Choć UFC nieco przespało promocję tej gali, to kartę główną UFC 284 oglądało się doskonale. W walce wieczoru zmierzyło się dwóch mistrzów – król kategorii piórkowej Alexander Volkanovski i mistrz dywizji lekkiej Islam Machaczew. Dla Australijczyka to była szansa, by przejść do historii i zostać piątym podwójnym mistrzem federacji. Rosjanin walczył o miano numeru jeden w rankingach bez podziału na kategorie wagowe. Ostatecznie po bardzo zaciętej walce tytuł obronił Machaczew i w przyszłym tygodniu wskoczy prawdopodobnie na pierwsze miejsce w rankingu pound-for-pound.
Jest coś ekscytującego w takich walkach. Rzadko zdarza się, by mistrzowie UFC próbowali atakować inne kategorie wagowe. Do tej pory tylko czterech zawodników najlepszej federacji świata zdobywało pasy dwóch różnych dywizji. Nunes, McGregor, Cormier i Cejudo – mówimy tutaj o ścisłym topie w historii całego MMA. Mistrzem (lub mistrzynią w przypadku Nunes) dwóch kategorii wagowych nie zostaje się przez przypadek. Nie wystarczy być dobrym, bardzo dobrym czy wyśmienitym. Trzeba być jednym z najlepszych w historii.
Alex Volkanovski wydawał się człowiekiem, który faktycznie może dołączyć do tego grona. To zawodnik z nutą showmaństwa, facet kochający rozbudzać tłumy, ale i bardzo przekrojowy zawodnik MMA. Wszyscy pamiętamy próbę ataku kategorii półciężkiej przez Israela Adesanyę, która została zastopowana przez Jana Błachowicza. Nigeryjczyk odbił się od zapasów Polaka, nie był w stanie niczego zrobić w momencie, gdy wylądował na plecach. A Volkanovski mierzył się już ze znakomitymi stójkowiczami (i rozniósł Maxa Hollowaya), ale i potrafił wychodzić z ekstremalnie trudnych pozycji w starciu z Brianem Ortegą. Ułożył sobie kategorię piórową u stóp, potrzebował nowych wyzwań, więc dla Australijczyka atak na pas kategorii lekkiej był nie tyle ekstrawagancją i próba popisania się, a naturalnym ruchem w karierze.
Z kolei Machaczew walczył nie tylko o pierwszą obronę pasa kategorii lekkiej po tym, jak wygrał mistrzostwo dywizji w zeszłym roku po starciu do jednej bramki z Charlesem Oliveirą. Walczył też o tytuł najlepszego zawodnika UFC bez podziału na kategorię i o… uwiarygodnienie się. To naprawdę przedziwna sytuacja, gdy mistrz być może najsilniej obsadzonej dywizji musi się uwiarygadniać, ale wciąż nie brakowało krytyków, którzy wyciągali mu fakt, że do tej pory wygrał tylko dwa starcia z obecnym TOP10 kategorii lekkiej. Czyli z Carukjanem i wspomnianym Brazylijczykiem. Wygrana z Volkanovskim miała sprawić, że nikt nie będzie nazywał go “Chabibem dla ubogich” czy gościem, który do walki z Oliveirą wszedł tylnymi drzwiami. Inna sprawa jest taka, że skoro Brazylijczyk wyczyścił top dywizji, a Machaczew rozbił go tak łatwo i tak szybko, to naprawdę trudno polemizować z jego dominacją w kategorii lekkiej.
I czy po 25 minutach wojny Machaczewa z Volkanovskim rozwiane zostały mity na temat Dagestańczyka? Pewnie nieprzekonani pozostaną na swoich stanowiskach. Aczkolwiek nie da się polemizować z tym, co zobaczyliśmy na kartach sędziowskich. A te jednoznacznie wskazały na zwycięstwo Rosjanina (48-47, 48-47, 49-46). Nawet jeśli Machaczew słabł z każdą rundą, a “The Great” się rozkręcał i nawet jeśli bardziej efektowny był Australijczyk, to ostatecznie w górę poszła ręka Dagestańczyka.
Zaskakująco dobrze wychodziła Volkanovskiemu obrona zapaśnicza. Mówiło się, że Machaczew w przeszłości rzucał na treningach Lukiem Rockholdem, zawodnikiem kategorii średniej i półciężkiej, a dagestańskie zapasy są przecież czymś takim, jak szwajcarskie zegarki czy niemieckie samochody. Znak jakości Q. Ale mistrz kategorii piórkowej skutecznie bronił obaleń i wyjątkowo gładko wychodził z pozycji, w których mógł zostać zdominowany. Nawet gdy w czwartej rundzie wylądował w parterze z Machaczewem na plecach i zapiętym body-lockiem, to i tak… bił go ciosami za siebie przez cztery minuty, a przeciwnik nie był w stanie choćby raz poszukać próby poddania.
Machaczew jednak zaimponował w stójce. Widać, że na tym polu rozwija się z walki na walkę i dzisiaj pomagały mu warunki fizyczne, ale i moc. W pierwszej rundzie poważnie zachwiał Volkanovskim, kilkukrotnie sążnie trafił lewym hakiem, skutecznie bił prawym prostym. Pokazał bardzo wyraźnie, że skoro w zeszłym roku był w stanie usadzić na tyłku Oliveirę, a dziś był w stanie kruszyć Volkanovskiego, to zamykanie go w klatce “świetny zapaśnik, przeciętny stójkowicz” jest bardzo, ale to bardzo mylące.
Pewnie nie zabraknie osób, które wolałyby na tronie Volkanovskiego, ale fani MMA mogą czuć się zadowoleni. Dostali kolejne tematy do rozmów. Czy cztery minuty kontroli zapaśniczej powinny być punktowane wyżej niż cztery minuty mało ważących ciosów za siebie w parterze (runda czwarta)? Czy gdyby w walkach mistrz kontra mistrz byłaby szósta runda, to Volkanovski przełamałby Machaczewa? Czy gdyby Volkanovski poszedł do dywizji lekkiej, gdy mistrzem był Oliveirą, to ograłby Brazylijczyka? Czy zabieranie Volkanovskiemu numeru jeden w rankingach bez podziału na kategorię po takiej wojnie jest zasadne?
Ciekawi nas też to, co UFC zrobi dalej z tą dwójką. Rewanż byłby rarytasem dla widzów, ale dywizja piórkowa i lekka są zbyt mocno obsadzone, by móc dalej blokować pozostałych zawodników z rankingu. Kolejne wielkie zwycięstwo odniósł dziś Yair Rodriguez w co-main evencie – poddał Josha Emmetta po tym, jak spektakularnie rozbił go w stójce i zdobył tymczasowy pas dywizji piórkowej. A w lekkiej na swoje kolejne szanse czekać będą Poirier, Gaethje, Oliveira czy rzecz jasna Dariush.
Jedno jest pewne. Machaczew obronił pas po raz pierwszy i pewnie w poniedziałek zobaczymy go na pierwszym rankingu w zestawieniu pound-for-pound. Volkanovski wygrał respekt i udowodnił, że nadal jest absolutnie czołowym zawodnikiem pod kątem dostarczania emocji. A my dostaliśmy kolejny dowód na to, że mało jest tak ekscytujących rzeczy w topowym MMA, jak walki mistrz kontra mistrz.
WIĘCEJ O UFC:
- Jazda po pijaku, doping i wiele innych, czyli Jon Jones i wszystkie jego odpały
- Rasista, człowiek Trumpa i świetny zapaśnik. Colby Covington, zły chłopiec UFC
- Gdzie jest sufit Mateusza Gamrota?
- Dana White. Oto najpotężniejszy człowiek w świecie MMA
- Israel Adesanya – błąd w Matrixie, postać z kreskówki, pan żywiołów
- UFC a sprawa rosyjska, czyli brudne związki gwiazd MMA z Kadyrowem i Putinem