Reklama

Fiodor Czerkaszyn: Moim celem jest pas mistrza świata

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

01 grudnia 2022, 13:17 • 18 min czytania 8 komentarzy

Pochodzi z Ukrainy, lecz w jego narożniku obok flagi naszych wschodnich sąsiadów, widnieją też polskie barwy. Wszystko dlatego, że w 2017 roku przyjechał nad Wisłę, mając w plecaku rękawice bokserskie, a w kieszeni 500 złotych i Kartę Polaka. Dokument poświadczający, że jego przodkowie – konkretnie babcia – byli polskiej narodowości. Chciałoby się napisać, że historia Fiodora Czerkaszyna (21-0, 13 KO) to gotowy materiał na film, ale tak nie jest. Pięściarz jeszcze nie napisał jej ostatniego aktu, którego miejscem akcji będą ringi w Stanach Zjednoczonych. W finałowej scenie, Czerkaszyn będzie chciał wznieść do góry pas zawodowego mistrza świata wagi średniej.

Fiodor Czerkaszyn: Moim celem jest pas mistrza świata

Z MUAY THAI DO BOKSU

Jeżeli oglądaliście jego ostatnia walkę z Nathanielem Gallimorem (22-6-1, 17 KO), to Czerkaszyn mógł stworzyć w niej wrażenie gościa, który na boksie zjadł zęby. Chciałoby się wręcz powiedzieć, że oto mamy kolejnego przedstawiciela ukraińskiej szkoły pięściarstwa. Czyli zawodnika, który przeboksował kilkaset pojedynków w trakcie kariery amatorskiej. Pokazał się na paru dużych imprezach rangi mistrzowskiej i z tą solidną podbudową wkroczył na zawodowe ringi, gdzie następuje jego naturalny rozwój.

Tyle że w przypadku Fiodora byłoby to kłamstwo. Owszem, w czasach amatorskich stoczył blisko 400 walk… jednak miały one miejsce w tajskim boksie i kick-boxingu. To tymi odmianami sportów walki od małego zafascynowany był Czerkaszyn. Powód był prozaiczny. Filmy z Brucem Lee czy Jean-Claudem Van Dammem działały na wyobraźnię małego chłopca, który chciał być taki, jak jego idole ze szklanego ekranu telewizora. Ostatecznie sporo osiągnął w muay thai, gdzie został mistrzem Europy oraz mistrzem świata.

– Nie stoczyłem wielu amatorskich walk w boksie. Praktycznie przez całą amatorską karierę walczyłem w kick-boxingu i muay thai. Do tego stoczyłem około dwadzieścia walk zawodowych w tych formułach – mówi nam Czerkaszyn.

Reklama

Pięściarz grupy KnockOut Promotions opowiedział nam też o swoich początkach w boksie. Chłopak pochodzący z Charkowa, zainteresował się boksem dopiero po 2014 roku, kiedy na wschodzie Ukrainy rozpoczęła się wojna z Rosją. Wówczas rozpadła się grupa kick-boxingu w której trenował, gdyż ich szkoleniowiec wyjechał do Rosji. Czerkaszyn chciał się rozwijać, a w Charkowie nie było ku temu dalszych warunków. Stąd przeniósł się do stolicy kraju, gdzie rozpoczął studia.

– Pamiętam pierwszy dzień w którym przyszedłem na salę bokserską. To było w Kijowie, a ja miałem osiemnaście lat. Trener chwalił mnie już po pierwszym treningu i powiedział, że możemy fajnie popracować. Zmiana dyscypliny to był dla mnie nowy bodziec. Teraz widzę to samo wśród niektórych polskich pięściarzy, którzy zamienili boks na MMA. Ja też miałem coś takiego, że przychodząc do boksu, byłem nikim w tym sporcie – wspomina Czerkaszyn.

– Muay thai bardzo pomogło mi w dwóch kwestiach – utrzymania dyscypliny treningu oraz szacunku do przeciwnika. Technicznie również nie jestem standardowym bokserem. Pewnych rzeczy, jak uniki, zejścia z linii ciosu, praca na nogach, musiałem się uczyć od zera. I do tej pory mam poczucie, że jeszcze się rozwijam – kontynuuje Fiodor.

PIĘŚCIARZ UNIKALNY

Istotnie, dziś trudno zdefiniować styl Czerkaszyna – jednak w tym pozytywnym sensie. Na ten temat porozmawialiśmy z Kacprem Bartosiakiem, dziennikarzem TVP Sport i stałym ekspertem magazynu „W Ringu”, emitowanego na Kanale Sportowym.

– Fiodor to kompletne zaprzeczenie tego, co w ostatnich latach rozumie się u nas, kiedy mówimy o typowym zawodniku z Ukrainy. On nie posiada w boksie specjalnie dużego doświadczenia wyniesionego z ringów amatorskich, natomiast zdobywał je w innych sportach walki. To sprawia, że jest unikalnym zawodnikiem nie tylko w polskich realiach, ale też patrząc szerzej. To pozwala mu zbudować unikalną tożsamość w ringu – tak było w Polsce i tak jest też teraz w Stanach Zjednoczonych – mówi Bartosiak.

Reklama

Zasięgnęliśmy również opinii Jana Czerklewicza (9-1, 2 KO). Czerklewicz to pięściarz kategorii półciężkiej, jeden z podopiecznych grupy KnockOut Promotions, z którą związany jest też Czerkaszyn.

– Dzielą nas dwie kategorie wagowe, bo Fiodor występuje w wadze średniej. Natomiast on jest dosyć wysokim zawodnikiem. Na co dzień, kiedy on ważył 83 kilo, a ja około 88, sparowaliśmy na zasadzie treningów zadaniowych. Fiodor nie bazuje na jednym, mocnym uderzeniu, ale stara się być cały czas blisko przeciwnika. To bardzo denerwuje rywala i wysysa energię. Widzieliśmy to w ostatniej walce z Gallimorem. Potrafi przytrzymać, jest blisko, ty starasz się zadać cios i go trafić, a jego nie ma. Za to lewa ręka Fiodora już na tobie jest. Jeżeli rywal nie potrafi sobie z tym poradzić, to bardzo szybko wypala się zarówno pod względem psychicznym, jak i kondycyjnym – analizuje Czerklewicz.

Kacper Bartosiak: – Jego największym atutem jest to, że myśli w ringu i dostosowuje się do sytuacji. To coś, co uwielbia chyba każdy trener i co może podobać się kibicom, bo taki styl po prostu dobrze się ogląda. Nawet ostatnia walka pokazała, że Fiodor bardzo szybko potrafi zmieniać poszczególne elementy. I najczęściej robi to sam. Jeżeli chodzi o kwestie czysto bokserskie, to najlepszy jest w prowadzeniu walki na dystans. Ciosy proste, kontrola ringu, zmiana tempa walki – to wszystko wychodzi mu bardzo dobrze. Do tego stopnia, że trudno wskazać jakąś większą lukę w jego boksie. Do tej pory wydawało się, że słabszą stroną może być walka w bliskim kontakcie. Ale teraz trafił na zawodnika, który bardzo dobrze potrafi walczyć w tej płaszczyźnie i nie było widać, by dla Fiodora był to jakiś problem. Pod pewnymi względami wydaje się materiałem na pięściarza kompletnego.

Czerklewicz dodaje: – Kolejnym plusem Fiodora jest sprawne składanie kombinacji góra-dół. On nie skupia się tylko na tym, żeby urwać głowę, lecz te ciosy rozkłada równomiernie na dół i na górę. Dzięki swojej pracy nóg dostrzega luki w obronie przeciwnika. A praca nóg to wszystko. Jak na kategorię średnią, może nie jest niezwykle potężnie zbudowany, ale za to jest wysoki i ma długie ręce.

Te wszystkie atuty było widać w ostatnim pojedynku z Gallimorem. Owszem, rywal Ukraińca z polskim obywatelstwem do końca pozostawał groźny. Ale Czerkaszyn ani na moment nie stracił czujności i bez skrupułów wypunktował doświadczonego przeciwnika. Do tego stopnia, że dwóch sędziów widziało jego zwycięstwo w stosunku 100:90 i 99:91, a werdykt trzeciego – 97:93 – wydawał się mocno naciągany na korzyść boksera z Jamajki. Chociaż przecież i tak mówimy o ogromnej przewadze Fiodora.

– Powiem szczerze, że sam nie oczekiwałem tego, że ta walka wyjdzie mi tak dobrze. Ale poczułem imponującą atmosferę w trakcie walki i przed wejściem do ringu. Wychodzisz, gra twoja ulubiona piosenka, jest dużo ludzi na hali, zapowiada cię Jimmy Lennon Jr – ciarki przechodzą – mówi nam Czerkaszyn, po czym dodaje: –Przeciwnik był bardzo wymagający, najtrudniejszy w mojej karierze. Był doświadczony, myślał w ringu i miał wielką wolę zwycięstwa. Ale po tej walce otrzymałem wiele wiadomości od kibiców czy dziennikarzy sportowych. Kiedy przyleciałem do Polski, poczułem zainteresowanie ze strony fanów. To motywuje do ciężkiej pracy.

PODBIŁ POLSKĘ

To byłby idealny wieczór, gdyby nie jeden szczegół. Otóż po walce zrobiła się mała afera, związana z flagą Polski, którą pięściarz miał na ramieniu koszulki swojego teamu. Mianowicie barwy naszego kraju zostały naniesione na odwrót. Przez to pojawiły się komentarze bardziej zabawne, że Fiodor wyszedł do ringu z flagą Monako, oraz te mniej, że nie wie jak wygląda flaga kraju, którego posiada obywatelstwo.

Sam Fiodor tłumaczył tę wpadkę. Okazało się, że wykonawca który szył stroje, pomylił kolejność kolorów. Czerkaszyn otrzymał zamówione ubrania już w dniu walki, stąd nie miał możliwości naniesienia poprawek – mógł się tylko zdenerwować na taką wpadkę. Ale na szczęście, nie wpłynęło to na jego postawę podczas walki.

A barwy Polski zna bardzo dobrze. Jak wspomnieliśmy, Fiodor pochodzi z Charkowa. Następnie mieszkał w Kijowie, gdzie stawiał pierwsze bokserskie kroki. Lecz jego babcia urodziła się w Toruniu, dzięki czemu pięściarz mógł złożyć wniosek o przyznanie mu Karty Polaka. Ale samo pochodzenie przodków nie wystarczy do jego uzyskania. W tym celu potrzeba zdać egzamin ze znajomości języka oraz historii, kultury i geografii naszego kraju. Jak bardzo zależało mu na przybyciu nad Wisłę, niech świadczy fakt, że Czerkaszyn nauczył się języka polskiego w zaledwie trzy miesiące!

Następnie postanowił przyjechać do Warszawy, gdzie zapukał do drzwi grupy KnockOut Promotions. Wcześniej znalazł informację o tym, że trenerem zawodników promowanych przez Andrzeja Wasilewskiego jest Fiodor Łapin – Rosjanin, który od przeszło dwudziestu pięciu lat mieszkał w Polsce. Czerkaszyn wcześniej nie dawał mu znać o swoich zamiarach. Po prostu przyjechał w ciemno, licząc na to, że trener da mu szansę. Kiedy dobrze zaprezentował się w sparingu z Kamilem Szeremetą (22-2-1, 6 KO), decyzja Łapina była prosta – Czerkaszyn mógł zostać i trenować. Kiedy w lutym 2018 roku wygrał w Polsce swoją pierwszą walkę, natychmiast otrzymał propozycję pięcioletniego kontraktu od KnockOut Promotions.

– Jestem dumny z tego, że mogę reprezentować te dwa kraje. Tym bardziej teraz, kiedy w Ukrainie toczy się wojna. Cały ukraiński naród jest wdzięczny Polsce za to, że wspiera nasz kraj i przyjmuje ludzi, którzy potrzebują pomocy. Kiedy dojdzie do walki o mistrzostwo świata, będę szczęśliwy z tego, że wniosę do ringu dwie flagi – mówi Czerkaszyn, który nie zapomina również o swoim pochodzeniu. – W tym trudnym czasie, składam Ukraińcom tylko jedno życzenie – zwycięstwa nad rosyjskim wrogiem. Rosjanie to terroryści, którzy niszczą nasz kraj i zabijają ludzi.

Jan Czerklewicz tak wspomina początki ukraińskiego pięściarza w Polsce: – Mnie akurat ominął okres, kiedy Fiodor tu przyjechał, ale utrzymywałem kontakt z chłopakami z grupy. Słyszałem większość historii, kiedy przyjeżdżał tu jako młody chłopak. Wskoczył do ringu, posparował z różnymi zawodnikami i trener Łapin od razu powiedział, żeby go zatrzymać. To pokazuje podejście Czerkaszyna. Nieważne jakim kosztem, on będzie dążył do tego, by być jak najlepszym sportowcem i osiągnąć cel, którym dla niego jest mistrzostwo świata.

– Fiodor to bardzo otwarty człowiek, chętnie nawiązuje kontakty. Zawsze zapyta, kiedy chce się czegoś dowiedzieć. Na przykład ze mną sporo rozmawiał o Stanach Zjednoczonych i moich doświadczeniach z pobytu oraz treningów za Oceanem. Z każdej rozmowy będzie się starał wyciągnąć coś dla siebie, co może mu pomóc, dzięki czemu nie boi się podejmować trudnych, ale istotnych decyzji. Jak ta o przyjeździe do Polski czy teraz, o wyjeździe do USA – dodaje Czerklewicz.

PODBIJE TEŻ AMERYKĘ?

Właśnie – Stany Zjednoczone. Czerkaszyn przez ostatnie lata mieszkał w Warszawie, lecz w tym roku zmienił otoczenie. 26-letni pięściarz z czystym rekordem zapragnął większych wyzwań w karierze. Taka decyzja wiąże się z wieloma poważnymi zmianami. Owszem, możemy wyrażać swoje niezadowolenie z powodu coraz niższego poziomu boksu zawodowego w Polsce, lecz musimy przyznać jedno. Pięściarze grupy KnockOut Promotions mają zapewnione wręcz cieplarniane warunki rozwoju. W ramach podpisanego kontraktu, Andrzej Wasilewski zapewnia im bazę treningową, pracę z dobrym trenerem, odżywki i comiesięczne wypłaty.

W USA pięściarz nie mógł liczyć na podobne przywileje.

– Tutaj nikt nie prowadzi cię za rączkę. To zawodowy boks, w którym napotykasz kolejne wyzwania. Jest tu dużo chłopaków głodnych sukcesu tak samo jak ty oraz nie bojących się wyzwań. Dlatego tutaj jest większa konkurencja – bo na twoje miejsce jest dziesięć innych osób – mówi Fiodor.

Jednak Czerkaszyn nie pierwszy raz w życiu zaryzykował, wyjeżdżając w nieznane. Nasi rozmówcy – Kacper Bartosiak i Jan Czerklewicz – nie mają wątpliwości, że ukraińsko-polski pięściarz nie pęknie w USA.

Bartosiak: – Na amerykańskim rynku walka może pojawić się z trzy-czterotygodniowym wyprzedzeniem, więc trzeba cały czas być w sali i robić formę. To jest najtrudniejsze, ale tylko na papierze, bo sam Fiodor zdaje sobie sprawę z tego w jakim jest miejscu  – zarówno jeżeli chodzi o amerykański rynek, jak i jego karierę. Przełom może dokonać się w każdej chwili. Już jest uwzględniany w rankingach, a do tego zadebiutował na antenie Showtime jako część projektu PBC. Wydaje się, że każda następna walka może być tą największą w jego karierze. Tu trzeba zachować czujność, ale wydaje mi się, że jest to człowiek tak zorientowany na boks, że nie będzie miał z tym żadnych problemów.

Czerklewicz: – Inne realia nie powinny stanowić dla niego problemów ponieważ Fiodor jest już ukształtowanym zawodnikiem. Od najmłodszych lat przechodził przez różne sporty walki, ma doświadczenie. Owszem, za Oceanem jest inna metodyka treningowa, na przykład nie ma tam trenera od przygotowania fizycznego, takich rzeczy musi pilnować sam. Nie powiem, że tamtejsi trenerzy przykładają mniej uwagi do zawodnika – bardziej chodzi o to, że to sam zawodnik ma chcieć. Pamiętajmy, że w Stanach przemiał zawodników jest bardzo duży. Trener może mieć na sali kilkunastu chłopaków z tej samej wagi. To zawodnik musi chcieć wykonać więcej pracy.

A jak wyglądają same zajęcia?

– Trening różni się tym, że nie ma tu cykli przygotowań, jak w Polsce czy na Ukrainie. Poza tym tu nie zwraca się uwagi na szczegóły. Jest dużo sparingów, które polegają na tym, że styl boksowania każdego pięściarza jest różny. Nie jest tak, że przychodzisz na salę i wszyscy boksują jednakowo – tu każdy boksuje inaczej. Ja jestem zawodnikiem, który podpatruje innych w walce, kto co potrafi zrobić. Tu jest wielu fajnych zawodników, od których można czegoś się nauczyć – przekonuje Czerkaszyn.

Przed wyjazdem Czerkaszyn przez nieco ponad rok współpracował z trenerem Andrzejem Liczikiem. Liczik to człowiek, który w czerwcu 2021 roku objął funkcję trenera grupy KnockOut Promotions po Fiodorze Łapinie. Pochodzi z Ukrainy – urodził się na Krymie. Ale podobnie do Łapina, przybył do Polski już w latach 90. Reprezentował nasz kraj na igrzyskach olimpijskich w Atenach, w 2004 roku zdobył też brązowy medal mistrzostw Europy w kategorii koguciej. W środowisku wyrobił sobie opinię jednego z najbardziej technicznych bokserów nad Wisłą.

– Trener Liczik angażuje się w zawodników, poświęca im dużo czasu, więc takie rozstanie jest trudne dla szkoleniowca. Rozumiem decyzję Fiodora, który pewnego dnia powiedział, że się pakuje i postanawia zaryzykować. U nas obył się w boksie, zdobył doświadczenie, wyrobił sobie markę. Za Oceanem trzeba to powtórzyć. Ale trener Liczik z każdym zawodnikiem chciałby być do końca – mówi Czerklewicz, który na co dzień ma okazję pracować pod okiem tego szkoleniowca.

Jan, który sam zaczynał przygodę z zawodowym boksem od amerykańskich ringów i regularnie lata trenować za Ocean, ma dobrą perspektywę trybu pracy w Polsce i Stanach Zjednoczonych. On również zwraca uwagę na to, że tamtejsi trenerzy nie poświęcają swoim zawodnikom tak dużo uwagi, bo mają wielu podopiecznych. Poza tym, wielu z nich jest bardziej schematycznych. Każdy wyznaje swoją filozofię boksu, do której pragnie dostosować pięściarza.

Czerklewicz: – To podstawowa różnica pomiędzy szkołą Liczika, a trenowaniem w Stanach. Po doświadczeniach z pracą z tamtejszymi trenerami mogę powiedzieć, że każdy z nich preferuje określony styl, którego starają się wyuczyć zawodników. Trener Andrzej Liczik inaczej podchodzi do każdego zawodnika, nawet pod kątem psychicznym. Każdy z nas jest inny i nie każdy będzie boksować w tym samym stylu. Głównym aspektem, który go wyróżnia, jest to, że będzie do końca szedł za swoim zawodnikiem. Jeżeli ciężko pracuję na sali to wiem, że trener dla mnie będzie chciał poświęcić równie dużo czasu i uwagi. Bardzo fajnie mieć taką osobę w narożniku, szczególnie podczas walki. Kiedy ufamy danej osobie, to potrafimy jej słuchać w trudnych sytuacjach.

