Reklama

Szaleństwo Lahoza

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

02 stycznia 2023, 13:23 • 6 min czytania 26 komentarzy

Prawie czterdzieści rozdanych kartek w dwóch ostatnich poprowadzonych meczach. Liczne momenty takich awantur i takiego chaosu, że chyba tylko on czerpał satysfakcję z rozpieprzonej zabawy. Oto on, jedyny w swoim rodzaju, Mateu Lahoz. Hiszpan nie zwariował. Taki jest, całkowicie odklejony, trafnie diagnozował go już kiedyś świętej pamięci Tito Vilanova: „Sędzia może pomylić się przy rzucie karnym, nie zauważyć spalonego, wypaczyć wynik, ale Mateu Lahoz jest wyjątkowy: swoim zachowaniem zmienia przebieg i obraz całej gry”.

Szaleństwo Lahoza

W jednym z grudniowych Stanów Futbolu pytaliśmy o niego Kowala, który meczów z udziałem Lahoza naturalnie oglądał sporo: – Zawsze chce być bohaterem. Niczego nie kontroluje. Ciągle prowokuje piłkarzy. Najpierw wprowadza chaos, a następnie nie potrafi sobie z nim radzić. Właściwie to wyjście z tej sytuacji wymyślił sobie jedno: rozdawanie kartek. Żółtych i czerwonych naprzemiennie.

Amen.

Kompromitował się już w Katarze. Wysłano go do domu po ćwierćfinałach, bo trzygodzinne starcie między Argentyną a Holandią przemieniło się w spektakl narodowej niechęci i istną futbolową rzeź, podczas której kopnięcie piłki Leandro Paredesa w stronę ławki rezerwowych Oranje wcale nie stanowiło najgrubszej akcji, a cyrk wojny podjazdowej podczas serii rzutów karnych przypominał przegląd najbardziej swawolnych głupawek podwórkowych kopanin. Każdy zaczepiał każdego. Przekleństwa, wyzwiska, grymasy, szarpaniny, szamotaniny, faule, nieczyste zagrywki w najbrudniejszym wydaniu. I Mateu Lahoz pośrodku tego wszystkiego. Zawodowy strażak-piroman. Tak wyglądał przepis na katastrofę.

Grzmiał poirytowany Leo Messi: – Ludzie widzieli, co się działo. Baliśmy się przed meczem, bo wiedzieliśmy, kim on jest. FIFA nie powinna wystawiać takiego sędziego na tak ważny mecz. Sędzia był słaby przez cały mecz, nie stanął na wysokości zadania, zawsze grał przeciwko nam. Ten drugi gol Holandii – to nie był faul. Widziałem, że chce przechylić mecz na ich korzyść. 

Reklama

Wtórował mu Emiliano Martinez: – Ten sędzia jest szalonym arogantem. Coś mu mówisz i on odpowiada ci w zły sposób. Ostatnie dziesięć minut to rzuty wolne dla Holandii. Wszystkie decyzje dla Holandii. Myślę, że jeśli odpadła Hiszpania, to on chciał, żebyśmy odpali także i my. Mam nadzieję, że nie będzie nam więcej sędziować. Jest bezużyteczny.

Równie krytycznie wypowiadał się Frenkie de Jong: – Gdy tylko skończył się regulaminowy czas, poszli po niego, a on dał się złapać. Od tego momentu gwizdał już tylko dla Argentyny. To było naprawdę skandaliczne. Myślę, że zgubił drogę w doliczonym czasie.

Jakieś kuriozum. Pozornie brzmi to jak sprawiedliwie poprowadzony mecz. Jedni i drudzy poszkodowani, sędzia czysty od podejrzeń „drukowania”. Prawda była jednak taka, że Mateu Lahoz wprowadzał chaos za pomocą klasycznych dla siebie sposobów stawiania się w centrum uwagi. Nie ma przypadku w tym, że kartki Hiszpan rozdawał cyklami. To do niego podobne. Jurrien Timber, Marcos Acuna, Cristian Romero i Wout Weghorst ukarani zostali między 43. a 45. minutą gry. Memphis Depay i Lisandro Martinez w 76. minucie. Steven Berghuis, Leandro Paredes, Leo Messi, Nicolas Otamendi i Steven Bergwijn w okolicach i ramach doliczonego czasu gry. Gonzalo Montiel, German Pezzella, Denzel Dumfries i Noa Lang na przestrzeni ostatnich dziesięciu minut dogrywki.

Mateu Lahoz odgrywał swoją rolę. Rolę bohatera. Nieudolnego, dodajmy. Choć, cholera wie, co tam mu się wydawało, może myślał, że był super. Minęły trzy tygodnie. Przydzielono mu derby Barcelony w La Lidze w Sylwestra. Piłkarze w nieekskluzywnej formie, tempo i intensywność na niskim poziomie, a… Lahoz swoje. Rozdał szesnaście żółtych kartek. I dwie czerwone. No i, klasycznie i typowo, urządził rzeź „niewiniątek” między 74. a 81. minutą. Żółte kartki dla Jordiego Alby i Viniciusa Souzy za dyskusje z rywalem. Żółte kartki dla Edu Exposito, Ferrana Torres i Pedriego za protesty w kierunku sędziego. I jeszcze jedna żółta kartka dla Alby. Tym razem: za protesty w kierunku sędziego. I zaraz czerwona.

