Uwierzcie nam: nie chcielibyśmy aż tak bardzo pastwić się nad jednym piłkarzem. Na deski teatru do zagrania dramatu nadawaliby się prawie wszyscy, którzy są odpowiedzialni za porażkę z Czechami. Kiwior z taką dyspozycją jak dzisiaj miałby problem z graniem w rezerwach Arsenalu, a taki Sebastian Szymański w rezerwach Feyenoordu. Gumny z graniem na podobnym poziomie wyjechałby z Lecha nie do Augsburga, a Grodziska, natomiast Bednarek z Karbownikiem trafiliby do klubów Premier League co najwyżej na PlayStation. Kompromitujących występów było tyle, że każdy kibic może teraz wybrać swojego asa. My wyróżniamy tego, na którego w reprezentacji nie chcemy już patrzeć.
Można mieć miękkie serce. Albo zwyczajnie okazywać empatię i dawać drugą szansę. Drogi czytelniku, jeśli to potrafisz, jesteś po dobrej stronie mocy. To nic złego. Trzeba jednak mieć na uwadze, że przy takiej postawie niedaleko do szkodliwej naiwności. Każdy z nas – kibice i dziennikarze, a zapewne nawet selekcjonerzy – ma ją na sumieniu za sprawą konkretnego piłkarza.
Wierzyliśmy w nowe rozdanie. Liczyliśmy na poprawę. Ale się, k*rwa, zawiedliśmy. Po raz czterdziesty trzeci i – prosimy, selekcjonerze – oby po raz ostatni.
Patrzysz na Karola Linettego i myślisz „nadzieja matką głupich”…
Mieliśmy nikłą nadzieję, że z Karola Linettego w kadrze może być jeszcze jakiś pożytek. Że skoro przeżywa niezły okres w Torino, a Santos chce go wypróbować na początku swojej kadencji, być może coś z tego będzie. Wbrew wszystkiemu, co miało miejsce w przeszłości. Naprzeciw jękom żenady, jakie wielokrotnie w przeszłości potrafił wywoływać ten zawodnik…
Niestety nic się nie zmieniło. „Karolek” w realiach reprezentacji okazuje się być tym samym „Karolkiem”, który swoją bojaźliwością i bezproduktywnością dosłownie bije po oczach. Nie chcemy się powtarzać przy każdej takiej okazji, lecz ilekroć widzimy go na boisku, tylekroć mamy wrażenie, że to zawodnik bez wyraźnych atutów piłkarskich, a w dodatku bez odpowiedniej mentalności. Oczywiście nie wymagamy od niego tyle, ile choćby od Piotra Zielińskiego. Aż takimi głupcami nie jesteśmy. Już dawno zdążyliśmy się nauczyć, że poprzeczka dla wychowanka Lecha Poznań nie może być zawieszona za wysoko. Ale nawet wtedy, nawet gdy oczekujemy minimum przyzwoitości, dostajemy występ, który powinien dyskwalifikować z występów w barwach narodowych.
Strata na własnej połowie, która kosztowała nas drugiego gola? Kryminał. Decyzyjność z piłką przy nodze? Level okręgówka. Całokształt występu? Taki, że aż dziw bierze, jak bardzo daliśmy się nabrać.
Linetty i reprezentacja – to nie może się dobrze kończyć
Jakoś się pocieszamy, że nie jesteśmy w tym sami. Nie tylko my przecież odważaliśmy się pomyśleć, że Karol Linetty zasługuje na ostatnią szansę. To znaczy: duża część piłkarskiej społeczności w Polsce dawno postawiła na Linettym krzyżyk, ale co jakiś czas odzywały się również głosy w stylu: „A może teraz uwolni swój potencjał? Teraz, kiedy pojawił się nowy selekcjoner?”. No i co, ten nowy selekcjoner z Portugalii – jakimś trafem drugi stamtąd po Paulo Sousie – postawił na niego w swoim debiucie za sterami polskiej drużyny i śmiemy wątpić, czy zrobiłby to ponownie.
My natomiast wiemy na pewno, że po 24 marca 2023 roku nie powtórzymy już tego samego błędu. Słowo „może” zamieniamy na „musi”, a wtedy wychodzi nam, że Karol Linetty po prostu musi trzymać się z daleka od środka pola reprezentacji Polski. Niech dobrze mu się wiedzie w lidze włoskiej, niech strzela w niej gole i notuje asysty. Niech w karierze klubowej pisze swoją piękną bajkę ze szczęśliwym zakończeniem. Tylko tam może je mieć, bo w kadrze jest na to za późno. Co do tego straciliśmy resztki nadziei.
CZYTAJ WIĘCEJ O MECZU POLAKÓW Z CZECHAMI: