Od mniej więcej dekady trwa w naszej lidze moda na Hiszpanów, ale nie idzie ona jednym torem. W ostatnim czasie profil zawodników trafiających z tego kraju do Polski wyraźnie zaczyna się zmieniać i to raczej na lepsze. Nazwiska, które zaczynały u nas tworzyć trend na hiszpańskich piłkarzy, dziś mogłyby mieć problem, żeby od razu trafić do Ekstraklasy. Poprzeczka dotycząca wyjściowych oczekiwań jest zawieszona coraz wyżej, a wybór staje się coraz większy.

– Teraz każdy patrzy na to, żeby CV było bogate i zawierało przynajmniej sezony w La Liga2, a jeśli przy okazji jest przynajmniej parę występów w Primera Division, to tym lepiej, wielki bonus – przyznaje mieszkający w Valladolid dziennikarz Eleven Sports, Daniel Sobis, który wcześniej pośredniczył przy transferach do Polski kilku Hiszpanów i dobrze zna tamtejszy rynek.
Od jednego Astiza do mody na Hiszpanów
Jeszcze w rundzie jesiennej 2011 jedynym Hiszpanem w Ekstraklasie był Inaki Astiz. Zimą dołączył do niego Nacho Novo, pozyskany zresztą prosto z La Liga (Rayo Vallecano). Okazał się dużym rozczarowaniem i szybko opuścił Łazienkowską. Historie jego, Inakiego Descargi i sprowadzonego kilka miesięcy później do Polonii Warszawa Isidoro utrwaliły przekonanie, że Hiszpan z dobrym CV raczej się nad Wisłą nie sprawdzi, bo przyjdzie tu nasycony i bez większych ambicji – w przeciwieństwie do głodnych sukcesu Hiszpanów trzecioligowych.
W międzyczasie furorę na ekstraklasowych boiskach zaczęli robić Dani Quintana i Ruben Jurado, którzy w swojej ojczyźnie nie wyszli poza trzeci poziom rozgrywkowy. W lutym 2014 do Piasta zawitał Gerard Badia i też świetnie się odnalazł. To mniej więcej w tamtym okresie zasiane zostało przekonanie w naszych klubach, że warto sprowadzać mniej znanych Hiszpanów. Nie od razu przekładało się to na liczby. Prym Słowaków nadal był niepodważalny. W sezonie 2015/16 zagrało ich w Ekstraklasie dwudziestu dziewięciu, podczas gdy zawodników z Hiszpanii ledwie czterech.
Z czasem nadeszła druga fala. Airam Cabrera, Miguel Palanca, Pol Llonch, Javi Hernandez – oni wszyscy dodali lidze kolorytu. Z kolei historie Sisiego czy Armiche znów potwierdzały, że przeważnie ci z ciekawszą przyszłością na polskim gruncie się nie odnajdą.
Prawdziwy boom nastąpił w sezonie 2017/18. Liczba Hiszpanów w Ekstraklasie zwiększyła się do szesnastu i po raz pierwszy pod względem ilościowym znaleźli się oni na podium wśród zatrudnionych obcokrajowców. Duży wpływ miały na to działania Wisły Kraków, która zakontraktowała Carlitosa (kolejny piłkarz, który nawet nie zadebiutował w La Liga2) i Jesusa Imaza. Do tego w beniaminku z Zabrza szalał Igor Angulo.
Hiszpanie zdystansowali Słowaków
Każdy chciał mieć swojego Hiszpana. W następnym sezonie było ich już dwudziestu trzech, co oznaczało liczbowe zdystansowanie Słowaków (21) i zajęcie pozycji lidera w gronie stranierich. Niezmiennie dominowali zawodnicy przychodzący z tamtejszej trzeciej ligi, choć coraz częściej zdarzały się przypadki, gdy pojawiali się u nas piłkarze dopiero co występujący w Segunda Division (Iker Guarrotxena, Juan Camara, Borja Fernandez). Niektórzy z nich mieli nawet epizody w La Liga.
