Kiedy o godzinie 18.38 Fabrizio Romano poinformował za pośrednictwem Twittera, że Cristiano Ronaldo mecz ze Szwajcarią rozpocznie na ławce rezerwowych, motyw przewodni opowiadania o tej rywalizacji stał się jasny. Niezależnie od tego, co miało się później wydarzyć na murawie, wszystko musiało się kręcić wokół odważnej decyzji Fernando Santosa. Jak zareaguje drużyna? Czy grający w kadrze dopiero po raz czwarty (do tej pory łącznie 33 minuty na murawie) Goncalo Ramos dźwignie presję? Jaką rolę odegra ostatecznie w tej rywalizacji pominięty gwiazdor?
Podobne pytania można było mnożyć. By podkreślić rangę tego wydarzenia, należy dodać, że Ronaldo na ławce w meczu na dużym turnieju usiadł po raz pierwszy od ponad 14 lat. Selekcjonerem był wtedy Luiz Felipe Scolari, wśród zawodników powołanych na Euro 2008 znajdowali się między innymi Deco, Paulo Ferreira czy Nuno Espirito Santo, a zostawienie Cristiano w rezerwie na mecz ze Szwajcarią wiązało się z tym, że Portugalczycy wygrali dwa pierwsze starcia w grupie. Od tamtego momentu legendarny gracz wychodził w podstawie na dużych turniejach 31 razy z rzędu. Koniec tej serii oczywiście nie wziął się znikąd.
Ronaldo miewał humory, Ronaldo na murawie niekoniecznie błyszczał, Ronaldo usiadł na ławie.
Portugalia – Szwajcaria. Hat-tricka Ramosa
Ale ta decyzja obroniła się w sposób spektakularny. Zanim na dobre zdążyliśmy uświadomić sobie skalę ryzyka doświadczonego selekcjonera, 21-letni napastnik Benfiki miał na koncie gola. W dodatku efektownego, bo przyjął piłkę w polu karnym przy biernej postawie Schara i huknął bez większego zastanowienia przy słupku. A okazało się to jedynie wstępem do zjawiskowego występu.
Zarówno w wykonaniu młodziana, jak i całej drużyny. Trudno nie uderzać w tej sytuacji w jakieś doniosłe tony. Być może właśnie obserwowaliśmy narodziny gwiazdy, być może doszło do symbolicznego przekazania pałeczki. Ramos, który w tym sezonie strzelił już 14 goli dla Benfiki (do których dołożył 6 asyst), skończył ten mecz z hat-trickiem na koncie, a także asystą przy trafieniu Guerreiro. Tylko dwa razy bramki padły bez jego wyraźnego udziału. Gdy z rzutu rożnego dośrodkował Fernandes, a w polu karnym miejsce między stoperami Szwajcarii znalazł sobie Pepe i gdy Leao popisał się efektownym uderzeniem po indywidualnej akcji. W drugim przypadku Ramosa nie było już na boisku. Można się czepiać zmarnowanego sam na sam po podaniu Fernandesa w końcówce pierwszej połowy, można zarzucić mu podratowanie honoru Szwajcarów, bo źle interweniował we własnej szesnastce przy bramce, którą strzelił Akanji, ale to tylko jakieś uwagi na marginesie wielkiej historii.
Niezłą historią, tak swoją drogą, jest też przypadek Pepe. Chłop w lutym skończy 40 lat, jest tak stary, że pamięta tę ostatnią ławę dla Ronaldo, o której pisaliśmy, a nie dość, iż skutecznie interweniuje w obronie, to jeszcze potrafi przyfandzolić z baniaka. Mógłby być ojcem Ramosa, a razem zrobili ze Szwajcarów mielonkę.
W aspekcie drużynowym to 6-1 to też nie lada wydarzenie. Przecież Szwajcaria potrafi świetnie bronić, przekonali się o tym w Katarze choćby Brazylijczycy, którzy długo się męczyli i wcisnęli Helwetom tylko jedną bramkę. Jasne, w czerwcowym meczu Ligi Narodów Xhaka i spółka przyjęli od Portugalczyków czwórkę, ale rewanż już wygrali (1-0), a poza tym obie ekipy wzajemnego respektu musiały nabrać do siebie w trakcie wyrównanych eliminacji do mundialu w Rosji. Ale dziś zespół Yakina został zmiażdżony. Wylądował pod butem i nie był w stanie się wyrwać. Jego solidność, do której czasami wzdychamy, była mglistym wspomnieniem. Kilka indywidualnych zrywów, gol po stałym fragmencie, a poza tym rozpaczliwe, desperackie wręcz próby bronienia się przed nakręconym rywalem.
Ronaldo? Kilka razy był wywoływany z trybun, a realizatorzy transmisji ciągle przypominali, że jest wśród rezerwowych. Szukali krzywych min, ale znajdowali człowieka, który, nawet jeśli był rozżalony, to nie daje po sobie tego poznać. Ba! Wyjątkowo entuzjastycznie cieszy się z zespołem, wyskakując z ławki i biegnąć w kierunku fetujących gola kolegów. Na boisku pojawił się na nieco ponad kwadrans. Trafił do siatki, ale był na wyraźnym spalonym.
I jesteśmy cholernie ciekawi, jaki będzie dalszy ciąg tej historii w sobotnim meczu z Marokiem. Kino.
Więcej o mistrzostwach świata: