Obecnie Lechia Gdańsk znajduje się w strefie spadkowej Ekstraklasy. Przed przerwą reprezentacyjną zwolniła trenera Marcina Kaczmarka i zatrudniła Davida Badię. Dyrektor sportowy “biało-zielonych” w rozmowie z portalem “Gol24.pl” opowiedział o kulisach zakontraktowania hiszpańskiego szkoleniowca.
Badia to 48-letni trener, który w przeszłości pracował w drużynach młodzieżowych FC Barcelony. Później był zatrudniony w następujących seniorskich klubach: Antalyaspor (Turcja), Ethnikos (Grecja), AEK Larnaka (Cypr) oraz Akritas Chlorakas (Cypr). Bez większych sukcesów i dobrych wyników. Dlaczego akurat ten szkoleniowiec otrzymał za zadanie utrzymanie Lechii w Ekstraklasie?
– Biorąc pod uwagę naszą pozycję, każda decyzja albo jej brak jest obarczona ryzykiem. Oczekując zupełnie innych efektów, musieliśmy podjąć ryzyko takiej zmiany. To wszystko wiąże się z diagnozą aktualnej sytuacji. Poszliśmy w nowe spojrzenie. Postawiliśmy na mocną zmianę, bo wzięliśmy cały nowy sztab. Nie chcieliśmy kontynuować tego, co było, tylko nowego otwarcia – przyznał Łukasz Smolarow dyrektor sportowy Lechii Gdańsk.
Nowy sztab szkoleniowy prezentuje się następująco: Tomasz Mazurkiewicz (II trener), Alberto Vazquez (asystent), Mateusz Gliniecki (analityk), Damian Fos (trener od przygotowania fizycznego) i Piotr Opuszewicz (trener bramkarzy).
Dlaczego nie postawiono na trenera z Polski? – W toku prowadzenia rozmów klarowało się to, czego chcemy. Jeśli to byłby trener z Polski albo będący blisko Lechii, to już nie byłoby efektu pobudzenia. Wielu zawodników gra już w Lechii długo, poruszaliśmy się wśród podobnych rozwiązań. Potrzebowali na pewno zdecydowanego pobudzenia, walki od nowa o udowodnienie swojej wartości na boisku. Stanęło na tym, że zdecydowaliśmy się na spojrzenie zagraniczne – wyznał Smolarow.
O zwolnieniu Marcina Kaczmarka mówiło się już kilka tygodni wcześniej. W którym momencie zarząd Lechii Gdańsk podjął decyzję o pożegnaniu się z dotychczasowym szkoleniowcem? – Posłużę się przykładem piłkarzy, że nawet jeśli w danym momencie nie potrzebujemy nikogo na daną pozycję, to nie znaczy, że nie myślimy trzy kroki do przodu. I, że jak nie będziemy zainteresowani w czerwcu, to może sytuacja zmienić się w grudniu. Na ten temat wtedy myśli się 10 minut dziennie, a nie osiem godzin, ale mimo wszystko takie analizy i badanie rynku trenerskiego czy piłkarskiego prowadzone są stale. Po przegranym meczu z Lechem poszliśmy w inną stronę. Była próba reanimacji, ostatecznie bez podejmowania zdecydowanych ruchów w drużynie. Bazowaliśmy na tym, co mieliśmy do dyspozycji. Na chwilę się udało i wygraliśmy z Miedzią, ale potem po meczu z Wartą nastąpił powrót do punktu wyjścia – zaznaczył dyrektor sportowy.
O przespanych dwóch okienkach transferowych: – Nie da się ukryć, że każda drużyna potrzebuje dopływu świeżej krwi. Ten dopływ był w obu okienkach, ale nie tak duży. Uczciwie mówiłem na pierwszej konferencji, jak wyglądało kilka sytuacji, w których transfery nie doszły do skutku. Wzięliśmy dwóch zawodników, którzy dziś są w pierwszym składzie i mają wpływ na grę drużyny. Ktoś powie, że dwóch na jedenastu to niezbyt dużo, ale jakiś dopływ jednak był. We wcześniejszym oknie doszedł Joeri de Kamps i tutaj nastąpił nieszczęśliwy zbieg okoliczności, że doznał kontuzji. To piłkarz, który na pewno ma bardzo duży potencjał, ale na razie nie został w pełni wykorzystany. Jak wcześniej pracowałem w Lechii, to ruchy były bardziej konkretne, ale też decyzje były podejmowane w bardziej burzliwy sposób – dochodziło do nagłego żegnania się z zawodnikami i różne były też konsekwencje.
W dalszej części rozmowy Smolarow podkreślał, że dla klubu liczy się tu i teraz. Nie myślą i nie szykują się na potencjalny spadek. Nie mają uszykowanego planu B na wypadek niepowodzenia w lidze. Dyrektor sportowy zapytany o to, czy Lechia w przypadku degradacji może nie przystąpić do rozgrywek I ligi, odmówił komentarza.
Gdańszczanie zajmują aktualnie przedostatnie miejsce w ligowej tabeli z dorobkiem 25 punktów. Mają trzy oczka straty do piętnastego Górnika Zabrze.
WIĘCEJ O LECHII GDAŃSK: