tak dalej pójdzie, to jutro przeczytamy, że Santos uważa mecz z Niemcami za najwspanialszy pomysł na świecie. Pojutrze – że jakby trzeba było, to Santos poszedłby na piechotę z Warszawy do Berlina, byleby namówić Niemców na granie z nami. W poniedziałek – Santos sam zapłaci za organizację tego spotkania. We wtorek – Santos sam go zagra. W środę zaś selekcjoner ogarnie nam jeszcze reperacje. Tylko przez majówkę staniemy się potęgą piłkarsko-ekonomiczną, a chłop ma kontrakt na parę lat.
No bo za miesiąc… Ulalala, Niemcy chyba będą do nas przyjeżdżać szukać roboty, a nie na odwrót.
Skoro w rozmowie z Jackiem Kurowskim trener mówił tak: – Szanuję, że został zorganizowany, ale jeśli zapytano by mnie, czy mamy grać ten mecz, odpowiedziałbym, że nie. On mnie nie interesuje. Nie jest mi potrzebny. Ważny mecz to jest ten z Mołdawią. Za mecz z Niemcami nie dostaniemy punktów.
A dziś mówi zupełnie inaczej dla PAP-u, więc zmiany zachodzą błyskawicznie. Zmiany zapieprzają.
Ale może było… też inaczej? W końcu dla Sportowych Faktów prezes PZPN-u Cezary Kulesza stwierdził: – Selekcjoner mówił nam później, że użył nieco innych słów i trochę źle to zostało przekazane, zinterpretowane. Nawet Grzegorz Mielcarski przyznał po wywiadzie, że tłumaczenie nie oddało w stu procentach słów trenera.
Cholerny tłumacz! Przez bitych kilka minut mógł przekręcać słowa trenera. Chcę grać z Niemcami – nie chcę grać z Niemcami! To głupi pomysł – to fantastyczny pomysł! Wystawię podstawowy skład – wystawię rezerwy!
Naprawdę… Ludzka zawiść zdaje się nie mieć końca.
W każdym razie: którakolwiek z wersji jest prawdziwa, sytuacja wokół trenera i PZPN-u robi się coraz ciekawsza. Albo objawił się nam bowiem umysł tak szybki w swoich procesach, że może prześcignąć AI i dać ludzkości nadzieję, albo grono tłumaczy zawiązało spisek na piłkarstwo polskie i szykuje się do zamachu stanu, chcąc obsadzić na szczytach rodzimego futbolu swojego człowieka (kto wie, może Wszołka, w końcu zna trzy języki).
Oczywiście jest też wersja dla niedowiarków – w związku panuje kompletny burdel, selekcjoner robi co chce, a do PAP-u wysłano wygładzoną wypowiedź przygotowaną przez kogoś z działu medialnego, natomiast Santos nawet na nią nie spojrzał.
Natomiast kto by wierzył w takie bzdury, prawda?
WIĘCEJ O POLSKIEJ PIŁCE: