Rezerwowi dali Realowi drugie życie. Ale triumf nad Villarrealem tylko pudruje problemy. A gdy wszyscy zwalniali Ancelottiego, Real przypomniał, dlaczego jest Realem.
W przerwie meczu z Villarrealem, kibice Realu zastanawiali się, kto może zastąpić Carlo Ancelottiego. Godzinę później, chwalili go za zmiany, które pomogły drużynie w dokonaniu remontady. Ot, życie fana Królewskich. W Hiszpanii często mówi się, że Copa del Rey jest „balsamiczna” – pomaga łagodzić rany. I właśnie do tego przydała się teraz madrytczykom.
Narracja to słowo klucz w hiszpańskim futbolu. Superpuchar i Puchar Króla mogą być dla kibiców Realu mniej ważnymi trofeami… Ale tylko do czasu, gdy w ciągu tygodnia tracisz szanse na oba. Odpadnięcie z Copa del Rey wzbudziłoby najpoważniejszy kryzys w erze Carlo Ancelottiego. W przypadku odpadnięcia, Włoch pewnie byłby zwalniany w domach wielu kibiców czy dziennikarzy, ale Real zraniony to Real najgroźniejszy. Wiedział to Quique Setién, ale nie wiedzieli jego zawodnicy. W drugiej połowie, w dużej mierze dzięki zmianom w obu ekipach, madrytczycy pokazali nam swoją specjalność: remontadę. Po raz pierwszy od września odwrócili losy rywalizacji, uratowali szansę na trofeum, ale też zapewnili spokój Ancelottiemu. Przynajmniej do czasu kolejnej wpadki.
Brawa za remontadę, krytyka za grę do przerwy
Pokonany w Superpucharze Real na Estadio de la Cerámica w pierwszej połowie wyglądał tak samo jak w Rijadzie – bardzo źle. Ancelotti, trener konserwatywny, nie lubi mieszać w jedenastce. Na grę w podstawowym składzie trzeba zasłużyć. To nie zawsze dobrze wpływa na zespół. Ci sami piłkarze, którzy zawodzili w Arabii Saudyjskiej, zawodzili też w meczu pucharowym, a Włoch przegrywał rywalizację ze szkoleniowcem, który jeszcze trzy miesiące temu wypasał krowy w rodzinnej Kantabrii. Konia z rzędem temu, kto w przerwie wierzył w odmianę rezultatu, bo z przebiegu rywalizacji łatwiej było uwierzyć w trzecią bramkę dla Villarrealu niż w gola kontaktowego dla madrytczyków.
Tym razem Włoch szybko zdecydował się jednak na zmiany. Wpuszczenie na boisko Daniego Ceballosa i Marco Asensio oraz opuszczenie murawy przez Juana Foytha oraz Raula Albiola dały drużynie nowe życie. – W drugiej połowie odpowiedzieliśmy spektakularnie – zachwycał się Ancelotti, który chwilę później tonował jednak nastroje: – Nie może być tak, że reagujemy dopiero, gdy jesteśmy o włos od bycia na dnie. To nieakceptowalne.
Pudrowanie problemów
Czy remontada będzie punktem zwrotnym dla drużyny, która w ostatnich tygodniach była w mentalnym i fizycznym dołku? Trudno stwierdzić. Jedno zwycięstwo może odmienić narrację wokół Realu, ale problemy, co najwyżej, tylko przypudruje. Ancelotti ma powody, by narzekać na każdą z formacji. Jego ekipa źle broniła. Przegrywała mnóstwo drugich piłek. Grała bez energii. Pod formą byli praktycznie wszyscy liderzy, na czele z Luką Modriciem, Tonim Kroosem, Karimem Benzemą czy Fede Valverde.
Ich futbol w ostatnim czasie był jednostajny, nudny, bez błysku. Chwilowy dołek formy można próbować tłumaczyć to mikrocyklami, z których słynie trener przygotowania fizycznego Antonio Pintus, ale dziś jedno jest pewne: Los Blancos potrzebują więcej dynamiki, szybkości, wertykalności. Gry prostszej, bardziej bezpośredniej. Tę widzieliśmy w drugiej połowie starcia z Villarrealem. – Wnieśliśmy to, czego potrzebował zespół: energię i żądzę wygrywania – podkreślał bohater rywalizacji, Dani Ceballos. Królewscy, w dużej mierze dzięki młodemu i agresywnemu środkowi pola, regularnie odbierali piłkę na połowie rywala i funkcjonowali znacznie lepiej, gdy gra była prostsza. To było najlepszych 30 minut madrytczyków od dłuższego czasu.
Czterej piłkarze-widmo
Niespełna dwa tygodnie temu Real przegrał z Villarrealem (1:2) w LaLiga i był to mecz wyjątkowy, bo po raz pierwszy w historii Los Blancos w jedenastce nie wystawili ani jednego hiszpańskiego zawodnika. To zapoczątkowało dyskusję nad kształtem kadry Królewskich, która – oportunistycznie, jak to w Hiszpanii – została podkręcona przy okazji kryzysu ich formy. Krytykowano Ancelottiego za nadmierne przywiązanie do nazwisk piłkarzy, z którymi osiągał najwyższe cele, czy za tworzenie zawodników-widmo. Tak określano Mariano Díaza (25 minut w sezonie), Álvaro Odriozolę (51), Jesúsa Vallejo (56) czy zarabiającego około 15 milionów euro netto Edena Hazarda (296). Odcinając tę czwórkę, z i tak wąskiej, 23-osobowej kadry, zostaje 19 nazwisk. A gdy pojawi się jakakolwiek fala kontuzji – ostatnio urazów doznali David Alaba, Lucas Vázquez czy Aurelien Tchouameni – sytuacja staje się dramatyczna, przez co np. podczas finału Superpucharu Hiszpanii Ancelotti nie wykorzystał wszystkich zmian, choć jego zespół grał bardzo źle.
Jeden dobry mecz i do jedenastki
Ceballos i Asensio byli bohaterami rywalizacji z Villarrealem, ale w sumie w tym sezonie rozegrali nieco ponad tysiąc minut (442 i 662), gdy lider Królewskich w tej klasyfikacji, Vinicíus Junior, ma na swoim koncie już 2236 minut. – Grając w barwach Realu, musisz wykorzystywać swoje szanse – powiedział Dani, który w czwartek strzelił pierwszego gola w białej koszulce od 1390 dni.
Po jednym udanym występie pomocnika hiszpańskie media, jak zawsze oportunistyczne, zaczęły domagać się przedłużenia jego wygasającego w czerwcu kontraktu. Tomás Roncero, wicenaczelny dziennika „AS”, apeluje zresztą o to, by 26-latek i Asensio wskoczyli do podstawowej jedenastki drużyny z Chamartín. W futbolu, nikt na nikogo nie czeka. To mogła być dla Ceballosa ostatnia szansa na udowodnienie swojej przydatności dla zespołu i pomocnik w pełni ją wykorzystał, ale pozostaje kluczowe pytanie: czy będzie w stanie powtórzyć taki występ już w niedzielnym starciu z Athletikiem na San Mamés? I tydzień później, gdy na Bernabéu przyjedzie rozpędzony Real Sociedad?
Sprawdzająca się polityka
Od dłuższego czasu kadra Realu jest wyłącznie uzupełniana, a nie przebudowywana. Hasła nawołujące do rewolucji pojawiają się oportunistycznie. Gdy drużyna wygrywa, jest świetna. Gdy przegrywa, Modrić i Kroos są za starzy, Vinicíus zbyt chaotyczny, a obrońcy popełniają błędy. Florentino Pérez od nieudanego okna w 2019 roku, gdy sprowadzony został np. Hazard, prowadzi relatywnie mało ryzykowną politykę
Każdy mecz to egzamin
Przy okazji przełomowych wygranych, jak np. tej w Superpucharze, w Barcelonie zawsze mówi się o „rozpoczęcie nowego cyklu”. W Realu coś takiego nie istnieje, choć media kochają mówić o rewolucjach czy starcie nowej ery. – To ani nie koniec, ani nie początek, a proces tranzycji z jednej fantastycznej epoki do drugiej – uważa trener. Choć stołek pod Ancelottim stał się nadspodziewanie gorący, a do głów kibiców mogły wrócić wspomnienia z pierwszej ery Włocha i początku 2015 roku, triumf nad Villarrealem i podtrzymanie nadziei na Copa del Rey zapewnia mu dodatkowy kredyt zaufania. Na ile on wystarczy? Tego nie wie nikt. – Wszyscy uważają, że jesteśmy już do niczego. Ale my nigdy się nie poddamy – deklaruje Ancelotti, trener, dla którego każdy mecz to egzamin.
Czytaj więcej o hiszpańskim futbolu:
- Hiszpan z trzeciej ligi? Coraz rzadziej do Ekstraklasy. „Zatarły się różnice finansowe”
- Szok: Atletico sprzedało napastników i nie ma komu strzelać goli
Fot. Newspix