W USA Fiodor Czerkaszyn wylądował na Florydzie, gdzie rozpoczął współpracę z Chico Rivasem. To szkoleniowiec, który miał okazję współpracować z wieloma pięściarzami znad Wisły – między innymi z Maciejem Sulęckim (30-2, 11 KO). Jednak równocześnie Rivas nie jest zbyt cenionym trenerem w naszym środowisku. Świętej pamięci Andrzej Gmitruk, który nie zwykł gryźć się w język, nazywał go gołębiarzem i bajerantem.

Bartosiak: – W pewnym momencie miałem wrażenie, że Chico Rivas zostaje kimś jak Sam Colonna – czyli tym amerykańskim trenerem, od którego odbija się większość Polaków. Maciej Sulęcki współpracował z nim dość długo. Możemy się zastanawiać, czy rozwinął przy Rivasie swoje umiejętności, ale lepiej wyglądał walcząc pod okiem polskich trenerów. Nie miałem przekonania do tej współpracy w przypadku Fiodora i nie zyskałem jej po pierwszej walce, kiedy wsłuchiwałem się w to, co trener mówi w narożniku.

Ale to też nie tak, że Czerkaszyn trafił pod skrzydła człowieka, który nie ma pojęcia co robi. Na obecnym etapie Fiodor jeszcze nie potrzebuje jakiegoś wybitnego taktyka w narożniku. Czerkaszyn stoczył w USA dopiero dwie walki – debiutował w sierpniu tego roku, w pojedynku z Gilbertem Venegasem Jr (11-2, 7 KO). Współpraca z Rivasem daje Czerkaszynowi szereg innych atutów.

– Plusem Rivasa jest to, że zapewnia znakomite sparingi i warunki przygotowania do walki – pod tym względem ta współpraca dobrze rokuje. Fiodora nie trzeba programować z rundy na rundę, on dużo rzeczy w ringu sam wie i czuje. Jego ringowa inteligencja to coś wyróżniającego się nawet w amerykańskich realiach. Więc pod wieloma względami Rivas wydaje się odpowiednim wyborem w tym konkretnym momencie, ale pytanie czy będzie w stanie odpowiednio poprowadzić Czerkaszyna w walce, w której nie będzie mu szło i Fiodor będzie musiał na przykład odrabiać straty? Nie jestem przekonany, ale chciałbym się zdziwić – tłumaczy Kacper Bartosiak.

Jan Czerklewicz dodaje: – Niektórzy zawodnicy wymagają mniej uwagi trenera. Są dużo bardziej naturalni, uczą się sami. Innych trzeba zmuszać do czegoś, kilka razy powtarzać. U Fiodora, przez to że tyle lat zajmuje się sportami walki, przyswajanie kolejnych elementów jest dużo szybsze. Poza tym on już ma swój styl. Dalej może coś od kogoś wyciągnąć, przetestować, jednak nikt jego stylu już nie zmieni. Fiodor wie, czego chce, pojechał tam w konkretnym celu. Boksersko trenerzy nie będą chcieli go specjalnie zmieniać. Najważniejsze dla niego są sparingi. I to z różnymi zawodnikami. Czasami są lepsi, a czasami gorsi, ale środowisko pozwala na to, że na jednej sali masz czterech-pięciu sparingpartnerów z podobnej kategorii wagowej. I oni są dostępni na co dzień.

CELEM JEST MISTRZOWSKI PAS

Czerkaszyn kolejny raz zdecydował się wyjść poza swoją strefę komfortu. Przecież mógł zostać w Polsce, trenować pod okiem dobrego trenera, a takim jest Andrzej Liczik, dopisywać kolejne nazwiska do rekordu i spokojnie czekać na szansę walki o pas. Jednak byłaby to znacznie dłuższa droga od tej, którą Fiodor zdecydował się kroczyć. A przecież na jej końcu widnieje cel, którym dla pięściarza jest pas zawodowego mistrza świata kategorii średniej. W przypadku zdecydowania się na pozostanie w Polsce, musiałoby upłynąć znacznie więcej czasu, by Czerkaszyn w ogóle otrzymał szansę pojedynku o tytuł. Gdyby do takiej doszło, Fiodor musiałby udać się na wcześniej niezbadany teren. Nie byłby też kojarzony przez tamtejszych kibiców. Pojedynkami w Stanach Zjednoczonych znacznie łatwiej wyrobić sobie rozpoznawalną markę – i to po obu stronach Oceanu.

– Chciałbym podziękować kibicom, którzy trzymali za mnie kciuki i wierzyli we mnie. Chcę im się odwdzięczyć i dalej przynosić emocje w każdej kolejnej walce. Teraz kiedy byłem w Polsce, miałem takie seminaria bokserskie dla około stu pięćdziesięciu osób. Po przyjeździe odczuwałem to, że ludzie mi kibicują, więc chciałbym pokazywać w ringu jak najwięcej i w ten sposób ich również motywować do działania w życiu – mówi Czerkaszyn, który po ostatniej walce powrócił do Polski na dwa tygodnie. W końcu czuje się tutaj jak w domu. Ale czas na odpoczynek dobiegł już końca. W poniedziałek pięściarz powrócił do USA, a we wtorek już poszedł na trening. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy zadzwoni telefon z propozycją kolejnej dużej walki. Trzeba cały czas być w dobrej formie.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Fiodor Czerkaszyn (@cherkashyn_f)

A co stać Fiodora na ringu?

To pytanie, które zadaję sobie, odkąd pierwszy raz zobaczyłem Czerkaszyna w poważniejszej walce. Od początku wydawało się, że to jest niesamowity talent w skali polskiej. Następnie okazało się, że jednak w skali europejskiej, a teraz trzeba ocenić go jako solidnego prospekta w skali światowej. Jeżeli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego to prędzej czy później dostanie walkę o tytuł. Jego miejsce w boksie, rekord, historia oraz osobowość – wszystko składa się na materiał, który Amerykanie powinni polubić – mówi Kacper Bartosiak.

Królem kategorii średniej niezmiennie pozostaje Giennadij Gołowkin (42-2-1, 37 KO), który dzierży pasy WBA oraz IBF. To wciąż wielkie nazwisko, lecz również takie, które zaczyna przegrywać z upływającym czasem. Jego trzecia walka z Saulem Alvarezem (58-2-2, 39 KO), w której Kazach nie miał nic do powiedzenia, była tego najlepszym dowodem. Ale z tego względu GGG będzie zainteresowany walkami z bokserami o głośnych nazwiskach. Gołowkin zdaje sobie sprawę, że znajduje się u schyłku kariery. W wieku czterdziestu lat bardziej od wyzwania sportowego interesuje go wypłata.

Właścicielem pasa WBO jest rodak Gołowkina, Żanibek Alimchanuli (13-0, 8 KO). Z kolei tytuł WBC należy do Jermalla Charlo (32-0, 22 KO). Sęk w tym, że ostatni raz w akcji można było oglądać Hit Mana w czerwcu ubiegłego roku. Charlo miał później walczyć z Maćkiem Sulęckim. Niestety Amerykanin zgłosił kontuzję i gala zaplanowana na 18 czerwca 2022 roku została odwołana. Swoją drogą, to na tym wydarzeniu zadebiutować w USA miał Fiodor Czerkaszyn. Ostatecznie Fiodor musiał poczekać na swój występ dwa miesiące dłużej.

W każdym razie,WBC nalega by Charlo w następnym pojedynku, zaplanowanym na początek przyszłego roku, zmierzył się z Carlosem Adamesem (22-1, 17 KO). Pięściarz z Dominikany jest w posiadaniu tymczasowego tytułu mistrza WBC.

Bartosiak: – Z obecnego klucza biznesowego Czerkaszynowi najbardziej pasuje pojedynek z Jermallem Charlo. Ale to pięściarz, z którym ciężko wiązać większe plany, gdyż nie walczył od ponad roku i nie wiadomo czy zaraz nie straci tytułu poza ringiem. Moim zdaniem to powinno się wydarzyć, bo przechowywanie pasa bez walki to działalność ze szkodą dla boksu. Jest też tymczasowy mistrz WBC – Carlos Adames, który również jest związany z PBC. I to jest walka, o której promotor Andrzej Wasilewski mówił, że jest do zrealizowania już w najbliższych miesiącach. Byłaby fascynująca i z pewnością bardzo trudna, ale mimo wszystko z realną nadzieją na zwycięstwo. 

– Pozostałe nazwiska z topu to trochę loteria. Chris Eubank Jr (32-2, 23 KO) nie prowadzi do końca sportowej kariery tylko łowi wielkie nazwiska i duże wypłaty. Walka o tytuł mistrzowski chyba niespecjalnie go interesuje  – niestety, bo od dawna wydaje się na nią gotowy. Gołowkin przed przejściem na emeryturę również ma w głowie same duże walki. Teraz ma do odprawienia dwóch obowiązkowych pretendentów – Esquivę Falcao (30-0, 20 KO) i Erislandego Larę (29-3-3, 17 KO). Mistrzem WBO jest Żanibek Alimchanuli – rodak Gołowkina. Solidny pięściarz i trudny rywal, ale mało medialny i z innego rozdania biznesowego. Kierując się tym, że Fiodor jest najwyżej w rankingu WBC, walka z Adamesem wydaje się w 2023 roku chyba najbardziej realna – analizuje Bartosiak.

Sam zainteresowany bardzo spokojnie podchodzi do potencjalnej walki o pas: – Czasami trzeba mieć szczęście, żeby organizacyjnie spiąć taki pojedynek. Ja nie mam wpływu na promotora, by mógł zorganizować mi taką walkę. Ale gdybyśmy otrzymali taką ofertę, to robiłbym wszystko by doszła do skutku. Cieszę się, że w ogóle pojawia się temat mojej walki z takimi zawodnikami. Kiedy zaczynałem, to były moje marzenia, które teraz znajdują się bliżej, niż dalej. Ja robię wszystko, by osiągnąć swój cel. Nieważne czy będzie to Charlo czy Adames – moim celem jest pas mistrza świata – mówi Fiodor.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj więcej o boksie:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship

Szymon Piórek
0
Awans z perspektywy drona. Po 12 latach Portsmouth znowu zagra w Championship
Ekstraklasa

Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”

Szymon Janczyk
12
Kibice Radomiaka przywitali piłkarzy po przegranych derbach. „Mamy dość”
1 liga

Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Bartosz Lodko
9
Comeback Wisły Kraków! Z 0:2 na 3:2 ze Zniczem Pruszków

Boks

Boks

Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii

Szymon Szczepanik
0
Herbie Hide i najszybsza obrona pasa wagi ciężkiej w historii
Boks

Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków

Kacper Marciniak
3
Pierwsza obrona pasa. Różański zmierzy się z… pogromcą Polaków
Boks

Mina Fury’ego mówiła wszystko. Joshua znokautował Ngannou w 2. rundzie!

Szymon Szczepanik
2
Mina Fury’ego mówiła wszystko. Joshua znokautował Ngannou w 2. rundzie!
Boks

Knockout Chaos. Dziś w Rijadzie Joshua zmierzy się z Ngannou

Szymon Szczepanik
5
Knockout Chaos. Dziś w Rijadzie Joshua zmierzy się z Ngannou

Komentarze

8 komentarzy

Loading...