Ufff, trudna to była kolejka dla sędziów. Niektórzy zdali egzamin, inni go koncertowo schrzanili. Na językach jest Paweł Raczkowski po meczu Lecha z Pogonią i wcale się nie dziwimy – karne odgwizdywał dopiero po VAR, a i popełnił bardzo wyraźny i dość łatwy do uniknięcia błąd.
I właśnie od tego meczu zaczniemy sobie weryfikacje. Może po kolei – czy Lechowi należał się rzut karny?
Oczywiście, że tak. Kostas w momencie interwencji ma ręce ułożone w sposób nienaturalny, a ponadto zatrzymał ręką piłkę zmierzającą w stronę bramki. Zatem decyzja “karny plus żółta kartka” jest w pełni zasłużona. Czy Raczkowski mógł to zobaczyć z boiska? Cóż, biorąc pod uwagę jego ustawienie – byłoby ciężko. Ostateczna decyzja po wideoweryfikacji była jednak słuszna.
Idziemy dalej – czy Kostas powinien zobaczyć drugą żółtą kartkę?
No i tu mamy spory błąd Raczkowskiego. Przerwanie akcji w takim momencie przez Kostasa, to klasyczne SPA, czyli stopping promising attack. Tutaj mamy korzystnie zapowiadającą się akcję: Sousa wychodzi z piłką i ma akcję 2v2 przez pół boiska. Co należało zrobić? Użyć gwizdka, przypomnieć sobie “hej, Kostas ma już kartkę” i wyrzucić go z boiska. Ale Raczkowski daje Lechowi korzyść. Problem polega na tym, że tutaj korzyści… nie ma. Gdy Rebocho dobiega do piłki, to robi się sytuacją 4v5, piłka jest gdzieś z boku boiska. Lech został zatem ukarany za… próbę gry. A fakty są takie, że największą korzyść w tej akcji odniósłby, gdyby Raczkowski zachował się tak, jak każdy sędzia w takiej sytuacji: przerwał grę i pokazał Grekowi drugie napomnienie.
Jasny, oczywisty błąd, którego VAR naprawić nie mógł, bo protokół nie obejmuje weryfikacji żółtej kartki (pierwszej czy drugiej – bez znaczenia). A skoro Raczkowski nie pokazał kartki od razu, to później już nie mógł. Wynika to z prostej przyczyny – nie istnieje coś takiego jak “odroczenie żółtej kartki” przy faulu taktycznym, jeśli akcja nie jest przerwana gwizdkiem. Karę można wykonać po zakończeniu akcji, o ile wynika ona z samej natury faulu, czyli wejście ma charakter nierozważny (tj. przykładowo ostre wejście wślizgiem, stempel).” Dopisujemy Lechowi zatem jednego gola za grę w przewadze przez minimum 20 minut w meczu. I weryfikujemy mecz na zwycięstwo Kolejorza.
W kwestii rzutu karnego dla Pogoni – wątpliwość dotyczyła tak naprawdę tylko tego, czy Murawski zagrał piłkę ręką w polu karnym.
Widzimy, że pod stopą Murawskiego widać białą linię, więc Murawski stoi już w polu karnym. Poza tym – niektórzy kibice twierdzili, że skoro przed trafieniem w rękę piłka najpierw odbija się od klatki piersiowej, to nie ma mowy o przewinieniu. Ale to nieprawda. Kontakt z ciałem nie kasuje akcji, gdy piłkarz chce blokować strzał/wrzutkę. Tutaj Murawski wziął na siebie ryzyko, że piłka trafi w nienaturalnie ułożoną rękę.
Dobra, zweryfikowaliśmy rezultat w Poznaniu na zwycięstwo Lecha. A co z hitem w Warszawie? Czy Raków powinien wykonywać rzut karny?
