Zdanie „polski zespół w ćwierćfinale europejskich pucharów” brzmi tak niewiarygodnie, że wielu pokrzywdzonych przez rodzimą piłkę byłoby gotów prędzej uwierzyć w konstrukty typu „dobry film Patryka Vegi”, „upał w lutym” czy „Kowalski i Tusk razem na romantycznej kolacji”. A jednak – Lech Poznań jest dwa kroki od tego, byśmy mogli tak pisać bez cienia podejrzeń, że nas zaraz odeślą w miejsce odosobnienia. Co więcej te dwa kroki zdają się nie być spacerem po rozżarzonym węglu.
Tak to już jest, że Lech zachodząc równie daleko w Europie, ma szansę nieustannie pisać historię. Eliminując Bodo/Glimt został pierwszym polskim zespołem od 32 lat, który wygrał wiosenny dwumecz w pucharach. Jeśli zaś pokona Djurgardens IF, to będzie drugą drużyną w naszych dziejach, która przeszła wiosną dwie rundy – obok Górnika Zabrze z 1970 roku.
Rozważania, że potrzeba było do tego stworzyć nam europejskie zawody trzeciej kategorii, czy – jak kto woli – puchar Biedronki, odłóżmy już naprawdę na bok. Jeśli ktoś będzie chciał się przypieprzyć, to się przypieprzy zawsze. Po ewentualnym awansie na pewno ktoś palnie, że drabinka była łatwa, to jak amen w pacierzu. A chyba lepiej po prostu się cieszyć, że na dzień dziewiątego marca mamy tyle samo drużyn w pucharach co Francuzi, Szwajcarzy czy Ukraińcy. Że budujemy współczynnik, bo jeśli odciąć dwa fatalne sezony 18/19 i 19/20 to nie jesteśmy już 27. ligą w Europie, a 21.. I wierzymy, że może być lepiej. Zaszliśmy tak daleko beznadziei w polskiego futbolu, że po prostu siłą rzeczy musimy odbudować się zaczynając od Ligi Konferencji. A narzekanie to trochę tak, jakby krytykować dwójkowego ucznia, że w końcu przyniósł sensowny stopień, bo w końcu chce się za siebie wziąć.
Wierzymy w progres zarówno w przyszłej edycji europejskich pucharów, jak i w tej, gdyż Lech naprawdę nie musiał powiedzieć ostatniego słowa. Szwedzi nie jawią się jako zespół lepszy niż Bodo. Też nie są w rytmie meczowym – ich liga wystartuje w kwietniu, również nie mają wielkich gwiazd w zespole (za podstawowego stopera robi tam Carlos Moros z ŁKS-u).
Bartosz Grzelak mówił w Kanale Sportowym: – Lech ten mecz musi wygrać i dominować od początku. Podejrzewam – zobaczymy, czy to się sprawdzi – że Djurgarden nie przygotowało się odpowiednio do tego spotkania. Bardzo mało grali na trawie, ich starcia towarzyskie i w Pucharze Szwecji były z mało wymagającymi przeciwnikami, nie mieli rywala na poziomie Lecha. To może im stworzyć problemy. Jeśli Lech narzuci wysokie tempo, Szwedzi będą mieli kłopot. Ponadto ich najlepszy zawodnik, Rasmus Schüller, nie zagra.
Właściwie… same dobre informacje. No nie ukrywajmy – Lech mógł trafić gorzej, skoro do wzięcia był West Ham, Villarreal czy Nicea.
Oczywiście: jest napinka, pompowany balon, ale cóż innego robić na tym etapie, jak nie to. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Natomiast można odnieść wrażenie, że John van den Brom w takich warunkach jeszcze lepiej potrafi przygotować zespół. Jak Lech dostaje w cymbał, to przeważnie w meczach o niskiej temperaturze, z jakimś Zagłębie Lubin czy Śląskiem Wrocław. A gdy cały Poznań czeka na starcia typu Villarreal, Bodo, Karabach (pierwszy mecz), Austria Wiedeń, w lidze Legia, to Kolejorz pod jego wodzą radzi sobie przyzwoicie. Widać, że Holender nie jest tu na swoim pierwszym stażu w życiu, tylko ma doświadczenie i potrafi zarządzać stresem, oczekiwaniami. Nie zawsze, ktoś wytknie Raków u siebie, ale i tak w tej kwestii trener ma solidny procent.
Naturalnie nie ma co robić ze Szwedów ułomków, bo trzeba zwrócić uwagę, że w grupie dwa razy ograli Gent i Molde, a w eliminacjach poradzili sobie z APOEL-em i Rijeką. Zresztą – oni też się cieszą, iż trafili na Lecha, bo mogli wylosować gorzej, no na przykład Lazio. Ponadto mają ten handicap, który Lech miał rundę wcześniej – tu mogą się zamurować, wyszarpać remis i zaatakować w rewanżu, gdzie na własnym terenie będą pewniejsi, groźniejsi, lepsi.
Ale cholera, nie da się ukryć wrażenia, że mocno wisi w powietrzu ta myśl „będzie dobrze”, bo Lech jest w stanie dać show porównywalne do Villarrealu czy Austrii Wiedeń.
Cóż – tylko nie spaść z oczekiwań i wiary na ziemię z hukiem.
Czytaj więcej o Lechu Poznań:
- Liga, puchary i Lech. Jak John van den Brom to łączy i czy jest sens się tego czepiać?
- Kim my jesteśmy, by szydzić z Ligi Konferencji?
- Bartosz Bosacki: Lech Poznań w finale Ligi Konferencji? Nie takie sytuacje widział sport
Fot. FotoPyk