– Podszedłem do Lahoza i powiedziałem mu z pełnym szacunkiem, że Joselu założył krzesełko Christensenowi i go faulował, nic więcej. On myślał, że to była pierwsza żółta kartka, ale to była druga. Poza tym, że moim zdaniem to nie jest nawet kartka, to jasne, że gdyby zdawał sobie sprawę, że to jest na wagę czerwonej kartki, nie pokazałby mi jej. Zdaję sobie sprawę, że czasem popełniam błędy i za bardzo protestuję, ponieważ jestem bardzo impulsywny i muszę poprawić ten aspekt, ale dzisiaj tak nie było. Lahoz popełnił błąd, ponieważ nie pamiętał, że już dostałem upomnienie – opowiadał Alba, a jego wersję zdarzeń potwierdzał Sergi Roberto.

Reklama

„Zapomniał”, jak to w ogóle brzmi?!

Potem jeszcze dwie żółte kartki i jedna czerwona kartka rozdane w 80. minucie.

I trzy żółte w doliczonym czasie gry.

Mało? Na FCBarca.com czytamy: „Co ciekawe, w aktach meczowych pojawił się dopisek, że po meczu o godzinie 17:15 zaznaczono, że brakuje jeszcze żółtej kartki dla Joselu z 81. minuty. Co więcej, w trakcie meczu ewidentnie było widać, że żółtą kartkę na ławce otrzymał także Raphinha, lecz w aktach jego nazwisko nie widnieje w gronie napomnianych piłkarzy”. 

Czy kogoś to dziwi? Nie, no nie, absolutnie. Za liczne błędy i wpadki, niekiedy wypaczające wyniki całych meczów czy sezonów, hejtują go kibice Barcelony, alergicznie reagują na niego fani Realu, żale wylewają sympatycy Manchesteru City, a i w piłce reprezentacyjnej zdarzyło mu się ostro pokręcić, kiedy na przykład na Euro 2020 w starciu Portugalii z Francją podyktował bardzo wątpliwy rzut karny dla Trójkolorowych po rzekomym faulu na Mbappe, albo kiedy nie przyznał Ukrainie ewidentnego rzutu karnego w finale barażowego meczu z Walią o udział w katarskich mistrzostwach świata.

Jednocześnie taki Szymon Marciniak mówił o nim w programie „Pogadajmy o piłce”: – To jest fenomenalny sędzia. Jeżeli chodzi o błędy, to trudno, żeby się nie zdarzały. Sędziuje w jednej z najlepszych lig świata. Wiadomo, że te mecze, w których grają Barcelona, Real Madryt, Sevilla i Atletico są na styk. Zmierzam do tego, że tam presja jest ogromna. Piszą i analizują każdą decyzję od poniedziałku do soboty. Mateu Lahoz ma inny, unikatowy styl. Nikt nie jest w stanie tego powielić i naśladować.

I tu dochodzimy do sedna sprawy. Błędy się zdarzają. Lahoz nie jest ignorantem i kretynem, człowiekiem z przypadku, sędziował na MŚ 2018, ME 2020 i MŚ 2022, prowadził finał Ligi Mistrzów, od dekady dostaje ważne mecze La Ligi, ale… to chyba najwyższa pora, żeby zrozumieć, że arbiter piłkarski nie powinien być jak Mateu Lahoz. Fajnie, że mruga po ostatnim gwizdku do mamy na znak, iż jest „okej”. Kapitalnie, że na krytykę odpowiada słowami: „nie znoszę fobii i sekciarstwa”. Cudownie, że chwali się, iż do wszystkich piłkarzy mówi po imieniu i szpera w informacjach z życia prywatnego każdego grajka, żeby miło zaskakiwać podczas meczów.

Ale problemem Hiszpana nie jest jego kiepski wizerunek, bo tego nie da się już odwrócić, a fakt, że stał się uosobieniem chaosu i braku kontroli, tego wadliwego czynnika ludzkiego w dobie rozwoju technologii i erze komputeryzacji sędziowskiego fachu. Lahoz może mieć do pomocy VAR, Goal Line Technology, Semi-automated offside technology, a i tak odpieprzy krzywą akcję i skłóci wszystkich ze wszystkimi. Taki nie powinien być arbiter. Nawet jeśli po Euro 2020 dostał zgodę od RFEF na przedłużenie karier. I, za pół roku – choć w sumie nie wiadomo, jakie ma plany i co mu tam w głowie świszczy – prawie na pewno będzie musiał odłożyć gwizdek na stół.

Żeby jednak nie było tak gorzko, Diego Martinez, trener Espanyolu, rzucił po derbach Barcelony: – Mateu Lahoz jest jednym z najlepszych sędziów na świecie.

Cóż, football is football, you know. 

Czytaj więcej o sędziach:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

26 komentarzy

Loading...