Przez całą rundę jesienną Ekstraklasy zbieraliśmy dane, które liga przesyłała zainteresowanym w specjalnych raportach. Na podstawie informacji ze 146 meczów pierwszej części sezonu (w przypadku sześciu brakuje danych, jeden został przełożony) przedstawiamy zestawienie dotyczące tego, jak się biega w polskiej lidze.
– Samo bycie na boisku, samo bieganie, nic nie da. Musisz biegać intensywnie, musi to być zaplanowane – mówił nam Kamil Kuzera, gdy rozmawialiśmy w Turcji o jego pomyśle na Koronę Kielce. Nad poprawą przygotowania fizycznego pracowali także piłkarze Radomiaka Radom, z kolei sztab Widzewa Łódź przyznawał, że zespół dużo biega, ale może biegać lepiej, czytaj: na wyższej intensywności.
Można to wszystko uznać za banały, bo w końcu każdy w okresie przygotowawczym pracuje nad zbudowaniem siły i wytrzymałości na resztę rundy. Zanim zobaczymy efekty tej pracy, warto przyjrzeć się temu, jak bieganie w Ekstraklasie wyglądało jesienią.
Trenerzy przygotowania fizycznego o kulisach swojej pracy
Jak się biega w Ekstraklasie? Analiza raportów fitness
Na początku był przebiegnięty dystans. To nim interesowali się kibice i eksperci, którzy z braku dostępności innych danych wyciągali wnioski z suchej liczby kilometrów, które w trakcie meczu pokonała cała drużyna. Z czasem – a przede wszystkim z rozszerzeniem pakietu informacji zawartych w raportach fitness – świadomość środowiska rosła. Coraz więcej osób zaczęło mówić o tym, że nie sam stan licznika jest ważny, a to, co się za nim kryje. Bardzo często widzimy zespoły, które wyglądają lepiej pod względem liczby przebiegniętych kilometrów, ale to rywale odnotowali więcej sprintów, co jest istotną różnicą.
Intensywność biegania poszczególnych ekip to rzecz jasna sprawa powiązana nie tylko z przygotowaniem fizycznym drużyny, ale też ze stylem gry zespołu czy profilem zawodników. Piast Gliwice oparł skład o piłkarzy, którzy nie są wybitnymi szybkościowcami, więc nie dziwi, że plasuje się w ogonie rankingów fitness. Lech Poznań jakościowo ma skład, który nie odbiega od jedenastki Rakowa Częstochowa, ale w zestawieniu sprintów obydwie drużyny dzieli przepaść. Nie dlatego, że „Kolejorz” nie dojeżdża fizycznie, tylko dlatego, że Raków opiera swoją grę na wysokim pressingu i wybieganiu. Mistrzowie Polski pogodzili ligę z pucharami, więc ciężko zarzucać im problemy z przygotowaniem fizycznym.
Nie jest jednak tak, że intensywność biegania nie ma żadnego przełożenia na wyniki zespołu. Nieprzypadkowo Wisła Płock jest w czołówce zarówno pod względem przebiegniętych kilometrów, jak i sprintów, dzięki czemu finiszowała w czubie tabeli. Cracovia zaliczyła wybitny start rozgrywek, wygrywając trzy pierwsze spotkania bez straty bramki. Wspólny mianownik? W każdym z meczów “Pasy” wykręcały kapitalny wynik pod względem dystansu przebiegniętego sprintem:
- Górnik Zabrze – 2,73
- Korona Kielce – 2,99
- Legia Warszawa – 2,32
Podkręcenie tempa gry okazało się kluczem do zwycięstw. Później biegowe wyniki krakowian spadły, więc i forma zaczęła się wahać. W żadnym ze spotkań dalszej części jesieni drużyna Jacka Zielińskiego nie poprawiła wyników z lipca. Mało tego: w żadnym innym meczu „Pasy” nie okazały się lepsze od rywala pod względem dystansu przebiegniętego sprintem.
„Jeśli nie przygotujesz drużyny do dużej liczby sprintów, nie poradzisz sobie w Ekstraklasie”
Na podstawie danych ze 108 spotkań Ekstraklasy, które zakończyły się wygraną jednej z drużyn, widzimy, że to zespoły, które wygrywały w rubryce sprintów, częściej triumfowały na boisku. 63% procent zwycięstw powędrowało na konto drużyn, które przebiegły większy dystans z prędkością minimum 25,2 km/h. Biorąc pod uwagę wszystkie mecze — także te zremisowane (35) oraz te, w których obydwie drużyny wykręciły taki sam dystans przebiegnięty sprintem (3), lepsi „sprinterzy” zgarniali trzy punkty w 47% przypadków. Najczęściej zwycięstwo w meczu szło w parze ze zwycięstwem pod względem sprintów u tych drużyn:
- Raków Częstochowa – 10 razy
- Pogoń Szczecin – 7
- Lech Poznań, Legia Warszawa, Wisła Płock – 6
Dwa z trzech zwycięstw Miedzi Legnica w Ekstraklasie to właśnie mecze, w których beniaminek zdominował rywala pod względem sprintów. Jeszcze ciekawiej wygląda statystyka Jagiellonii Białystok, która wszystkie cztery wygrane odniosła wtedy, gdy przebiegła większy dystans z prędkością min. 25,2 km/h. Prawidłowość ta potwierdza się także w przypadku ponad połowy wygranych Radomiaka Radom (cztery) i Śląska Wrocław (trzy).
Raz jeszcze dodamy: to nie jest jedyny składnik sukcesu i nie wszystko sprowadza się do szybkiego biegania. W Ekstraklasie jest to jednak istotne, o czym mówił nam Michel Huff, były trener przygotowania fizycznego Radomiaka.
– W meczu nie jest istotne to, jak spacerujesz czy truchtasz, liczy się intensywność i sprinty. W Polsce przez 50-60% gry mamy do czynienia z fazami przejściowymi. Jeśli nie przygotujesz drużyny do dużej liczby sprintów, nie poradzisz sobie w takiej lidze. Ciągle gra się tu „pionowo” – tracisz piłkę i się cofasz, odzyskujesz piłkę, idziesz wyżej. Góra, dół, góra, dół, cały czas.
Można dyskutować, czy Brazylijczykowi udało się to wdrożyć w praktyce, jednak ciężko się spierać co do teorii i postawionej przez niego tezy.
Michel Huff i sekret na przygotowanie zespołu do sezonu
Intensywność biegania w Ekstraklasie vs wyniki w lidze
Lechia Gdańsk, Miedź Legnica, Piast Gliwice, Korona Kielce — te cztery zespoły zamykają tabelę sprintów w Ekstraklasie. Łączy je to, że w tabeli ligowej także oglądają plecy rywali, walcząc o utrzymanie. Co więcej, Lechia i Piast są także na końcu w zestawieniu kilometrów przebiegniętych w szybkim biegu (19,8 – 25,2 km/h). Tak jak Wisłę Płock wymienialiśmy jako przykład drużyny, której dobre przygotowanie fizyczne pomogło wykręcić świetny wynik, tak w przypadku zespołów z Gdańska i Gliwic można postawić tezę, że punkty uciekały im także przez to, że w obydwu przypadkach na boisku po prostu brakowało intensywności. O ile w przypadku Piasta możemy brać poprawkę na profil zawodników, tak Lechia dorzuca kolejny alarm, gdy policzymy procentowy udział szybkich biegów i sprintów w średniej liczbie przebiegniętych kilometrów. Zespół z Trójmiasta jest najgorszy w lidze — to zaledwie 7,25% dystansu.
W Ekstraklasie jest spora grupa drużyn o podobnym potencjale kadrowych, w których przypadku pomysł na grę, przygotowanie taktyczne i fizyczne decyduje o tym, kto idzie w górę, a kto w dół. Pozytywnym przykładem może być Warta Poznań. O atutach trenerskich Dawida Szulczka pisano sporo, jednak warto wyróżnić to, jak intensywnie biega druga siła Wielkopolski. “Duma Wildy” łapie się do grona drużyn, w przypadku których mówimy o minimum 8% całkowitego dystansu przebiegniętego z prędkością minimum 19,8 km/h.
- Wisła Płock – 8,93
- Raków Częstochowa – 8,6
- Jagiellonia Białystok – 8,52
- Pogoń Szczecin – 8,37
- Legia Warszawa – 8,35
- Górnik Zabrze – 8,21
- Lech Poznań – 8,03
- Warta Poznań – 8,00
Warta w ligowej tabeli jest dziewiąta, ale gdy spojrzymy na expected points, powinna być trzecia. Dzięki zestawieniu przewidywanych punktów dostajemy też kolejny argument za tym, że „Nafciarze” świetny wynik zawdzięczają w dużej mierze harówce na boisku — pod względem xP są na piątym miejscu od końca. Odwrotny przykład to Stal Mielec, która biega przeciętnie (ogon pod względem sprintów i szybkich biegów, czwarty od końca wynik procentowy), według expected points powinna być przedostatnia w tabeli, jednak ma dużo szczęścia, nieźle broni i skutecznie wykonuje stałe fragmenty gry, co pozwala jej być znacznie wyżej w rzeczywistej tabeli.
Procentowa zawartość sprintów i szybkich biegów pozwala też zrozumieć, co sztab Widzewa Łódź miał na myśli, doszukując się rezerw w intensywności biegania swoich zawodników. Łodzianie mogą się pochwalić trzecim najdłuższym średnim dystansem/mecz w lidze, jednak są dopiero na dziesiątym miejscu, gdy sprawdzimy, ile w tym wszystkim jest biegów o wyższej intensywności.
Lepiej biegać mniej, ale mądrzej
Nowoczesny futbol wymaga od zawodników coraz lepszych parametrów wytrzymałościowych. Nieprzypadkowo furorę robią dziś potomkowie imigrantów z okolic Paryża, którzy po pierwsze mają naturalne predyspozycje do dłuższego biegania na wysokiej intensywności, a po drugie rozwijają je w dobrych akademiach. To intensywność i tempo sprawiają, że Premier League jest tak atrakcyjna do oglądania i że jest uważana za najlepszą ligę świata. Rafał Buryta, trener przygotowania fizycznego Pogoni Szczecin, zwracał nam kiedyś uwagę, że także ten aspekt stoi za sukcesami polskich piłkarzy we Włoszech.
– Porównując parametry zawodników z ligi polskiej i włoskiej, to w Serie A lub B adaptacja pod względem motorycznym naszych piłkarzy przebiega szybciej niż w, dajmy na to, Bundeslidze.
Bieganie to nie wszystko, ale środowisko ma coraz większą świadomość, że w obecnej piłce to ten, kto będzie pracował nad tym, żeby biegać jeszcze lepiej, będzie robił postępy. Powiedzenie o tym, że lepiej mądrze stać niż głupio biegać nie jest zupełnie nietrafione, ale w idealnej wersji brzmiałoby ciut inaczej: najlepiej jest mądrze biegać. Nawet w tak losowym sporcie, jak piłka nożna, ma to przełożenie na wyniki, o czym zapewne przekonamy się w trakcie rundy wiosennej w Ekstraklasie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Agent Hamulicia: Interesowała się nim cała czołówka Ekstraklasy
- Strach przed lataniem. Dlaczego polskie kluby nie potrafią w transfery?
- Szwarga: Mówili, że oglądam za dużo „Ligi+ Extra” [WYWIAD]
- Pigułka wiedzy o Ekstraklasie. Co wydarzyło się zimą?
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix