Pięć meczów pauzował Jeremy Sochan, który pod koniec listopada doznał urazu mięśnia czworogłowego. Polak wrócił na parkiet w spotkaniu z Cleveland Cavaliers, a jego San Antonio Spurs wygrali 112:111.
Sochan mecz z Cavaliers rozpoczął nie w wyjściowej piątce – jak to robił przed kontuzją – a wszedł z ławki, oszczędzany przez Gregga Popovicha. Na parkiecie polski koszykarz spędził łącznie 18 minut. – Wyglądał dobrze. Brakowało mu rytmu, który ma się, gdy jest się cały czas w grze, ale był pewny siebie – mówił po meczu trener Spurs o postawie Jeremy’ego.
Sochan nie zanotował co prawda przesadnie imponujących statystyk – rzucił 2 punkty (1/4 z gry), a do tego zaliczył 3 zbiórki i 3 asysty – ale to właśnie w okresie gry z nim na parkiecie ekipa z Teksaku zanotowała najwyższy wskaźnik plus/minus, który wynosił aż +14 i w ten sposób przyczynił się do wygranej swojego zespołu.
Spurs na zwycięską ścieżkę – po jedenastu porażkach z rzędu – wrócili zresztą już wcześniej, a to dla nich trzeci wygrany mecz z rzędu. Co prawda zawdzięczają to w dużej mierze nieskuteczności rywali (5/23 trafionych rzutów za trzy), ale dziewiąte zwycięstwo w sezonie stało się tym samym faktem. Dla nas ważne z kolei jest to, że eksperci po dzisiejszym spotkaniu zgodnie chwalili Sochana, podkreślając, że odnajduje się po obu stronach boiska i z miejsca było widać jego wsparcie dla drużyny na parkiecie.
Fot. San Antonio Spurs / NBA Entertaiment