Reklama

Michael Smith mistrzem świata w darcie!

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

03 stycznia 2023, 23:44 • 5 min czytania 12 komentarzy

Do pewnego momentu to był mocny kandydat do najlepszego finału w historii PDC. Ale nawet jeżeli statystycznie tej kandydatury nie da się obronić, to i tak mecz o mistrzostwo świata PDC 2023 będzie wspominany latami. Nie tylko przez fanów Michaela Smitha, który może powiedzieć „do trzech razy sztuka”, gdyż właśnie w swoim trzecim finale światowego czempionatu, w końcu udało mu się sięgnąć po tytuł. Radować się musi tym bardziej ze względu na olśniewający styl, w którym tego dokonał, bo pokonać Michaela van Gerwena 7:4 to nie lada sztuka. Ale ten mecz pozostanie w pamięci głównie ze względu na – i tu już bez wątpienia – najlepszy leg pokazany w telewizji. Leg, w którym obaj zawodnicy mieli szansę na dziewiątą lotkę, a ta – jedyna na tej imprezie – padła łupem nowego mistrza świata!

Michael Smith mistrzem świata w darcie!

Tegoroczna obsada finału mistrzostw świata PDC nie była żadną niespodzianką. Owszem, najważniejsza darterska impreza sezonu obfitowała w więcej mocnych nazwisk, takich jak Peter Wright czy Gerwyn Price. Ale kiedy w ramach zapowiedzi edycji 2023 rozmawialiśmy z Kubą Łokietkiem oraz Arkadiuszem Salomonem – których mieliście okazje usłyszeć jako komentatorów mistrzostw – eksperci nie mieli wątpliwości.

– Spoglądając na drabinkę turniejową, układa się ona tak, że z jednej strony do finału powinien dojść Michael van Gerwen, a z drugiej Michael Smith. Jeżeli miałbym postawić pieniądze na parę finałową, to wybrałbym takie zestawienie… – powiedział nam Łokietek.

Z kolei Salomon mówił: – Skoro wspomniałem, że trzymam kciuki za Michaela Smitha, to musi być on. A z kim wygra w finale? Oczywistym typem z drugiej strony drabinki jest Michael van Gerwen.

Reklama

Ale nie znaczy to, że mistrzostwa były nudne i mało zaskakujące. Wszak Peter Wright, który przybywał do Alexandra Palace trapiony problemami rodzinnymi (choroba żony) odpadł już w trzeciej rundzie. Z kolei Price w ćwierćfinale został zmiażdżony przez Gabriela Clemensa – bez wątpienia największą niespodziankę turnieju. Walijczyk ugrał z Niemcem zaledwie jednego seta. Poza tym, został zapamiętany z tego, że w pewnym momencie grał w… ogromnych słuchawkach, co wzbudziło spore kontrowersje.

Ostatecznie do finału dostało się dwóch na papierze najlepszych zawodników. Michael Smith, który w półfinale odprawił wspomnianego Clemensa oraz Michael van Gerwen. Holender w 1/2 rozprawił się z pogromcą Krzysztofa Ratajskiego, Dimitrim Van den Berghiem. Zresztą Mighty Mike nie zostawiał złudzeń żadnemu rywalowi. W każdym swoim meczu na mistrzostwach wykręcił średnią ponad 100 punktów na spotkanie. Jego imiennik z Anglii nie prezentował się tak dobrze w każdym spotkaniu. Było zatem jasne, że jeżeli Smith pragnął wziąć rewanż za finał z 2019 roku, kiedy to przegrał z Holendrem 3-7 w setach, musiał wznieść się na wyżyny umiejętności.

NAJLEPSZY LEG W HISTORII

W pierwszych rzutach obaj darterzy wyglądali na delikatnie nierozgrzanych. To było zaskakujące w szczególności w przypadku Smitha, który zwykle mocno zaczyna spotkania. Tymczasem MvG wygrał premierowego seta w zasadzie bez problemu.

