Po efektownym zwycięstwie 5:1 nad Koroną Kielce, Warta Poznań w ostatniej kolejce ograła walczący o europejskie puchary Widzew Łódź. Trener Zielonych, Dawid Szulczek, był gościem programu „Weszłopolscy”, gdzie opowiedział o swojej pracy, a także łączeniu go z Rakowem Częstochowa.
Czy ma pan plastikową tackę na dokumenty?
Takowej nie posiadam, ale mam podkładkę pod kartki do analizy.
Pan w prezesa czymkolwiek nie uderzy, bo w Warcie aktualnie prezesa nie ma. Ale czy w pracy zdarzyło się kiedyś panu stracić kontrolę nad sobą?
Raczej jestem osobą opanowaną i nie powinienem tak zareagować, ale nigdy nie wiadomo, kogo się spotka na swojej drodze. W przeszłości do niczego podobnego nie doszło. Były jakieś ostrzejsze wymiany zdań, podniesiony ton, ale nic więcej. Liczy się merytoryczna dyskusja, argumenty, a gdy ich nie ma, nie przechodzimy do siły, tylko innych rozwiązań.
Czy doszło do takiej sytuacji, w której argumenty piłkarza przekonały pana do zmiany opinii o 180 stopni?
Generalnie rozmawiając z piłkarzami, którzy wiedzą, o czym mówią, potrafią argumentować, to przystaję na to, co chcą uzyskać. Myślę, że potwierdzi to Łukasz Trałka. Szczególnie na początku pomógł mi w Warcie. Do teraz konsultuję pewne sprawy z zawodnikami, bo sam mam nieduże doświadczenie i nie grałem na wysokim poziomie w piłkę. Dopiero od kilku lat funkcjonuję w poważnym futbolu.
Jest pan już gotowy na pracę w klubie z większymi aspiracjami i możliwościami? Łączono pana m.in. z Rakowem Częstochowa.
Obecnie cieszę się z tego, że jestem na tyle godny zaufania i kompetentny, że pracuję w ekstraklasowej Warcie Poznań. Cały klub pracuje na bardzo dobry wizerunek. Funkcjonuje na tyle dobrze, że potrafi wypromować swojego trenera. Jestem wdzięcznym wszystkim osobom z Warty, które pracują na to, że moje nazwisko jest dobrze postrzegane. Kompletnie nie zastanawiam się nad tym, czy jestem na coś gotowy. W życiu podchodzę do wszystkiego jako do szansy. Obecnie chcę spłacić zaufanie, którym klub mnie obdarzył. Nie trzeba się grzać i szukać alternatyw.
Ma pan jakąś klauzulę w kontrakcie lub zapewnienia z klubu dot. pańskiego potencjalnego odejścia?
Nie zapisywałem żadnej klauzuli. Nie dogadywałem również innych rzeczy. W momencie, kiedy podpisywałem kontrakt z Wartą, nie brałem tego pod uwagę. Nie miałem mocnej pozycji, gdy tu przychodziłem. Nie analizowałem bardzo swojego kontraktu. Skupiłem się na tym, by był bezpiecznie skonstruowany również dla mnie, gdyby wyniki mnie nie broniły. Wydaje mi się, że dobrze uzgodniłem to z dyrektorem Mozyrko. Gdyby ktoś mnie zapytał, co mi jest jeszcze potrzebne, to trudno byłoby mi coś wskazać. Nie narzekam. Jestem zadowolony z tego, co mamy i nauczony pracy w skromnych warunkach, do czego przyzwyczaiłem się w Skrze Częstochowa i Wigrach Suwałki. Bez przepychu można robić duże rzeczy.
O co teraz gra Warta?
Jeszcze gramy o to, żeby zdobyć czwórkę z przodu. Jak dorobimy siedem punktów, spojrzymy w terminarz, tabelę i być może wtedy zostaną postawione nowe cele, np. skończyć sezon w pierwszej dziesiątce bądź ósemce. Nauczyłem się pokory. Dlatego, jeśli ktoś powie, że jak zdobyliśmy 33 punkty w 23 meczach, to kolejne siedem w jedenastu spotkaniach będzie równie proste. Nie mam co do tego przekonania. Pamiętam sezon 2019/20 i dziesięć porażek z rzędu Wisły Kraków, więc do wszystkiego podchodzimy z pokorą. Musimy wygrać jeszcze trzy mecze, by myśleć o spokojnym utrzymaniu. I nie musi to być prosta sprawa.
Od zmywaka i mieszkania z PRL-u do ligowej czołówki. Historia Jana Grzesika
Czy był pan zaskoczony rozmiarami zwycięstwa nad Koroną?
Warta nie słynie z wyników jak 5:1, ale nie byłem zaskoczony tym, że moi piłkarze strzelają gole. W tej rundzie znajdujemy się w czołowej piątce najczęściej trafiających drużyn Ekstraklasy. Dużo czasu zaczęliśmy poświęcać na atak pozycyjny. Skupiamy się na tym, żeby nasza drużyna była przede wszystkim monolitem w obronie. Mieliśmy trudne wejście w sezon. W czterech meczach straciliśmy osiem bramek, więc musieliśmy najpierw ogarnąć się z tyłu, by zająć się później atakiem i stałymi fragmentami, na co przyszedł czas zimą. Krok po kroku idziemy do przodu. Chcę przejść w fazę bardzo indywidualnych treningów z moimi piłkarzami, by poprawiali swoje deficyty i prezentowali mocne strony, bo na razie koncentrujemy się na drużynie i działaniach grupowych.
A propos pójścia do przodu w sposobie grania. Zaintrygowały mnie scenki z programu „Piłkarze na podsłuchu” z meczu Warty ze Śląskiem. W trakcie spotkania były spory między pańskimi zawodnikami, co mają teraz robić: atakować, rozgrywać, bronić, grać zachowawczo. Dyskusje prowadzili m.in. Dawid Szymonowicz i Miłosz Szczepański. Czy po tym meczu mieliście we własnym gronie burzę mózgów, w którą stronę chcecie iść? Bo nie ma co ukrywać. Zwycięstwo nad Śląskiem było jednym z najbrzydszych w tym sezonie, bez podziału na drużyny.
Plan na ten mecz mieliśmy taki, żeby w pewnych fazach grać atakiem pozycyjnym, robić przewagę na lewej stronie Śląska, z tego też strzeliliśmy gola. Natomiast wiedzieliśmy, że po zdobyciu bramki chcemy się wycofać. Fajne są takie dyskusje i potrzebuję takich piłkarzy jak Szymonowicz i Szczepański. Gdy chcę bronić, zgadzam się ze zdaniem Dawida i ściągam Miłosza, a gdy ruszamy do ataku, mówię Dawidowi, że zaraz go zmienię. To oczywiście żart, ale dobrze, że pojawiają się takie rozmowy. Pewnie na miejscu Miłosza też byłbym poirytowany, że tak nisko się cofamy, gdy prowadzimy w spotkaniu. Doszło do wielu zmian. Mieliśmy swoje problemy personalne i finalnie, gdy na boisko wprowadziłem kolejnych dwóch stoperów, a ich liczba wzrosła do sześciu, z pełnym przekonaniem dałem znać, że chcemy ten mecz zabić, bo z przodu Śląska biegał tylko Exposito.
Ma pan dużą satysfakcję z odbudowy Miłosza Szczepańskiego?
Tak. Ma wielkie umiejętności. Wciąż może jeszcze dużo w piłce osiągnąć. Miałem okazję trenować z jego bratem i wiem, że mają coś w sobie, co ciężko wypracować. Niebywały zmysł do gry kombinacyjnej i jej wizję. Jego brat był świetnym zawodnikiem, ale na poziomie I i II ligi. Był tam nietuzinkowym zawodnikiem, a Miłosz potrafi robić to samo, co on, tylko jeszcze szybciej, dlatego trafił do Ekstraklasy. Jesteśmy takim klubem, który daje drugą szansę. Dobrze, że takie ekipy jak Warta istnieją, bo można się odbudować i wypromować, czego jestem dobrym przykładem.
Dlaczego Warta znów zmieniła właściciela? Przedstawiamy kulisy
W pierwszym sezonie Warty po powrocie do Ekstraklasy podobnie mówiło się o podejściu do finału sezonu. Najpierw utrzymanie, potem pomyślimy, co dalej. Skończyło się na świetnym wyniku i zajęciu miejsca w czołówce. Gdyby udało się to powtórzyć, Warta dałaby radę jako klub zrobić spory skok do przodu pod względem finansowym, organizacyjnym, infrastrukturalnym i sportowym?
Uważam, że w klubie pracuje wiele kompetentnych ludzi. Patrząc na asystentów trenera Piotra Tworka, którzy pracują obecnie ze mną, nie zadziwia mnie piąte miejsce, zajęte wtedy przez Wartę. Wykonują fantastyczną robotę. Ta pozycja była jednak bardzo zaskakująca i szczęśliwa. Myślę, że za okres mojej pracy drużyna również znajduje się wysoko.
Piąte miejsce.
No właśnie, dlatego wydaje mi się, że klub nie powinien schodzić ze swojej ścieżki. Chciałbym, by wyższe miejsce w lidze, przynosiło klubowi większe finanse, co przerodziłoby się w wyższe pensje i premie dla zawodników oraz trenerów. Wiązałoby się to ze stworzeniem jeszcze lepszych warunków do pracy. Sprawy infrastrukturalne nie leżą w moich kompetencjach i trudno mi się o nich wypowiadać. Tematy się toczą. Widziałem plan nowego stadionu. Mogliśmy pobawić się w Simsy i zburzyć kilka ścian, a następnie kilka kolejnych dobudować. Na pewno długo zajmie, by się to urzeczywistniło. Uważam, że schodzenie z tej drogi nie byłoby dobre. Wzięcie kogoś do odbudowania, ściągnięcie młodego zawodnika na mocy transferu definitywnego, wypożyczenie zawodnika do sprawdzenia, czy danie szansy trenerowi spoza karuzeli to właściwa droga dla Warty.
Jeszcze jedna kwestia: Enis Destan. Czy możemy się spodziewać po nim czegoś więcej?
Szukaliśmy napastnika, który pomoże nam podczas okresu dochodzenia do zdrowia Adama Zrelaka. Gdy urazu doznał Milan Corryn, musieliśmy radzić sobie bez snajpera. W szybkim tempie ściągano Enisa. To młody chłopak, dlatego potrzebował dużo czasu, żeby się zaaklimatyzować. Po zimowym obozie dostrzegam u niego duży progres, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne i taktyczne. Nie ma co jednak ukrywać, Adam znajduje się obecnie na lepszym poziomie od Enisa. Choć nie ukrywam, że Enis może nam w tym sezonie jeszcze pomóc. W najbliższych meczach pojawi się na boisku. Na treningach strzela mnóstwo goli, ale w meczach ligowych ma w sobie jakąś nieśmiałość. Myślę, że może udowodnić jeszcze, że jest w stanie dać coś ekstra Warcie. Jednak dopóki zdrowy będzie Adam Zrelak, to on będzie grał. Bez niego mielibyśmy mniej punktów.
WIĘCEJ EKSTRAKLASIE:
- Dyskusje o sędziach robią się dziwne
- A może Frankowski powinien odpocząć od meczów Legii i 17 innych zespołów Ekstraklasy?
- 41 scen z życia Lechii Gdańsk. Przy wieloletnim bałaganie spadek nie będzie sensacją
Fot. Newspix