Nie należał się. Slisz zagrywa piłkę i nie robi tego w sposób nierozważny, nieostrożny, ani nie używa nieproporcjonalnej siły. Po prostu zagrywa piłkę. Papanikolaou przegrywa ten pojedynek, a później wsadza stopę w jedyne miejsce, gdzie może wylądować Slisz. Gdybyśmy mieli szukać analogii: to tak, jakby piłkarz X wygrał główkę i podczas spadania na ziemię przez przypadek wylądował na palcu zawodnika Y. No nie da się z tego wyczarować wapna. Inna sytuacja byłaby wtedy, gdyby Slisz poszedł wślizgiem, dzióbnął piłkę, a następnie wpieprzył się w kostkę Greka. Ale tutaj mamy zupełnie normalne zagranie piłki, to nawet nie jest ostre wejście. Skończyło się pechowo dla zawodnika Rakowa, bo wsadził stopę pod korki Slisza. Brak wapna.
Teraz sytuacja skomplikowana. Anulowany gol Korony w meczu z Miedzią.
Drygas wpada na Petrova, następnie ten staje mu na kostce. Już tutaj mamy wątpliwości, czy faul powinien być, ale bliżej nam tego, że tak – chodzi o to podstawienie nogi przez zawodnika Korony. Akcja poszła dalej, Korona zdobyła bramkę i po VAR została ona cofnięta do tego faulu. Niby wszystko ok, prawda?
Ale nie – VAR nie mógł interweniować. Chodzi bowiem o to zagranie obrońcy Miedzi.
To podanie “kasuje” akcję. Zaczyna się nowy atak. Piłkarz Miedzi zagrał tak, jak chciał, nikt nie kazał mu zagrywać za krótko do bramkarza. Wszedł w posiadanie piłki i popełnił błąd. Więc z punktu widzenia VAR i procedury: była to interwencja nieprzepisowa. My jednak w “Niewydrukowanej” możemy sobie pozwolić na weryfikowanie całej akcji, więc nie dopisujemy gola Koronie, bo wcześniej Petrov faulował Drygasa. Ale powtórzymy – to błąd VAR-u, że tu się wprosił w akcję, w którą wprosić się nie mógł.
Stykowo było przy walce Gulena z Szykauką w polu karnym Miedzi.
Ale powtórki pokazały, że obrońca gości nie atakuje nóg rywala, nie podkłada mu nogi, a jedynie w męskiej walce wchodzi przed przeciwnika i trąca piłkę. Czysta interwencja, gramy dalej.
Dwie sytuacje z meczu Cracovii z Widzewem. Najpierw kolejna już w tym sezonie próba wymuszenia rzutu karnego przez Konopliankę.
Chłop wbiega między dwóch obrońców, rzuca się w powietrze zanim jeszcze dojdzie do jakiegokolwiek kontaktu… No nie. Nie róbmy sobie jaj. Gość już bodaj trzeci raz w tym sezonie w bardzo podobny sposób chce wymusić jedenastkę i dobrze, że sędziowie się na to nie nabierają.
Ale już przy sytuacji z ręką Szoty mamy sporo wątpliwości.
Piłka przed trafieniem w rękę obrońcy Widzewa jest zagrana przez innego widzewiaka, co sprawiałoby, że mówimy tutaj o przypadkowym nastrzeleniu. I my wszystko rozumiemy, ale… Co do cholery robi Szota z rękoma nad głową? Powiedzieć, że to nie jest naturalne ułożenie rąk, to jak powiedzieć, że Miedź jest daleka od walki o mistrzostwo kraju. Jest gdzieś granica machania łapami we własnym polu karnym. Ostatnio Legia dostała taki rzut karny po pozycji żurawia Cestora, więc dlaczego Cracovia nie miałaby dostać karnego po tym, jak Szota udaje Supermana? Jak dla nas – wapno i weryfikacja rezultatu w tym meczu.
I na koniec Lubin – czy Warta powinna dostać rzut karny za zagranie piłki ręką przez Chodynę?
Piłka jest zagrana z rzutu wolnego z jakichś 30 metrów, leci, leci i leci. Mówimy zatem o piłce oczekiwanej przez obrońcę. Ręce ułożone naturalnie? No nie, z punktu widzenia przepisów to nienaturalne poszerzenie obrysu ciała. No i mamy piłkę spadającą na rękę Chodyny. Czemu nie było wapna? Trudno rozumieć, bo nie ma tutaj okoliczności łagodzących – pechowe zagranie, mocno nieroztropne, ale takie, które powinno skutkować wskazanie na jedenasty metr. Weryfikujemy zatem i ten rezultat.
A tabela wygląda tak.
WIĘCEJ O SĘDZIACH: