Reklama

Kręcidło: W jedną stronę talenty, w drugą resztki ze stołu. Anglicy tworzą Superligę kosztem LaLiga

Jakub Kręcidło

Autor:Jakub Kręcidło

26 stycznia 2023, 07:55 • 6 min czytania 30 komentarzy

W Polsce koszmary wywoływało się, strasząc czarną wołgą czy Babą Jagą. W Hiszpanii wystarczy pokazać twarze dyrektorów sportowych klubów Premier League. Anglicy stworzyli swój odpowiednik SuperLigi i jednocześnie są przekleństwami kibiców oraz wybawcami dyrektorów finansowych ekip z LaLiga.

Kręcidło: W jedną stronę talenty, w drugą resztki ze stołu. Anglicy tworzą Superligę kosztem LaLiga

Kluby z Premier League jako pierwsze wycofały się z planów stworzenia Superligi, ale na Wyspach powstaje jej odpowiednik. Bo jak inaczej nazwać rozgrywki, których uczestnicy mają więcej pieniędzy, niż zdecydowana większość europejskich rywali? Których mimo relatywnie przeciętnego poziomu sportowego stać na podkupowanie nie tylko zawodników, ale i trenerów (Unai Emery) z drużyn walczących w europejskich pucharach? Przed nami jeszcze tydzień zimowego okna, a zespoły z Wysp – jak podliczyli eksperci firmy Deloitte – pobiły już ustanowiony w 2018 roku rekord zimowych wydatków. Javier Tebas, prezes hiszpańskiej ekstraklasy, może narzekać, że „Premier League pompują pieniądze szejków”, a liczby mogą przyznawać mu rację (tylko w tym oknie Wyspiarze wydali kilkunastokrotnie więcej niż ekipy z Półwyspu Iberyjskiego), ale fakty są brutalne. Gdy kibice liczą na utrzymanie, czy wzmocnienie składu, dyrektorzy sportowi czekają na telefon z Londynu, Birmingham czy Manchesteru z ofertą nie do odrzucenia.

Dwie jedenastki z LaLiga w Anglii

Od początku sezonu kluby Premier League pozostawiły w LaLiga 350 milionów euro, a w tę kwotę nie wlicza się kwoty wykupu Arnauta Danjumy, który zamienił Villarreal na Tottenham. Żółtą Łódź Podwodną opuścić ma też Nicolas Jackson. Senegalczyk stanie się dwudziestym drugim zawodnikiem, który w ciągu ostatnich sześciu miesięcy zamieni Hiszpanię na Anglię. Zamiast walczyć o miejsce w czwórce LaLiga i grać w Lidze Konferencji, 21-latek będzie rywalizował o utrzymanie w Premier League. Ale nie można mu się dziwić. Bournemouth da mu sto procent podwyżki. Villarreal też dostał ofertę nie do odrzucenia – zarobi 25 milionów euro na sprzedaży napastnika, który w jego barwach rozegrał 33 mecze, strzelił trzy gole i miał cztery asysty.

Reklama

Rynek dwóch prędkości

W Europie mamy rynek transferowy dwóch prędkości. Gdy kluby spoza Anglii starają się tanio kupić piłkarzy, a później sprzedać ich z zyskiem do krezusów z Premier League, to przeciętne wyspiarskie ekipy przepłacają za wyróżniające się postaci z innych lig, by później opchnąć ich, z kilkukrotną przebitką, do drużyn z tzw. wielkiej szóstki. Czy tak będzie ze wspomnianym Jacksonem? Trudno powiedzieć, szczególnie, że Senegalczyk nie rozegrał nawet jednego pełnego sezonu w LaLiga i choć pokazywał przebłyski talentu, to o regularności w 1474 rozegranych przez niego minutach trudno mówić. Przykład Brighton Hove & Albion i Marca Cucurelli działa jednak na wyobraźnię. Za niezłego lewego obrońcę Getafe otrzymało około 18-20 milionów euro. Chelsea wyłożyła za niego 350 proc. więcej.

Talent za niepotrzebnego rezerwowego

Swego czasu Antoine Griezmann wywołał kontrowersje słowami, że „siedzi przy tym samym stole co Leo Messi i Cristiano Ronaldo”. Dziś, do stołu z Anglikami usiąść mogą tylko dotowane przez szejków Paris Saint-Germain oraz, być może, Bayern Monachium czy Real Madryt, ale możliwości oraz sposób myślenia niemieckiego i hiszpańskiego giganta różnią się od filozofii Brytyjczyków. Do myślenia daje przykład Jacksona oraz jego następcy, Ayoze Péreza. 29-latek wylądował w Villarrealu, bo był niepotrzebny w Leicesterze, czternastej drużynie Premier League, choć początkowo wiele wskazywało na to, że zwiąże się z Realem Betis. Ekipy z Sewilli nie było jednak stać na półroczne wypożyczenie napastnika. Nawet mimo tego, że Anglicy za wszelką cenę starali się pozbyć Péreza i że oddawali go bez kwoty odstępnego, to Andaluzyjczycy musieli powiedzieć „pas”, bo nie mieli miejsca w limicie płacowym ustalonym przez LaLiga.

