Reklama

Jeśli rozgrywać mecz życia, to przeciwko Realowi Madryt. Magiczny wieczór Taty’ego Castellanosa

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2023, 22:07 • 4 min czytania 23 komentarzy

Valentin Mariano Jose Castellanos Gimenez, w skrócie nazywany po prostu „Taty”, jest dziś prawdopodobnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Trudno powiedzieć, jak wielką 24-letni Argentyńczyk zrobi karierę – może wyrośnie wkrótce na pierwszoplanową postać hiszpańskiej ekstraklasy, a może popadnie w przeciętność i za rok-dwa zniknie z radarów?

Jeśli rozgrywać mecz życia, to przeciwko Realowi Madryt. Magiczny wieczór Taty’ego Castellanosa

Dziś nie ma to żadnego znaczenia.

„Taty” zapewnił sobie bowiem piłkarską nieśmiertelność. Za dziesięć, dwadzieścia i pięćdziesiąt lat przy okazji starć Girony z Realem Madryt dziennikarze będą do niego dzwonić i prosić, by po raz tysięczny opowiedział, jak 25 kwietnia 2023 roku wpakował „Królewskim” cztery gole.

CZTERY GOLE.

Realowi Madryt.

Reklama

Castellanosowi dzisiaj wyszło na boisku po prostu wszystko. Mecz życia.

Girona – Real Madryt. Magiczny wieczór Castellanosa

Pierwsze fragmenty spotkana zupełnie nie zwiastowały niepowodzenia Realu. Wręcz przeciwnie. Podopieczni Carlo Ancelottiego sprawiali wrażenie zupełnie nieźle dysponowanych, byli w natarciu. Tylko co z tego, skoro z ich ofensywnych akcji niewiele w końcowym rozrachunku wynikało, podczas gdy Girona była do bólu skuteczna. Już w dwunastej minucie gry nieuchwytny Castellanos ukąsił po raz pierwszy, puentując efektowną, dynamiczną kombinację swojego zespołu. A kilka chwil później było już 2:0 – tym razem argentyński napastnik z dziecinną łatwością okpił Edera Militao i po raz drugi wpakował w piłkę do siatki.

Klasyczny mecz z gatunku: jedni grają, drudzy strzelają. Real został wypunktowany w sposób po prostu zawstydzający. Mówimy o obrońcach mistrzowskiego tytułu, aktualnych triumfatorach Champions League, którzy w tym roku mają zresztą spore szanse na kolejny triumf w tych rozgrywkach. To do czegoś zobowiązuje. Tymczasem Castellanos na tle defensywy „Królewskich” wyglądał jak LeBron James rywalizujący na parkiecie z drużyną dwunastolatków.

Robił, co chciał. Żadnemu z graczy Realu nie przyszło do głowy, by pilnować go choć trochę bardziej pieczołowicie.

Inna sprawa, że przed przerwą Los Blancos mieli przynajmniej sporo do zaoferowania w ofensywie. Jako się rzekło, atakowali aktywnie, co przełożyło się w 34. minucie na bramkę kontaktową autorstwa Viniciusa Jr. Natomiast po przerwie madrytczycy posypali się zupełnie. Nie zdążyli się jeszcze dobrze rozejrzeć po murawie po wyjściu z szatni, a Taty już świętował kolejne trafienie. W 62. minucie Argentyńczyk dołożył zaś do kolekcji gola numer cztery. Znowu wykorzystując totalną dekoncentrację Militao, który chyba w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że ma tuż za plecami napastnika drużyny przeciwnej.

Girona – Real Madryt. Blamaż „Królewskich”

Real w końcówce zdołał wprawdzie zmniejszyć rozmiary porażki do wyniku 4:2 dla gospodarzy, ale to nie miało już znaczenia. Na wyrwanie trzech punktów z rąk Girony było o wiele za późno. I trudno w zasadzie stwierdzić, co w ekipie „Królewskich” zawiodło najbardziej. Defensywa? Dani Carvajal i Nacho Fernandez zaprezentowali się bardzo słabo, wielokrotnie zostawiali oponentom zbyt wiele swobody. Antonio Rudiger był beznadziejny. Natomiast wspomniany już Eder Militao zanotował jeden z najkoszmarniejszych występów w karierze. Serio, obrońca do tego stopnia zdekoncentrowany zostałby skarcony nawet przez Sebastiana Musiolika. Niczego nie ujmujemy tu Taty’emu Castellanosowi, lecz Militao nawet nie próbował dziś Argentyńczykowi przeszkadzać.

Reklama

Trudno też cokolwiek pozytywnego powiedzieć na temat Andrija Łunina. Widać było, że pod względem komunikacji linia obrony Realu kompletnie sobie nie radzi i zdaje się, że spora w tym wina golkipera, który powinien przecież sterować partnerami, służyć im podpowiedzią. A mówiąc już o obowiązkach stricte bramkarskich, to cóż – Girona oddała pięć strzałów w światło bramki, cztery z nich wylądowały w sieci. To podsumowuje występ Ukraińca.

Osobny akapit należy poświęcić Viniciusowi.

Z jednej strony – prawie wszystko co dobre w ofensywie Los Blancos zaczynało się lub kończyło na Brazylijczyku. To on zdobył gola na 1:2, to on wypracował trafienie na 2:4, to on swoimi rajdami sprawiał rywalom najwięcej kłopotów. Jednocześnie Vini – chciałoby się rzec: jak zwykle – dał się podłączyć do prądu. Łykał prowokacje jak młody pelikan, w paru sytuacjach kompletnie się zagotował, próbował odpowiadać własnymi złośliwościami. Zdecydowanie nie sprzyjało to Realowi w próbach złapania ofensywnego rytmu. Inna sprawa, że bardzo źle meczem zarządził sędzia. Najpierw pozwalał na zdecydowanie zbyt ostre faule na gwiazdorze Realu, a potem historia się odwróciła. To Vinicius powinien obejrzeć drugą żółtą kartkę i wylecieć z boiska, lecz sędzia nie reagował na jego wybryki.

***

Taty Castellanos może zatem pławić się w szczęściu, kibice Girony mogą świętować wiekopomne zwycięstwo, a fani Realu Madryt mogą… zacząć się niepokoić. O mistrzowskim tytule nie ma już co dyskutować, ale jeszcze kilka takich występów, i „Królewscy” stracą drugie miejsce w tabeli na rzecz Atletico. Pięć goli stracił w tym sezonie ligowym Real w samym tylko dwumeczu z Gironą. Barcelona w trzydziestu dotychczasowych spotkaniach straciła dziewięć bramek.

GIRONA 4:2 REAL MADRYT

(V. Castellanos 12′ 24′ 46′ 62′ – Vinicius Jr 34′, L. Vazquez 85′)

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

1 liga

Mamrot: Jestem lepszym trenerem niż w chwili zdobywania wicemistrzostwa Polski [WYWIAD]

Kamil Warzocha
3
Mamrot: Jestem lepszym trenerem niż w chwili zdobywania wicemistrzostwa Polski [WYWIAD]

Hiszpania

1 liga

Mamrot: Jestem lepszym trenerem niż w chwili zdobywania wicemistrzostwa Polski [WYWIAD]

Kamil Warzocha
3
Mamrot: Jestem lepszym trenerem niż w chwili zdobywania wicemistrzostwa Polski [WYWIAD]

Komentarze

23 komentarzy

Loading...