Nadal jednak najbardziej na wyobraźnię działały historie tych kompletnie nieznanych. Jorge Felix i Jesus Jimenez potrzebowali trochę czasu, ale jak już się rozkręcili, byli gwiazdami Ekstraklasy. Obaj u siebie nie przebili się do La Liga2. Ba, Jimenez zaliczył raptem jeden sezon trzecioligowy, wcześniej błąkał się jeszcze niżej. Z kolei Dani Ramirez w ojczyźnie prawie zakończył karierę i dopiero danie sobie ostatniej szansy w Stomilu Olsztyn zapoczątkowało jego odrodzenie, które poprzez ŁKS doprowadziło go do Lecha Poznań.
Jeszcze latem 2018 kluby Ekstraklasy wzięły z trzeciej ligi hiszpańskiej aż siedmiu zawodników, z czego trzech bez choćby epizodu na drugim poziomie rozgrywkowym. Poza Jimenezem i Felixem był w tym gronie Elady Zorilla. Po zaledwie dwóch występach w Cracovii wrócił do kraju. Oficjalnie z powodów rodzinnych. Wyszło mu to na dobre, bo najpierw świetnie odnalazł się w Cartagenie, z którą po dwóch latach awansował do Segunda Division, a obecnie na tym samym szczeblu jest ważną postacią Tenerife.
Ostatnio jednak coś zaczęło się zmieniać. Przed tym sezonem jedynym Hiszpanem zjawiającym się w Polsce, który dopiero co występował u siebie na trzecim froncie był Jordi Sanchez. A i tu w zasadzie trzeba byłoby stwierdzić, że zdecydował się na Widzew kosztem La Liga2, bo wywalczył awans z Albacete, będąc bohaterem fazy barażowej (gole z Rayo Majadahonda i Deportivo La Coruna).
Jordi Sanchez: Doping na polskich stadionach jest fenomenalny
Teraz częściej z La Liga2 niż z III ligi
Prosto z drugiej ligi hiszpańskiej przyszli Davo, Matias Nahuel i Koldo Obieta. Tej zimy zakontraktowani zostali już Nono do Korony Kielce i Berto Cayarga do Radomiaka. Obaj jesienią byli bez klubu, ale wcześniej dużo pograli w Segunda Division, Nono prawie dobił do dwustu meczów. Cayarga uprzednio zgodził się na wielotygodniowe testy. Dopiero co Alex Lopez, będący w ubiegłym sezonie podstawowym piłkarzem CD Mirandes, bez powodzenia starał się o angaż w Miedzi Legnica.
Od pewnego czasu nawet mniejsze polskie kluby są w stanie wyciągać piłkarzy bezpośrednio z drugiej ligi hiszpańskiej. Dotyczy to nawet pierwszoligowców. Miedź rok przed awansem pozyskała Carlosa Julio Martineza i akurat facet szału nie zrobił. Pomógł w awansie, ale w Ekstraklasie należał do najsłabszych prawych obrońców w całej stawce i znalazł się na liście transferowej. Wisła latem sprowadziła z UD Ibiza Angela Rodado, który przed odejściem wystąpił w końcówce 1. kolejki La Liga2. David Junca i Alex Mula, którzy związali się z „Białą Gwiazdą” w ostatnich dniach, jeszcze w tamtym sezonie biegali po boiskach Segunda Division. Oczywiście tutaj zapewne spore znaczenie miały kontakty Kiko Ramireza, ale fakt jest faktem: coraz więcej polskich klubów sięga w Hiszpanii coraz wyżej.
– Od czasów pandemii trochę zmieniła się perspektywa. Decydujący jest oczywiście aspekt finansowy. W tym kontekście rynek hiszpański został bardzo mocno dotknięty. Ruch transferowy osłabł. Jednocześnie oczekiwania polskich klubów związane z Hiszpanami wzrosły. Jako pewien przełom można traktować przyjście Iviego Lopeza, który miał nieodległą przeszłość w Primera Division, gola z Realem Madryt na Bernabeu i tak dalej. To działało na wyobraźnię. Swoje przed przyjściem do Polski pograli też na przykład Jesus Imaz czy Marc Gual. Zauważmy, że ci piłkarze nie przychodzili wypaleni, tylko w sile wieku. To nie byli pozbawieni większych ambicji 30-kilkulatkowie. Oni chcieli się w Polsce pokazać – tłumaczy Sobis.
– Ivi Lopez to przypadek wyjątkowy, choć niektórzy i tak uważają go za Hiszpana z niższych lig. Marquitos przychodząc do nas miał 67 meczów w Primera Division i 185 w Segunda, ale między transferem do Miedzi a występami na najwyższym poziomie było pięć lat odstępu. Ivi zjawił się w Rakowie po niecałych dwóch latach od ostatnich meczów w La Liga. Sezon wcześniej był tam podstawowym piłkarzem Levante – zauważa Marek Ubych, dyrektor sportowy Miedzi Legnica, która od dawna sprowadza piłkarzy z Hiszpanii.
W Polsce mogą być gwiazdami
Sobis w 2019 roku mówił u nas, że jeśli Hiszpan ma ofertę z Ekstraklasy i Segunda Division, to zawsze wybierze tę drugą. Dziś już tak kategoryczny w tej kwestii nie jest.
– Ekstraklasa stała się atrakcyjna finansowo nawet dla zawodników grających dość regularnie w Segunda Division, ale raczej nie dla tych wyróżniających się. Tutaj wciąż uważam, że ktoś mający plac w klubie bijącym się o awans tylko w jakichś wyjątkowych okolicznościach byłby do wyciągnięcia przez polski klub, nawet jeśli miałby więcej zarabiać. Aczkolwiek nie jest to niemożliwe. Zdarzają się przypadki piłkarzy na zakrętach, z różnymi przebojami życiowymi, których łatwiej namówić do wyjazdu – analizuje.
Marek Ubych: – Moim zdaniem rynek polski wcale nie stał się atrakcyjniejszy finansowo dla Hiszpanów. Stał się za to ciekawszy sportowo właśnie ze względu na przykłady Carlitosa czy Jesusa Jimeneza, o których mówiliśmy. Tutaj mogą być kimś, mają szansę walczyć o najwyższe cele, a u siebie byliby jednymi z wielu. Miedź i parę innych klubów Ekstraklasy nie płaci więcej niż ekipy z La Liga2. Piłkarze stamtąd jednak do nas przychodzą, żeby błyszczeć i się wypromować, żeby być nowym Carlitosem czy Jimenezem. Są też zawodnicy, którzy rozumieją, że z racji swojego wieku raczej już nie przebiją się z Segunda do Primera Division, albo po prostu zdają sobie sprawę, że nie są wystarczająco dobrzy na ten poziom. Dla nich droga do wielkich pieniędzy w Turcji czy MLS może prowadzić przez Polskę. Mamy takie success stories.
Daniel Sobis: – Wiele zależy od tego, o jakim klubie mówimy – i to w obie strony. Patrząc na zeszły sezon: Fuenlabrada czy Amorebieta to zdecydowanie nie to samo co Las Palmas, Tenerife i Eibar. U nas także ten rozrzut jest spory. Czołowe kluby Ekstraklasy są w stanie wyłożyć spore pieniądze i takim argumentem można zawodnika przekonać, pod warunkiem, że nie ma on ofert z czołówki Segunda Division. To musi być jednak wyraźna przebitka względem tego, co może dostać u siebie.
