Reklama

Stoch w dołku, ale jest plan naprawczy. Czy Kamil powalczy o medale MŚ?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

10 lutego 2023, 19:04 • 13 min czytania 1 komentarz

Kamil Stoch w 2023 roku zdawał się łapać formę i powoli zbliżać do podium. Nawet jego reakcje na skoki i wypowiedzi po kolejnych konkursach świadczyły o tym, że ustabilizował swoje próby na poziomie, na którym mu zależało. Brakowało tylko kilku metrów, by po raz kolejny w karierze stanął na podium zawodów Pucharu Świata. W pewnym momencie wszystko się jednak posypało. Tak bardzo, że przed drugim konkursem w Willingen nie przeszedł nawet kwalifikacji. Kamila nie zobaczymy więc w Lake Placid, a zamiast tego będzie harować na treningach w Zakopanem.

Stoch w dołku, ale jest plan naprawczy. Czy Kamil powalczy o medale MŚ?

Co jest przyczyną gorszej formy naszego mistrza? Jak ją odbudować? I czy warto, by pojawił się za tydzień w Rasnovie, czy też robił już wszystko z myślą o mistrzostwach świata w Planicy, które muszą być dla niego w tym sezonie głównym celem? Spróbujmy odpowiedzieć na te pytania.

Już było świetnie…

Pierwszą część sezonu Stoch miał stosunkowo słabą, a nie pomagał mu też pech. Dyskwalifikacja w Wiśle, częsta walka z warunkami, gorszy występ w Titisee-Neustadt, a nawet w Engelbergu, gdzie przecież uwielbia skakać – to one przykuwały uwagę. Choć równocześnie i w Niemczech, i w Szwajcarii był w stanie wejść też do czołowej „10”. Jego forma falowała, nie było w tym żadnej regularności. Świetne skoki potrafił przeplatać znacznie gorszymi.

Aż w końcu przyszły mistrzostwa Polski, rozgrywane tuż przed świętami. W teorii impreza niezbyt ważna. Dla Stocha okazała się jednak niezwykle istotna.

Reklama

Na starcie zabrakło wtedy Dawida Kubackiego, który pojawił się w Wiśle, ale nie czuł się najlepiej. Faworytem pod jego nieobecność był Piotr Żyła. Ale złoto zgarnął ostatecznie Kamil Stoch. Z Żyłą wygrał o pół punktu, ale zaimponował zdecydowanie najbardziej, bo w pierwszej serii huknął aż 138(!) metrów – o 11 metrów dalej od wicemistrza i o ledwie metr mniej od rekordu obiektu, należącego do Stefana Krafta.

– Cieszę się, że udało mi się zrealizować zadanie, jakie postawił przede mną trener. Największą nagrodą były dla mnie jego pochwały za skoki i z tego jestem zadowolony. Wynik w konsekwencji tego wszystkiego też był dobry. […] Taki rezultat jest dla mnie pozytywny pod względem tu i teraz oraz tego, co czeka mnie w najbliższej przyszłości – na treningach, potem w kwalifikacjach. Nie nastawiam się na wyniki. Dla mnie najważniejsze jest to, by każdy kolejny skok był dobry jakościowo – mówił nam wtedy Kamil.

Co jednak najważniejsze – i on, i Thomas Thurnbichler podkreślali, że przyczynę gorszych skoków Kamila udało się znaleźć na treningu, który odbyli dzień wcześniej w Zakopanem. Jedna sesja wystarczyła, by wprowadzić coś, co zadziałało pozytywnie. Efekty były widoczne gołym okiem i w kolejnych tygodniach. Stoch przez siedem kolejnych konkursów nie wypadł z najlepszej „10”. Był kolejno: 9., 9., 5., 6., 7., 4. i 8.

Gdy w Sapporo kończył rywalizację tuż za podium, Kacper Merk – przeprowadzający wywiady pod skocznią na antenie Eurosportu – stwierdził nawet, że „jak zna Kamila, to ten pewnie czuje niedosyt”. Ale jednak nie tym razem. Sam Stoch twierdził, że jego skoki jeszcze nie były idealne, poziom zawodów wysoki, ale przez to czuje, że gdy dopracuje wszystko w stu procentach, to będzie w stanie walczyć z najlepszymi zawodnikami w sezonie.