Dziura budżetowa zamiast transferów

Podczas grudniowego zebrania akcjonariuszy Realu Betis, dyrektor sportowy Antonio Cordón oraz prezes Ángel Haro opowiadali o polityce transferowej klubu. Fani mieli spore nadzieje. Z ekipą z Sewilli łączono Houssema Aouara, Daniego Ceballosa czy Héctora Bellerína, ale na plotkach się skończy. W poprzednim sezonie, w dużej mierze ze względu na efekty pandemii, Real Betis przedstawił akcjonariuszom 38 milionów euro strat. Dziś, działacze ekipy z Andaluzji zasypują tę dziurę budżetową. Nie dość, że jedynym „transferem” będzie powrót do zdrowia Juanmiego Jiméneza, to jeszcze zespół został osłabiony – odszedł Diego Lainez, na wylocie są Loren Moron czy Martín Montoya, a w Premier League wylądował jeden z najlepszych lewych obrońców w LaLiga, Álex Moreno.

Reklama

Angielscy dobrodzieje

Aston Villa, którą prowadzi Emery, stała się „wybawicielem” ekip z LaLiga. Załatała dziurę budżetową Betisu, Sevilli (Diego Carlos) czy Barcelony (Philippe Coutinho). Pomocną dłoń szefom Atlético podali z kolei dyrektorzy Wolverhampton (50 milionów euro za Matheusa Cunhę), którzy pomogli też włodarzom Valencii kupując Gonçalo Guedesa (30 miliony euro). Niewykluczone, że niedługo tę listę będziemy mogli wydłużyć. Na Benito Villamarín czekają na oferty za Luiza Henrique. Skrzydłowy, który rozegrał 24 mecze i legitymuje się trzema golami oraz pięcioma asystami, jest wyceniany na co najmniej 50 milionów euro. Dla Anglików, to frytki. Dla Betisu, to kwota odmieniająca życie.

Angielskie szaleństwo

– Premier League stała się rozgrywkami, w których wszyscy tracą pieniądze – grzmi Tebas. Nie wszyscy, ale prawie wszyscy. Zgodnie z raportami za poprzedni sezon, zysk wykazały Manchester City, Leeds United oraz Wolverhampton. W LaLiga jest tak, że jeśli klub notuje straty, nakłada się na niego dość restrykcyjne ograniczenia transferowe. Prezes hiszpańskiej ekstraklasy twierdzi, że wszyscy skorzystaliby na nałożeniu na Anglików podobnych ograniczeń. Przed Parlamentem Europejskim 60-latek tłumaczył, że dawanie Anglikom zielonego światła na szastanie forsą jest zachęcaniem ekip pokroju Realu, Barcelony czy Juventusu do dalszych prób kreowania Superligi, która może się okazać dla nich jedyną drogą do dorównania rywalom pod względem przychodów. – Musimy walczyć z angielskim szaleństwem – apeluje Tebas. Aby zdać sobie sprawę ze skali problemu, wystarczy spojrzeć na liczby z raportu Deloitte. W letnim oknie Anglicy wydali na wzmocnienia ponad miliard funtów netto (odliczając wydatki od przychodów). To 49 proc. kasy wyłożonej przez wszystkie ekipy z pięciu najsilniejszych lig, najwięcej od 2008 roku. – LaLiga i Bundesliga to dwie ligi na świecie, które są stabilne finansowo – przekonuje Tebas. Ale na razie jego słów nikt nie traktuje poważnie.

Nie ma kasy, jest kreatywność

Na finiszu okna transferowego w LaLiga nie powinniśmy się spodziewać cudów. Barcelona, Real czy Atlético zakończyły już działalność lub zostały do tego zmuszone przez ograniczenia Finansowego Fair Play. Ekipy pokroju Realu Betis, Villarrealu czy Realu Sociedad ruszą do akcji tylko, jeżeli ktoś złoży im gigantyczną ofertę nie do odrzucenia, a piłkarz powie „tak”, w przeciwieństwie do Martina Zubimendiego (Arsenal oferował za niego 60 milionów euro) czy Nico Williamsa (50 milionów euro). Nadzieje na to, że forsą sypnie Peter Lim, ciągle ma Gennaro Gattuso, ale po dziewięciu latach rządów Singapurczyka na Mestalla chyba nikt o zdrowych zmysłach w to nie wierzy. Dziać będzie się w Sewilli, gdzie Monchi musi naprawiać błędy z letniego okna, czy w ekipach walczących o utrzymanie. Tam, gdzie nie ma kasy, tam musi być kreatywność. Real Valladolid ma ściągnąć półfinalistę mundialu Selima Amallaha, a do Girony dołączył reprezentant Ukrainy Wiktor Cygankow. Zobaczymy, czy uda im się wybić na tyle, aby niedługo, już po rewaloryzacji, ich drużyny zdołały sprzedać ich do klubów z Premier League. Ruchów w drugą stronę raczej nie ma sensu się spodziewać.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix.pl

Dziennikarz Canal+

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Co z przyszłością Mariusza Jopa? Jarosław Królewski odpowiada

Patryk Stec
2
Co z przyszłością Mariusza Jopa? Jarosław Królewski odpowiada
Polecane

Trela: „Geopolityka sportu”. Zmarnowany potencjał na sportową książkę roku

Michał Trela
5
Trela: „Geopolityka sportu”. Zmarnowany potencjał na sportową książkę roku

Hiszpania

Ekstraklasa

Co z przyszłością Mariusza Jopa? Jarosław Królewski odpowiada

Patryk Stec
2
Co z przyszłością Mariusza Jopa? Jarosław Królewski odpowiada

Komentarze

30 komentarzy

Loading...