– Weźmy taki klub jak UD Ibiza. Półtora roku temu wszedł do Segunda Division i choć teraz zamyka tabelę, to można powiedzieć, że już trochę na drugim froncie okrzepł i ustabilizował swoją pozycję. Po jakimś czasie okazywało się, że niektórzy zawodnicy na drugą ligę nie wystarczają i potrzeba czegoś lepszego. Normalna sprawa u każdego beniaminka. Dla takich piłkarzy Polska była super kierunkiem, bo oznaczała skok finansowy i możliwość pokazania się na zupełnie nowych rynkach. Polskie kluby znają dobrze historie Hiszpanów, którzy się u nas wybili i tak samo znają je hiszpańscy agenci. Carlitos przychodząc z Aldense do Wisły Kraków nie mógł tam zarabiać więcej niż 2 tys. euro miesięcznie. Jimenez pewnie dostawał jeszcze mniej jako debiutant w trzeciej lidze. Takie historie nie przechodzą bez echa – zaznacza Ubych.
Coraz lepszy skauting
Sobis widzi jeszcze jeden powód, dla którego trzecioligowym Hiszpanom coraz trudniej o zatrudnienie w Ekstraklasie. – Polskie kluby wyraźnie poszły do przodu i sprofesjonalizowały się w temacie skautingu. Praktycznie każdy klub Ekstraklasy ma skauta na Hiszpanię i, najczęściej, przy okazji na Portugalię. Dzięki temu znacznie mniej zawodników przychodzi do nas incognito.
– Nasi ligowcy coraz rzadziej bazują na czyichś poleceniach z Hiszpanii. Często już sami wysyłają tam skautów i dobrze się orientują na rynku – potwierdza Marek Ubych.
Zdaniem Sobisa nie powinno to jednak oznaczać całkowitego zamknięcia się na kierunki modne kilka lat temu. – Nie skreślałbym transferów hiszpańskich trzecioligowców na wzór Jesusa Jimeneza do Górnika Zabrze. Jeżeli klub ma tam dobry dział skautingu, zyskuje duże pole manewru. Po pierwsze – z tego poziomu bardzo łatwo wyciągnąć zawodnika do Ekstraklasy. Po drugie – finansowo nie trzeba byłoby się naginać i zbliżać do granicy swoich możliwości. Po trzecie – tacy zawodnicy nadal są najbardziej zmotywowani, żeby się pokazać, perspektywa zdobycia mistrzostwa czy zaprezentowania się w europejskich pucharach to dodatkowy wabik. Spodziewam się, że transfery z Segunda B nie ustaną, ale będą dotyczyły klubów, które albo nie są w stanie wydać więcej na kogoś z La Liga2, albo mają bardzo rozwinięty skauting i lubią wyciągać perełki – mówi autor programu „Sobis Habla” na YouTube.
Trochę inną perspektywę ma Marek Ubych. – Nowy trend jest widoczny, ale może wynikać również z tego, że czasami koszt pozyskania Hiszpana z drugiej ligi jest taki sam jak z trzeciej ligi, więc bierze się tego pierwszego. Lepiej to wygląda, do tego jest dokładniej zweryfikowany i to na tle mocniejszych rywali. Zatarła się różnica finansowa między drugą a trzecią ligą hiszpańską. Kilka lat temu jeszcze była ona widoczna. Po reformie Segunda B ma już tylko dwie grupy zamiast czterech, te rozgrywki stały się mocniejsze. Są na trzecim poziomie kluby, które płacą więcej niż zespoły z La Liga2. To już nie jest tak, że wchodzisz tam i bierzesz, kogo chcesz – tłumaczy.
Coraz trudniej znaleźć jednak pozytywne przykłady. Ostatnimi „stuprocentowo” trzecioligowymi Hiszpanami zatrudnionymi w Ekstraklasie byli Alberto Toril i Miguel Munoz w Piaście Gliwice oraz Alex Serrano i Ruben Lobato w Górniku Łęczna. Żaden z nich nie okazał się wzmocnieniem, a Munoz i Lobato rzadko w ogóle dostawali szansę. Rzecz jasna zapewnienie sobie usług kogoś, kto dopiero co regularnie grał w La Liga2 też jeszcze niczego nie gwarantuje. W Miedzi wiedzą o tym po historiach z Franem Cruzem czy wspomnianym Martinezem. W Śląsku niezmiennie olbrzymim rozczarowaniem jest Caye Quintana, który przychodził jako podstawowy zawodnik Malagi.