W dodatku wszystko to – nie po raz pierwszy w tym sezonie – mówił ze sporym uśmiechem na ustach. A w przeszłości nie była to u niego norma, jeśli rywale byli lepsi i nie stawał na podium. Zdawało się, że tym razem, wraz z przyjściem dobrej formy, dobrze ukierunkował też swoją ambicję – nie na to, by od razu wygrywać, ale by krok po kroku zbliżać się do upragnionego podium.

Reklama

– Ten [świąteczny] czas mogłem poświęcić na przewartościowanie swoich celów. Obecnie skupiam się już na tym, co robię tu i teraz, czerpię radość z każdego skoku. W tym sporcie wiele zależy od głowy. Pracujemy cały rok, technicznie te skoki są ulepszane, widać w nich poprawę. Musiałem być mentalnie gotowy na to, żeby otworzyć się na kolejne wyzwania i odblokować pewną energię, która we mnie drzemała albo się zastała i której nie mogłem uwolnić – mówił po konkursie w Bischofshofen, gdzie był szósty.

Że to jedyna droga do powrotu na podia, wskazywał też Thomas Thurnbichler, który podkreślał, że Kamilowi potrzebne jest zadowolenie ze swoich skoków, pozytywna energia i cierpliwość, a wraz z nimi – rosnąca pewność siebie. Wszystko to u Stocha zaczęło się zgadzać. Ponoć nawet jeszcze po powrocie z Sapporo doskonale prezentował się na treningach.

A potem nagle całe jego skoki się posypały.

Skomplikowało się na lotach

Skocznie mamucie nie wybaczają błędów. Kamil Stoch przekonał się o tym w Bad Mitterndorf. Co prawda jego 17. i 19. miejsce nie były jeszcze tragedią, ale niektóre skoki świadczyły o tym, że forma Polaka znów zaczęła falować. W pierwszym konkursie Stoch osiągnął 186.5 oraz 203 metry. I sam nie ukrywał, że takim występem jest rozczarowany. Nie tylko dlatego, że był w drugiej dziesiątce. Znacznie bardziej chodziło o to, że próby, które oddawał, znów zaczęły wyglądać gorzej.

Jest to coś, czego nie potrafię wytłumaczyć. Gdzieś się pogubiłem technicznie i nie mogę tego znaleźć. Wiadomo, że jak nic nie działa, to musi być kontrola. Nie możesz puścić tego luźno, skoro nie jesteś pewien, czy to będzie działać. A ja teraz nie jestem tego pewien. Zatraciłem gdzieś dobrą bazę i teraz nie potrafię tego znaleźć – mówił tuż po konkursie na antenie Eurosportu.

Drugi dzień tylko potwierdził jego słowa. Choć na koniec rozmowy po pierwszym konkursie mówił, że postara się odnaleźć klucz do dobrego skakania, to przed niedzielą nie udało mu się tego zrobić. A tydzień później, w Willingen, było jeszcze gorzej. Pierwszy konkurs? Dwa skoki na 127 metrów i 25. miejsce. Dzień później z kolei… na skocznię w konkursie Stoch w ogóle nie poszedł. W kwalifikacjach zajął bowiem 51. miejsce.

Mówiłem o tym już w Kulm, coś bardzo niedobrego stało się z techniką. Szukamy klucza, by odwrócić te skoki. Dziś zdecydowaliśmy się na ekstremalny ruch, coś zupełnie innego. Miałem czuć się ekstremalnie w pozycji i trakcie odbicia z progu, wóz albo przewóz. Na sam koniec ryzyko należy do mnie, nie było innego wyjścia. […] Nie cierpię stagnacji i skakania dla samego skakania. Chcę robić coś dobrze. Dzisiaj to nie zadziałało i wiem, że nie wykonałem wszystkiego, tak jak powinienem. Gdybym te ekstremalne rozwiązania wprowadził odpowiednio, to by zadziałały. Dziś nie sprostałem trudnemu zadaniu, mimo że próbowałem – opowiadał pod skocznią.

Co było jego problemem? Eksperci twierdzą, że problemy zaczynają się już właściwie w momencie, gdy odpycha się z belki, ze względu na złe ułożenie pozycji najazdowe. Ma za nisko biodra, źle przesuwa tym samym środek ciężkości. A potem to już idzie za tym wszystko, co tylko może. Dokładając do tego na przykład fakt, że Kamil nigdy nie był najlepszy w trafianie idealnie w próg, no to nie ma z czego odlecieć. Po prostu.

Cała ta sytuacja to skoki narciarskie w najczystszej postaci – twierdzi Jakub Kot, były skoczek, dziś trener i ekspert telewizyjny. – Przy okazji Turnieju Czterech Skoczni wydawało się, że Kamilowi został już tylko krok do podium. Skoki tak działają – w miesiąc może się wszystko posypać, ale i w miesiąc można to odbudować. Czasem trudno to nawet wytłumaczyć. Bo nie da się odmówić Kamilowi chęci do pracy czy determinacji. Problem jest tu taki, że gdy pilnujesz jednej rzeczy i ona działa, to w tym czasie trzy inne mogą przestać i trzeba zwrócić na nie uwagę. I tak w kółko. Kiedy jesteś w formie, jaką aktualnie ma Halvor Egner Granerud, to wygląda to trochę inaczej, wszystko robisz wtedy płynnie, na luzie, z wielką pewnością siebie. Kiedy jednak pojawia się jakiś problem, to wchodzi kontrola, a jak jest kontrola, to jest też brak swobody. Występuje efekt domina. Widać było po Kamilu, że skoki przestały mu w ostatnich konkursach sprawiać przyjemność. On chce wygrywać, miejsca w „30” go nie satysfakcjonują.

Ambicja Kamila to cecha dobra i… w pewnym sensie zła. Nie na co dzień, oczywiście, ale w takich właśnie sytuacjach. Stoch momentami szybko się frustruje, bo chciałby być na szczycie. Albo przynajmniej blisko niego. A to nie zawsze wychodzi.

– Totalnie nie interesuje mnie zamykanie punktowanej „30” Pucharu Świata. Nie interesuje mnie miejsce w „20”. W czołowej „10” fajnie być, ale to też nie jest mój cel. Chcę być najlepszy. Po to haruję, wylewam pot na treningu i podporządkowuję temu całe życie, żeby wygrywać. To mnie cieszy, podobnie jak podnoszenie rąk i euforia po udanym skoku, kiedy mogę radować się z sukcesu. Cały czas poszukuję rozwiązania. W pierwszej połowie sezonu byłem bardzo zapobiegawczy. Musiałem trzymać się w ryzach i blokować, by nie dawać ambicjom pola do popisu. Znam sens tego wszystkiego. Wiem, że muszę skupić się na swoich zadaniach, a potem są ambicje i cele wynikowe, ale nie zawsze się tak da. Bardzo chcę i wydaje mi się, że to pozytywna cecha – mówił sam zainteresowany na łamach skijumping.pl.

Pytanie, jakie zadawano sobie po Willingen brzmiało: co zrobić, by trzykrotny mistrz olimpijski mógł ponownie myśleć o skokach w okolice podium?

Plan naprawczy

Decyzja została podjęta szybko – Kamil Stoch nie poleciał z pozostałymi polskimi skoczkami na konkursy do USA, w Lake Placid. Zamiast tego skierował się do Polski. – Już przed zawodami [w Willingen] rozmawialiśmy o tym, że jest taka możliwość. Kamil miał jednak powalczyć jeszcze na skoczni i sam tego chciał. Po konkursie podjęta została decyzja, że na razie Stoch zostanie w domu. Będzie odpoczywał, a gdy będzie w pełni świeży mentalnie i fizycznie, ponownie rozpoczniemy cały proces – mówił Thomas Thurnbichler w rozmowie z portalem SkiJumping.

Sam Stoch powtarzał, że wierzy, iż taka przerwa da efekty. I podkreślał, że potrzebna mu chwila oddechu. Łatwo więc się domyślić, że chodziło nie tylko o to, by wyeliminować popełniane przez niego błędy, ale też żeby odpoczął psychicznie, bo narastające zniechęcenie własnymi występami nie pomaga w pracy nad poprawą jakości skoków.

– Trzeba sobie uświadomić, że każdy sportowiec – niezależnie od dyscypliny – pracuje nie tylko ciałem, ale też głową – mówi Kot. – Kamil chyba najczęściej to powtarza. Warto uświadomić ludziom, że bardzo dużo wysiłku kosztuje go koncentracja, praca mentalna. Po weekendzie skoków, trwającym od piątku do niedzieli, gdy nie ma rezultatów, głowa jest paskudnie zmęczona. Odcięcie się od tego środowiska – przejazdów, treningów i skoków, gdy jesteś w dołku – jest dobre. Gdy narasta irytacja i masz dość, dobrze zrobić wówczas coś innego, żeby zyskać głód rywalizacji.

Plan na doprowadzenie Kamila Stocha do formy? Po pierwsze, wspomniany odpoczynek. Od kwalifikacji przed drugim konkursem w Willingen (5 lutego), aż do poniedziałku (13 lutego) trzykrotny mistrz olimpijski ma nie pojawić się na skoczni. Ba, do dziś w ogóle nie trenował. Zamiast tego odpoczywał, spędził czas z rodziną. Wietrzył głowę. Trenerzy w porozumieniu z nim uznali, że to potrzebne. A rację przyznali im choćby Adam Małysz czy Apoloniusz Tajner, czyli obecni Prezes PZN oraz Honorowy Prezes PZN.

Podjęto właściwą decyzję – mówił drugi z nich w rozmowie z „Faktem”. – Zapadła ona we właściwym czasie, bo mamy trzy tygodnie do mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Planicy, a to dobry moment na taki manewr. Dwa tygodnie to byłoby już za mało. Teraz Kamil będzie mógł odpocząć, nabrać świeżości, pobyć z rodziną, odbyć kilka spokojnych treningów na skoczni. Po powrocie może być zupełnie innym zawodnikiem.

Dziś Kamil odbył pierwsze zajęcia po kilku dniach przerwy, ale na razie poza skocznią. W treningu pomagał mu Zbigniew Klimowski, jeden z jego pierwszych trenerów w karierze, w przeszłości asystent kilku kolejnych trenerów polskiej kadry.

– Obaj dużo tych wspólnych treningów nie powinni odbyć, bo po weekendzie wrócą już Thomas i Wojtek Topór [tak zwany trener bazowy w ośrodku podhalańskim – przyp. red]. Współpraca z Klimowskim to jednak dobry pomysł. W zeszłym roku w podobnej sytuacji był totalny chaos, trudno było wybrać, z kim Kamil miałby trenować. Teraz, gdy nastąpiła szybka korekta planu, Kamil wrócił do trenera bazowego i to wielka zaleta ich powołania. Normalnie byłby to trener Topór, ale on poleciał do USA. Latem jednak razem z nim trenował właśnie Klimowski. Jak akurat nie było Thomasa, to właśnie Topór i Klimowski prowadzili treningi. Dla Kamila to nie jest więc nowość, miał z tym trenerem styczność w lecie, wraca do niego. Wydaje się, że to zaleta baz, które stworzył Thomas – mówi Kot.

Sam Stoch już wczoraj na Instagramie napisał, że kilka dni wystarczyło, by zaczął tęsknić za skokami. Miejmy nadzieję, że ta tęsknota przekuta zostanie w naprawdę dobre próby. Bo jest jeszcze o co w tym sezonie powalczyć.

Cel: Planica

Dekadę temu Kamil Stoch zdobył swoje jedyne złoto mistrzostw świata w rywalizacji indywidualnej. Cztery lata później dołożył takie w drużynie. A przed czterema sezonami był srebrny w szalonym, wygranym przez Dawida Kubackiego, konkursie w Seefeld. Do tego dochodzą trzy brązowe medale zdobyte z kolegami. Jak na siłę naszej drużyny w ostatnim dziesięcioleciu, a do tego klasę samego Kamila… to mimo wszystko niewiele.

W Planicy Polak na pewno chciałby coś do tego dorobku dołożyć. Nawet jeśli nie indywidualnie, to przy Kubackim i Żyle w dobrej formie, nasi skoczkowie mogą ugrać wiele drużynowo. O ile tylko Stoch – i czwarty skoczek, najpewniej Paweł Wąsek lub Aleksander Zniszczoł – będą w stanie skakać na swoim najlepszym poziomie.

Warto tu zadać sobie jednak pytanie, czy w takim razie Kamil w ogóle powinien jechać do rumuńskiego Rasnova, gdzie Puchar Świata zagości za tydzień? W końcu odbędzie się tam tylko – i to na skoczni normalnej – ledwie jeden konkurs indywidualny, poza nim skoczkowie poskaczą w duetach. Może lepiej byłoby więc trenować w Zakopanem do oporu? W końcu Rumunię odpuści sobie nawet Halvor Egner Granerud.

– Pytanie, jak Kamil będzie się spisywać na treningach. Nie siedzę w głowie trenera Thurnbichlera, ale dla Stocha głównym planem w tej chwili musi być Planica. Może jechać do Rumunii, ale dużo w Pucharze Świata już nie ugra. A że zaraz po Rasnovie są mistrzostwa świata, to najbardziej prawdopodobną opcją dla mnie jest, że Kamil powróci dopiero tam, przygotowany mentalnie i fizycznie do walki o medale. Ale jestem też w stanie sobie wyobrazić, że jeśli będzie skakać świetnie na treningach, to zostanie wzięty do Rasnova, by poskakał rywalizując z innymi skoczkami w ramach zawodów najwyższej rangi. Bo treningi swoje, ale rywalizacja w zawodach to coś zupełnie innego – mówi Jakub Kot.

Cały ten kryzys Stocha i wymuszona przerwa w startach przywodzi na myśl poprzedni sezon. Zresztą on sam o tym wspominał. Wtedy wycofany został już w trakcie fatalnego dla siebie Turnieju Czterech Skoczni. Na treningach zaczął łapać znakomitą formę, ale przydarzyła mu się kontuzja kostki i przerwa się przeciągnęła. Dopiero na igrzyskach w Pekinie – a więc imprezie docelowej – zdołał zaliczyć dwa świetne konkursy. Nie stanął co prawda na podium, ale jego 6. i 4. miejsce oceniono bardzo pozytywnie. Zwłaszcza, że przez cały sezon PŚ tylko raz zdołał wspiąć się wyżej, niż w drugim z tych przypadków – był trzeci w Klingenthal, jeszcze przed początkiem swojego kryzysu.

Kto wie, może w tym sezonie przerwa znów okaże się kluczem?

– Chodzi o to, by na chwilę się od tego wszystkiego odłączyć, ale to nie będzie łatwe. Nie potrafię zapomnieć o skokach. Kocham to, co robię, a najbardziej uwielbiam, kiedy robię to dobrze. Postaram się jednak od tego wyłączyć i ruszyć od nowa. Nie całkowicie, bo nie muszę znowu budować dyspozycji i dźwigać ciężarów. Wszystko jest w moim ciele, ale trzeba puścić tamę niedobrych emocji, stresu i blokad. Niech to przepłynie i to powinno odblokować świeżość, radość i dobre skoki – mówił Stoch w rozmowie ze skijumping.pl.

Takie przerwy w jego karierze funkcjonowały i dawniej. W sezonie 2012/13 po słabych pierwszych konkursach Pucharu Świata Łukasz Kruczek i Stoch zdecydowali się odpuścić próbę przedolimpijską w Soczi. Efekt był taki, że Kamil tydzień później, w Engelbergu, wskoczył na drugie miejsce. W kolejnym sezonie z kolei wycofano Stocha z zawodów w Sapporo, tuż przed igrzyskami w Soczi. Co stało się potem – wszyscy pamiętamy doskonale.

Apoloniusz Tajner lubił określać takie działanie i jego efekt słowem „superkompensacja”. Sam zresztą stosował to w pracy z Adamem Małyszem, choćby przed mistrzostwami świata w 2003 roku. Małysz odpoczywał też przed igrzyskami w Vancouver. Działało. Pozostaje liczyć, że i w tym sezonie, w przypadku Stocha, okaże się to kluczem. Tym bardziej, że – jak pokazuje ranking ELO skoków, stworzony przez Andrzeja Żurawskiego i Adama Kobyłkę – w styczniu Stoch obniżkę formy (oczywiście na różną skalę) łapał w większości sezonów, odkąd należy do światowej czołówki.

A od drugiej połowy lutego często bywało znacznie lepiej. Liczymy, że ta zima nie będzie wyjątkiem.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Czytaj też: 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

1 komentarz

Loading...