Reklama

Warto doceniać Wartę

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

21 kwietnia 2023, 23:24 • 3 min czytania 140 komentarzy

Warta Poznań już zrobiła w tym sezonie wiele, bo w praktyce szybko zapewniła sobie utrzymanie. A przecież pamiętamy, jak trudno było jej na początku rozgrywek, że wspomnimy domowe 0:4 z Wisłą Płock. Zapowiadało się (kolejny raz) na sezon z walką o życie, tymczasem „Zieloni” zdają się iść po więcej i więcej. Mając już luz, pokonali Legię Warszawa, dla której to pierwsza ligowa porażka w rundzie wiosennej.

Warto doceniać Wartę

Nie ma w tym żadnego przypadku. Warta rozegrała ten mecz dokładnie tak, jak chciała. Oczywiście trochę szczęścia musiała mieć, a Adrian Lis kilka razy musiał się wysilić. W końcówce zaliczył groźny pusty przelot przy dośrodkowaniu, ale to był tylko moment słabości. Generalnie mocno swojej drużynie pomógł, broniąc niebezpieczne strzały Kapustki i Strzałka oraz zatrzymując Baku po jedynym większym błędzie Dawida Szymonowicza, który trochę przekombinował w polu karnym i na koniec nerwowo wybił piłkę pod nogi byłego zawodnika Warciarzy. Wtedy do akcji wkroczył Lis, rzucając się zdecydowanie i gasząc pożar.

Warta Poznań – Legia Warszawa 1:0. Zrelak bohaterem i z przodu, i z tyłu

Gdy już Lis nie mógł nic zrobić, uratował go stojący na linii bramkowej Adam Zrelak, który klatką piersiową zatrzymał strzał wyjątkowo pozostawionego bez opieki Rosołka. A że słowacki napastnik wcześniej pokonał Kacpra Tobiasza, oddając jedyny jakościowy celny strzał poznaniaków w całym meczu, nie musieliśmy się głowić nad bohaterem dnia.

Wspomniane sytuacje Legii należały do wyjątków. Podopieczni Kosty Runjaica pozbawieni Pekharta i Muciego strasznie się męczyli. Warta tradycyjnie pozwoliła przeciwnikowi być przy piłce, ale broniła się tak konsekwentnie, że trudno było o konkrety. Do jakichś szans dochodził głównie Carlitos, któremu brakowało precyzji i odrobiny pomyślunku. Jak już wreszcie ktoś w Warcie popełnił błąd – Maenpaa źle zagrywał na połowie Legii, przez co poszła kontra – i Hiszpan dobrze podał do Kapustki, to refleksem wykazał się Lis.

Reklama

„Zieloni” pozamykali gościom skrzydła, Wszołek i Mladenović nie mogli sobie pohasać, a w środku niewiele mógł wskórać Josue. Dośrodkowaniami nie było sensu grać, ponieważ Carlitos i Rosołek nie mieli czego szukać w powietrznych starciach.

Warta natomiast co jakiś czas szukała szans z przodu, odważnie podchodząc z wysokim pressingiem. Ewidentnie jednym z założeń było nękanie przy rozegraniu Augustyniaka i Nawrockiego, żeby wymusić na nich straty. To się nieraz udawało, ale najpoważniejszą stratę zaliczył Ribeiro. Portugalczyk w swoim narożniku nabił atakującego go Kiełba, a potem Szmyt ze Zrelakiem zrobili resztę.

Krótka kołdra Legii

W drugiej połowie gospodarze byli znacznie groźniejsi w ofensywie. Mocno rozkręcił się Szmyt, pojawiły się akcje bez przyjęcia na małej przestrzeni, a Zrelak już wcześniej powinien zdobyć bramkę. Był praktycznie sam przed wychodzącym Tobiaszem (fajnie podawał Maenpaa), lecz kopnął obok słupka. Przed przerwą z kolei Słowak zamiast strzelać niepotrzebnie szukał podania, ale w decydującym momencie nie zawiódł.

Dla Warty kolejny raz czapki z głów. To się nazywa wyciskanie stu procent ze swojego potencjału. Przy dobrych wiatrach piłkarze Dawida Szulczka mogą jeszcze powalczyć o czwarte miejsce, które również da pucharowe przepustki. Ależ to byłby wyczyn!

Legia wypadła nadzwyczaj blado. Dziś przekonaliśmy się, że Runjaic ma dość krótką ławkę i pod nieobecność dwóch ważnych ogniw z przodu nie za bardzo jest kim straszyć. Inna sprawa, że „Wojskowi” chyba myślą już o finale Pucharu Polski z Rakowem. Na mistrzostwo szanse są wyłącznie teoretyczne, trudno też będzie im stracić drugie miejsce, a pion sportowy zaczął już ogłaszać transfery na nowy sezon…

Reklama

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

140 komentarzy

Loading...