Gdyby kręcić tenisową wersję filmu “Człowiek demolka”, Sylvester Stallone zostałby w nim zastąpiony przez Igę Świątek. W meczu trzeciej rundy Australian Open Polka zmasakrowała Cristinę Bucșę 6:0, 6:1. Chwila dekoncentracji w końcówce spotkania sprawiła, że nasza zawodniczka nie odniosła pierwszego wielkoszlemowego zwycięstwo do zera, ale i tak możemy być dumni z tego, co pokazała na Margaret Court Arenie. Teraz Igę czeka dużo trudniejsza przeszkoda. W walce o ćwierćfinał zmierzy się Jeleną Rybakiną, zwyciężczynią ostatniego Wimbledonu.
Trybuny w Melbourne przebudziły się podczas tego meczu dwukrotnie. Najpierw gdy jakiemuś kibicowi zaczął… dzwonić budzik, a potem kiedy Cristina prowadziła z Igą w przedostatnim jak się okazało gemie zawodów 40:0. W tym momencie Polka wygrała dwie kolejne piłki i mogło się wydawać, że zaraz połknie rywalkę, w efekcie czego Bucșa „odjedzie” z Melbourne na „rowerze”. Tak się nie stało, a kiedy Hiszpanka zdobyła upragnionego gema, kibice wiwatowali na jej cześć przez dobrych kilkanaście sekund.
To był wyjątkowo jednostronny mecz, ale takiego właśnie można się było spodziewać patrząc w CV rywalki Świątek. W Wielkim Szlemie nie zagrała dotychczas dalej niż w 2. rundzie, a na światowej liście zajmuje dopiero setne miejsce. Ok, ktoś może powiedzieć, że kobiecy tenis bywa nieprzewidywalny, ale ta teoria raczej nie ima się Igi, która jest najrówniej grającą zawodniczką w stawce.
Urodzona w Mołdawii Bucșa boleśnie się o tym przekonała, a ja patrząc na jej poczynania przypomniałem sobie innego sportowca z tego kraju, mianowicie Ilie Cebanu. Pamiętacie człowieka? To był bramkarz Wisły Kraków, syn prezesa krajowej federacji. Kiedy odpytywałem go przed laty na stadionie Białej Gwiazdy, pochwalił się, że biegle włada czterema językami. Kolejne sezony pokazały, że właśnie to była jego supermoc, bo w piłce chłop nie zrobił wielkiej kariery. Nie wiem, co za dekadę okaże się największym życiowym atutem Bucșy, ale umówmy się, raczej nie będzie to gra w tenisa…
– Słyszę Was w trakcie meczu! Dziękuję, że jesteście, zostańcie na spotkanie Hubiego, który gra tu po mnie – mówiła po robocie zrelaksowana Świątek. Polskich kibiców naprawdę nie brakowało podczas jej meczu, co możecie zobaczyć tu:
Ich wsparcie będzie potrzebne Idze podczas kolejnego spotkania. Jeleną Rybakina, z którą zagra, to zwyciężczyni ostatniej edycji Wimbledonu. Dziś pokonała 6:2, 5:7, 6:2 Danielle Collins, czyli zawodniczkę, która rok temu pobiła w Melbourne Świątek w półfinale. W tej edycji AO Amerykanka prezentowała się o klasę gorzej niż w poprzedniej, ale i tak należy docenić zwycięstwo Rybakiny, która powinna być pierwszą poważną przeszkodą dla Igi.
CZYTAJ TEŻ: JELENA RYBAKINA. KAZACHSTAN MA SWOJĄ MISTRZYNIĘ [SYLWETKA]
Warto dodać, że Margaret Court Arena, na której grała dziś Świątek, to miejsce, które wzbudza sporo emocji. Wszystko przez nazwę – nadano ją na cześć najlepszej tenisistki w historii kraju, która – mówiąc delikatnie – nie popiera osób LGBT. Od wielu lat krytykuje je regularnie w mediach, co wywołało reakcję środowiska. Będąca lesbijką Martina Navratilova oraz słynny John McEnroe walczyli kilka lat temu o to, żeby zmienić nazwę obiektu. Amerykanin powiedział nawet o Court, że „tylko jedna rzecz jest dłuższa niż lista tenisowych osiągnięć Margaret: to jej lista obraźliwych i homofobicznych wypowiedzi”. Ich protesty w 2017 roku nie przyniosły efektu. Ówczesny premier Malcolm Turnbull mocno się im przeciwstawił twierdząc, że Margaret Court została doceniona za to, jaką była zawodniczką, a jej osobiste przekonania nie powinny być powodem do tego, by kompleks nosił imię i nazwisko kogoś innego.
KAMIL GAPIŃSKI Z MELBOURNE
Fot. Newspix