To miało być wielkie święto boksu. Walka o unifikację czterech najważniejszych tytułów mistrzowskich w wadze ciężkiej. Trzy z nich – WBA, IBF oraz WBO – należą do Oleksandra Usyka (20-0, 13 KO). Jeden – WBC – dzierży Tyson Fury (33-0-1, 24 KO). Jednak w meandrach bokserskiego bagna, to Anglik jest grubszą – dosłownie i w przenośni – rybą. Jednak wszystko wskazuje na to, że przez własną chciwość rekin obejdzie się smakiem. Nie będzie mu dane zapolować na gościa, który jako jedyny miałby z nim jakiekolwiek szanse w ringu. I rzecz jasna, nie zarobi z tego powodu gigantycznych pieniędzy.
Królewski poker
A przecież to obóz Fury‘ego dyktował warunki potencjalnego bokserskiego hitu. W tym także te absurdalne, jak żądanie absurdalnej kwoty pół miliarda dolarów za wyjście do ringu. Bo Tyson istotnie zachowuje się niczym serialowy Dario, grany przez Jana Frycza. Być może jemu samemu wydaje się, że robi sobie z wszystkich jaja. Ale tak naprawdę, obecna postawa Olbrzyma z Wilmslow szkodzi wizerunkowi całej dyscypliny.
Najpierw odsuwał walkę z Anthonym Joshuą (24-3, 22 KO). Wyzywał go przy tym od tchórzy i zapewniał, że młodszy z Anglików – świeżo porozbijany przez Usyka – nie chce walczyć z Królem Cyganów. Jednak później w eter poszła wiadomość, że AJ przyjął ofertę mistrza federacji WBC. Ostatecznie jednak nie doszło do ich długo oczekiwanej konfrontacji. Obóz Fury’ego twierdził, że grupa Matchroom za bardzo ociągała się z odesłaniem zaproponowanej oferty, a kiedy już tego dokonała, było po terminie.
Tym sposobem, zamiast hitowego pojedynku, mieliśmy trylogię zrobioną na siłę, bo w grudniu Fury trzeci raz zmierzył się z Dereckiem Chisorą (33-13, 23 KO). I bez problemu się z nim rozprawił.
Wówczas spora część kibiców mogła uwierzyć w wersję Tysona, jakoby wina za niezorganizowanie pojedynku z Joshuą leżała po stronie Eddy’ego Hearna. Jednak po pokonaniu Chisory, sytuacja w wadze ciężkiej wydawała się oczywista. Inne zestawienie, niż walka Fury-Usyk, w przypadku obu pięściarzy nie miało sensu. Wystarczyło się tylko dogadać…
Usyk mówi „sprawdzam”
Jak się okazuje, to jednak nie jest takie proste. Analizując poczynania Franka Warrena, czyli promotora Anglika, oraz oczywiście samego zawodnika, tak naprawdę nie wiadomo, o co im chodzi.
-Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze! – wyrecytujecie stare porzekadło. Z tym, że nie do końca. Owszem, Tyson Fury przy podziale zysków z potencjalnej walki próbował ugrać jak najwięcej dla siebie. I chociaż grał ostro, to osiągnął na tym polu naprawdę dużo.
11 marca tego roku Anglik opublikował w sieci film, w którym zakomunikował Ukraińcowi, że w grę wchodzi podział zysków 70:30 na jego korzyść, albo nici z walki. Mało tego, Fury powiedział, że każdy dzień zwłoki z odpowiedzią będzie kosztował Usyka „aktualizację” jego gaży o jeden procent w dół.
Wielu zawodników o pozycji Oleksandra potraktowałoby taki deal jak policzek. To jasne, że Fury pochodzi z kraju, który jest o wiele lepiej usytuowany ekonomicznie. Że większość abonamentów PPV oraz biletów – zwłaszcza na Wembley – sprzeda się dzięki niemu. Jednak Ukrainiec jako trzykrotny mistrz mógł najzwyczajniej w świecie wyśmiać tę ofertę. I trudno byłoby mieć do niego o to pretensje.
Tymczasem Usyk powiedział „sprawdzam”. I jeszcze tego samego dnia to on wysłał wiadomość wideo do swego oponenta.