Kiedy transfery prosto z La Liga?
Tak czy siak, w Hiszpanii zaczęliśmy patrzeć wyżej. Pytanie, czy w najbliższej przyszłości realne staną się transfery prosto z Primera Division i to zawodników w optymalnym wieku, nie po trzydziestce.
– Czy jesteśmy na to gotowi? Nie wiem, może o dwóch klubach w lidze moglibyśmy tak powiedzieć, ale to musiałby być wielki projekt, obiecana gra w Lidze Mistrzów, odpowiednio wysoka gaża. Na tę chwilę tego nie widzę, nawet jeśli chodzi o piłkarzy z trzeciego i czwartego szeregu Primera Division. Ewentualnie może to dotyczyć nieco starszych zawodników z drużyny rezerw, którzy parę razy liznęli poziomu La Liga, ale na pewno nie tych młodszych, mających nadzieję, że się przebiją i pokażą. Hiszpańska ekstraklasa bywa nieobliczalna. Ktoś niespodziewanie dostanie szansę, wykorzysta ją i nagle znajduje się na ustach wszystkich – uważa Daniel Sobis.
Co na to Marek Ubych? – Przepaść finansowa między Primera Division a Ekstraklasą wciąż jest olbrzymia. Tylko Raków, Lech i ewentualnie Legia – po zejściu z kilku kontraktów – mogą szukać wśród piłkarzy, którzy faktycznie tu i teraz funkcjonują w hiszpańskiej elicie. Poza finansami mogą kusić europejskimi pucharami. Myślę, że Raków już dziś może traktować takie próby jako realne. Dla innych osiągalne jest wyciąganie zawodników, którzy raczej występują w rezerwach, ale splot różnych okoliczności sprawiał, że niedawno zagrali kilka meczów w La Liga. Latem jeden z klubów mógł wyciągnąć stopera Betisu, który w ostatnim sezonie zaliczył ekstraklasowy epizod i nawet strzelił gola. My też mieliśmy takie możliwości, ale chodziło bardziej o wypożyczenia i ogrywanie piłkarzy dla kogoś.
Pewne próby są już podejmowane. Dopiero co media pisały o zainteresowaniu Rakowa 24-letnim Jonem Morcillo, który w tym sezonie rozegrał dla Athletiku Bilbao osiem meczów w elicie, a ogółem w barwach baskijskiej ekipy wystąpił 51 razy. Tym razem chyba jeszcze się nie uda, podobno chłopak nie chce zmieniać otoczenia i zamierza dalej walczyć o skład.
Może za pół roku czy rok będzie inaczej i dojdzie do kolejnego przełomu. Najważniejsze, żeby były to ruchy przemyślane i Ekstraklasa zyskiwała na nich w wymiarze czysto boiskowym. Jedno jest pewne: moda na Hiszpanów prędko się u nas nie skończy, bo zwyczajnie nie ma ku temu podstaw.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Aurelien Nguiamba ze Spezii do Jagiellonii. Thiago Motta coś w nim widział
- Jacek Zieliński: – W piłkarzach zawsze wkurzała mnie głupota [WYWIAD]
- Mańka-Szulik nie wie, co nie trybi w Górniku… Podpowiadamy!
Fot. FotoPyK/Newspix
Nie ma znaczenia czy przyjdzie do nas średniak z 2 czy 3 ligi hiszpańskiej, szanse, że będzie ogórkiem i szanse, że będzie top są takie same. Kwestia przypadku, szczęścia, dobrej aklimatyzacji, trafienia do zespołu, który będzie pasował. Różnica byłaby gdyby brać gwiazdy 2 ligi hiszpańskiej ale tacy tu nie przyjdą.
Caye Quintana szrot niesamowity, 2 lata gry, ani jednego dobrego meczu, a zarabia 80k miesięcznie!
Nahuel niewiele lepszy. Sens sprowadzania takich zawodników? Żaden.