I gdy można się było zacząć zastanawiać, kiedy bohaterowie widowiska się rozgrzeją, przyszedł set numer dwa. A w nim najlepszy leg w historii darta. Nie przesadzamy. Po dwóch podejściach do tarczy obaj mieli szansę na zakończenie lega w dziewięciu lotkach. A dodajmy, że do tej pory to się jeszcze nie zdarzyło w tej edycji turnieju. Tymczasem van Gerwen miał do rzucenia dwie potrójne dwudziestki oraz podwójną dwunastkę. Poradził sobie z dwudziestkami, jednak D12 minimalnie przestrzelił. Smith miał nieco inny układ – T20, T19 i D12. I Anglik wypełnił swoje zadanie perfekcyjnie, przy okazji przełamując rywala!

Reklama

Ten sukces napędził Bully Boya, który wygrał też trzeciego seta. Ale doprawdy, prawie każda następna partia stała na niebywale wysokim poziomie – jak zresztą całe mistrzostwa. Na potwierdzenie tych słów niech posłuży fakt, że już w czwartej partii finału padł rekord w liczbie łącznych podejść za 180 punktów podczas całych mistrzostw. Do tej pory wynosił on 880 „maxów” i został ustanowiony w 2019 roku. Autorem tego numer 881 był Michael Smith.

Michael van Gerwen, przed spotkaniem był stawiany w roli wyraźnego faworyta – kursy na jego wygraną oscylowały w okolicach 1.70. Tymczasem niedoceniany – przynajmniej przez bukmacherów – Smith stawiał czoła Holendrowi. Pytaniem otwartym pozostawało, czy Anglik nagle nie obniży poziomu swojej gry. Wszak z takim kolesiem jak Mighty Mike wystarczy jeden odpuszczony set, by wpakować się w niemożliwą do odrobienia stratę.

SMITH MISTRZEM ŚWIATA!

Na całe szczęście dla widowiska, dziś Holender czasami też pokazywał, że jest tylko człowiekiem. Smith nie wahał się owych słabości wykorzystać i cały czas był w grze. Nie będziemy analizować tu każdej genialnej wymiany w meczu, bo wyszłaby z tego wielka litania dabli, sto osiemdziesiątek i przełamań. Ale niektórych zagrań nie możemy pominąć. Jak wyczyszczenie licznika ze 141 i 130 punktów przez Smitha, czy zamknięcie lega w dziesięciu lotkach przez MvG. Kiedy w szóstym secie wydawało się, że obaj opadają z sił pod względem psychicznym, to w następnym zobaczyliśmy pięć podejść za 180 punktów. I po nim Bully Boy wyszedł na prowadzenie 4:3 w meczu.

Sam Smith pozytywnie zaskoczył kibiców. On nie tyle, co nie miał standardowych obniżek formy w pojedynczych setach – Anglik nie zdradzał szczególnych przejawów frustracji, nawet jeżeli coś delikatnie mu nie wychodziło. A to był częsty obrazek w poprzednich meczach, kiedy małym niepowodzeniem wybijał się z transu. W pewnym momencie jego wskaźnik skuteczności na podwójnych wynosił równe 50%. To kosmiczna wartość.

Smith szedł po mistrzostwo jak po swoje, a MvG – który przecież emanuje pewnością siebie – mógł się temu tylko przyglądać. Przez chwilę, w dziesiątym secie Smith jakby na chwilę się rozluźnił, a taka bestia jak Mighty Mike nie zwykła tego marnować. Ale to było wszystko na co Bully Boy pozwolił w tym spotkaniu bardziej utytułowanemu Holendrowi. Ostatnią, jedenastą partię zakończył piorunującym comabackem ze stanu 0:22 do 3:2, przy czym w ostatnim legu nie pozostawił złudzeń van Gerwenowi, trafiając dwa razy 180. Tak kończyć potrafią tylko wielcy mistrzowie.

W tym roku Michael Smith nie pozostawił wątpliwości, że należy do tego grona.

Fot. Newspix

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

12 komentarzy

Loading...