– Hej, Chciwy Brzuszku, akceptuję twoją ofertę podziału zysków 70:30 na walkę, która odbędzie się 29 kwietnia na stadionie Wembley. Ale musisz obiecać, że zaraz po walce wesprzesz Ukrainę kwotą miliona funtów, a za każdy dzień opóźnienia zapłacisz jeden procent ze swojej zarobionej puli na rzecz Ukraińców. Deal? – głosił Usyk swoim łamanym angielskim, aczkolwiek poprawnym na tyle, by Fury mógł go bez problemu zrozumieć.
W ten sposób to mistrz trzech federacji postawił rywala pod ścianą. Fani boksu otrzymali jasną deklarację – Usyk przyjmuje warunki rywala. Rzecz w tym, że Fury zaczął odwracać kota ogonem. Dumny Król Cyganów, wykrzykujący w mediach niestworzone rzeczy, udowodnił, że najzwyczajniej w świecie blefuje. Nagle problemem w negocjacjach stała się klauzula rewanżu, którą Anglik zapragnął odrzucić. Choć jak twierdzi Aleksander Krasiuk, jeden z promotorów Usyka, wcześniej to obóz Fury’ego naciskał na zapis o pojedynku rewanżowym.
Dziś grupa promująca Ukraińca powiedziała „pas”. Stawianie przez Fury’ego kolejne warunki były nie do zaakceptowania przez człowieka, który przecież posiada trzy mistrzowskie tytuły. Egis Klimas, menadżer Usyka, stwierdził, że bez względu na warunki które przyjmowała strona ukraińska, obóz Króla Cyganów dorzucał nowe rzeczy. Całość przestała przypominać negocjacje, a zaczęła być zabawą w kotka i myszkę.
– Fury posunął się już z tym wszystkim za daleko. Po tym jak mój zawodnik zaakceptował niekorzystny dla siebie podział zysków w stosunku 70 do 30, Fury uznał chyba, że może zarzucić Usykowi siodło na szyję i zacząć go ujeżdżać. To nie mogło już być akceptowalne. Mój zawodnik tak bardzo chciał tej walki, nie dla Fury’ego, tylko dla pasa WBC, że zgodził się na podział 70-30. Skoro jednak Fury sprawia takie problemy, żeby tylko uniknąć pojedynku, to nie ma potrzeby wkładać w to już więcej wysiłku. Gdybym miał zacząć wymieniać wszystkie żądania Fury’ego, nie starczyłby mi nawet kwadrans. Pewne sprawy, jakich domagał się Fury, były po prostu niemożliwe do zaakceptowania, bo okazywały wręcz brak szacunku dla mojego pięściarza. A przecież Usyk to były bezdyskusyjny król kategorii cruiser i zunifikowany mistrz wagi ciężkiej – mówił Krasiuk [tłumaczenie za bokser.org].
Oczywiście, jeszcze dwa dni temu obaj pięściarze przygotowywali się do walki. Znając boks, jeszcze nie przesądzilibyśmy na sto procent tego, że pojedynek w ogóle się nie odbędzie. Ale to, że zobaczymy Usyka i Fury’ego razem w ringu 29 kwietnia, jest coraz mniej prawdopodobne. Klimas zapowiedział już, że jego zawodnik skupi się na potencjalnej walce z Danielem Duboisem (19-1, 18 KO), który jest obowiązkowym pretendentem federacji WBA.
A co z Tysonem? Anglik z pewnością wiele stracił w oczach kibiców. Sam zainteresowany zapewne za niedługo stwierdzi, że to Usyk się go obawia, gdyż promotorzy Ukraińca zakończyli negocjacje. Jednak powodem ich fiaska jest postawa Króla Cyganów, którego czyny pokazały, że wcale nie jest zainteresowany tym pojedynkiem tak, jak sam ochoczo to ogłaszał.
Najwierniejsi fani Gypsy Kinga zapewne dalej będą twierdzić, że ten bez problemu poradziłby sobie z mniejszym Usykiem. Jednak postępowanie Fury’ego mówi jasno. Król jest nagi i chociaż sam tego nie przyzna, to wyszło na to, że on unika swojego rywala, a nie odwrotnie.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o boksie:
- MKOl vs IBA, czyli walka o życie i śmierć boksu olimpijskiego
- Fiodor Czerkaszyn: Moim celem jest pas mistrza świata
- Masternak: Nie trenuję tak ciężko jak kiedyś, a mimo to bardziej męczę rywali
- Ogromne talenty w krainie pokus. Kuba wkracza na zawodowe ringi
- Joe Frazier – najmocniejszy lewy sierpowy w historii boksu
- Evander Holyfield – sześć walk mistrza z okazji jego sześćdziesiątych urodzin