Dokładnie. Mnie ostatnio strasznie śmieszy jedna tendencja – doszukiwania się przez dziennikarzy, mejwenów, speców wszelkiej maści itp. sensu i metodologii działania jakiegokolwiek klubu z ekstraklasy. I wyciąganie z tego wniosków. Wnioski są żadne, wszystkim praktycznie rządzi fart, układ planet, okresy żon itp. a kto jest chociaż odrobinę lepiej poukładany od reszty (ostatnio Raków) jest uważany za piłkarskiego Boga. To jest cyrk i tyle.
mam podejrzenie ze w wielu ligach, a juz na pewno w eklapie przed sezonem losuja ktora druzyna ma sie spiac i trenowac a nie opierdalac, i taka druzyna potem pcha ten caly cyrk przez kolejny sezon, kasa sie zgadza, a ludzie sie nabieraja i jakos sie kreci
Nie ma reguły. Na przykładzie Jagiellonii mogę powiedzieć, że dwóch się sprawdziło czyli Gual i Imaz, a dwóch nie czyli Quintana i Camara. Wydaje mi się, że napastnicy mają większe szanse na zostanie gwiazdą ligi, bo wcześniej poradzili sobie Angulo czy Carlitos.
Po powrocie to sam Włodarczyk i Rosołek przy Carlitosie są bogami stolicy. Typowy złom.
Quintana się nie sprawdził? Sezon 13/14 chociażby 35 meczów w eklapie oraz 15 bramek i 12 asyst.
Pierwszy pobyt Quintant w Jagiellonii był co najmniej poprawny.
Dani Quintana – Jagiellonia
Caye Quintana -Slask
Ja pamietam zaciag tych hiszpanskich miernot do ległej. Typowe przegrywy jak ten marny klubik. Descarga i jak tam im bylo, ktos pamieta te odpady?
Jeszcze jak!
Tito?
Arruabarrena który otworzył drzwi do kariery Lewandowskiemu.
A z historii swojego klubu (tego którego aktualnie udajesz) coś pamiętasz? Czy tylko ciągle ta Legia i Legia. Dupa ci niedługo znowu pęknie kurwo.
Ten Descarga przychodził z Levante. Na tamte czasy jego wycena była na poziomie 1,2mln euro. Na papierze to było coś, a że się nie sprawdził to bywa. Na pewno przed przyjściem nikt by nie powiedział, że to szrot.
Posiadanie grajka za 1mln euro w eklapie to było wtedy coś. Za młody jesteś bo masz ze 14 lat więc masz prawo nie pamiętać 🙂
sraków częstochujnia? nawet nie jestem za Legią ale Ciebie jebał pies
Twoja Matka?
a nie lepiej starych Słowaków? wprawdzie nie potrafią grac, ale są tańsi i można powiedzieć „no przecież próbowaliśmy”
Nie ma się czym chwalić, bo jak dotąd żaden Hiszpan nie istnieje nawet w przed-eliminacjach do europejskich pucharów. Nakupią tych „świetnych” Hiszpanów, a potem anonimowi murzyni zatrudnieni w klubach ze stepów ogrywają ich jak dzieci.
Ale ty wiesz, że eliminacjami do europejskich pucharów są rozgrywki ligowe?
Jak się ich ściągnie setki to siłą rzeczy któryś musi się wyróżniać wśród reszty
Całkiem przyzwoity artykuł, panie Michalak. Warzocha musiałby oddać z 10 procent wynagrodzenia, żeby stworzyć coś takiego.
Chuj ci w dupę. Warzocha sprawę cywilną ci wytoczy za liczne zniesławienia. Już ci IP cwaniaczku namierza. Zaraz zesrasz się w gacie żołnierzyku jak usłyszysz pukanie do drzwi, a później kto inny będzie pukany:)
A ciebie co puknęło jasiu ?
Namierz i podaj..niektóre Gienie i Dżejsiki to myślą, że M jak Miłość to jest na faktach… A od wjechania w kartony można umrzeć na ament..
artykuł o Hiszpanach i nie wspomnieć o Arałberenie i Trzeciaku!